Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2010, 16:25   #51
Rychter
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Myvern sam nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Zaszlachtowali Blaka.
Olbrzym leżał nieprzytomny na piasku i dyszał ciężko, dogorywał.

To co działo się trochę dalej, też przekroczyło jego oczekiwania. Jamila i Magoo spadli prosto na tłum. Upadek z tej wysokości raczej do przyjemnych nie należy.

Myvern spojrzał na Blaka posępnym wzrokiem. Wątpił by wojownik jeszcze kontaktował, ale mimowolnie, jakby chcąc się wytłumaczyć z tego co się stało rzekł:

- Sam tego chciałeś koleżko. Przykro mi, że tak się skończyło...

- Ker! Możesz podać mi mój sejmitar?

Jak to mężczyzna, Myvern był przywiązany do swoich zabaweczek. Nie lubił się z nimi rozstawać, a ich strata byłaby dla niego istną tragedią, utratą sensu życia. Zakrwawiony sejmitar z kościaną rękojeścią leżał na piasku areny, tam gdzie Solettan go upuścił. Towarzyszka spełniła prośbę, po czym w prześmiewczy sposób kiwając głową powiedziała:

- Faceci!... Wieczni chłopcy

Myvern odwzajemnił jej krótkim uśmiechem, ale zaraz spoważniał, przypomniał sobie w jakiej sytuacji się znajdują. Spojrzał jeszcze raz na Blaka i chwycił broń oburącz. Zimna klinga przeszyła coraz wolniej bijące serce wojownika, kończąc jego żywot na tym świecie. Czas jakby zwolnił, dźwięk ostrza wchodzącego w ciało zmieszał się z ostatnim, głuchym jękiem półorka i owacjami szalejącej z radości publiki.

- Spoczywaj w pokoju...

– Skróciłem mu męki. A teraz musimy się szybko dostać do Jamili! - zwrócił się do Kerin.

Pobiegli w stronę ściany areny, Solettan po drodzę zerwał jeszcze pakunek z szyi martwego miśka i „pożyczył” od jednego z poległych wojowników sztylet.
Stanęli pod ścianą.

- Trochę wysoko. - powiedziała złotowłosa towarzyszka
- Wskakuj mi na barki, przygotuj sztylet. Te ściany mają już swoje lata, w dodatku mają dużo ubytków i dziur po sękach. Można się wspiąć, a sztylet posłuży ci jako czekan. - powiedział nachylając się. Dziewczyna jednym kocim ruchem wskoczyła na ramiona towarzysza zapewniając mu widok wart okrągłe miliony złotych monet. Myvernowi przypomniało się, jak wspólnie z Jamilą wracali do "Wieczornego Cienia".
~Chyba mam deja vu.~ Nie chodziło mu tu bynajmniej o nazwę zjawiska jakie miało teraz miejsce w jego spodniach. Istotnie obrazy z tamtej pamiętnej nocy od widoku jaki teraz miał przed oczami były bardzo podobne.

- Teraz wyrzucę cię do góry! Przygotuj się!

Lekka jak piórko Kerin wyleciała jakieś pół metra w górę, do końca ściany miała już dość blisko. Wykorzystując nóż i dziury w ścianach zwinie wspięła się na górę.

- Jestem, zaczekaj chwilę!
Dziewczyna zniknęła za ścianą. Po chwili na wysokość oczu Myverna zsunął się biały sznur sporządzony z kilku związanych razem obrusów, którymi prawdopodobnie nakryte były stoły na górze. Solettan szarpnął kilkakrotnie białe płótno, by sprawdzić czy wspinaczka jest w miarę bezpieczna i z nożem w zębach rozpoczął wspinaczkę. Nie dotarł do celu tak sprawnie jak Kerin, jednak jego czas nie był zły. W końcu miał do pokonania kilkakrotnie dłuższą drogę, dodatkowo w zbroi.

- Dobra robota. - wysapał i uśmiechnął się do Ker, kładąc rękę na jej ramieniu.

Stał zdyszany wśród wywróconych stołów i połamanych krzeseł. W końcu wzrokiem odnalazł Jamilę. Leżała na deskach, poharatana, krwawiąca, nieprzytomna. Kilka metrów dalej rozpłaszczył się Magoo w niewiele lepszym stanie. Miał tyle szczęścia, że spadł na mięśniaków Hassana, którzy zmniejszyli impet upadku, przy okazji oddał Myvernowi i reszcie sporą przysługę. Panowało tu zamieszanie, wszędzie biegali ludzie.

- Osłaniaj mnie. Nie wiadomo co może się zdarzyć. Ja postaram się sprawdzić co z Jam. - powiedział, przekazując towarzyszce swój miecz oraz łuk z kołczanem - mogą ci się przydać. Dbaj o nie. - powiedział z poważnym wyrazem twarzy, patrząc dziewczynie w oczy. Wiedział, że może zaufać Kerin, ale czuł się tak jakby właśnie wyrzucał z domu rodzonego syna, którego nie miał, lub co bardziej prawdopodobne nie wiedział o jego lub może nawet ich istnieniu.

Popędził do leżącej Baklunki. Przyklęknął przy niej, nachylił głowę nad jej ustami, po czym przyłożył ucho do okazałego biustu zroszonego krwią.

~ Cholera. Nie jest dobrze...~

Myvern nie zwlekając, podjął próbę przywrócenia towarzyszce życia.
 
Rychter jest offline