Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2010, 22:21   #20
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Oczom uciekinierów ukazał się obraz miejskiej dżungli, jednak w dosłownym tego słowa znaczeniu. Budynki i ulice zniszczone przez wszelkiej maści roślinność stały na swoich miejscach, aby każdy wędrowiec mógł zobaczyć zwycięstwo matki natury nad urbanizacją. Martwe organizmy, od ludzi do psów i szczurów, leżały wszędzie pokryte mchem i trawami, służąc za solidną dawkę minerałów i mikroelementów.

Widok był wspaniały, jeśli nie myślało się o przeszłości. O tym, że kiedyś mieszkali tu ludzie, i że niektórzy z nich zginęli, z niewiadomych przyczyn, na środku ulicy... O tym, że nie byli oni niczemu winni, nie mięli szans walki z nietypowym kataklizmem, mogli jedynie patrzeć jak ich świat, ich domy, popadają w ruinę, a oni sami i ich bliscy, umierają. Gdyby o tym nie myśleć, latorośle pnące się po przekrzywionych latarniach, iglaki rosnące na poboczu oraz niska, miękka trawa przebijająca się przez kostki brukowe, budziłyby zachwyt.

W obecnej sytuacji jednak, zaraz za podziwem do serca Piotra wkradł się strach. Co mogło spowodować tak nagłą i energiczną zmianę w ekosystemie? Czemu rośliny stały się takie silne i nachalne? Co stało się przez te wszystkie lata, które przespali? I czy nadal TO się dzieje, czy im zagraża?

***

Po rozmowie, którą zainicjował Henry, Piotr był skołowany od nadmiaru informacji, a raczej, nadmiaru poszlak i domysłów, które kiedyś nazwałby nierealnymi. Tera jednak nie mógł odrzucić niczego, co wydawało się szalone, w końcu przespał w hibernacji dobrych kilka lat, a miasta, które spotkał opanowała roślinność...

Nieopodal miejsca, w którym odbyła się konwersacja Sowiński zauważył wyrażenie, które w ich rozmowie przewijało się niejednokrotnie: God Seed. Znajdowało się ono pod logo na jednym z budynków. Ruszył tam, odłączając się od dyskusji, której szczerze mówiąc, miał już dość. Pierwszy wszedł do salonu Core Corp. Były tam dwa stanowiska dla konsultantów-sprzedawców, i właściwie nic więcej, co zasługiwałoby na uwagę. No, może dziwny ślad na ścianie, wskazujący na to, że kiedyś coś tam było, ale co?
Brodacz przetarł pokryty kurzem i pyłem plakat reklamowy. Zrobił krok wstecz, żeby mieś lepszy ogląd całości i zauważył, że coś małego stoi obok niego, szybko skierował tam wzrok i zobaczył Robin. Wzdrygnął się, wystraszony nagłym i niespodziewanym pojawieniem się dziewczynki, jednak nie chciał dać po sobie poznać zakłopotania, spojrzał więc ponownie na reklamę. nie próbował się nawet z nią dogadać, i tak nie odpowiedziałaby mu, czemu z nimi idzie.

Odszyfrowanie treści plakatu zajęło Piotrowi kilka minut, a gdyby nie pomoc Jamesa, zajęłoby kilka razy tyle. Była to prawdopodobnie zachęta do kupna jednego z GS'ów, mającego ułatwić życie na starość, zachowując "świeżość organizmu i łatwość przyswajania niezbędnych do życia substancji". Uzyskanie tej niewiele wartej informacji kosztowało obu mężczyzn sporo sił, chociaż w normalnych okolicznościach tłumaczenie jakiegokolwiek tekstu tej długości nie zmęczyłoby człowieka nawet odrobinę. Widocznie mózg po kilku latach odpoczynku i bezczynności musi się rozruszać.
Zmęczony mężczyzna postanowił wyjść z pomieszczenia, w którym zrobiło mu się dziwnie duszno. Oparł się o futrynę drzwi i wziął kilka głębokich oddechów. Gdy poczuł się nieco lepiej, postanowił rozejrzeć się po okolicy, nie tracąc jednak z oczu salonu C.C. przeszukiwanego przez towarzyszy.

Nie wiedział początkowo, co się stało. Krzyknął odruchowo, tracąc grunt pod nogami, dopiero po sekundzie orientując się, że wpadł w zakamuflowaną dziurę wyrytą w ziemi. Zdążył zauważyć wystające ze ścian pręty i druty, które zdecydowanie nie były szkieletem wzmacniającym jezdnię. To była pułapka, miała pozbawić życia intruza. Zauważył również deski najeżone gwoździami, co potwierdziło jego obawy. Starał się, machając kończynami, omijać metalowych przedmiotów, jednak nie miał wielkiej nadziei.
W pewnym momencie zobaczył spadającą za nim Robin. Jej młoda buźka nie okazywała strachu, tylko determinację. Tak, jakby chciała i, co ważniejsze, była w stanie, pomóc mężczyźnie.
Nagle, jakby mięli mało kłopotów, dziwne kwiaty zaczęły "pluć" w stronę spadających, bezbronnych ofiar, a dziwny śluz mocno drażnił skórę, możliwe, że był pochodną jakiegoś kwasu. Mężczyzna syknął z bólu i zamknął oczy.

Gdy ponownie je otworzył, nie spadał już. Leżał na plecach, tuląc do siebie Robin, której wzrok był mało pasujący do sytuacji. Obecnie wydawało się Piotrowi, że dziewczynka chce powiedzieć "No i co, długo będziesz mnie tak trzymał?" albo "Na co czekasz? Na zbawienie?".

- Żyjemy, chyba nawet nic sobie nie złamałem- odkrzyknął do towarzyszy na górze, dziwiąc się brakowi złamań i rozszarpań czy nawet mocnych obtłuczeń i skaleczeń. Słyszał o ludziach, którzy po upadku z czwartego piętra byli tylko mocno poobijani, jednak tutaj niebezpieczeństw było więcej niż sam niekontrolowany upadek z wysokości. Ośmieliłby się nawet stwierdzić, że nie dałoby się przelecieć między tymi wszystkimi naostrzonymi przedmiotami nie nadziewając się przynajmniej na kilka z nich, nie mówiąc już o samej wysokości i o zaskoczeniu, które również odgrywało dużą rolę. To już nie było dziwne, to było niepokojące. Chociaż, z drugiej strony, to wszystko miało sens. Skoro testowali GS'y, musiały nastąpić w ich organizmach jakieś zmiany, z resztą chyba Joseph o tym wspominał. Tyle że ta "umiejętność", jakkolwiek by nie działała, różni się nieco od "Gąbki", o której czytał na plakacie. Czyżby miał być odporny na obrażenia? Mimo całej ciekawości wolał nie mieć okazji, żeby się o tym przekonać.
Stawiając dziecko na ziemi zajął się dopiero piekącymi miejscami. Oboje mięli kilka ran pokrytych złotym pyłkiem, pod wpływem których mięśnie aż drgały w tych miejscach.

Piotr zauważył pyłki na wodzie, w którą przypadkiem wdepnął. Skóra na kostce, z miejscu gdzie podwinęła się nogawka, była podrażniona, jednak woda łatwo zmyła kwasek. Bez większego namysłu mężczyzna zmył świństwo z Robin i z siebie. Dziewczynka wydawała się mu ufać, lub po prostu sama doskonale wiedziała, że woda jej pomoże, i nie wyrywała się podczas "kąpieli".

Gdy tylko wyprostował się, usłyszał za sobą sztuczny, mechaniczny głos. Odwrócił się szybko, jego oczom ukazała się maszyna, rozmiarami pasująca do śladu na ścianie w salonie C.C. Miała mocno wgniecioną klapę, co uniemożliwiało jej pełne otwarcie się. Brodacz podszedł z przesadną ostrożnością do niej i spróbował otworzyć klapę, jednak bez sukcesu. Z zewnątrz nie było żadnych innych przycisków czy czegokolwiek. Mężczyzna popatrzył na enigmatyczną skrzynkę. Czyżby to był automat związany z tymi Kredytami DNA, które stały się, wedle opowieści Josepha, następcami pieniędzy? Niezależnie od tego, czym był automat, oferował pomoc. Być może to przewodnik po mieście? Zestawiając go z mapą otrzymaną od Josepha, mogliby ustalić jakieś konkrety co do swojego położenia oraz, być może, znaczenia oznaczonych przez darczyńcę miejsc.

- Hej, znalazłem tu jakąś maszynę, automat, czy coś w tym rodzaju, ale nie mogę jej otworzyć gołymi rękoma. Henry, masz w torbie ten klucz francuski? Przyznam, że przydałby mi się. A co do liny, to wątpię, żeby miało to pomóc, nie dam rady wejść na górę, a już na pewno nie z Robin i nie z tymi najeżonymi drutami, i tymi roślinami plującymi... Są tu dwa tunele, wyjdziemy jednym z nich. Ale najpierw chciałem spróbować otworzyć tę maszynę.

Jeśli Piotr otrzyma klucz, spróbuje przy jego pomocy otworzyć, lub w ostateczności, rozwalić klapę. Jeśli mu się uda, stara się skorzystać z "pomocy" automatu.
Następnie uda się z Robin w stronę wyjścia nieokratowanego, ze słupem, informując uprzednio towarzyszy o kierunku marszu.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline