Misja w Afryce od początku nie podobała się Mäsiencie, który uznał ją za kolejną formę kary wymierzonej przez Samuela. Nie potrafił powiedzieć, kiedy ten stwór nagradzał a kiedy karał, bo ta różnica tak bardzo się zacierała. Dla Samuela nagroda nie wiązała się z przyjemnościami, ale raczej z przywilejem zrobienia czegoś ważnego dla jego osoby. To podejście nie zdobywało mu poklasku, ale i tak rządził według zasady; "niech nienawidzą, byleby się bali".
W swoim dawnym życiu, Lauri nigdy nie odwiedzał Czarnego Lądu, bo te tereny były nieznane im. Dopiero w ciągu tych miesięcy po ucieczce z jaskiń Salartus, dowiedział się, że przez te 400 lat, przeszli Afrykę wzdłuż i wszerz i kraj ten przestał mieć już tajemnice. Żołnierz być może czerpałby przyjemność ze zwiedzania tych krain, lecz teraz skupił się wyłącznie na swoim zadaniu.
Jego drużyna była... Nie chciał ich w tym momencie oceniać. Nie próbował wzbudzać w nich uległości jakimiś słowami czy agresywnymi czynami. Wychodził z założenia, że jego reputacja była dość złowroga, a teraz będzie wzbudzał dostateczny szacunek swoimi powściągliwym zachowaniem. Szczerze w to wątpił.
Podróżował w swojej zwykłej, ludzkiej postaci, chociaż jako Sadesyks miałby znacznie łatwiej. Kości nie pobierały światła słonecznego, a oczodoły nie sprawiałyby bólu, jako że miał jeszcze parę kropel łez Feniksów do uśmierzania tych problemów. Niemniej teraz wędrował w swojej człowieczej formie, z twarzą pełną blizn. Dzięki temu towarzyszący im Salartus byli słabsi mając przy sobie człowieka.
Wspominał utracone lata, gdy tak szedł pogrążony w myślach. Fragmenty rozmów dochodziły go od strony reszty ekipy, ale nie miał zamiaru z nimi mówić na coś niedotyczącego misji. Natomiast musiał zareagować, gdy po jakiejś kłótni Kruk wzbił się w powietrze i zakomunikował, że nic nie widzi.
- Zleć stamtąd, głupi! - zawołał ze złością Lauri. - Ty może nie widzisz, ale nas z pewnością zobaczą.
Miał ochotę ukarać to ptaszysko, gdy tylko zjawi się na dole. Inaczej - jeśli zaraz nie wyląduje, to Sadesyks go zestrzeli. Ma do tego odpowiednie predyspozycje.
W pewnym momencie Ryan - ten głupi, młody chłopaczek - odłączył się od ich kolumny, a po chwili usłyszeli krzyk kobiety. "Bogowie, ocalcie mnie od głupich, bo wrogów pobiję sam!"
Pobiegł natychmiast w stronę krzyku. Na miejscu ujrzał kobietę w jakimś legowisku. Urodę miała wschodnioeuropejską. Może Finka?
- Terve! - rzucił w jej stronę, ale najwyraźniej nie zrozumiała.
Inaczej;
- Co ty tu, kurwa, robisz? Skąd się wzięłaś i od kiedy to kobietom wolno samotnie wędrować po Afryce?!
Wyglądała na przestraszoną obecnością tych stworów. Nie dziwił się jej, ale denerwował brak odpowiedzi.
- Afryka? Afryki nie ma od czterech miesięcy... Skąd wy się wzięliście. Ty jesteś już Towarzyszem, zrób mi zatem przysługę i pozwól znaleźć mi własnych potworów do służenia...
Lauri pokiwał głową. Nic z tego nie zrozumiał. Złapał ją za szyję i z gniewem w głosie rzekł;
- Gadaj, suko, bo rozpruję! |