Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2010, 15:41   #28
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Szedł wolnym krokiem nie zdradzając żadnych oznak podniecenia, które zwiększało się im bliżej był pokoju Slewnakyego, oczywiście nie był pewien co właściwie zrobi kiedy już tam się znajdzie, ale przecież nikt nie zabroni mu tak po prostu odwiedzić kolegi z pracy. Od czasu do czasu zerkał na swój niezawodny śrubokręt, był całkiem sporych rozmiarów, a jego ostra końcówka mogła sprawić wiele bólu przeciwnikowi, na samą myśl o tym poprawił pas z narzędziami, uśmiechnął się wesoło i z zapałem ruszył do kwatery C-78. Zapukanie do drzwi nie wchodziło w rachubę, chciał zrobić niespodziankę swojemu pomocnikowi, dlatego też sforsował zamek dzięki swoim niezawodnym umiejętnościom. Swoją drogą nie było to dla niego wcale takie trudne, miał doświadczenie w takich sprawach, nawet kilkanaście minut temu musiał przy czymś podobnym gmerać, więc była to bułka z masłem.

Drzwi powoli ustąpiły, Ray chwycił pewniej swój śrubokręt, uspokoił oddech i ledwo się powstrzymywał żeby po prostu nie wpaść tam i zabawić się ze Slewnackym na jeden z tych wspaniałych sposobów, które przenikały jego myśli. To by było jednak głupie, zbyt niebezpieczne, więc na początek lekko wychylił głowę żeby zobaczyć czy jego pomocnik w ogóle znajduje się w pomieszczeniu. Znajdował się, bez dwóch zdań tam był. Świadczyło o tym potężne uderzenie, które niemal od razu zwaliło się na głowę technika lekko go ogłuszając. Przytomności na szczęście nie stracił i jeszcze jakoś udało mu się utrzymać na nogach swój ciężar, kiedy jednak nadszedł kolejny atak i coś ciężkiego uderzyło go w bark niemal całkowicie rozłożył się na podłodze.

To była chwila kiedy adrenalina dodała jego ciału energii i animuszu, ból odszedł gdzieś na dalszy plan, była jedynie ogromna wściekłość, emocje, które szukały sposobu na uzewnętrznienie. Ślepa furia, amok, różnie można nazywać stan w którym znalazł się ten mężczyzna, jedno było pewne, Slewnacky prosił się o ripostę. W ustach poczuł krew, która zadziałała niczym sygnał, następnego ciosu już nie było, Ray zwinnie uniknął go i sam ruszył do ataku. Uderzał na oślep, wymachiwał wrednym ostrzem śrubokręta trzymając swojego przeciwnika na odległość. Jeden z ciosów dopadł celu i pomocnik zawył z bólu. Kiedy Blackadder podniósł wzrok zobaczył, iż Slewnacky trzyma oburącz duży klucz, podnosi ręce za głowę i ze zwierzęcym niemal rykiem przymierza się do uderzenia. Gdyby znów dostał w głowę stracił by zapewne przytomność albo nawet życie, rzucił się więc na rywala nim ten zdołał zaatakować, śrubokręt uderzył w ciemny kombinezon i niefortunnie ześlizgnął się z niego. Krew wciąż zalewała mu oczy, Slewnacky nie odpuszczał i pomimo nie sprzyjającej pozycji starał się odepchnąć Raya.

Chwilę potem prawdziwa fala wściekłości zalała Blackaddera, rękoma próbował dosięgnąć szyi przeciwnika...

***

Minęło kilka minut nim wreszcie postanowił podnieść powieki, przetarł leniwie oczy i rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował, oznaczenie na drzwiach rozwiało nutkę tajemnicy, znalazł się na poziomie aresztów. Lewą ręką podrapał się po głowie i od razu wyczuł opatrunek z syntskóry, zresztą miał ją również w kilku innych miejscach. Zniknęły gdzieś jego narzędzia oraz ubiór, znów miał na sobie strój technika. Rzeczy zapewne zostały zarekwirowane przez służby porządkowe, nie było to nic nadzwyczajnego, standardowa procedura. Nie pamiętał jak dokładnie przebiegała szamotanina w pokoju jego pomocnika, lecz ciemne plamy krwi na jego rękach świadczyły, iż było całkiem ciekawie. W głowie miał jedynie krótkie fragmenty, jakieś krzyki i zdaje się odgłosy broni elektrycznej, następnie sekcja szpitalna oraz zabiegi medyczne przeprowadzane na jego głowie. Zastanawiał się czy nie zabił Slewnackyego, jeśli tak było, a on tego nie pamięta, to dzień rzeczywiście przebiegł fatalnie. Przynajmniej WKP mu nie zabrali, ale i tak teraz nie miał pomysłu co z nim zrobić, zadzwonić do kogoś? Niby do kogo?

- Hej! Jest tam ktoś?
- krzyknął w stronę małej kamerki, która perfidnie go obserwowała - Ktoś mi powie co tutaj jest grane?

Nikt nie nadszedł aby z ochotą mu wszystko wytłumaczyć, czego się zresztą spodziewał, prawdopodobnie rzeczywiście Slewnakcy musiał ostro oberwać i teraz czeka go za to powrót na Ziemię i umieszczenie w więzieniu. Pomyślał, że jest jednak szansa, iż uda mu się z tego wyłgać, w końcu nie było kamer w pokojach, poza tym to pomocnik zaatakował jako pierwszy, Ray działał więc po prostu w obronie własnej. Rozmyślania przerwał mu dźwięk otwieranych drzwi i kiedy podniósł wzrok zobaczył niskiego mężczyznę z medycznym zestawem.

- Witam - rzekł od razu - Doktor Henry Fix, mam nadzieję, że ma się pan dobrze.

- Bywało lepiej
- odparł Ray kiedy lekarz stanął tuż przy nim.

- Wygląda na to, że wszystko z panem w porządku - powiedział po krótkim, powierzchownym wręcz badaniu - Podamy panu kilka leków i...

- O nie, nie doktorku
- zareagował szybko Blackadder, wstał, stanął na przeciwko mężczyzny i dźgnął go palcem w pierś - Koniec z tymi zabawami, powiedzcie co się właściwie stało i wypuście, zrozumiano? - wyglądał trochę groźnie jednak kiedy w drzwiach pojawili się potężnie zbudowani ochroniarze z pałkami elektrycznymi uśmiechnął się uprzejmie i położył dłoń na ramieniu doktora - Ok, podaj mi ten lek - następnie spojrzał na dwóch nowych gości w jego celi i uniósł ręce wysoko - Spokojnie, jestem grzeczny.

- Proszę się odprężyć, za moment podam panu kilka leków na uspokojenie. - Fix zaczął grzebać w swoich gratach co zajęło mu kilka chwil.

- No to co się w końcu stało? Oświecicie mnie? - spytał Ray spokojnie siadając na pryczy.

- Stał się pan ofiarą, pan Ray Slewnacky zaatakował pana, na szczęście oddział służb porządkowych miał rozkaz go odwiedzić, bowiem uderzył wcześniej jakiegoś dzieciaka czy coś w tyn stylu - powiedział lekarz znajdując wreszcie upragniony przedmiot.

- Wiem, wiem, nie poznaje tego faceta, byliśmy dobrymi kumplami, a ten nagle rzuca się na mnie. Wpadłem tam żeby spytać czy wszystko ok
- rozpoczął Blackadder wyczuwając swoją szansę - Kompletnie ześwirował, nigdy go takiego nie widziałem.

- Tym niech pan się już nie przejmuje, sprawa załatwiona, pan Slewnacky trafił na odosobnienie - rzucił od niechcenia doktorek przygotowując się do zaaplikowania swoich środków.

- Nie da się tego uniknąć? Nie przepadam za tego typu specyfikami - rzekł grzecznie technik - Jestem spokojny, poza tym to przecież mnie zaatakowano - spojrzał na ochroniarzy i do nich skierował kolejne pytanie - I gdzie podziały się moje narzędzia?

- Spokojnie, to polecenie Dyrekcji -
wytłumaczył Fix wstrzykując Rayowi lek - Narzędzia na razie nie będą panu potrzebne, najpierw czeka pana rozmowa z psychologiem, ale to dopiero jutro. Dzisiaj niech pan porządnie wypocznie.

Blackadder porozumiewawczo pokiwał głową i już po chwili poczuł jak jego ciało staje się cięższe, myśli przepływają wolniej, przy okazji poprawia się jednak jego humor. Oczy miał lekko przymknięte, a na twarzy wykwitł lekko głupawy uśmiech, leki uspokajające, którymi nafaszerował go doktorek były w rzeczywistości końską dawką piguł szczęścia.

Bez problemów dał się wyprowadzić z pomieszczenia, chwilę później do całego towarzystwa dołączył jakiś górnik, również wypuszczony z celi, na twarzy miał podobny głupkowaty uśmiech. Ray tymczasem opadł na jednego z ochroniarzy, niemal się do niego przytulił, po czym nagle wybuchł gromkim śmiechem, pomachał palcem przed oczami mężczyzny i wesoło ucałował go w policzek.

- Więc to ty popieściłeś mnie swoją pałeczką braaaachu? - wybuchnął kolejną salwą śmiechu, a następnie naśladując głos barczystego ochroniarza rzucił - Prądem bohatera, prądem!

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KLaz4Oi5gUk&feature=related[/MEDIA]

Dawno już nie był taki wesoły, strażnicy przestali mu towarzyszyć kiedy tylko opuścił poziom więzienny zalecając mu by od razu udał się do własnego pokoju. Tak też miał zamiar zrobić, jednak poruszał się bardzo wolno z zachwytem przyglądając się wszystkim mijanym kwaterom, przedmiotom i ludziom, jego otoczenie wydawało mu się teraz nad wyraz żywe i urocze.

Wspaniały stan, w którym troski, problemy i właściwie wszystko oprócz szczęścia, odchodziły na dalszy plan, co rusz wybuchał śmiechem z najmniejszego powodu, całkowicie zapomniał o akcji z Slewnackym, nie mógł się zresztą na niczym skupić, po prostu wolnym krokiem zmierzał do swojego pokoju.

Gdzieś po drodze zdołał jeszcze dojrzeć jakąś młodą parę, mężczyzna dwoił się i troił żeby zaimponować dziewczynie, co chwila rzucał jakiś żart, a ona śmiała się, nawet przyklaskiwała mu co lepsze dowcipy. Najwyraźniej poczuł się dzięki temu pewniej i z jeszcze większą werwą kontynuował, właśnie zakończył pointą jeden z nich kiedy tuż za nim wyrósł ociężały Blackadder i z uśmiechem położył dłonie na ramionach tej dwójki.

- Ale z ciebie zabawny gość staaaary
- przeciągnął po czym zachichotał niczym nastolatka - Ge-ge-genialny dowcip! Weź mu dziewczę daj na pierwszej randce, takich gości się nie przepuszcza - znów parsknął śmiechem i ruszył w swoją stronę.

Dziewczyna zarumieniła się i czmychnęła szybko do swojego pokoju, a zdenerwowany młodzieniec rzucił jeszcze ze złością - Palant! i wrócił do siebie. Blackadder nie zwrócił już jednak na to uwagi, wszedł do swojej kwatery i nim dobrnął do łóżka odbił się od jednej ze ścian i uderzył o swoje biurko, nie przejął się tym jednak zbytnio, ucałował swój kochany plakat z Chasey, rzekł coś w stylu - Kto jest twoim tatuśkiem? i padł na łóżko od razu zapadając w sen.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline