Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2010, 15:33   #17
Jules
 
Jules's Avatar
 
Reputacja: 1 Jules nie jest za bardzo znanyJules nie jest za bardzo znany
Post Konrad Rosenberg (Jules)

*


Brietblatt... Przystrojone uliczki i świętujący mieszkańcy. I unoszący się zapach najprzedniejszych potraw oraz trunków. Tłum śpiewał i radował się na wszelkie możliwe sposoby. Brietblatt... Mieścina oderwana od rzeczywistości. Ludzie ginęli, a w okolicznych lasach już dawno przestało być bezpiecznie. Tutaj żyło się chwilą. Brietblatt... Konrad z zaniepokojeniem uświadomił sobie, że stoi u wrót do krainy piwem i winem płynącej, gdzie drzewa kołysają się, chociaż nie ma wiatru, a zwierzęta zaczynają mówić ludzkim głosem.

Opróżnił naczynie i wymownie uderzył nim o stół, zwracając uwagę nie tylko otumanionego sporą dawką alkoholu Gerharda, ale całej załodze miejscowej karczmy.

- Dość! Odmawiam! - krzyknął do łowcy zamierzającego napełnić raz jeszcze ich kufle. - Idę zwiedzić okolicę, zostawiam Cię samego.

Wstał chwiejnie, zatoczył się i wyszedł z okropnie dusznej sali. Na spieczonych policzkach poczuł orzeźwiający chłód wieczoru. Obraz przed oczyma wyostrzył się i szlachcic ruszył pewnie przed siebie. Wydarzenia ostatnich dni zmusiły go do niemałej refleksji. Zastanawiał się, kiedy noga mu się w końcu podwinie i śmierć odrobi zaległości. Bo szczęście nie może przypisywać przecież wiecznie...

**


Kiedy na dobre rozpętało się piekło, a spokojny trakt przerodził się w istne pole bitwy, Konrad dochodził powoli, ale konsekwentnie do wniosku, że monstra, ogrami zwane, mają na prawdę grubą skórę. W cięciach i pchnięciach swojej szpady trudno mu było znaleźć odrobinę finezji, wyrafinowania, klasy. Pozostawała jedynie siła. Przeciwnicy, chociaż powolni, długo nie dali odebrać sobie inicjatywy. Gdy wydawało się, że Will zginie od ciosu jednego z nich, szlachcic zręcznie odwrócił uwagę tegoż ogra. Trafiał często i to w skrzętnie wybrane miejsca czułe. Gwoli ścisłości - miejsca, które wydawały mu się czułe. Ciosy zadawane nie tylko przez niego, ale i resztę dzielnie walczącej drużyny tylko upuszczały krwi bestiom.

Gdy pot zadomowił się na twarzy Konrada wraz z wiernym kompanem kurzem, szala zwycięstwa przechodziła na ich stronę. W końcu ogry spierzchły i uciekły. Szlachcic przetarł zachlapane szkarłatem ostrze szpady o materiał odzienia i z zadowoleniem wepchnął je do pochwy. Trud walki i rany odniesione przez towarzyszy nie zdołały zepsuć mu dobrego humoru. Powstrzymał jednak szyderczy rechot za zabawnie uciekającymi ogrami.

***


Otworzył oczy. Coś było nie tak. Leżał zanurzony w czystej i miękkiej pościeli. Stwierdził, że jest mu całkiem przyjemnie. Promienie wschodzącego słońca wpadające do pomieszczenia zwiastowały poranek. Jak się tutaj znalazłem... - przypominał sobie, wpatrując się w sufit - Szedłem polną drogą, a potem zawróciłem do karczmy... Przeraził się. Nie pamiętał, co miało miejsce później.

Obrócił głowę i zobaczył kobietę. Spała. Naga tuż obok niego. Długie, jasne włosy opadały jej na zgrabne i gładkie ramiona. Była piękna. Tyle, że Konrad chyba jej nie znał...
 
Jules jest offline