Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2010, 19:06   #263
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114; Godzina Bayushi


Patrzyła na niego w milczeniu.

- Pani, w dniu w którym rozpoczęły się walki na jeszcze wtedy Shiro Uragiru, zginęła chui Matsu Ko Katora. Czy wiesz może jak to się stało?

Wiedziała.
Osy do tej pory przechowywały w pamięci piękny cios miecza, którym Akodo Ichizo zdjął z ramion głowę chui Matsu. A ona od zawsze żałowała, że nie mogła go zobaczyć.

Wąskie oczy Keiko spotkały się z ciemnymi oczami Lwa, których powierzchnia wydała jej się równie gładka, co jego ułożona w wyraz uprzejmej obojętności twarz.

Szanował mony, które nosiła na zbroi. Nią samą gardził.
A jej słowem?

Nie miała pewności. Nie powiedzieć nic? Niepodobna. Skłamać? Nie była kłamcą – ani z natury, ani z wychowania. Ale obudzony skrytą pogardą gniewny impuls kusił, by odpłacić nieprawdą i złośliwością; kusił, by odpłacić, rewanżując się równą pogardą. Unieść brwi, z równą jemu uprzejmością, wyrazić zdziwienie podanym imieniem; udać, że go nie rozpoznaje, lekceważąc tym samym chwałę tej, do której ono należało, lekceważąc znaczenie jej śmierci.

A jednak wahała się.

- Czemu pytasz, panie? - spytała się cicho.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Czy powód mego pytania może wpłynąć na odpowiedź?

- Mnisi mówią, że nawet płatek śniegu cicho opadający na ziemię zmienia wszystko
– odchyliła się lekko w siodle, mrużąc oczy popatrzyła na świetlistą aureolę dookoła słonecznej twarz Amaterasu. - Nie mnie oceniać ich słowa. Jestem prostym bushi. Rozumiem i wierzę w proste rzeczy. Honor, lojalność, służbę. I wiedzę, która jest jak płatki śniegu – ponownie rzuciła mu kose, uważne spojrzenie.

Popatrzył na nią ledwie maskując grymas niechęci. Z głosu nie zdołał jej całkowicie usunąć, była tam, dźgając co poniektórymi słowami. Wymową i bezpośredniością, która przebijała etykietę:

- Mnisi głównie bredzą od rzeczy pani, albo kołują wokół tematu jak sępy nad padliną. A płatki śniegu są nic niewartą drobiną, która wyparuje z dotykiem. Twoja odpowiedź mówi, że wiesz, ale nie wiesz, czy powiedzieć. Boisz się konsekwencji tej odpowiedzi, Szmaragdowa?

- Nie zwykłam się bać, szlachetny Lw
ie – ostrym ruchem głowy odrzuciła gruby warkocz na plecy, błysnęła zębami w gniewnym wyrazie. - Nie zwykłam lekceważyć drobin, z których uformować się może lawina. Nie zwykłam także odpowiadać na każde pytanie tylko dlatego, że zostało zadane – ściągnęła lekko wodze, koń zadrobił nerwowo w miejscu. - Szczególnie, gdy dla mojego szlachetnego rozmówcy odpowiedź nie jest warta nawet uprzejmości.

Na wzmiankę o uprzejmości Matsu wyraźnie zadrżał. Zupełnie jakby się hamował. Jego twarz natomiast nawet nie drgnęła. Starał się, to musiała mu przyznać.

- Drobin? - powtórzył bardzo cicho, jakby do siebie - Drobin. A więc to drobiazg. A ja pytając o jej śmierć jestem nieuprzejmy, ponieważ nie daję się zbyć.

Przeniósł niedowierzający wzrok na Keiko, szukając jakby potwierdzenia. Dziewczynę znienacka ogarnęła pewność, że to moment na ostatnie jej w tej rozmowie słowa. Że potem Matsu już nie będzie słuchał. A może wierzył? Było coś szalonego w jego wzroku.

- Nie takie było znaczenie moich słów i nie taka wymowa twoich, panie – powiedziała powoli zaniepokojona, odruchowo mimo wszystko chcąc odsunąć koniec rozmowy. - Dlaczego nie spytałeś wcześniej?

- Dlatego, że dopiero po twoim odjeździe dane mi było poznać imię twego ojca Szmaragdowa. Jesteś córką Ichizo, a on tam był. Jesteś więc osobą, która może to wiedzieć. Nie krąż już więcej, pani. Wypytujesz mnie, dlaczego pytam, dlaczego teraz, opowiadasz o płatkach śniegu. Ale mówisz, że się nie boisz mi odpowiedzieć - ciągnął dalej Matsu, patrząc na nią intensywnie - więc mi odpowiedz. Teraz.

Dobrze zabrzmiały w uszach Keiko te słowa. Mężczyzna mówił wprost, a to co mówił miało sens. Część Keiko była gotowa powiedzieć mu to wprost, ponieważ czyn nie był niczym wstydliwym. Była walka, jej ojciec zwyciężył, chui przegrała. Pokonanie wroga jest powodem do dumy, a jeśli ktoś pyta jak zginęła chui Matsu, to do diaska, odpowiedź jest przecież jasna i chwalebna dla Akodo Ichizo. Do tego słowa tego Lwa rezonowały z nieraz zaznanym pragnieniem Keiko - by, zadając pytanie, mogła po prostu poznać odpowiedź. Bez pytań "dlaczego pyta", "skąd wie", "po co jej ta wiedza". Bez lekcji, gwarancji, krążenia wokół tematu, uników, półprawd.

Lecz przy zaginięciu Michiko i niebezpieczeństwie wiszącym i nad jej ojcem i nad Yuichim, padało pytanie, co leży na szali. Padało niemal wszędzie. Przy wyścigu z Jednorożcami, u kowala Tsi Wenfu, przy spotkaniu z brązowookim gunso Akodo. Dlatego słowa pana Matsu czy się boi odpowiedzieć, całkiem dobrze trafiły - bo stąpanie ostrożne... było temu bliskie.

Którekolwiek z argumentów miałyby przeważyć, czas podejmowania decyzji nastał... a dwa ri dalej od nich pojawił się jeździec, gnający na łeb, na szyję w ich stronę. Jeździec, którego Matsu nie mógł jeszcze dostrzec, będąc obróconym tak, jak był.

Przeważył sposób, w jaki wypowiedział imię jej ojca oraz fakt, że żądał odpowiedzi, samemu w zamian żadnej nie udzielając. Fakt, że >żądał<.
Decyzja została podjęta odruchowo, bez namysłu. Jak zwykle.

- Dobrze więc – powiedziała, starając się nie wpatrywać w widzianego kątem oka jeźdźca. - Skoro tak przedstawiasz sprawę, panie, oto moja odpowiedź:

pod nocnym niebem
gwiazda – jej głowa spada
w warkoczu krwi.


Nie zdążyła ugryźć się w język, powstrzymać przekory i gniewu, który kazał wybrać jej formę odpowiedzi najbardziej dla Matsu irytującą. Haiku ułożone przez Shirou, który – dopóki nie zginął rok później podczas polowania – darzył Ichizo uczuciem skrytym, pięknym i nieodwzajemnionym; tym rodzajem uwielbienia, które zakłamuje prawdę nadając jej czar fałszywego powabu właściwego legendom i opowieściom.

Ani haiku, które ułożył zachwycony niemal każdym czynem Ichizo adorator, ani jej gniewne „dobrze więc”, ani błysk w jej oku zdawał się doń nie docierać. Lub dotarł aż za dobrze. Matsu cofnął się, niczym ogłuszony, by wyszeptać:

- Więc jednak miał rację. Akodo Ichizo odciął jej głowę w nocnym ataku. Dokładnie jak opisał. Nie dając jej...

Znienacka jakby dochodząc do siebie młodzieniec skłonił się bardzo ceremonialnie, z pobladłą i wykrzywioną w bólu twarzą. Nie dane było Keiko dodać nic na jego szept, bowiem młodzian już skłaniając się przemówił:

- Dziękuję pani za poetyckie przekazanie wieści o śmierci chui Matsu - usta mężczyzny drżały lekko, dłonie pobielały, zaciskane na lejcach - i nie przeszkadzam ci w dalszej drodze... choć nie wątpię, że spotkamy się jeszcze.

Spojrzenie, jakie jej rzucił oraz miękki ton, jakiego użył, były jednocześnie dalekie i obiecujące. Zaś ukłon - pożegnalny.

Zdecydowanie powinna ugryźć się w język. Szkoda jednak stała się i teraz nie było już czasu płakać za wypowiedzianymi słowami.

- Kto miał rację, panie? Czego nie dał chui Matsu Ko Katora Akodo Ichizo-sama? - teraz ona była bezceremonialna, powstrzymując się przed odruchem oddania ukłonu.

- Zapytaj swego ojca pani. Jesteś dla mnie teraz niedotykalna, z racji swoich monów. Z racji tego, że to nie do ciebie mam sprawę. Ale on... on jest osiągalny. Musi odpowiedzieć. I odpowie. A kiedy to się stanie, zapewne spotkamy się znowu, Szmaragdowa. Zapewne wtedy TY odszukasz MNIE.

Mężczyzna wyraźnie szalał, mówił bardzo szybko, zlewając głoski niemal, a jednak widać było, że cedzi to, co mówi. Że położył sobie tamę, że trzyma coś w sobie, coś dławi. Keiko nie raz i nie dwa miała do czynienia z Matsu i wiedziała co to było. Wściekłość. Gniew. Furia.

Ktoś wsączył Lwu tak trujący jad w uszy, że ten nie chciał już wyjaśniać – chciał się mścić. Gniew i pragnienie zemsty – Wierzba rozumiała te uczucia doskonale.

Wtedy zrozumiała też, że mogłaby go sprowokować. Mogłaby go podjudzić, by furia wzięła górę nad opanowaniem. By uderzył ją tu, na trakcie, w trakcie pełnienia misji, mimo, że nosiła mon Szmaragdowego Czempiona. Na oczach nadjeżdżającego. Pozbawi go wtedy jego zemsty. A przynajmniej ją utrudni. Dodatkowo, z pomocą jeźdźca... może nawet da się go zranić czy... zabić.

Tylko... coś w niej mówiło też, że to nie jest meyo, yu, o jin czy rei* już nie wspominając.

A chugo?*

Groził jej rodzinie.

Miała niezachwianą pewność, że gdyby Ichizo był w pełni sił sprawiłby Matsu jak dzieciaka przed gempukku. Ale nie był. Być może wibrujący furią samuraj mógłby stanowić kolejną kartę negocjacyjną. Być może powinna pozwolić dotrzeć mu tam, gdzie dotrzeć chciał. „Być może” było jednak domeną dyplomatów, polityków, oświeconych profetów, kiedy życie samuraja sprowadzało się do ostrych, jednoznacznych wyborów. Tu i teraz.

- Nie zwykłam marnować czasu swego ojca błahymi sprawami. Pytam się więc ciebie, panie, za co musi ci odpowiedzieć ten, którego wszyscy, co widzieli śmierć chui nazywają Jedynym... Honorowym... Lwem? - wycedziła ostatnie słowa, szczerząc zęby w czymś, co z trudem mogłoby zostać uznane za uśmiech, zdecydowana chronić swoją rodzinę tak, jak chronić potrafiła.

Nagle bardzo świadoma obecności wakizashi za obi, krótkiego yumi przytroczonego do siodła, świadoma jego katany i dystansu jaki dzielił ich konie.


---
* meyo, yu, jin, rei - honor/respekt/reputacja, heroiczna odwaga, współczucie/szlachetność, uprzejmość/dworność/zachowanie twarzy - cnoty bushido.
* chugo - lojalność
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 01-10-2010 o 20:40.
obce jest offline