Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2010, 10:59   #29
Nathias
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Rozmowy z towarzyszami poszerzyły nieznacznie perspektywę sprawy. Jednak to wciąż było za mało. Pomimo przypuszczeń, domysłów i przesłanek, Sinthel nie bardzo wierzył, że mogli cofnąć się w czasie. W końcu gdyby to było możliwe ot tak, Myth Drannor by nie upadł, Elfie Królestwo by nie upadło i Elirena...

Sinthel szedł tak zamyślony patrząc pod nogi. Nie przewidział takiego obrotu sprawy. Wszystko się skomplikowało. Talanis, Elirena... Wszystko było nie tak jak powinno. Mieli zwiedzić Fearun, a potem spokojnie powrócić do domu...

Z zamyślenia wyrwał go Arii. Głośny pisk orła od razu otrzeźwił zachmurzoną głowę elfa. Widać, czuł on smutek i natłok problemów swojego przyjaciela i postanowił przylecieć, by go pocieszyć. Sinthel wyciągnął prawą rękę, osłoniętą skórzanym ochraniaczem i Arii, zataczając coraz to mniejsze kręgi, wylądował w końcu delikatnie na lewym ramieniu swego pana, skrzecząc donośnie.
-Dzięki przyjacielu... - szepnął to pierzastego towarzysza Sinthel i pogłaskał delikatnie po złożonych skrzydłach.

Nawet Salarin, pomimo swojego buńczyczno-zawadiackiego charakteru, nie potrafił tak podnieść elfa na duchu, jak Arii. Czasem Sinthel zastanawiał się, czym to jest spowodowane, ale szybko uznawał, że takie rozmyślenia nie mają sensu. Z bratem łączyły go zupełnie inne relacje niż z Ariim.

Gdy w końcu dotarli do celu ich oczom ukazała się wspaniała budowla. Potężne mury broniły dostępu do strzelistych wież i innych zabudowań. Całość niemal świeciła się od magii. Takiej architektury Sinthel nigdy nie widział. Wszystko było tak...niezwykłe, tak wspaniałe. Szedł nie dowierzając. Miejsce to tętniło życiem. Wszędzie krzątały się elfi i krasnoludy. Plotkujące, rozmawiające, żartujące. Jakby urodzili się braćmi. Sinthel nie przepadał za krasnoludami ze względu na ich gruboskórność, brak finezji i subtelności, i pierdzenie przy stołach. Jednak nie miał też okazji na dłuższą rozmowę z którym z przedstawicieli tej rasy. Oh, oczywiście był Hordyanki, ale i nie był on zbyt rozmowny a i pokazywał te wszystkie cechy krasnoludów, które Sinthela od nich odpychały. Tutaj było zgoła inaczej.

Gdy tropiciel, zaraz za resztą, wszedł na dziedziniec, miał wrażenie, że zaprowadzono go do samego Myth Drannor. Jednak okazało się tylko okoliczną strażnicą. Tylko?! To jak musiało wyglądać miast, jeśli to była "tylko" strażnica.

Avarion zaprowadził ich do dowódcy całej placówki. Okazała się nią elfka - Elenis. Bardzo urodziwa elfka, swoją drogą. Pierwszy zaczął Salarin - przedstawił się. Nawet nieźle mu to wyszło, pomijając fakt, że trochę przesadził z dawkowaniem informacji. Do niego dołączył się Jamfire i tego było już za wiele. Pod elfią panią ugięły się nogi, a Avarion stał, jakby go ktoś w ziemię wmurował. Teraz Sinthel miał pewność - to nie były ani omamy, ani złudzenie, ani nic innego, na co zdawało się, miał nadzieję.

Salarin w całym zamieszaniu i podekscytowaniu powiedział troszkę za dużo, ale w sumie może to i lepiej.
-Powinniśmy się wszyscy troszeczkę uspokoić. Tak, wiem że to musi być cios, dowiedzieć się, że klejnot tego świata wkrótce upadnie. Tak samo dla nas była ciosem informacja, że jesteśmy tu, a raczej kiedy... jesteśmy. - ostatnie zdanie zabrzmiało wyjątkowo idiotycznie, ale retoryka, Sinthel, miał zamiar zając się trochę później. Zwrócił się do brata.
-Nie możemy w takiej sytuacji stawiać naszym braciom warunków. Czas pokaże co będzie. - miał nadzieję, że Sal go zrozumie. Jemu tez na sercu leżał los Elireny, ale w tej chwili ona nawet się nie urodziła, więc nic nie mogą dla niej zrobić.
-Co robić pytacie? Mam pomysł, choć szalony i jestem prawie pewien, że to się nie uda. - Sinthel zrobił dłuższą pauzę, aby wszyscy chwilę ochłonęli i skoncentrowali się na tym, co mówi
-Pomożemy wam. Przynajmniej ja i Sal, bo za resztę nie mogę mówić. Pomoc to będzie niewielka, ale być może nieoceniona. Podróżuje z nami kilka osób, które znają się na magii, a co najważniejsze znają historię tego miejsca. Jak mój brat wspomniał, do katastrofy ma dojść za rok. Mamy więc czas, by coś z tym zrobić. My mamy informacje. Musimy obmyślić plan pokonania demonów, lub co lepsze, niedopuszczenia by dostały się tutaj. Ja się nie znam na tych sprawach, bardziej pomocni będą moi towarzysze. Jednak dla mnie dwie sprawy są oczywiste. Pierwsza - nie możecie się teraz poddać, bo usłyszeliście, że i tak przegracie. Druga - w tej chwili nie znamy sposobu by powrócić do swoich czasów. - to zdanie szczególnie kierował do Hordyankiego, którego poznał jako osobę nieobliczalną.
-Powinniśmy zrobić wszystko, by uratować ten klejnot.

Sinthel miał nadzieję, że Elenis przystanie na to. Zresztą i tak nie mieli innego wyboru. A co do Salarina i reszty jego towarzyszy, miał nadzieję, że zrozumieją go. Nie mógł bowiem bezczynnie patrzeć i odejść, kiedy wiedział, że to miejsce zostanie zrównane z ziemią. Że mogli coś zrobić, ale nie zrobili. Czuł gdzieś głęboko potrzebę przyczynienia się w tej wojnie. Nie wiedział skąd to się wzięło. Po prostu to czuł i wtedy pomyślał ~Elirena zrobiła by to samo...~ i jakoś lżej mu się zrobiło na duszy. Co do swego brata był pewien, zresztą sam to powiedział przed chwilą. Do reszty jednak nie miał pewności. Nie poznał ich na tyle, by ręczyć, za którekolwiek. Jednak będzie co będzie, jak sam rzekł. Czas pokaże.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...

Ostatnio edytowane przez Nathias : 29-09-2010 o 11:07. Powód: trochę ortografii :)
Nathias jest offline