Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2010, 20:05   #49
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Sesja egzaminacyjna zakończyła się sukcesem...może niezbyt hucznym, ale sukcesem. Pomimo wszystkich dziwnych wydarzeń, które miały miejsce przez te kilka dni udało mu się.
Mimo wszystko czuł się źle, ta cała historia z Lafayettem w tle wpłynęła na niego fatalnie, miewał urojenia, a ciągłe przerażenie i uczucie bycia obserwowanym zamykały go w domu...

Butelka palącego płynu aplikowała do otoczenia silny zapach spirytusu
"Dwa kieliszki..." Zmieszany, chwycił naczynia i odstawił na miejsce, bacznie przyglądając się butelce....



Ruch...świadomość jego wykonywania powoli nasuwała się w trakcie bezustannej pracy nóg...ruch był szybki, to nie był marsz.
"Biegniemy?"
Ciało przeszła fala odrętwienia...gorące powietrze smagało twarz, czuł silny zapach męskich perfum, tak jakby stał obok niego Hiddink oblany wiadrem drogiej wody kolońskiej...przystaną.
Pisk opon i dźwięk klaksonów wybudził go z zastygnięcia...stał na środku ulicy:
"Comfortably Numb...isn't it?"
-Z drogi palancie! - ryczał kierowca stojącego przed nim samochodu - myślałeś, że mnie naciągniesz? Że cię rąbnę moim pięknym mobilem i naciągniesz mnie na odszkodowanie? Tak myślałeś szczylu jeden! - kontynuował przybierając coraz ciemniejsze barwy z gamy czerwieni.
Powolnym, nieco niepewnym i chwiejnym krokiem dotarł do chodnika, wzrok ciekawskich przechodniów skutecznie zaciągnął go do jednej z bocznych uliczek, jednak chwilę później znów maszerował wśród tłumów wlekących się niczym maszyny do prac, szkół i uniwersytetów...
"Tu nas nie znajdzie"
Wspomnienie o tamtym incydencie nie dawało mu spokoju...spotkali go, razem z Lafayettem, który dzień później, półżywy kołysał się między światem opium a realnym.
"A mnie ciekawi jak to wytłumaczy w teatrze....tak, pewnie będą z niego zadowoleni, nie wspominając o wielbicielach"
Szedł niestrudzenie wzdłuż jednej z brukowanych ulic..po chwili jednak umysł smagnęła myśl
"Gdzie my idziemy...."
Nerwowo rozglądając się wokoło starał się odnaleźć jakiś punkt odniesienia...tablica na skrzyżowaniu...był niedaleko kamienicy w której mieszkał Lafayette...
"Tak, przemęczony...Skoro już jesteśmy tak blisko"

Lafayette wyglądał o niebo lepiej od ostatniego spotkania:
- Cóż za miła niespodzianka. Wejdź Leonardzie!
- D-dziękuję - wszedł przy okazji obijając torbą o framugę - P-przepraszam za zapach...n-nie wiem skąd t-to się wzięło - Lynch pachniał...drogą wodą kolońską, użytą może w nieco zbyt dużej dawce - J-jak samopoczucie? - uśmiechną się nerwowo do Lafayette'a zamykając za sobą drzwi
- Znacznie lepiej. Tylko i wyłącznie dzięki tobie. Brak mi słów wdzięczności - rzekł wpuszczając cię dalej - Proszę, wejdź, napijesz się czegoś?
- He-herbaty, jeśli nie będzie to problemem - twarz chłopaka oblał rumieniec

Siedzieli już w salonie popijając herbatę, powietrze wydawało się ciążyć w pomieszczeniu.
- Więc...p-przyniosłem pańskie n-notatki - chłopak wygrzebał z torby wypchaną teczkę, w środku znajdował się dziennik Lafayette'a, książka i ogrom notatek na pojedynczych kartkach
- Oh! Dobrze wiedzieć, że ktoś zachował przytomność umysłu - wziął notatki - Nalegam, przejdźmy na "ty", jeśli pozwolisz oczywiście?
- Jeśli P...jeśli n-nalegasz - upił herbaty z filiżanki - właściwie p-przyszedłem do Ciebie z pewnym p-problemem...jako, iż nie chcę aby reszta n-naszej grupy wzięła mnie za....szalonego - głośno przełknął ślinę - to coś, ten g-ghul mnie obserwuje - wyrzucił z siebie.
Vincent wyraźnie zbladł, uśmiech zszedł z twarzy ustępując miejsca skupionej wersji iluzjonisty.
- Widziałeś go? Już po rytuale?
- N-Nie tyle widziałem co...może w-wydać Ci się to objawem jakiejś m-manii, ale ja go w jakiś sposób- chłopak urwał na chwilę - czuję jego obecność...p-po prostu.

Lafayette wbił oczy w sufit:
- Coś poszło nie tak... krąg.. południe i wschód... może za mało krwi...- gadał jakby do siebie - musimy jeszcze raz to przestudiować...
- Właściwie to c-część z tego przeczytałem...p-prawie wszystko, tyle że nie rozumiem niektórych rzeczy.
- Książkę, czy notatki? - Vincent nieco się ożywił
- G-głównie notatki
-Robiliśmy je z panną Gordon.. a wcześniej Prood.. ktoś z nas mógł popełnić błąd, myślę, że powinniśmy wrócić do oryginału... jeśli mnie pamięć nie myli ma go teraz panna Gordon. Cóż, chyba i tak czas podzielić się naszymi odkryciami z resztą.
- K-książka...cóż- chłopak zawiesił się na dłuższą chwilę - nie znam n-niemieckiego, a c-część odnośników w waszych n-notatkach była nie p-przetłumaczona.
- Nie znasz niemieckiego...podobnie jak jej autor - krzywy uśmiech zawitał na twarzy Vincenta - Przepraszam Leonardzie, to nie miało się tak skończyć, myślałem że mamy to pod kontrolą, tymczasem... musimy przestudiować ten rozdział, najlepiej z Amandą... zrozumieć co zrobiliśmy źle i to naprawić.


- Cofnąć...ghula tam skąd p-przyszedł?
- Tak, a jeśli się nie uda... - potarł palcami wskazującymi skronie, długą chwilę milczy - nie, tego robić nie powinniśmy...
Chłopak pociągnął kolejny łyk herbaty
- W takim m-momencie ... wydaje mi się, że p-powinniśmy próbować wszystkiego co nam przychodzi do g-głowy.
- Polemizowałbym - upił łyk herbaty - Do głowy przyszło mi wezwanie tego czegoś ponownie i nawiązanie kontaktu.
- W-wydaje mi się, że nawet nie ma potrzeby t-tego wzywać - mruknął spuszczając głowę - wystarczy w-wyjść w nocy na zewnątrz
Lafayette spojrzał poważnie na studenta, najwyraźniej przetwarzał kilka razy informację, którą ten mu przekazał:
- Zatem powinniśmy... powinienem wyjść w nocy na zewnątrz. Najlepiej dziś wieczorem...
- P-powinniśmy - poprawił szybko, po czym uśmiechnął się krzywo - Czyli jesteśmy umówieni, w-wydaje mi się, że p-pora taka jak poprzednio będzie odpowiednia.
- Myślę, że najpierw powinniśmy spotkać się z resztą i ich ostrzec. W razie gdyby.. coś poszło nie tak. Poza tym, zdaje się, że pożeracze też nie marnują czasu - przekręca w twoją stronę artykuł w gazecie - później postanowimy co dalej.
- W-więc, w t-takim razie p-powinniśmy się z nimi spotkać, chociaż w-wątpię żeby wszyscy u-uwierzyli w to co m-mówimy - przy wymawianiu tego zdania zacinał się niemiłosiernie.
- Rozumiem twoje zdenerwowanie Leonardzie. Panna Gordon uwierzy, Walter jest nieprzewidywalny, Garret i Hiddink z pewnością nie uwierzą - teraz mówi ponownie opanowanym tonem - to co o nas pomyślą nie ma znaczenia, wszyscy muszą zostać ostrzeżeni.
- Rozumiem - wybełkotał, po czym odłożył pustą filiżankę na tackę - czy mogę wziąć część notatek? Chciałbym przejrzeć je jeszcze raz, może i mi coś wpadnie do głowy.

Magik wygrzebał ze stosu spory zeszyt zapisany chaotycznymi notatkami trzech rożnych osób.
- Proszę. Obawiam się że tylko to jest związane z naszą sprawą. No chyba, że chciałbyś trochę okultystycznej beletrystyki - wskazuje kolejno na pozostałe notatki, po czym na resztę pomieszczenia pełnego książek. - w gabinecie mam tego więcej, cała moja biblioteczka stoi przed tobą otworem.
- Więc, czas wziąć się do roboty - powiedział ze szczerym uśmiechem po czym zabrał się za lekturę Vincet Lafayette skinął głową - proszę się czuć jak u siebie - ruszył w kierunku telefonu.
Dość szybko zamienił nieskładne notatki " trzech autorów" na książki, które iluzjonista posiadał w swojej kolekcji, rytuały, zaklęcia, opisy magicznych istot
"Wydaje mi się, że może nam się to przydać w niedalekiej przyszłości"
Chłoną kolejne strony w zawrotnym tempie,
"Na spotkanie udamy się razem z Vincentem... chyba nie powinien mieć tego za złe, do tego czasu musimy wchłonąć jak najwięcej z tych pozycji".
 
zodiaq jest offline