Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2010, 22:03   #29
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Chłopak żywo i niezmorodowanie niczym źrebak, skakał po konstrukcji rafinacyjnej wyłączonej chwilowo elektrolizy. Wychylał się za barierki, wspinał po drabinkach coraz wyżej i generalnie doskonale bawił. Koniecznie chciał zobaczyć miejsce pracy Seamusa, czego ten nie mógł mu odmówić po tak długim czasie rozłąki. Uczepiona jego głowy dziewczynka siedziała mu na ramionach wskazując małym palcem za poruszającym się żwawo dziesięciolatkiem i nucąc jakąś rytmicznie powtarzająca się melodyjkę z jednej z jej ulubionych bajek. Brygadzista patrzył za tym małym delikatnym paluszkiem, czy Kevin nie włazi gdzieś gdzie mogłoby to być niebezpieczne. Hal siedział w nastawni również obserwując chłopca, a reszta górników była gdzieś na dole przy windzie. Zbierali się do wyjścia. Kevin zaś wgramolił się bardzo z siebie dumny na mostek nad elektorlizatorem. Widok stamtąd na znajdującego się poniżej ojca z siostrą, oraz całą halę rafinacyjną, wyraźnie napawał go radością.
- Spójrz na Kevina! - Moira przerwała nucenie i ze śmiechem pociągnęła Seamusa za włosy by na pewno zwrócił uwagę na pokazywanego przez nią brata - Tak wysoko! Wejdziemy do niego?
- Nie tym razem kochanie. Kevin! - krzyknął na chłopaka, który przyglądał się ciemno-metalicznej skalnej ścianie wyrobiska - Starczy! Chodź już na dół!
- Zrzucamy, Seam? - w głośniku kombinezonu odezwał się nagle głos Hala. Irlandczyk spojrzał zdziwiony nieco w stronę okienka nastawni gdzie technik wyczekująco i chyba trochę z niepokojem przyglądał mu się spokojnie. Potrząsnął głową i zamknął na chwilę oczy - Wszystko gra?
- Tak - odparł po chwili brygadzista. Nie mógł sobie za nic przypomnieć o czym przed chwilą myślał. Miał mętlik w głowie. Zaczynali pracę, czy byli przy końcu już? Nie odezwał się jednak do technika tylko sięgnął do konsoli pomiarowej na mostku nad elektrolizatorem. Kolumny liczbowe charakteryzujące nieprzetworzony surowiec migały niewyraźnie - Zaczekaj chwilę. Chyba się sonda zjebała...
Pociągnął za zanurzony w płynnym stopie metalowy drążek, by wyciągnąć jego końcówkę i ocenić faktyczne uszkodzenie. Wyglądała prawidłowo. Spojrzał raz jeszcze na konsolę miernika. Liczby przestały migotać.
- To chyba jakieś chwilowe zwar...
Nie dokończył.
- To jest we mnie!!!
Krzyk przerażonego dziecka przeszył halę rafinacyjną mrożącym krew w żyłach echem. Seamus panicznie spojrzał w górę. Nie miał pojęcia skąd, ale wiedział gdzie patrzeć.
- Kevin, nie! Stój!
Przyklejony plecami do półki skalnej chłopiec patrzył w jakiś niematerialny punkt przed sobą. Jego twarz wykrzywiał straszny grymas bólu. Seamus poczuł jak serce kłująco przyśpiesza. Jak rozsadza mu klatkę piersiową. Nie mogąc się poruszyć, ani nawet nabrać powietrza widział jak jego syn odbija się od litej skały i spada w dół...
- Sekcja medyczna! – głos Oscara dochodził z dołu tak stłumiony jak przynajmniej zza dwóch par zamkniętych drzwi – Niech ktoś wezwie doków!

Cały spocony zerwał się na łóżku dysząc jakby przez ostatnich parę godzin nie spał, a biegał bez ustanku. Przez niemal minutę nie robił absolutnie nic. Tylko z wbitym w pościel wzrokiem oddzielał tak kurewsko realistyczny sen od rzeczywistości. Dopiero potem odetchnął raz głębiej i zamknąwszy oczy szepnął cicho:
- O ja kuźwa pierdolę...

***

Na stołówce panowała cisza. Prawdą było, że tacki i plastikowe miski z breją co i rusz stukały o siebie przy okienku gdzie oddawano brudne naczynia, krzesła szurały gdy nasyceni opuszczali lokal, a stojący na uboczu syfon dystrybuujący gorącą imitację owocowego napoju energetycznego bzyczał swoim podobnym do świerszcza dźwiękiem niemal cały czas gdy górnicy z nadchodzącej zmiany raczyli się tym wątpliwym frykasem. Jednak nikt nie miał wątpliwości gdy wchodził na stołówkę. Żywiej bywało na powierzchni Ymira niż tutaj. Niemal godzinę temu poszła plota, że kantynę C-28 zamknięto. Ktoś zginął. Różne teorie na razie. Ta cwana gapa barman Chuck? Sam Polaczek? Przyczynek wczorajszej burdy, gnojek Szczota? A i były teorie, że to ktoś z ochrony? Tak czy inaczej szybko wszystkim odechciało się spekulować. Jakby podminowani ludzie zaczynali bać się własnego głosu. Jakaś paranoja kuźwa mać. Ale Seamusowi też się to udzielało. W milczeniu siorbał swoją porcję papki białkowej niemal nie rejestrując machinalnych ruchów widelcem.
- Witaj Gallagher - do stołu dosiadł się naprzeciwko irlandczyka, przysadzisty facet z krótko, acz jak zwykle nierówno przystrzyżoną brodą - Co z Cooldmanem?
Joe Gatz z działu terraformacji ściśle współpracował z brygadzistami w rafinacji i wydobyciu. Musiały go dojść słuchy o aresztowaniu jednego z nich.
- Siedzi – odparł sucho irlandczyk.
- Mhmm... no tak – Joe wydawał się jakby ta odpowiedź w zupełności go satysfakcjonowała. Spojrzał z niejakim zdziwieniem na pozostałych zgromadzonych w stołówce górników, po czym zajął się swoją miską. Terierki rzadko tu przyłaziły. Zadzierały nosa i jadły zwykle wyżej w C-52. Ale Joe był w porządku gość. Zawsze pogodny, choć czasem może zbyt dowcipny. Miał zabawny zwyczaj odsyłania nowych swoich pracowników do magazynów rafinacji po nieistniejące narzędzia o zmyślonych nazwach. Seamus tez się kiedyś uśmiał, jak przybiegł do niego młody technik w uniformie terierków po przyczłapy do burgulatora. Oczywiście odesłał go wtedy z powrotem do Gatza z pytaniem, czy Gatzowi potrzebne są siódemki, czy czternastki. Uśmiechnął się na to wspomnienie, ale zaraz uśmiech zszedł z jego skupionej na jedzeniu twarzy. Po prostu nie miał dziś głowy do gadanie.
- Widzę, że do was też dotarło o C-28 – rzekł w końcu Gatz znów próbując podjąć rozmowę.
Seamus uniósł nieco głowę i kiwnął głową.
- Też. Słuchaj, Gatz. Pogadamy później, w porządku? - Pytanie oczywiście nie było pytaniem i irlandczyk nie czekając na odpowiedź wydłubał widelcem jeszcze parę większych grudek białej brei i zaczął wstawać od stołu.
- Nie ma sprawy – potaknął terraformer – Ale nie przejmuj się tak Gallagher. Cooldman pewnie wyjdzie...
- Aaah – Irlandczyk od niechcenia machnął ręką na ten głupi pomysł. Los Cooldmana może nie był mu obojętny, ale nie na tyle by czuć się podle – O Kellera idzie.
- O Kellera? - Gatz sięgnął po chusteczkę i wytarł nią usta – Stary spieprzył coś?
Brygadzista zatrzymał się i odwrócił w stronę Joego, który przypatrując mu się znów zabrał się za jedzenie. Właściwie nie miał powodu, ale poczuł, że zaczyna mieć dość terraformera.
- Tak. Roztrzaskał sobie kuźwa wczoraj łeb o skały i teraz opierdala się w kostnicy – westchnął nagle zniecierpliwiony gdy Joe zrobił bardzo głupią minę – Gatz... Daj dziś spokój. Dostaniesz swój ra...
- O czym ty mówisz Gallagher?
Brygadzista już nie wytrzymał. Pieprznął płaskim dnem tacy o stół przed Gatzem, tak że resztki brei i napitku ozdobiły gęsto blat.
- No nie wkurwiaj żeż mnie człowieku!
Parę spojrzeń zwróciło na nich uwagę, a kamerka poruszająca się w rogu pomieszczenia, nagle zatrzymała swoje oko na irlandczyku. Zgrzytnął zaciśniętymi zębami, patrząc na zupełnie zdziwionego terraformera. Wziął jeden głębszy oddech i uspokoił głos.
- Mówiłem. Wypadek miał. Nie żyje.
- Gallagher... przecież ja go przed chwilą widziałem w A-12. Szukał czegoś w magazynie...

Seamus zamrugał oczami, w których błysnęło coś co można było zdecydowanie odebrać jako brak zrównoważenia. Joe jednak wyglądał na równie zszokowanego tą wymianą zdań. Z nieruchomo zawisłej w powietrzu łyżki, skapnęła kapka brei na tackę.
- Pomyliłeś się Gatz – powiedział po chwili Gallagher znajdując z ulgą wytłumaczenie – To był pewnie ktoś podobny...
- Gówno, nie podobny. To był Keller! - tym razem Joe wstał. Nie był specjalnie umięśniony, ale bęben jaki wyhodował na tutejszym białku i piwie, był całkiem słusznych rozmiarów. Obaj z Semusem przez chwilę mierzyli się wzrokiem jakby od tego irracjonalnego pojedynku zależało, któremu z nich odwaliło. Na wzmiankę imienia nieboszczyka, jeszcze więcej par oczu się na nich zwróciło. Obiektyw kamerki wybałuszył swoje soczewkowe oko – Widziałem go tak jak teraz ciebie.
Przez chwilę żaden się nie odzywał.
- Kuźwa!! - Seamus pierwszy odstąpił. Coś w nim krzyczało, że to może być prawda. Że chce, żeby to była prawda. Czy to było możliwe? SFZ ponoć naprawdę robiły takie cuda, że szczęka opadała... Ale Oreway stwierdził zgon... - Dobra Gatz. Jest tak, że Trauma-Er przesłał wczoraj na biurko Kiliana raport o zgonie Kellera. Więc jeśli system kuźwa się nie posypał i nie rozsyła ludziom pierdół, to widziałeś trupa.
Gatz przełknął ślinę i odwrócił wzrok mrużąc go jakby odtwarzając w pamięci sytuację.
- Nieee. To był Keller. Minął mnie. Prawie potrącił ramieniem.
Seamus przez chwilę bił się z myślami. Czas umykał...
- W A-12 będziemy za 5 minut – rzekł już cicho odwracając twarz od kamery. Ktoś kiedyś powiedział, że ochrona nie potrzebuje fonii, bo wszystko im komputer z ruchu warg odczytuje. Ponieważ nie wyglądali już jakby mieli rzucić się sobie do gardeł, większość górników przestała się nimi interesować - Idziesz ze mną?
Terraformer kiwnął głową. Brygadzista zauważył, że na jego czole skrapla się powoli pot, a nerwowo poruszane ręce drżały gdy chował je do kieszeni. Nie dziwił mu się. Chyba obaj dostawali pierdolca.

***

Po drodze zgarnęli dopiero idącego do stołówki Oscara. Górnik przestał zadawać pytania natychmiast gdy usłyszał, że Gatz widział Kellera żywego.
Droga zajęła im nieco dłużej niż Seamus przewidywał. Wielkie wrota na poziom A miały określoną przepustowość, a właśnie była godzina zmiany. Ostatnie metry diagonalą techniczną łączącą bazę z magazynami pokonali niemal biegiem, tak że otyły Gatz zaczął ciężko sapać pod sam koniec. Gdy dopadli dyżurki magazynu, oparł się o poprzetykaną rurami przesyłowymi ścianę i kucnął pod nią. Barczysty urzędnik o nieprzyjaznej, nalanej twarzy obrzucił ich nieco podejrzliwym spojrzeniem.
- Wpuścisz nas Bo? - wysapał Gatz – Zapomniałem sprawdzić czegoś ważnego w hydraulice...
Bo mruknął coś pod nosem i poprosił całą trójkę o okazanie WKP, by wprowadzić odwiedzających. Następnie uruchomił konsolę. Lodowate powietrze nieogrzewanego pomieszczenia uderzyło ich po twarzach gdy hydrauliczne drzwi otworzyły się z jękiem.
- Jeszcze chwilę – rzekł nagle Seamus, po czym przypomniał sobie, że to o co chce zapytać nie ma sensu. WKP Kellera było u niego w pokoju więc jeśli stary tu był to wszedł inną drogą – Nie ważne.
Zgarnąwszy szybko kurtki z wieszaków zaraz za wejściem, wkroczyli do głównego magazynu górnictwa i rafinacji stacji Ymir A.

***

Magazyn zajmował imponująco wielką przestrzeń w podwalinach całego kompleksu. Utrzymanie go nie dość, że prawie nic nie kosztowało, bo grzanie w większości sekcji było tu całkowicie wyłączone, to jeszcze opłacało się trzymać tu cały zepsuty osprzęt techniczny, którego transport na Ziemię kosztowałby milion razy tyle ile podpis urzędnika pod pismem zlecającym przesunięcie „wyeksploatowanej własności użytkowej Vittel” do tego technicznego grobowca. Nie oznaczało to bynajmniej, że panował tu bałagan. Owszem, sprzęt rdzewiał i w niskich temperaturach popadał w coraz większą ruinę, ale był za to bardzo starannie skatalogowany. Miało to na celu ograniczenie majsterkowiczowskich zapędów niektórych pracowników, którzy tak naprawdę dopuszczeni do tych pomieszczeń, mogliby skonstruować niemal wszystko z dostępnych tu akcesoriów. A na tym Vittel bynajmniej nie zależało. Co innego dotyczyło znacznie mniejszych sekcji ogrzewanych gdzie stały wielkie stelażowe konstrukcje obładowane nowiusieńkimi młotami pulsacyjnymi, przecinarkami plazmowymi, sondami hydromagnetycznymi, narzędziami do obróbki mechanicznej i całym innym sprzętem jakiego tylko może potrzebować człowiek by napchać kasę Vittel. Tym samym Magazyn A12 składający się z szeregu hal i wielkiej otoczonej dźwigarami śluzy w podłodze łączącej go z wydobyciem, był chyba największą jednostką numeryczną w całym kompleksie, oraz miejscem gdzie można było znaleźć niemal wszystko. Począwszy od zepsutych automatów do destylacji AB-syntu, a kończąc na wielkich, uzbrojonych w potężne świdry i kruszarki gąsienicowych pojazdach górniczych zwanych na dole żuczkami.


Seamus skinął n zapinającego kurtkę Gatza.
- Gdzie to było?
Mężczyzna otarł nos i pociągnąwszy nim wskazał kierunek.
- Hydraulika i pneumatyka.
- Oscar, poczekaj tu, na nas...



Magazyn był oczywiście podzielony na sektory i w największej hali głównej stały tylko największe graty. Taśmownie, procesory elektroforetyczne, piece hydrorafinacyjne, żuczki, platformy świdrowe i cała masa zepsutych od mrozu łazików które z całego sprzętu ze względu na kontakt z Ymirem miały najszybszą zużywalność. Cała reszta była pogrupowana na inne sale. Hydraulika i pneumatyka była małą salą podpartą dwoma wspornikami. Wysokie na trzy metry szafy stały tu gęsto acz nieregularnie, każda ozdobiona innym symbolem kodowym. Większość sprzętu, którym były obładowane, znajdował się w aluminiowych skrzyniach, ale część, która się w nie nie mieściła leżała luzem. Poza sprzętem, nikogo tu jednak nie było.
- Wychodził stąd... - rzekł spokojnie Gatz – Ja wchodziłem. Normalnie Bo mi pomaga, ale tym razem wiedziałem czego szukam i przyszedłem tu sam. Minął mnie w wejściu...
Seamus nie odpowiedział. Nie chciał jeszcze myśleć, bo wiedział, ze do niczego dobrego go to nie doprowadzi obecnie. Przyglądał się otoczeniu gdy nagle...
- Jeeeeeest!!!!! - krzyk Oscara był wyraźny. Obaj mężczyźni spojrzeli siebie jakby od razu rozumiejąc co to oznacza i rzucili się do głównej sali.
Oscar biegł za nim. Biegł za Kellerem. Prawdziwym kuźwa Kellerem ubranym w taką samą jak ich własna kurtkę magazyniera. Kellerem, który wczoraj zleciał dwadzieścia metrów na spąg wyrobiska w pionie rafinacji A2 rozbijając sobie czaszkę i gruchocząc ciało... Nie. Musieli go złapać... zobaczyć na własne oczy...
- Keller! - wrzasnął za uciekającym i pędem ruszył za nim – Stój!!!!
Stary górnik nie zareagował. Dostrzegłszy zbliżającego się do niego z boku Seamusa, odbił ostro w lewo w stronę śluzy prowadzącej do wydobycia.
- Keller wracaj kuźwa!
Ten jednak dalej nie reagował. Minął wielkie ramię dźwigowe do opuszczania i wynoszenia ciężkiego sprzętu na wyższe i niższe poziomy kompleksu i dopadł wrót do magazynu nowych narzędzi elektrotechnicznych. Mieli do niego z Oscarem jakieś dwadzieścia metrów. Keller uderzał nerwowo w terminal do otwierania wrót jakby chcąc przyspieszyć ten proces, ale drzwi bezlitośnie wypuszczały wpierw leniwie parę w celu rozszczelnienia. Mieli go...
Stary jednak zrezygnował nagle z czekania i wpadł do sektora na zezłomowaną Elektrotechnikę. Wpadli chwilę za nim w zaciemnioną podłużną halę i... Kellera nigdzie nie było.
- Nosz ja pierdolę – sapnął ciężko Oscar – biega szybciej niż zawsze...
- Zamknij żeż się –
syknął do niego Seamus. Irlandczyk poczekał, aż Gatz do nich dobiegnie i zamknął za nimi wrota, po czym włączył w sali światło. Sufitowe lampy fluorescencyjne leniwie rozświetliły halę trupiozielonym światłem – Widziałeś wczoraj to samo co ja Oscar. Keller...
Nie dokończył. Bał się, że jeśli to dokończy to zabrnie w jakieś wyjątkowo kretyńskie szaleństwo. Muszą go znaleźć.
Magazyn starych gratów elektrotechnicznych był podłużną na niemal sto metrów halą pełną chaotycznie ustawionych stojaków i regałów spośród których większość byłą załadowana po sam sufit. Idealne miejsce na schowanie się.
- Oscar... - nie dokończył.
- Taa... wiem szefie. Popilnuję wyjścia.
- Gallagher... –
poza zmęczeniem po terraformerze było teraz widać już bardzo wyraźnie strach. Irlandczyk też się bał. Zajebiście. Ale nie było mowy by zostawić tu tego dziadka.
- Joe... Musimy wiedzieć. Chodź.
Wziął z najbliższego stojaka stary czerpak elektromagnetyczny, zwany zwyczajowo magszuflą i podał drugi Gatzowi. Obie nie działały, ale były za to solidnymi drągami metalu, których uderzenie mogło zdrowo porachować kości. Skinął terraformerowi głową i ruszyli między stojaki. Irlandczyk celowo wziął ze sobą właśnie Gatza, a nie Oscara. Prowokował. Gdyby się tu ukrył przed kimś chciałby wywabić strażnika atakując słabszego z prześladowców. Gatz był bez wątpienia słabszy. Dlatego oddalił się od terraformera mając go jednak cały czas na oku. Nie czekał długo.
- Na ziemię Joe!
Grubas zdążył upaść w samą porę przed rozpędzoną na łańcuchowym podnośniku metalową rurą, która gwizdnęła na nim. Keller był zaraz za nim, ale tym razem irlandczyk dopadł do niego błyskawicznie. Ściął z nóg silnym uderzeniem magszufli w golenie, po czym gdy stary gruchnął na plecy przyłożył nieaktywny koniec pętli elektormagnetycznej urządzenia pod szyję Kellera zsuwając mu z twarzy kaptur kurtki...
... i zamarł.
To nie był Keller.

- To nie on... - mruknął upartym tonem Joe
- Jasne, że nie grubasie! - Seamus nie udawał, że nie jest wściekły. Najadł się strachu co niemiara, zmęczył setnie i pewnie zaliczył spóźnienie na szychtę – a coś Ty kuźwa myślał, że żywe trupy podprowadzają z magazynu sprzęt do pędzenia Kiblówki??? A żebyś zczezł żydku!
- Gallagher, to nie on mnie wtedy minął – terraformer wskazał masującego kostki starego brygadzistę z jednej z grup wydobycia. Brygadzistę rzeczywiście trochę podobnego do Kellera – Uwierzże mi człowieku.
- Jaja se z nas robi jajcarz –
parsknął Oscar – Duchami kumpli straszy.
- Tak cię to śmieszy Gatz?! Tak cię to kuźwa śmieszy paproku semicki?!?! A może my se teraz dowciap zrobimy i cię tu zamkniemy na cztery spusty??!

- Pierdol się Gallagher! Wiem co mówię i jeśli ci wyglądam na kogoś rozbawionego to rzeczywiście taki z ciebie jebnięty idiota jak mówił Oreway.
- No toś się doigrał grubasie...

Zaczął iść w kierunku cofającego się przestraszonego terraformera gdy nagle coś syknęło i strzeliło od strony zamkniętych wrót do głównej hali. Przez ułamek sekundy widzieli jeszcze jak odległa deska rozdzielcza oświetlenia sektora tryska iskrami po czym wszystkie światła stopniowo od strony wejścia zaczęły z trzaskiem gasnąć.
TAP, TAP, TAP, TAP, TAP, TAP, TAP, TAP, TAP, TAP, TAP.
W całkowitej ciemności nie było już widać absolutnie nic.
- O ja pierdolę – jęknął Oscar.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 30-09-2010 o 22:15.
Marrrt jest offline