Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2010, 21:20   #10
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Po niedługiej chwili zbliżył się do niego mężczyzna w bieli i przedstawił się jako Kairo. Jego wielki miecz robił niemałe wrażenie, a chęć rozegrania partii szachów, sprawiła że Fortney przychylnie na niego spojrzał.

Kairo dosiadł się na murku koła szlachcica, a Viver szybko pozbierał szachy, i ustawił je na pozycjach. Z grzeczności pozwolił nowo przybyłemu zacząć partię, i wręczył mu do ręki białego króla, bo przybysz sam ustawił go na planszy. Kairo uśmiechnął się i ustawił króla po czym z uśmiechem rzekł.

- To zaczynamy?

Pion szybko powędrował z pola E2 na E4, Fortney skontrował tą zagrywkę, przesuwając swego małego drewnianego rycerza na E5. Przybysz w drewnianych chodakach najwyraźniej nie lubił długo czekać z atakiem gdyż jego laufer już w drugim ruchu znalazł się na C4. Vyvernspur uśmiechnął się pod nosem i zablokował zagrożone pole przesuwając skoczka z G8 na H6. Szlachcic lubił gdy przeciwnik szybko atakował, im szybszy był atak tym szybciej można było popełnić błąd. Kairo uśmiechnął się szczerze i powiedział do Verasa.

- Widzę ,że na takie proste sztuczki się nie nabierzesz, to dobrze. Zapowiada się ciekawa gra.

Pion ubranego na biało wojownika szybko osłonił laufra, gdyż został ustawiony na B3. Viver skupiony na planszy nie odpowiedział swemu oponentowi. Kiedy grał reszta świata praktycznie dla niego nie istniała, skupiał się całkowicie na grze, i poświęcał jej całą uwagę. Veras wysunął piona na F6 i po tym nastąpiła szybka i dynamiczna sekwencja ruchów obu graczy. Biały pion na F3 czarny na C6, G4 skontrowane przez G5. Biały goniec szybko znalazł się na D3, a Veras uniósł lekko brew, był zaskoczony ,że Kairo cofnął figurę zanim przeprowadził na nią swój planowany atak. Jednak dalej postępując zgodnie ze swym planem ustawił piona na B5. Kairo ruszył swego białego drewnianego żołnierza na C4 blokując tym samym ekspansję jaką chciał przeprowadzić Fortney. Szlachcic zapewnił bezpieczeństwo swojej bierce ustawiając jednego z czarnych wojowników na A6. Jednak agresywny styl gry przybysza dał się we znaki, gdyż w tym momencie nastąpiła szybka wymiana figur na prawym skrzydle szachownicy. Cały kawałek został oczyszczony z wzajemnie bijących się pionów. Vyvernspur przeanalizował powstała lukę w obronie i poruszył koniem na C6 by zapewnić sobie wsparcie na tym froncie. Kairo z uśmiechem przesunął ostatniego ocalałego z prawoskrzydłowej bitwy piona o jedno pole na przód. Cicho stuknęło gdy biała bierka stanęła na polu A5, tworząc w zamyśle wojownika pułapkę na Verasa. Jednak stało się to co Fortney przewidział wcześniej, jego przeciwnik chciał być za agresywny, za szybko i za małymi siłami zdobyć plansze nie zauważając luki w swym planie. Viver niby od niechcenia przesunął skoczka z C6 na A5. Kairo jak gdyby tylko na to czekał i zaatakował swoją wieżą zbijając skoczka, chwycił powaloną figurę w dłoń i wesoło rzucił do Verasa.

- Jeden koń mniej, moja przewaga.
- Jedna wieża mniej, wyrównałem. – mruknął Fortney z wzrokiem wbitym w plansze przesuwając swojego hetmana na A5. Kairo szybko zbadał sytuację na planszy a mina mu zrzedła. Najwidoczniej nie zauważył tej luki w swoim planie, gdyż od tego momentu zaczął przykładać o wiele większą wagę do gry. Nastąpiła seria szybkich ruchów. Po chwili na lewym skrzydle wywiązała się walka o pole F5, obaj gracze poświęcili tam kilka figur jednak w ostatecznym rozrachunku Kairo zdobył to pole, przepuszczając jednak jednego z pionów Verasa za swoją linię obrony. Kolejne ruchy przyniosły oczyszczenie zawiłej sytuacji na prawym skrzydle która powstała w celu ochronienia białego laufra. Sytuacja na ł planszy wskazywała jakoby to Kairo miał przewagę. Miał o jedną figurę więcej niż Vyvernspur, a ponadto jego król był dobrze chroniony. Jednak Veras wciąż był wpatrzony w plansze i szukał jakiegoś sprytnego fortelu. Seria szybkich ruchów, i obaj królowie byli nagle chronieni przez swoich hetmanów. Fortney uśmiechnął się i zaczął powoli prowadzić piona do przodu, zbliżając go do linii na której figury ulegały zmianie. Zmagania tych dwóch graczy musiały wyglądać nader interesująco, przybysz ubrany w białe szaty dowodził małą drewnianą armią białych żołnierzy. Fortney zaś w swym czarnym stroju wyglądał niczym generał sił czarnych pionów.
Kairo mimo że widział ruchy pionem nie miał w jaki sposób przeprowadzić kontry, gdyż Vyvernspur związał jego figury walką defensywną na lewym skrzydle szachownicy. Zwycięstwo Fortneya było już tylko kwestią czasu, po pięciu minutach król Kairo stał na H4 matowany przez wieżę Fortneya. Ubrany na biało wojownik pstryknął króla który opadł na planszę.

- Świetna gra! – powiedział głośno Kairo, i przeczesał ręką czuprynę.- Zacny z Ciebie racz! Dawno nie stoczyłem tak pasjonującego pojedynku umysłów! Mam nadzieje że przyjdzie nam jeszcze zagrać. A póki co wybacz, ale chyba Helmici wpuszczają śmiałków do swych siebie. Tez na to czekasz prawda? – zapytał wesoło wojownik patrząc na jednorękiego który zbierał figury do pudełka.

- Owszem, też przybyłem tu by zobaczyć do czego potrzeba klerowi tak wielu ludzi. Miejmy nadzieję ,że to cos godnego uwagi. – odpowiedział róniweż wesoło Fortney który schował szachownicę do plecaka.- A więc do następnej partii mości Kairo. – powiedział i skłoniwszy się udał się wraz z tłumem poszukiwaczy przygód do środka świątyni Helma.

Budynek prezentował się naprawdę gustownie, chociaż nie umywał się do świątyń w stolicy. Jednak jak na taką mieścinę była to świątynia godna uwagi. Fortney nie zdziwił się słysząc o tym ,że każdego z nich czeka krótka rozmowa. Było to normalne i bez jakiegokolwiek stresu wkroczył do małego pokoiku. Po kilkunastu minutach ciągłego dopytywania się praktycznie o to samo Vyvernspur ziewnął przeciągle po raz trzeci tłumacząc czemu jest ateistą. Jego podrobione papiery tożsamości przewinęły się przez ręce urzędnika który nie zauważył w nich niczego niezwykłego. Jedyny moment który go lekko zdenerwował to pytanie o to czym się zajmuje.

- Jestem szermierzem. – odpowiedział zmęczony już całą tą farsą Viver. Jednak uchwycił wzrok urzędnika lądujący na jego brakującej ręce.
- Szermierzem powiada pan? – zachrypiał Helmita – Mam nadzieje ,że ta ręka to wypadek przy pracy a nie pokaz pana umiejętności gdyż... - tu duchowny przerwał gdyż spotkał wzrok Verasa. Spojrzenie przekazywało jedną treściwą wiadomość: „ Jeżeli chcesz pokaże Ci co umiem, ale wtedy ty wyjdziesz stąd bez rąk.” Więcej Helmita nie wspominał o brakującej prawicy Fortneya.

Szlachcic z ulgą opuścił pokoik i zasiadł na świątynnej ławie. W tłumie wypatrzył znajomą mu z wczorajszego dnia kobietę, i zdawało mu się że i Mat gdzieś mu mignął. Siedział wygodnie niedaleko jakiejś trójki osób. Kobieta o egzotycznej urodzie tak jak poznana wczoraj Zoi, szczupły człowiek wyglądający na szlachcica, i ktoś kto na pierwszy rzut oka mówił całym sobą „ Jestem rycerzem, i jestem z tego dumny.”

Lady zaczęła swoją przemowę, a Vyver starał nie rzucać się w oczy, gdyż sędzia mógł słyszeć coś o wczorajszych burdach a on nie chciał się narażać już od początku. Wspomniana suma wywołała delikatny uśmiech na jego twarzy, bądź co bądź było to sporo dukatów. Jednak jedna rzecz była ważniejsza, i to o wiele. Odbicie owej twierdzy, na pewno było czynem który znacznie pomoże królestwu. A tego Fortney pragnął z całego serca, chciał pomóc krajowi który kochał, i chciał oczyścić swe imię. A taka wyprawa mogła mu na pewno w tym pomóc. Gdy inni awanturnicy i podróżnicy zaczęli stawać w rządku, on podszedł do nich. W tym momencie Zoi i druga kobieta o egzotycznej urodzie wystąpiły z szeregu zgłaszając chęć uczestniczenia w wyprawie. Jednoręki uśmiechnął się szeroko, i poprawiając plecak dyndający na ramieniu wystąpił na przód.

- Veras II Viver, strateg i szermierz do dyspozycji. – powiedział głośnym i pewnym siebie tonem, kłaniając się w stronę Lady. Nie cofnął się do szeregu, lecz stał na przedzie wraz z dwoma egzotycznymi kobietami.

Następnego dnia wyprawa ruszyła z samego rana.
Fortney jechał na swym koniu niedaleko Diego. Ponieważ Lady nie przydzieliła mu konkretnej pozycji w szyku stwierdził ,że zaufała jego umiejętności strategicznego myślenia i zezwoliła mu osobiście na dobór miejsca. Wraz z łowcą wypatrywał niespodziewanego, ale niestety i on dał się zaskoczyć. Jednak nie miał zamiaru tracić zimnej krwi, był przyzwyczajony do wojen, bitew i zasadzek. To nie było niczym nowym, gdy Diego cofał się do reszty lekko opancerzonych wojowników Viver spiął konia i krzyknął głośno.

- Nie pozwólcie się otoczyć! Hej wy tam! – tu wskazał palcem swej jedynej ręki na dwóch pobliskich zbrojnych.- Jedźcie za Lady i pomóżcie jej, migiem! – Viver był w swoim żywiole, umiał myśleć strategicznie nawet w samym, sercu walki dlatego tez od razu wziął się za wydawanie głośnych rozkazów.

- Kairo pomóż łucznikom! Odgoń od nich te zielone paskudy, niechaj nie mają sposobności przejść do zwarcia z nimi! – przypominając sobie swa partie szachów z tym egzotycznym wojownikiem krzyknął jeszcze.- Ale tym razem bez agresji! Spokojna defensywa, nie próbuj dominować pola! – Fortney wiedział że ten zrozumie o co mu chodzi. Zakładał iż Kairo to naprawdę inteligentny wojownik który mu zaufa. Co do innych nie obchodziło go co pomyślą sobie o tym „wydającym rozkazy jednorękim” liczyło się zwycięstwo.

- Jest tu jakiś mag!? Jak tak niech spopieli tych tam! Wiem ,że macie swoje sztuczki i nie będzie to dla was problem! – mówiąc to wskazał grupkę zielonoskórych nie związanych jeszcze walką z żadnym z podróżnych. I tyle co do rozkazów na więcej nie było czasu, teraz należało obrać własną role w tej potyczce.

Fortney II Vyvernspur ruszył pełnym pędem na orków którzy zbliżali się do łuczników. Było cih trzech, wielcy muskularni jak wszyscy przedstawiciele tej rasy. Viver cieszył się ,że ma tu swojego konia, gdyż ten znał swego pana i wiedział jak zachować się gdy ten zeskoczy.
Jednoręki szermierz mimo pełnego pędu swego wierzchowca stanął na siodle. Był to popis wybitnych umiejętności jeździeckich szlachcica. Ale czymże jest taka drobna sztuczka dla mistrza szermierki? Koń skręcił tuz przez barbarzyńcami pozwalając Viverovi na czysty skok. Młodzian odbił się nogami od siodła i poszybował z gracją w stronę pierwszego zaskoczonego orka. W momencie gdy wierzchowiec Fortneya oddalał się od wrażych ostrzy, szlachcic, będąc wciąż w powietrzu wbił swój piękny rapie w szyje orka. Trysnęła krew a buty Vivera wylądowały na ziemi. Dawnymi czasy wojak znany był ze swego akrobatycznego stylu walki. Mimo młodego wieku Fortney był dość znany w Cormyrze, dla tego tez posługiwał się fałszywą tożsamością.

Szlachcic wyrwał ostrze z szyi przeciwnika i uniknął ciosu kolejnego orka. Zostało jeszcze dwóch wrogich siepaczy, niezbyt wielu, Viver nie dawał im dużo czasu. Lewa ręką z niezwykła prędkością wyprowadziła sztych wycelowany w serce kolejnego wroga. Magiczne ostrze bez problemu przeszyło pancerza pozbawiając orka życia w mgnieniu oka. Ostatni z przeciwników myślał chyba ,że szlachcic zajęty walką nie uniknie jego ciosu. Mylił się, Vyvernspur wyrwał ostrze z martwego już orka i odparował atak. Widać było ,że mają do czynienia ze zwykłym mięsem armatnim. Zero kunsztu, zero pomyślunku, praktyczne zero przeciwnika. Szlachcic tanecznym krokiem ominął ostrze przeciwnika które po raz kolejny wędrowało w jego stronę. Znalazł się za plecami orka w mgnieniu oka i z błyskiem w oku pozbawił go życia jednym sprawnym pchnięciem.

Mimo braku jednej ręki, młodzian wciąż zachował dawny kunszt i doświadczenia, więc ci zieloni nie byli dla niego żadnym przeciwnikiem. Szybko ruszył w stronę kolejnej fali atakujących. Podskakując co jakiś czas by ciągle być w ruchu, ciągle w powietrzu okrążał co kolejnych wrogów, zabijając większość jednym precyzyjnym pchnięciem. Stojąc u boku dwóch innych wojowników krzyknął głośno.

- Pokażmy tym świnią co znaczy zadrzeć z siłami Cormyru! Niech się dławią własną krwią!

Powalił kolejnego przeciwnika i otarł twarz z krwi, by wzrokiem szybko ocenić przebieg bitwy.

Potem też nie działo się mało, pojawienie się trola, posłańców, poszukiwania zaginionych w lesie no i walka z pajęczakami. A pomyśleć, że nie było by go tu gdyby nie pewne wydarzenia z przeszłości...

~*~

Veras potrząsnął lekko głową by wyrwać się z zamyślenia. Reszta grupy rozmawiała głośno, mimo że niektórzy próbowali już zaznać snu. Dziewczyna którą uratowali co chwilę rzucała w stronę Fortneya ukradkowe spojrzenia. Ten jednak nie miał ochoty na romanse tego wieczoru, zmęczenie robiło swoje, a myśli związane z przeszłością wysuwały się na wierzch umysłu. Szermierz czuł, że nie zazna spokojnej nocy. Wstał od ogniska i żegnając się ze wszystkimi ruszył w stronę swego posłania, wywołując tym samym lekki smutek na twarzy córki szlachcica.

Noc nie minęła mu spokojnie, dręczyły go koszmary o dawnych czasach. Miejsca, osoby i zdarzenia których nie chciał pamiętać. Życie które utracił, życie które nigdy nie będzie takie samo...
Obudził się spocony, chwytając się za kikut swej ręki. Sen przerwany został w momencie gdy ostrze pędziło w stronę jego prawicy. Była to rzecz która co jakiś czas nie pozwalała mu spokojnie spać, ale przecież trzeba żyć dalej.

Ubrany w jedynie spodnie zabrał się do wykonywania swych ćwiczeń porannych. Po krótkiej rozgrzewce zaczął skakać, wykonywać salta i majestatyczne obroty w powietrzu. Upadał delikatnie na nogi niczym wprawny tancerz by znowu wybić się w górę. Całą sekwencje zakończył szpagatem i dźwignął się z ziemi. Spożył śniadanie i wrócił do namiotu ażeby ubrać się w swój podróżny strój. Jego ukochany rapier już po chwili wisiał przy jego pasie, a peleryna z sporą dziurą po odnóżu pajęczaka powiewała na wietrze. Szlachcic w pełni wyekwipowany był gotów do drogi.

Viver ruszył do Lady, kobieta jednak nie była już sama, gdyż Mat pokazywał jej ranę. Veras odczekał, aż kobieta skończy załatwiać sprawy z tancerzem i gdy było już po wszystkim podszedł do swojej aktualnej przełożonej.
- Wybacz że nachodzę, lecz chciałbym się dowiedzieć za ile stąd wyruszamy. Osobiście wolałbym ruszać jak najszybciej.
 
Ajas jest offline