Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2010, 02:56   #46
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
- Czy już zdecydowałeś?
Wzdrygnąłem się. Zapatrzony w równe rzędy liter odpłynąłem w dal.
- Ku tajemnicy?
- Nie...gdzieś...wgłąb siebie...A może? Nie wiem. Byłem w wielu miejscach...
- Myślałeś o niej.
- I co w tym złego? - obruszyłem się - Jest najlepszym, co mi się ostatnio zdarzyło.
- Jest tajemnicą.
- I co w tym złego? - powtórzyłem z irytacją - Że jest zagubiona? Biorąc pod uwagę to, gdzie była oraz to co oni jej zrobili, naprawdę świetnie sobie radzi.
- Wielu rzeczy jeszcze o niej nie wiesz.
- Wiem! - przerwałem ze złością - I uczę się jej! Każdego dnia.
Cisza.
- Ona...jest prawdziwa. - spróbowałem jakoś załagodzić.
- Tak, jest wyjątkowa. Idź za nią. Ona cię zaprowadzi.


Sophie. Piękne imię. Byłem zachwycony jego brzmieniem. Powtarzałem je szeptem kilkakrotnie z różnym akcentem i intonacją. Chyba ją to rozbawiło, bo wydawała się teraz, jakby bardziej rozluźniona. Jakby nie było tej całej pełnej napięcia sytuacji z przed chwili. Jakbyśmy nigdy nie rozmawiali o jej przeszłości, i tajemnicach. Patrzyła na mnie po prostu. Moje dziwaczne, szczeniackie zachowanie, takie odnosiłem wrażenie, ośmielało.
- A wracając do naszej rozmowy mademoiselle... Sophie, droga przed nami daleka. Z tego co wiem samego lotu do najbliższego miasta czeka nas jeszcze ze sześć, siedem dni.
- Jest pan pewien? To wspaniale! - wykrzyknęła uradowana, nie przejmując się zachowaniem należnej ciszy. Rozlała wino, ale nie przejmowała się tym. Była zachwycona i rozbudzona. - Pan naprawdę wie, jak poprawic humor - przyznała zaczarowana wizją spędzenia kolejnych dni na podziwianiu i obserwowaniu wspaniałości. Znów się uśmiechała. Cudowny świat. Była zachwycająca. Znów miałem uczucie, że teraz będzie tylko lepiej. Jej oczy błyszczały, a ręce drżały niepewnie. Najchętniej zerwałaby się z miejsca i zatańczyła z radości. Najprawdziwszej, najszczerszej radości. Czułem, że chcę tak, jak ona, ale skrępowanie wobec innych nie pozwoliło. Jak ja wtedy chciałem być jak ona.... Spojrzała szczęśliwa i bynajmniej nie śpiąca na mnie i uśmiechnęła się, tym razem wesoło i figlarnie.
- To wspaniałe - powtórzyła. - Tak wspaniale. - Zapatrzyła się przed siebie. Oczy na chwilę zasnuła mgła, może wspomnienia powróciły? Mogłem na nią tylko patrzeć. Tylko? Aż...
- Pan również jest zachwycony? Wygląda pan na... przepraszam. Nie chciałam... - dodała jakby chlapnęła niespodziewanie głupstwo. Chyba chciała powiedzieć, że wyglądam na bardzo szczęśliwego, ale uznała, że nie wypada. Zakryła usta dłonią, w drugiej starając się utrzymać puchar i nie rozlać zawartości. Jej oczy nadal jednak iskrzyły się wesołością i podnieceniem.
- Jestem Sophie, jestem - pośpieszyłem z zapewnieniem - I będę jak długo pani będzie...
- Cieszę się również - stwierdziła. - Samaris... Ciekawe, jakie jest... - rozmarzyła się na chwilę, zamrugała i zamilkła. Potrząsnęła głową.
- Poznał pan już innych pasażerów? Ja chyba tylko pana i pana Lexingtona - wyjaśniła.
- Profesora Watkinsa jeszcze w Xhystos - odpowiedziałem po chwili zastanowienia - pozostałych... cóż pracuję nad tym.
- To bardzo miłe miec znajomych. Ja chyba mam ich niewielu, ale tutaj jest tylu ciekawych ludzi. Widziałam miłą kobietę z mężem, kłócącą się parę i zabawnie wyglądających mężczyzn z kwaśnymi minami - opowiedziała przypomiając sobie, kogoś równie charakterystycznego. - Była jeszcze dwójka dzieci, ich rodzice. To naprawdę wspaniałe. Ciekawe, ile osób zmierza do Samaris... - zastanowiła się. Znowu wypowiedziała nazwę tego dziwnie pociągajacego miejsca... Czyżby pochłaniało jej myśli, kiedy tylko była sama? A moźe to ja przesadzam?
Jednak, jeśli się zastanowić, często o nim rozmawialiśmy. Zważywszy mizerię naszych rozmów, to zawsze...
- Sądzę, że z dużym prawdopodobieństwem... siedem - odpowiedziałem, wymruczałem bardziej wciąż rachując w myślach - razem z nami. Ale możliwe, że więcej. W końcu kolejni mogą dosiadać się po drodze.
- Naprawdę tak wielu? Sądzisz... to znaczy, sądzi pan, że będą następni? - zaciekawiła się. - Nikt nie wspominał o tym w rozmowach, które słyszałam. Oczywiście zupełnie przypadkiem - dodała szybko, rumieniąc się mocniej niż zazwyczaj.
- Skoro nam strzeliło do głowy, by ruszać na koniec świata... - rozbawiła mnie, i uszczęśliwiła swoją pomyłką - to czemuż by nie miało coś podobnego wpaść komuś... no nie wiem, pochodzącemu z mniej cywilizowanego miejsca niż Xhystos?
Xhystos, pomyślałem z odrazą, wraca, a sądziłem, że zostawiłem je za sobą. Miałem ochotę splunąć.
- Racja, ale nadal jest to jakieś dziwne. Wydawało mi się, że to niebezpieczne miejsce. Mało o nim wiem, ale słyszałam od kogoś i... mówił o nim straszne rzeczy - opowiedziała zaniepokojona - Skoro jednak będziemy tak liczni, a inni również mogą dołączyc, to pewnie tylko mnie straszył. Ten ktoś - dodała. Była nieco zdenerewowana mówiąc to. Wypowiedziane na głos słowa, zdało mi się, dużo ją kosztowały wysiłku.
- Kto taki? - zainteresowałem się, aura beztroski znikła - Czy to ktoś spośród pasażerów altiplanu?
- Tak naprawdę to nie... Nie wiem, ale pamiętam jak opowiadała, że to straszne miejsce. Żadnych szczegółów nie znam, a raczej nie potrafię panu powiedzieć, ale...To prawda? Jest tam tak, tak... źle? - Nie czuła się pewnie podejmując się tego tematu. Miała za sobą trudne dni, ale mimo to śmiało brnęła w rozmowę. Determinacja, żeby dowiedziec się czegoś więcej pchała ją do przodu z zadziwiającą wytrwałością. - Pan wie o tym miejscu, prawda? Słyszał pan o nim dużo? - Niepewnie wierciła się na swoim miejscu szukając wygodniejszej pozycji dla spiętego ciała, ale nie udało jej się. Zupełnie zniknęło dziecięce zachowanie i beztroska czająca się dotąd w jej oczach. Zdenerwowałem ją. Kolejny raz choć bardzo się starałem mówić o rzeczach błahych, nie umiałem odwrócić jej uwagi od tajemnicy, która w naturalny sposób trwożyła. Dureń!
- Słyszałem o nim wiele, droga Sophie. - podjąłem po chwili - Ostatnio coraz więcej. Jednak nic z tych rzeczy, jak mi się wydaje, nie zasługuje na miano rzetelnej i wiarygodnej informacji. - Wydała się zaskoczona, pewnie nie to chciała usłyszeć - Przyrzekłem sobie być wobec Pani szczery. Choć zdaję sobie sprawę, że mogę rozczarować... pragnę zwrócić uwagę Pani, droga Sophie na fakt, że większość wypowiadających się w sprawie Samaris dysponuje wiedzą podobnie ograniczoną jak nasza. Należy więc, jak sądzę cedzić te rewelacje przez gęste sito ich trosk, obaw... nadziei. Strach ma wielkie oczy droga Sophie, Samaris jest niewątpliwie owiane gęstą mgłą tajemnicy, nie dziwi więc, że budzi tak wiele, czasem całkiem sprzecznych emocji. I to jest według mnie również zupełnie naturalne. Proszę łaskawie zwrócić uwagę na fakt, że leżące tuż za rogatkami Xhystos pola ruin dla większości mieszkańców miasta są kompletną niewiadomą. Jaką wobec tego wiedzą winni się posługiwać ci sami ludzie o miejscu, które leży na przeciwległym krańcu znanego świata?
Chyba nie spodziewała się usłyszec podobnych słów. Jednak odniosłem wrażenie, że było w nich coś, co sprawiało, że Sophie doskonale je rozumiała. Czuła, że są prawdziwe, niosą ze sobą wiele, z tego, co naprawdę mówiono o Samaris. Czuła to. Jedynie czuła. W ciemnościach więcej nie potrafiłem dowiedzieć się o jej obecnym stanie.
- Żadną? - zapytała - To tajemnicze miejsce, ale ja muszę się do niego dostac. To jest mój cel, ale... nie wiem dlaczego. To trochę kłopotliwe - przyznała zmieszana. - Pan ma sporą wiedzę, zdaje sobie sprawę, że podróż tam to duże ryzyko, ale ja? Nie jestem pewna, czy uda mi się wytrwac w tym postanowieniu - podzieliła się swoimi wątpliwościami. Zdawały się na tyle ją zszokowac, że otworzyła szeroko oczy słysząc własne słowa. - Przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło. Chyba jestem zmęczona i plotę głupoty - przyznała nieśmiało i zaśmiała się. Przymknęła na chwilę oczy, ale zaraz je otworzyła. Potrząsnęła głową i ziewnęła. Nawet taka była wspaniała. Zwłaszcza taka...
- Oj. Przepraszam. - Zakryła szybko usta dłonią. Zaczynała się robic senna, Niebawem zaśnie na tym fotelu. Ziewnęła po raz drugi, nie mogąc się powstrzymac. Wino robiło swoje.
- To także mój cel Sophie. Proszę się nie obawiać. Dotrzemy do Samaris, cokolwiek miało by się potem stać... - powiedziałem cicho - Obiecuję Pani. Teraz niech Pani zaśnie. Przed nami długa i wyczerpująca droga, trzeba gromadzić siły.
 
Bogdan jest offline