Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2010, 01:34   #32
SmartCheetah
 
SmartCheetah's Avatar
 
Reputacja: 1 SmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłośćSmartCheetah ma wspaniałą przyszłość
Chaos jaki panował w umyśle Xantha był zwyczajnie nie możliwy do opisania. Zmęczenie, natłok zarówno negatywów jak i pozytywów, próby przypomnienia sobie konkretnych nazwisk, powierzchowna analiza osobników w których sidła wpadł i chęć posegregowania tego wszystkiego w jedną całość. Mimo "rozsądnego" wyrazu twarzy i wstępnego zachowania zimnej krwii, zaczął mieć problemy z odbieraniem poszczególnych bodźców.

Następstwem czego było długie milczenie i tępa obserwacja Flichtira. Przez to całe zamyślenie lekko nieobecny awanturnik zwyczajnie nie dosłyszał części jego słów, zadając sobie przy okazji nurtujące go zawsze przy okazji podobnych sytuacji pytanie Co ja tu do kurwy nędzy robię?
Coś jednak okazało się odsunąć chaos na bok. Konkrety. Konkrety do których przeszedł ów wygadany jegomość, któremu pewnie przy nieco innej okazji Xanth chętnie skręciłby kark.
Niestety dla Xantha, okazja była nieco inna. Wsłuchał się uważnie w słowa tamtego, zbierając się po raz kolejny tego dnia do kupy. Był w tym dobry. Najlepszy.

- Taaak... Zajmiesz miejsce Vaskeza. Oczywiście nie chodzi mi o pozycję w waszym gównianym światku, ale o robotę u nas... Mam nadzieję, że wiesz o co chodzi. - zapałzował.
- Będziesz dla nas rozpieprzał organizacje od środka. Tylko ostrożnie, żeby nie dać się takim narwańcom jak Ty.


Narwańcom? Przecież się skurwysynowi należało...I mi też się będzie należało jeśli wam pomogę. O ile po...Pięknie. Po prostu kurwa pięknie.

Gdy tylko mężczyzna stracił zainteresowanie Xanthem widząc znacznie ciekawsze rzeczy w swoich paznokciach doszło niemalże do kolizji ich wypowiedzi. Xanth odezwał się bez wahania, krótką chwilę po pierwszym od jakiegoś czasu pytaniu Flichtira. Nie był głupi. W końcu Trent pokazał mu co potrafi, a zawsze mogło się okazać że ciągle siedzi w jego głowie. W końcu tak po prostu sobie stał i milczał.

- To jak będzie?
- Będzie jak mówiłem. Jestem do waszej dyspozycji. Jakby nie było wybór któryście mi dali wyjątkowo ograniczony.


Specjalnie wydłużał i przeciągał zdania, koncentrując na nich swoje myśli. Po prostu nie mógł pozwolić na jakiekolwiek knucie w momencie gdy Trent mógł w najlepsze spacerować sobie po jego umyśle, odczytując każdy najmniejszy zamiar. Nie dając sobie chwili wytchnienia - kontynuował.

- Ii...od czego miałbym zacząć?

Plan zdawał się działać. Przyciągnął na nowo zainteresowanie Flichtira i odciągnął swoje myśli od brutalnych wizji tego co mogłoby się stać z Xanthem, jego niegdysiejszymi przyjaciółmi czy którymś z nowo poznanych "przyjaciół".

- Bardzo dobry wybór. Zaczniesz tu. Masz tu kilku znajomków. Przenieśli się. Wejdziesz tam i będziesz rozpieprzał
- Mam rozpieprzać łby, czy podkopywać pod nimi doły? Jeśli mamy być wobec siebie szczerzy, to wolałbym chyba jednak to pierwsze. Lepiej się czuje jak dane mi robić za zwykłego skurwysyna, zamiast dwulicowego skurwysyna. Rozumiecie chyba? Wiadomym jednak że się dostosuje do waszej woli.


Pomarszczone czoło, zsunięte brwi i wymowne, srogie spojrzenie. Xanth wyglądał na takiego który wiedział o czym mówi. W dodatku półmrok jaki panował w pomieszczeniu dodawał jego obliczu i słowom dodatkowej powagi. Nie dawał cienia wątpliwości że nadawałby się lepiej do zwykłego wyrywania chwastów zamiast próby zrozumienia skąd się biorą.

- To drugie - uraczył Xantha lakoniczną wypowiedzią.
- Niechaj i tak będzie. - mruknął z delikatnym niezadowoleniem. Trochę udawanym, trochę nie. Próba otępienia własnych myśli wymagała od niego także gestów.
- Od kogo zacząć i gdzie. No i z kim mam się kontaktować, bo jak yy...mniemam, będzie jakiś ktoś kto będzie zbierał te informacje?
- Trent pójdzie z tobą. Wprowadzisz go, a on będzie tobie towarzyszył.

W momencie gdy padło hasło - a konkretniej imię czarodzieja, Xanth przeniósł swoje spojrzenie na jego twarz. Mina wprawdzie nie uległa zmianie ale lewa brew nerwowo drgnęła. Przecież najzwyczajniej w świecie wystawiał mu tego który go znalazł i potrafił grzebać w jego umyśle. Nie mógł jednak nad tym teraz myśleć. Nie teraz. Po prostu nie mógł. Przekrwione, stalowoszare ślepia wróciły do poprzedniego obiektu obserwacji. Flichtira.

- Jego? A nie odpierdoli nic głupiego? Siedziałem w tym gównie po uszy więc wiem jak łatwo się poślizgnąć.
- Jeśli za dużo chlapnie, wyciągniesz go z tego. - wzruszył ramionami.
- Ostatecznie to wy będziecie wyciągali noże z naszych ciał... Albo identyfikowali truciznę jaką nas uraczyli. - Wzruszył ramionami podobnie do tamtego, tracąc nim momentalnie zainteresowanie. W końcu to czarodziej miał być jego "wspólnikiem". I to czarodziej umiał czytać w myślach.
- Gdzie zaczynamy?
- Konkretnie to nie my, ale tak, mamy od tego ludzi... Dane od Vaskeza kończą się na dostawie tego wieczora za miastem. Trent wie gdzie to jest.

"Skoczne gałki oczne" Xantha wróciły do Trenta, by w wyjątkowo badawczy sposób się mu przyjrzeć. Był ciekaw czy czarodziej ma coś do powiedzenia. I w tym momencie pozwolił sobie nawet myśleć. Myśleć o przyjemnościach innych od skalpowania tej zgrai skurwysynów która go otaczała. No bo tym właśnie dla niego byli. Tymi złymi.

- No to co kochasiu? Gotowyś? - przeciągnął się zaraz po tych słowach, pewny swego. W końcu co mogło im się stać. Czarodziej dorwał Xantha, to i głupiej wpadki raczej nie zaliczy. A jeśli nawet zaliczy to tym lepiej dla Hale'a bo będzie miał czas na wymyślenie czegoś dobrego.

- Tak, od kilku miesięcy - Uśmiechnął się szeroko.
- Wybieramy się tam od ręki, czy wolisz najpierw palnąć jakieś lokalne szczyny na odwagę? - pozwolił sobie nawet się pospoufalać z niewysokim czarodziejem, klepiąc tegoż po ramieniu. Dość tęgo klepnąć.
- Jak dla mnie to możemy iść nawet wczoraj.

Żartowniś. Ciekawe jakbyś żartował gdybyś był na moim miejscu, skurwielu.

Xanth po chwili namysłu machnął ręką, spojrzał na drzwi i gotów na to co miało mu przynieść przeznaczenie walnął:
- No taaa...Jestem jednak trochę wyczerpany podróżą, dlatego wolałbym to załatwić jak najszybciej. Dacie trochę odpoczynku, jak już się trochę koło nich zakręcimy, co? - spojrzał po zgromadzeniu, najdłużej wzrok zawieszając na czarodzieju i gościu który zamieszał go w to...dwulicowe skurwysyństwo. Nie czekał jednak na odpowiedź, dorzucając zaraz.
- Prowadźcie...Trent.
 
__________________
Don’t call me your brother
’cause I ain’t your fucking brother
We fell from different cunts
And your skins an ugly color!
SmartCheetah jest offline