Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2010, 14:35   #261
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Prowincja Ayo, 35 ri na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, południe.

Widząc kątem oka upadającego Hisui, Fukurou rozważał całą sytuację.
Do Kraba pospieszył z pomocą Manji, który znał się na leczeniu. Hisui był wspierany przez Akito, a Fukurou...mógłby usłużnie spytać czy może jakoś pomóc Hisui. Podkreślałby w ten sposób swoją uprzejmość...ale nie tylko. Pytając o możliwość pomocy sugerował, że Hisui takiej pomocy potrzebuje, wskazując jego słabość. Pytając o możliwość pomocy, a wiedząc że żadnej udzielić nie może, wywyższyłby się kosztem Hisui.
Dlatego uznał, że „nie widzi” chwili słabości Hisui. To jedyne co mógł zrobić w takiej sytuacji. Gołosłowne deklaracje, były sprzeczne z podejściem Smoka do bushido.


Informacje jakie udzielił Tatewaki tylko skomplikowały obraz sytuacji w umyśle Smoka.
Łowczyni Kuni...wśród tych, których Manji uważał za zdrajców. Co to mogło oznaczać?
Na pewno nic dobrego. Także i wyraźne uniki w odpowiedzi na temat Strażnicy Wschodu były złym omenem. Co takiego złego działo się w tym miejscu, że Tatewaki nie chciał powiedzieć wprost. Krótkowzroczna taktyka, biorąc pod uwagę że trójka bushi i tak zobaczy Strażnicę...i to co ona kryje.
Niestety, Fukurou mógł jedynie westchnąć z irytacją, na to zachowanie Kraba. Nic więcej.
Tak samo jak mógł się tylko przyglądać medycznym staraniom Manjiego i Tatewakiego.
W pewnych sprawach bushi Smoka był bezsilny i już zdążył się z tym pogodzić.

Potem ruszyli dalej, powoli...By Krab mógł bez problemu zrównać się z towarzyszami po rozmowie. Fukurou jak zawsze jechał milcząc. Mirumoto rzadko zaczynał rozmowy, rzadko się w ogóle odzywał. Do tego i Krab i Skorpion zdołali przywyknąć.

Słowa Akito były równie oszczędne jak Tatewakiego. Źle się działo w Strażnicy Wschodu, gorzej niż Fukurou mógłby przypuszczać. Skoro nawet Akito nie potrafił powiedzieć wprost jakież to wstydliwe sprawy skrywa Strażnica Wschodu.
Fukurou wzruszył więc ramionami dodając.- To twój klan Akito-san, twoje ziemie...Ty najlepiej wiesz, jak postępować ze swymi krewniakami. Ani ja, ani Manji-san nie przebywaliśmy na ziemiach Kraba wystarczająco długo by ci w tej sztuce dorównać. Dlatego możemy popełnić błędy, których ty nie popełnisz. Nie powinniśmy ci więc utrudniać zadania. Dlatego...- spojrzał w kierunku w którym podążali.-...jeśli uważasz Akito-san, że nasza obecność w Strażnicy Wschodu, będzie bardziej dla ciebie problemem niż pomocą. To możemy zatrzymać się w karczmie leżącej w wiosce przy zamku, jeśli na taką natrafimy. I tam czekać na załatwienie przez ciebie spraw i twój powrót ze Strażnicy Wschodu.- ponieważ Fukurou nie mógł decydować za Skorpiona, odwrócił twarz w jego kierunku i zapytał o potwierdzenie, lub zaprzeczenie swej deklaracji.- ne, Manji-san?

Jednak Hida odparł szybko.- Nie Fukuro-san lepiej będzie dla sprawy, jeżeli wjedziecie do twierdzy, jeśli mi się nie uda znaleźć przewodnika wy to zrobicie. Krab który obecnie zarządza twierdzą, ma powody mnie nie lubić, przy was powinien się jednak miarkować. Jeśli ma ucierpieć mój honor lub honor mojego Klanu... trudno, mam obowiązek wypełnić swoje misje a załatwienie przewodnika w twierdzy jest obecnie sprawą priorytetową. Nie mogę narażać na szwank misji wyłącznie z obaw o to, jak przyjmiecie sytuację w twierdzy. Dlatego podkreślałem już wcześniej, nie sugerujcie się tym co tam zobaczycie, z pewnością i inne Klany mają swoje miejsca które niechętnie pokazały by obcym. U Krabów jest to twierdza do której zmierzamy a i ona była ... można powiedzieć przykładna, dopóki nie pojawił się tam Amoro.

A Smok skinął głową w odpowiedzi.- Wakarimasu*.


*-Rozumiem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-09-2010 o 16:31.
abishai jest offline  
Stary 01-10-2010, 18:57   #262
 
Wellin's Avatar
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Amaterasu



Hiroshi rzucił szybkie spojrzenie na Naritoki brata. Ten trwał w bezruchu. Hiroshi znał ten bezruch. Brat dawał mu szansę by zareagować. Nie bez powodu zreszta - w końcu to Hiroshi był gościem Si-Xin. I to on też zawdzięczał shugenja życie. Pozostało jakoś rozwiązać tą sytuację... I to najlepiej nie pojedynkiem. Nie, nie pojedynkiem. Sam Si-Xin nie życzyłby sobie pojedynku...

- O kim mówisz Samurai-san? – Horoshi wysunął się krok do przodu, przyciągając uwagę zgromadzonych. Starał się utrzymać beznamiętny, twardy ton głosu, choć jak podejrzewał bez zbytniego sukcesu.

- Czy to możliwe, że mówisz o Asahina Si-Xin? – postąpił krok w kierunku Satomi – Czy to możliwe, że mówisz „morderca” o shugenja? – młody bushi wbił wzrok w dziewczynę. Pewnych rzeczy po prostu się nie robiło. Użycie słowa "morderca" było jedną z nich.

Jeszcze parę kroków bliżej. Strażniczka była blada, najwyraźniej właśnie zdając sobie sprawę w jak głęboki był dół który wykopała pod swoimi nogami przez swoją własną głupotę.

- O Uzdrowicielu, który uratował moje życie niwecząc jad węża? – Hiroshi zatrzymał się twarzą do Satomi, wyprostowany jak struna, napięty - O człowieku w którego domu miałem zaszczyt gościć dzisiejszej nocy?

- Jestem gotów bronić honoru Asahina Si-Xin przed każdym kto ośmieli się go skalać. – w głosie młodego bushi była otwarta groźba, dłoń znacząco położona na rękojeści nagamaki - Więc odpowiedz mi wprost: czy mówisz o Asahina Si-Xin?

Zanim dziewczyna zdołała wydusić z siebie jakąś reakcję odezwał się gunso.

- Nie, ona nic nie mówi, panie. Jako jej przełożony ręczę Ci za to. - W głosie Daidoji pobrzmiewała furia, mężczyzna ruszył do przodu gwałtownie, w dwu krokach znalazł się przed pobielałą na twarzy młódką i trzasnął ją na odlew w twarz. Głowa dziewczyny odskoczyła, ona sama zatoczyła się na swoją przyjaciółkę, która, sama blednąc, mimo wszystko postanowiła ją podtrzymać. Hiroshi rozumiał jej dylemat. Porywcza dziewczyna sprowadziła na siebie duże kłopoty swoim niewczesnym komentarzem, każdy, kto przyznawał się do niej, dzielił jej hańbę. Gunso nie poprzestał jednak na tym.

- Twoje daisho, Kakita-san - rzekł drewnianym głosem, wyciągając rękę.

Konsternacja pokazała się na kilku obliczach. Daisho? Dlaczego dowódca zażądał mieczy? Hiroshi również nie był pewien. Ale upokorzenie dziewczyny miało pójść dalej.

- Ale to - butny protest gunso uciszył jeszcze jednym uderzeniem, a kiedy dziewczyna zatoczyła się, mężczyzna dobył jej katany. W chwilę później to samo stało się z wakizashi. W chwilę później obie bronie, wciąż nagie, wylądowały na stojącym pod ścianą bramy, za krzesełkiem gunso, katana-kake. Naritoki chrząknął lekko, rzucając cicho, niemal niedosłyszalnie:

- Heimini.

Gunso i Hiroshi byli chyba jedynymi, którzy usłyszeli tę podpowiedź. Faktycznie, była to już taka pora, że przez bramę przechodzili heimini. Kilkunastoosobowe ich grupki stały teraz po obu stronach bramy, nie śmiejąc przejść ani podejść, ale jednocześnie będąc świadkami hańby młodej Kakita.

- Hameichirou! Ukoi! Cofnijcie ich o trzydzieści kroków i każcie uformować kolejkę! Yuusha! Zrób to samo z drugiej strony!

Trzy postacie skoczyły wykonać polecenia. Brama na nowo rozbrzmiała gwarem, kiedy półludzie szybko ruszyli wykonać polecenia wyraźnie poruszonych bushi. Jedynie nieliczni zadawali jakieś pytania, a te nie były mile widziane, co każdy szybko pojął.

Gunso tymczasem ciszej o dwa tony rzekł:

- Kakita-san, udasz się teraz do kwatermistrzostwa, tam zdasz swój pancerz, mówiąc, że szczegółowe instrukcje do niego gunso przyśle dziś wieczorem, następnie pójdziesz do naszych kwater i złożysz nasze hachimaki na mojej pryczy. Następnie spakujesz się do drogi. Kiedy skończysz pakowanie, zaczniesz medytację, na temat dzisiejszego swego zachowania. Po moim powrocie ze służby, odbędziemy rozmowę. Od tej rozmowy uzasadniam moje dalsze decyzje na twój temat, zatem przygotuj się do niej, Kakita-san.

Dziewczyna wyraźnie chciała protestować, ale dalsze słowa gunso zamknęły jej okrągłą buzię chwilę po tym, jak ją otwarła:

- Ani słowa, Kakita-san. Jeśli usłyszę od ciebie jakiekolwiek słowo, sam odstawię cię z Kosaten Shiro i sam poślę listy opisujące twą hańbę do twojej rodziny i szkoły.

W trakcie, gdy sierżant karcił porywcze dziecko - bo widząc dąs na jej obliczu Hiroshi czuł, jak współczucie dla niej wyparowuje, a chęć nazywania jej samurajem lub dorosłą, zanika - Naritoki-aniki przesunął się dyskretnie, by szeptem rzucić do brata:

- Ona i jej przyjaciółka na przewodników.

Hiroshi spojrzał na brata ze zdziwieniem. Nie było powodów by brać Satomi z przyjaciółką, ani w ramach dodatkowej kary, ani łagodzenia kary. Gunso rozwiązał sprawę w sposób który satysfakcjonował Hiroshi całkowicie. Tym niemniej Naritoki uznał za słuszne wybranie tych dwu samurai-ko. Mógł to być test dla Hiroshi. Mógł nie być. Ale test czy nie test. Hiroshi ufał bratu. – skinął lekko głową.

Teraz tylko pozostawało jakoś to przeprowadzić - i trzeba było to ztobić szybko. Hiroshi miał tylko nadzieję, że nie popełni właśnie nietaktu.

- Gunso-dono – młody bushi zwrócił się do gunso z lekkim wahaniem – Odpowiednim wydaje się, by Satomi-san wraz z jej towarzyszką były świadkami rozstrzygnięcia. – Jakkolwiek wypowiedź była uprzejma, mimowolna pauza przed słowem „san” dość wyraźnie świadczyła co Hiroshi sądzi o Satomi. – Każda lekcja zapada w pamięć głębiej, gdy uczeń ma okazję na własne oczy przekonać się, że był w błędzie.
 

Ostatnio edytowane przez Wellin : 03-10-2010 o 12:05.
Wellin jest offline  
Stary 01-10-2010, 19:06   #263
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114; Godzina Bayushi


Patrzyła na niego w milczeniu.

- Pani, w dniu w którym rozpoczęły się walki na jeszcze wtedy Shiro Uragiru, zginęła chui Matsu Ko Katora. Czy wiesz może jak to się stało?

Wiedziała.
Osy do tej pory przechowywały w pamięci piękny cios miecza, którym Akodo Ichizo zdjął z ramion głowę chui Matsu. A ona od zawsze żałowała, że nie mogła go zobaczyć.

Wąskie oczy Keiko spotkały się z ciemnymi oczami Lwa, których powierzchnia wydała jej się równie gładka, co jego ułożona w wyraz uprzejmej obojętności twarz.

Szanował mony, które nosiła na zbroi. Nią samą gardził.
A jej słowem?

Nie miała pewności. Nie powiedzieć nic? Niepodobna. Skłamać? Nie była kłamcą – ani z natury, ani z wychowania. Ale obudzony skrytą pogardą gniewny impuls kusił, by odpłacić nieprawdą i złośliwością; kusił, by odpłacić, rewanżując się równą pogardą. Unieść brwi, z równą jemu uprzejmością, wyrazić zdziwienie podanym imieniem; udać, że go nie rozpoznaje, lekceważąc tym samym chwałę tej, do której ono należało, lekceważąc znaczenie jej śmierci.

A jednak wahała się.

- Czemu pytasz, panie? - spytała się cicho.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

- Czy powód mego pytania może wpłynąć na odpowiedź?

- Mnisi mówią, że nawet płatek śniegu cicho opadający na ziemię zmienia wszystko
– odchyliła się lekko w siodle, mrużąc oczy popatrzyła na świetlistą aureolę dookoła słonecznej twarz Amaterasu. - Nie mnie oceniać ich słowa. Jestem prostym bushi. Rozumiem i wierzę w proste rzeczy. Honor, lojalność, służbę. I wiedzę, która jest jak płatki śniegu – ponownie rzuciła mu kose, uważne spojrzenie.

Popatrzył na nią ledwie maskując grymas niechęci. Z głosu nie zdołał jej całkowicie usunąć, była tam, dźgając co poniektórymi słowami. Wymową i bezpośredniością, która przebijała etykietę:

- Mnisi głównie bredzą od rzeczy pani, albo kołują wokół tematu jak sępy nad padliną. A płatki śniegu są nic niewartą drobiną, która wyparuje z dotykiem. Twoja odpowiedź mówi, że wiesz, ale nie wiesz, czy powiedzieć. Boisz się konsekwencji tej odpowiedzi, Szmaragdowa?

- Nie zwykłam się bać, szlachetny Lw
ie – ostrym ruchem głowy odrzuciła gruby warkocz na plecy, błysnęła zębami w gniewnym wyrazie. - Nie zwykłam lekceważyć drobin, z których uformować się może lawina. Nie zwykłam także odpowiadać na każde pytanie tylko dlatego, że zostało zadane – ściągnęła lekko wodze, koń zadrobił nerwowo w miejscu. - Szczególnie, gdy dla mojego szlachetnego rozmówcy odpowiedź nie jest warta nawet uprzejmości.

Na wzmiankę o uprzejmości Matsu wyraźnie zadrżał. Zupełnie jakby się hamował. Jego twarz natomiast nawet nie drgnęła. Starał się, to musiała mu przyznać.

- Drobin? - powtórzył bardzo cicho, jakby do siebie - Drobin. A więc to drobiazg. A ja pytając o jej śmierć jestem nieuprzejmy, ponieważ nie daję się zbyć.

Przeniósł niedowierzający wzrok na Keiko, szukając jakby potwierdzenia. Dziewczynę znienacka ogarnęła pewność, że to moment na ostatnie jej w tej rozmowie słowa. Że potem Matsu już nie będzie słuchał. A może wierzył? Było coś szalonego w jego wzroku.

- Nie takie było znaczenie moich słów i nie taka wymowa twoich, panie – powiedziała powoli zaniepokojona, odruchowo mimo wszystko chcąc odsunąć koniec rozmowy. - Dlaczego nie spytałeś wcześniej?

- Dlatego, że dopiero po twoim odjeździe dane mi było poznać imię twego ojca Szmaragdowa. Jesteś córką Ichizo, a on tam był. Jesteś więc osobą, która może to wiedzieć. Nie krąż już więcej, pani. Wypytujesz mnie, dlaczego pytam, dlaczego teraz, opowiadasz o płatkach śniegu. Ale mówisz, że się nie boisz mi odpowiedzieć - ciągnął dalej Matsu, patrząc na nią intensywnie - więc mi odpowiedz. Teraz.

Dobrze zabrzmiały w uszach Keiko te słowa. Mężczyzna mówił wprost, a to co mówił miało sens. Część Keiko była gotowa powiedzieć mu to wprost, ponieważ czyn nie był niczym wstydliwym. Była walka, jej ojciec zwyciężył, chui przegrała. Pokonanie wroga jest powodem do dumy, a jeśli ktoś pyta jak zginęła chui Matsu, to do diaska, odpowiedź jest przecież jasna i chwalebna dla Akodo Ichizo. Do tego słowa tego Lwa rezonowały z nieraz zaznanym pragnieniem Keiko - by, zadając pytanie, mogła po prostu poznać odpowiedź. Bez pytań "dlaczego pyta", "skąd wie", "po co jej ta wiedza". Bez lekcji, gwarancji, krążenia wokół tematu, uników, półprawd.

Lecz przy zaginięciu Michiko i niebezpieczeństwie wiszącym i nad jej ojcem i nad Yuichim, padało pytanie, co leży na szali. Padało niemal wszędzie. Przy wyścigu z Jednorożcami, u kowala Tsi Wenfu, przy spotkaniu z brązowookim gunso Akodo. Dlatego słowa pana Matsu czy się boi odpowiedzieć, całkiem dobrze trafiły - bo stąpanie ostrożne... było temu bliskie.

Którekolwiek z argumentów miałyby przeważyć, czas podejmowania decyzji nastał... a dwa ri dalej od nich pojawił się jeździec, gnający na łeb, na szyję w ich stronę. Jeździec, którego Matsu nie mógł jeszcze dostrzec, będąc obróconym tak, jak był.

Przeważył sposób, w jaki wypowiedział imię jej ojca oraz fakt, że żądał odpowiedzi, samemu w zamian żadnej nie udzielając. Fakt, że >żądał<.
Decyzja została podjęta odruchowo, bez namysłu. Jak zwykle.

- Dobrze więc – powiedziała, starając się nie wpatrywać w widzianego kątem oka jeźdźca. - Skoro tak przedstawiasz sprawę, panie, oto moja odpowiedź:

pod nocnym niebem
gwiazda – jej głowa spada
w warkoczu krwi.


Nie zdążyła ugryźć się w język, powstrzymać przekory i gniewu, który kazał wybrać jej formę odpowiedzi najbardziej dla Matsu irytującą. Haiku ułożone przez Shirou, który – dopóki nie zginął rok później podczas polowania – darzył Ichizo uczuciem skrytym, pięknym i nieodwzajemnionym; tym rodzajem uwielbienia, które zakłamuje prawdę nadając jej czar fałszywego powabu właściwego legendom i opowieściom.

Ani haiku, które ułożył zachwycony niemal każdym czynem Ichizo adorator, ani jej gniewne „dobrze więc”, ani błysk w jej oku zdawał się doń nie docierać. Lub dotarł aż za dobrze. Matsu cofnął się, niczym ogłuszony, by wyszeptać:

- Więc jednak miał rację. Akodo Ichizo odciął jej głowę w nocnym ataku. Dokładnie jak opisał. Nie dając jej...

Znienacka jakby dochodząc do siebie młodzieniec skłonił się bardzo ceremonialnie, z pobladłą i wykrzywioną w bólu twarzą. Nie dane było Keiko dodać nic na jego szept, bowiem młodzian już skłaniając się przemówił:

- Dziękuję pani za poetyckie przekazanie wieści o śmierci chui Matsu - usta mężczyzny drżały lekko, dłonie pobielały, zaciskane na lejcach - i nie przeszkadzam ci w dalszej drodze... choć nie wątpię, że spotkamy się jeszcze.

Spojrzenie, jakie jej rzucił oraz miękki ton, jakiego użył, były jednocześnie dalekie i obiecujące. Zaś ukłon - pożegnalny.

Zdecydowanie powinna ugryźć się w język. Szkoda jednak stała się i teraz nie było już czasu płakać za wypowiedzianymi słowami.

- Kto miał rację, panie? Czego nie dał chui Matsu Ko Katora Akodo Ichizo-sama? - teraz ona była bezceremonialna, powstrzymując się przed odruchem oddania ukłonu.

- Zapytaj swego ojca pani. Jesteś dla mnie teraz niedotykalna, z racji swoich monów. Z racji tego, że to nie do ciebie mam sprawę. Ale on... on jest osiągalny. Musi odpowiedzieć. I odpowie. A kiedy to się stanie, zapewne spotkamy się znowu, Szmaragdowa. Zapewne wtedy TY odszukasz MNIE.

Mężczyzna wyraźnie szalał, mówił bardzo szybko, zlewając głoski niemal, a jednak widać było, że cedzi to, co mówi. Że położył sobie tamę, że trzyma coś w sobie, coś dławi. Keiko nie raz i nie dwa miała do czynienia z Matsu i wiedziała co to było. Wściekłość. Gniew. Furia.

Ktoś wsączył Lwu tak trujący jad w uszy, że ten nie chciał już wyjaśniać – chciał się mścić. Gniew i pragnienie zemsty – Wierzba rozumiała te uczucia doskonale.

Wtedy zrozumiała też, że mogłaby go sprowokować. Mogłaby go podjudzić, by furia wzięła górę nad opanowaniem. By uderzył ją tu, na trakcie, w trakcie pełnienia misji, mimo, że nosiła mon Szmaragdowego Czempiona. Na oczach nadjeżdżającego. Pozbawi go wtedy jego zemsty. A przynajmniej ją utrudni. Dodatkowo, z pomocą jeźdźca... może nawet da się go zranić czy... zabić.

Tylko... coś w niej mówiło też, że to nie jest meyo, yu, o jin czy rei* już nie wspominając.

A chugo?*

Groził jej rodzinie.

Miała niezachwianą pewność, że gdyby Ichizo był w pełni sił sprawiłby Matsu jak dzieciaka przed gempukku. Ale nie był. Być może wibrujący furią samuraj mógłby stanowić kolejną kartę negocjacyjną. Być może powinna pozwolić dotrzeć mu tam, gdzie dotrzeć chciał. „Być może” było jednak domeną dyplomatów, polityków, oświeconych profetów, kiedy życie samuraja sprowadzało się do ostrych, jednoznacznych wyborów. Tu i teraz.

- Nie zwykłam marnować czasu swego ojca błahymi sprawami. Pytam się więc ciebie, panie, za co musi ci odpowiedzieć ten, którego wszyscy, co widzieli śmierć chui nazywają Jedynym... Honorowym... Lwem? - wycedziła ostatnie słowa, szczerząc zęby w czymś, co z trudem mogłoby zostać uznane za uśmiech, zdecydowana chronić swoją rodzinę tak, jak chronić potrafiła.

Nagle bardzo świadoma obecności wakizashi za obi, krótkiego yumi przytroczonego do siodła, świadoma jego katany i dystansu jaki dzielił ich konie.


---
* meyo, yu, jin, rei - honor/respekt/reputacja, heroiczna odwaga, współczucie/szlachetność, uprzejmość/dworność/zachowanie twarzy - cnoty bushido.
* chugo - lojalność
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 01-10-2010 o 20:40.
obce jest offline  
Stary 02-10-2010, 13:09   #264
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114; Godzina Bayushi

Wpierw zbielał, potem poczerwieniał, potem zacisnął silnie szczęki, konwulsyjnie wręcz szarpnął lejcami, konik zadrobił nerwowo, parsknął cicho.

Blisko, był naprawdę blisko wybuchu, kiedy przymknął oczy i roześmiał się dziko.

Kiedy otworzył oczy z powrotem, był już opanowany.

- Jeśli to błaha sprawa pani - rzekł z gryzącą goryczą i bolesnym wyrzutem w głosie - to po co pytać? Tak jak Ty nie chcesz marnować czasu tego, którego Osy zwą "Jedynym Honorowym Lwem", odmawiając tym samym honoru wszystkim innym Lwom, tak samo ja nie będę marnotrawił czasu osoby, która nosi szmaragdowe mony. Jesteś pani dumna z ojca. Gratuluję. Faktycznie, jest znakomitym taktykiem. Godnym bycia sensei... w szkole Daidoji.

Mężczyzna skłonił się jej, cofając i obracając konika. Rzuciła szybko spojrzenie za niego. Jeździec. Gnał do nich. Ile widział z pędzącego konia? Jakie szczegóły mógł dostrzec? Nie sposób było rzec. Miał jeszcze przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście minut drogi.


Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Amaterasu


Zajście w bramie rozwinęło się zdecydowanie szybko. Zakończono je również szybko, ponieważ nikt nie chciał przedłużać tak nieprzyjemnej sprawy.

Gunso po słowach Hiroshiego obrzucił go długim, pełnym namysłu spojrzeniem. Wyraźnie starał się ocenić młodego Feniksa, dociec zamysłu stojącego za słowami.

W końcu rzekł, z uprzejmym ukłonem w jego stronę:

- Shiba Hiroshi-dono, jesteś tu gościem. Twemu życzeniu stanie się zadość.

Skinąwszy na drugą z dziewczyn, tę, która nie opuściła przyjaciółki, gunso udzielił jej szeregu instrukcji, po czym rzekł do obu Feniksów:

- Samurajowie Shiba, Kakita Tiho Shizuka zna już miejsce, gdzie można spotkać osoby, o które pytaliście. Czy jest jeszcze coś, co mogę dla Was zrobić?

Naritoki przecząco potrząsnął głową, podziękował ukłonem. Gunso przeniósł wzrok na Hiroshiego.

* * *

Nazwana Shizuką objęła prowadzenie. Poza pełną zbroją z insygniami - jak wcześniej powiedział bratu Naritoki - zamkowej straży Kosaten Shiro, miała daisho i yari. Hiroshi spoglądał na nią w zamyśleniu, dziewczyna zdecydowanie zmieniła się po otrzymaniu instrukcji. Wpierw wzięła saya swej koleżanki i schowała jej broń, leżącą na katana-kake, do pochew. Potem kazała jej iść z tyłu, a po pierwszym zakręcie, potknąwszy się na swej włóczni przywołała Satomi i rzekła:

- Trzymaj. Musimy wyglądać reprezentacyjnie, zaś ja, potykając się tak, narażam naszych gości na utratę twarzy. Proszę o wybaczenie panowie Shiba, to się już nie powtórzy.

Obserwując ją, Hiroshi nie był świadom, że na jego twarzy pojawia się lekki grymas. Brało się to stąd, że młody Feniks zastanawiał się, ile w tym jest chęci ratowania przyjaciółki, ile zaś - otrzymanych instrukcji.

- Kakita-san - odezwał się nagle jego brat - nie ja poprosiłem o Waszą dwójkę jako przewodników. Nie ja wyświadczam Wam szansę na naprawienie błędu. To mój brat jest tak wspaniałomyślny. Zachowanie tu obecnej Twej przyjaciółki - fakt, jak oględnie Naritoki pominął nazwisko i imię tamtej podkreślał groźbę gunso i fakt zabrania daisho, ponieważ omijał też jej status - nie spodobało mi się. Ale mój brat, w ciągu jednego dnia, odkąd się rozstaliśmy, uzyskał status gościa Kosaten Shiro. Wiesz, co to oznacza, Kakita-san?

Kobieta wyraźnie straciła rezonans, oczy strzelały jej pomiędzy oboma braćmi:
- Hhai, panie, to znaczy... że należy go traktować z szacunkiem...

Naritoki z kamienną i wypraną z wyrazu twarzą uniósł dłoń. Dziewczyna czuła się na tyle niepewnie, że sama przerwała, widząc to. Hiroshi znał to uczucie. Jego brat nie był zadowolony z jej odpowiedzi:

- Szacunek dlań jest kwestią bushido, nie statusu gościa. Sednem tej nominacji jest, że ktoś poznał się na moim bracie i otwarł dlań sprawy tej twierdzy. Jeśli nosisz insygnia, które nosisz, winnaś to wiedzieć. Winnaś rozumieć implikacje. Tak samo Twoja przyjaciółka. Zatem wszelkie kwestie dotyczące Waszej dwójki i Waszego zachowania scedowuję na mojego brata. On się tym zajmie. Ja nie muszę.

Dziewczyna zbladła, potem spłoniła się. Przeniosła wzrok na Hiroshiego, rumieniąc się jeszcze bardziej. Uroczym było lekkie zagryzienie warg, kiedy starała się wziąć w karby swoje zakłopotanie, przegrywając z nim coraz mocniej. Z rumieńcem było jej szalenie do twarzy, pałające oczy i niekwestionowany podziw w nich widoczny jeszcze dodawały do jej uroku, który był niczego sobie na samym początku. Kakita Tiho Shizuka skłoniła się Naritokiemu, dziękując, następnie, zdecydowanie głębiej skłoniła się jego bratu:

- Shiba-sama - głos był również korny, błagalny wręcz - błagam o wybaczenie jeśli moje zachowanie dotąd uraziło Cię w jakikolwiek sposób. Proszę też o wybaczenie zachowania mojej gorącogłowej przyjaciółki, Kakita Shouzou Naomi.


* * *

Dzielnica samurajska była bogatsza od pozostałych, jakie dotąd w Kosaten Shiro miał okazję oglądać Hiroshi. Była jednak przede wszystkim urokliwsza. Niewiele posesji tutaj nie miało ogrodów. Jeszcze mniej przypominało się wzajemnie. A każda jedna stworzona była tak, by w jakiś sposób wzbudzić zachwyt przechodnia.

Miasto i twierdza były wszak domem Żurawi, nawet jeśli większość z nich nosiła nazwisko Daidoji.

Jedyny "pas obronny" czyli budynki funkcjonalne i ufortyfikowane, leżały zaraz przy murach dzielnicy. W jej głębi stały rezydencje, o rozmaitej architekturze, niektóre piętrowe, inne nie, niektóre rozłożone po sporych ogrodach, przedzielone zadaszonymi korytarzami o ścianach ze zdobionego papieru, inne znów skupione, z ogrodami wokół domów. Szczególną uwagę Feniksów zwróciła rezydencja w formie ogrodu piaskowego, która przypomniała im ich pobyt na ziemiach Smoka, oraz dom na wodzie, którego koszt musiał być olbrzymi: wzniesiono go bowiem na wysepkach na niewielkim stawie, pomieszczenia zaś łączyły łukowe, kamienne mostki, z których rzadko które miały daszki.

Coraz bardziej stremowany nadciągającym nieuchronnie pojedynkiem Hiroshi mimowolnie zaczął się zastanawiać, jak pojedynkowałoby się na takim mostku.

Ich celem jednak było dojo, o czym Feniks wiedział. Od momentu bowiem, gdy Naritoki wyjaśnił obu dziewczynom jego status, ich podejście do niego zmieniło się diametralnie i nie tylko starały się być pomocne, z Shizuką nawet biorącą na siebie role przewodnika, objaśniającą czyje rezydencje właśnie się mija, czy też co w tej czy innej budowli jest warte uwagi. Hiroshi, patrząc jak obie poruszają się przy nim, miał teraz wrażenie, że zyskał yojimbo. Było to... nowe doświadczenie, co najmniej.

- Przybyliśmy - oznajmiła Shizuka, stając przed dojo.

Ulica, którą szli rozdzielała się tutaj, pod samym wejściem do miejsca nauk. Biały, otynkowany mur znaczył posesję, z drewnianym gontem z ciemnego, wiśniowego drewna. Mur był wysoki, Hiroshi musiałby stanąć bratu na ramionach i wyciągnąć ręce do góry, by móc sięgnąć jego szczytu. To definitywnie była struktura obronna, potwierdzała to także masywna i okuta metalem brama.

Naritoki wszedł pierwszy. Obie Kakita zawahały się, ale pozostały przy Hiroshim, czekając nań.

* * *

Wnętrze miało postać znaną Hiroshiemu ze szkoły. Placyki i budynki, łaźnia, plac strzelniczy, arena zapaśnicza, tor przeszkód, miejsce pod murem, na karne okrążenia. Posesja była dość duża, ćwiczący drogę łuku mogli trenować nawet strzały na kilkadziesiąt kroków, jak z miejsca oszacowali obaj bushi.

Przed najbliższym budynkiem, przy którym wisiał też szyld, jeśli dobrze dostrzegał Hiroshi, stała grupa uczniów, sądząc po strojach. Ku nim skierował się Naritoki, by uprzejmie spytać:

- Konnichiwa, minna-sama*. Poszukuję shugenja Asahina, z rodu Kuotai. Obojga.

Przez chwilę panowała zgodna cisza, choć uczniowie dojo mieli - co zauważył Hiroshi - całkiem różne reakcje. Dwu poczęło szacować mówiącego wzrokiem, zwężywszy brwi. Paru najbardziej skrajnych przemieszało się, niektórzy podeszli bliżej, by lepiej słyszeć co się dzieje, niektórzy wprost przeciwnie, przeprosili dotychczasowych rozmówców i poczęli się oddalać. Największa grupa uciekła wzrokiem przed samurajami Shiba, z czego kilku wprost popatrzyło na siedzącego przed budynkiem samuraja, ubranego w bogate błękitne kimono i o odcień ciemniejsze komigatari, przepasanego srebrnobiałym obi. Mężczyzna był urodziwy, miał twarz o regularnych rysach, które dodatkowo podkreślała i ukazywała jego tradycyjna fryzura - samurajski kok, z farbowanych na biało włosów. Był zadbany, jego strój miał może parę zmarszczek, nie miał zarostu, a jego włosy nie miały przebarwień czy odrostów, jak włosy biedniejszych samurajów, nie mających funduszy by często opłacać balwierza, albo kupować składniki. To ostatnie jednak mógł wiedzieć jedynie taki samuraj, który samemu farbowałby swoje włosy, a do tych obaj Shiba nie należeli.

- Kakita Inouzuka-sama - szepnęła cicho Satomi, a Hiroshi usłyszał w tym głosie podziw, głęboki afekt i żal.

Nie powstając, tamten uśmiechnął się nieładnie, szyderczo, niedbale unosząc dłoń. Mimochodem Hiroshi zauważył nietypowy kolor oczu Żurawia. Niebieski.

- Samuraju, o znacznych osobach winno się mówić z szacunkiem. Kiedy tacy jak ty, mówią o ludziach noszących nazwisko Asahina Kuotai... dodają sama, by zaznaczyć różnicę statusu.


Prowincja Ayo, na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; druga dekada miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Nieskoro teraz było towarzyszom do rozmów. Milczał Skorpion, czuwając. Milczał Smok, z natury. Milczał wreszcie Krab, w zamyśleniu. Akito na przemian łamał sobie głowę nad oczekującymi go perypetiami, to pogrążał się we wspominkach. Myślał to na temat Amoro, to na temat tego, jak jego ojciec i jego podkomendni radzili sobie z dostawami jadeitu, by wiedzieć co rzec dowódcy Strażnicy i ile jadeitu od niego można będzie wydobyć. Dobrze, że chociaż oni milczał, choć z drugiej strony kusiło by wypróbować nowo zdobytą wiedzę.

Jeszcze parę dni zabrało panom Bayushi, Hida i Mirumoto dotarcie do niesławnej Strażnicy Wschodu. Do tego czasu zdążyli serdecznie znielubić obozowanie pod gołym niebem, ponieważ wobec lodowatego wiatru, który ciągle jeszcze pamiętał zimę, ciepło ogniska, koca czy namiotu, nie starczało. Wartowano więc w nocy, dorzucając drewna do ogniska, lecz na bezleśnych terenach ciężko było o rzetelne drzewo. Chcąc nie chcąc, panowie samuraje zaczęli spać w trójkę w jednym namiocie, zwłaszcza kiedy jednego dnia drzewa na opał była znikoma ilość, niewystarczająca na utrzymanie ognia. Hida zasugerował rozstawienie drugiego namiotu nad pierwszym, ale i tak rankiem cała trójka była sina z zimna i szczękała zębami. Ponieważ nie było jak rozpalić ognia, ruszono dalej po zimnym śniadaniu, co dalej zwarzyło i tak już podminowane nastroje. Do tego rozciągnięty namiot podarł się przy ściąganiu i choć sprawca - Fukurou, którego zziębnięta ręka nie posłuchała do końca - przeprosił właściciela namiotu i zaproponował zamianę, o tyle rzecz i tak przygnębiła jeszcze bardziej podróżników.

Brak lasów spowodował, że wiatr był prawdziwą zmorą - dokuczliwy, mocny, zimny, jeśli nie lodowaty, niósł też nieraz drobinki śniegu, które potem nieprzyjemnie topniały na skórze, ziębiąc ją niemiłosiernie. Fukurou, obeznany z kaprysami zimy, pierwszy zrozumiał czym to grozi. Groziła im teraz choroba, gorączka, wyziębienie. Do tego paskudny nastrój objawiały też konie, zwłaszcza rumak Kakity, pomimo lżejszego obciążenia, z braku jeźdźca, oraz Kaze-no-Musko. Ogier Kraba niejednokrotnie próbował gryźć i przynajmniej dwa razy upiekło się Akito tylko dzięki ciężkiej zbroi. Karmienie jabłkami zupełnie przestało pomagać, chociaż każdy kryzys dotąd potrafił przezwyciężyć Manji, umiejętnie podstawiając ogierowi swą klacz, Rinoko. Parokrotnie doprowadziło to do ścięcia obu koni, lecz w takiej sytuacji Manji interweniował zdzielając ogiera lejcami. Syn Wiatru okazał się bestią pamiętliwą, kierując odtąd większość docinków ku Skorpionowi, ten jednak przyjmował je tak, jak pogodę. Zwiększył jedynie ilość zabiegów wokół koni, dodając masaże. Ponieważ Manji kręcił się wokół koni, na Fukurou i Akito spadła większość przygotowań dotyczących jedzenia i rozstawiania obozu.

- To najszybsza droga, by w ogóle dotrzeć do twierdzy. Ten wiatr i śnieg jaki niesie, jest dla nas przykry. Dla koni - morderczy. Jeśli o nie nie zadbamy, nie dojadą do twierdzy. Zwłaszcza większe.

Odtąd na noc okrywano konie derkami, a ponieważ nie szło jak się zagrzać, zwiększono tempo. Hida zarządził też marsze na przemian z jazdą. Podróż stała się forsowna, choć zauważalnie zyskała na tempie. Jedynie Krab natomiast miał kondycję, by podróżować tak dłużej, więc wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy kolejnego dnia ujrzeli przed sobą zarys twierdzy.

Pochodzący z rodu od pokoleń zajmującego się logistyką i kwatermistrzostwem Bayushi wiedział wtedy jedno. W strażnicy przyjdzie im stanąć na co najmniej dwa dni. Konie były wyczerpane, a nieustające zimno groziło im kalectwem. Oni sami również powinni odpocząć, by nie przypłacić dalszej podróży chorobą. Wreszcie, będą musieli znaleźć kogoś, kto naprawi namiot, a to zajmie przynajmniej kilka godzin. Do tego, Skorpion nie miał złudzeń - była mała szansa, by dobry rzemieślnik o tej porze roku nie miał podobnych zleceń. Po zimie powszechne były wszelkie naprawy, zatem nawet jak znajdą majstra, ten najpewniej nie będzie mógł zająć się ich namiotem od razu.

Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

Strażnica Wschodu była budowlą, która przeżyła czasy swej przydatności. Wzniesiona przed zbudowaniem Muru Kaiu, była pierwszą z fortyfikacji obronnych Kraba, mającą za zadanie wytrwać na tyle, by dostrzeżono sygnał o nadejściu nieprzyjaciela. Sama strażnica była wielką i wysoką na z góra siedem pięter wieżą, owalną, w całości kamienną, przykrytą czapkowatym dachem z drewna i metalu, podobnie jak grzyb bywa przykryty szpiczastym kapeluszem.

Wieża miała wyraźne trzy poziomy, z których każdy był nieforemną acz osobną bryłą, o wysokości przynajmniej dwu pięter. Jeszcze wyżej był dach, w którym uważny obserwator dostrzegłby spore okna. To na dachu właśnie stały ogniska sygnalizacyjne, które pokolenia temu miały dawać znać o nadciągającym ataku. Stąd też spore okna, by można było dostrzec ogień. Akito pamiętał też z nauk dziadka w domu, że na dachu był też system ostrzegania Kaiu, który działał w dzień, potrafiący przekazać skomplikowane informacje, wliczając liczebność i formę oddziałów napastnika i samą sytuację w twierdzy, równie pewnie jak wiadomość przesłana pocztą gołębią, a przy dobrej pogodzie - szybciej. Wiedza jednak o tym była sekretem Kraba.

Z nauk geografii, Hida przypomniał sobie, że teraz powinni już byli być w innej prowincji. Strażnica Wschodu wedle ostatniej przepychanki między wielkimi panami, wpadła teraz w ręce wielkiego Yasuki Saemi, jednego z najpotężniejszych panów rodu dyplomatów (a wedle złośliwych: kupców) Kraba. Nieprzychylne plotki mówiły, że Yasuki-sama po prostu wykupił te ziemie z rąk sąsiada, pana prowincji Ayo, Hidy Unari.

Moment postoju, kiedy wszyscy chłonęli widok, zakłócił zimny wiatr, przypominający im przebrzydłe trudy podróży.

----------------------
* uprzejme "witam wszystkich"
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 05-10-2010 o 11:16. Powód: obiecane rozszerzenie dla Keiko, fragment dla Kyoko musiał polecieć do osobnego posta - problem z edycją
Tammo jest offline  
Stary 03-10-2010, 11:49   #265
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

Akito był już wymarznięty do szpiku kości, ale nauczył się wytrzymywać ten stan bywało że w znacznie bardziej skąpym przyodzieniu spędzali czas w znacznie zimniejszych, lodowatych wręcz rejonach i to dłużej niż kilka dni... Nie było to przyjemne, ale po latach treningu można się było do tego przyzwyczaić, po minach towarzyszy widział, że Ci mają znacznie większy problem w przyzwyczajeniu się do warunków podróży. Sunąc w stronę strażnicy zastanawiał się czy rzeczywiście dokonali dobrego wyboru, czy nie łatwiej było jechać na południe i stamtąd odbić na wschód poruszając się na granicy groźnego lasu. Wszystko miało swoje dobre i złe strony a zawracanie byłoby straszną stratą czasu, jedyne co im pozostało to zdać się na karmę, pewne rzeczy po prostu musiały wyjść tak jak musiały.

Prowincja Shinda

Akito wiedział, że Daimio rodziny Hiruma tak jak i jego poprzednicy, nie domaga się nadań nowych ziem lecz utraconej prowincji Gihazo, w której Ruiny Dnia czy Ruiny Kappa wciąż przypominają o dawnej świetności tych ziem. Poza tym kopalnie żelaza dawały choć podstawy niezależności finansowej regionu, Krab mimowolnie pomyślał o świątyni Bishamona, położonej w prowincji Doman, gdyby udali się w inną stronę, zapewne zwiedzaliby już właśnie tą świątynie. Jednak nie napotkałby szanownego Hida Hisui Moeru a to znacznie skomplikowało by życie w Twierdzy Ostrza Blasku.

Póki co przybyli do Strażnicy Wschodu, pięknej choć starej fortyfikacji. Majestatycznej, dumnej, choć Krab nie łudził się, że większość dumy i majestatu wyparowała z upływem lat i wraz ze zmianą służby. Niegdyś pierwsza, zewnętrzna , o niebagatelnym znaczeniu twierdza, dziś pełniła już tylko funkcje pomocnicze. " Dzięki fortunom i za to" - pomyślał uradowany nieco Krab, wiedząc, że bez odpoczynku w takiej strażnicy konie niebawem by padły.
Strażnica odkąd straciła swą obronną funkcję stała się wylęgarnią wyrzutków i demoralizacji. Krab doskonale wiedział, że nic tak nie pilnuje morale i karności wojska jak nieustanne zagrożenie wrogiem. Samurajowie ze strażnicy nie mieli takiego zewnętrznego zagrożenia, a to co im zagrażało od wewnątrz jeszcze bardziej demoralizowało resztę. Jeżeli ktoś uważał zsyłkę na Mur za karę, to tylko dlatego że nie był zesłany do Strażnicy Wschodu.
Krab na takie zesłanie musiałby nie wiadomo czym "zasłużyć" , samuraje z innych Klanów raczej się nie zdarzali , żaden szanujący się Krab nie pokazałby innym Klanom przyczółka hańby i dyshonoru , Akito nie robił jednak tego gdyby nie musiał, miał jedynie cichą nadzieję, że samurajowie w Strażnicy choć trochę będą się wstrzymywać, mając w świadomości, że będą patrzyć na nich oczy spoza Klanu Kraba.

Trójka bushi i tak nie miała już żadnego wyboru będąc na granicy fizycznego wyczerpania. Nie mogli pozwolić sobie na padnięcie choćby jednego z koni, gdyż dalsza podróż byłaby straszliwie utrudniona. Akito przemknął pomysł aby wśród stajennych Strażnicy poszukać kogoś kto wpłynie lub pokaże jak wpłynąć na Syna Wiatru, jego ostatnie wybryki stawały się coraz trudniejsze do opanowania, w końcu nawet jabłko nie pomogło, choć oczywiście koń nie stracił na nie apetytu. Po po prostu najpierw zjadł jabłko a potem próbował ugryźć Kraba, domagając się w ten sposób więcej... Krab już czasami miał ochotę zwyczajnie odbyć dalszą podróż na pieszo, jedynie fakt że wciąż jakoś jechał - przy czym to jakoś miało wyraźny wygląd Manjego, sprawiał , że Krab dotąd się nie poddał. Gdyby nie towarzysze już dawno zapewne prowadziłby konie misję zamieniając na coś w rodzaju pieszej wycieczki... A przynajmniej wyobrażeniem jak kroczy wolno i spokojnie do celu, hamował złość jaką wytwarzał w nim rumak.

- Jesteśmy - powiedział zachrypniętym nieco głosem i jemu zimno dawało się we znaki przeszywając każdy centymetr jego ciała - nawet ten osłonięty. Mróz połączony z nieprzyhamowanym wiatrem wbijał się w skórę nie pomny na ubrania, niczym rozgrzany nóż w masło. A spośród trójki towarzyszy jedynie Krab był przygotowany na to by znosić to dłużej. Skorpion najbardziej szczękał zębami, zupełnie chyba nie przyzwyczajony do tak ekstremalnych warunków, Smok najwyraźniej wiedział co to zima, ale i on nie obcował z nią dłużej niż było to konieczne. A Krab wciąż jeszcze pamiętał kompiele w lodowatej wodzie, czy leżenie nago w śniegu na czas... Nie mówiąc już o forsownych marszach w środku zimy ze znacznie skąpszym wyposażeniem niż mieli obecnie.

Krab nie chciał powtarzać błędu za który skarcono go w Twierdzy Ostrza Blasku, tym razem wolał zachować milczenie a odzywając się do zarządcy strażnicy zamierzał mówić z szacunkiem, nie zapominając o żadnych zasadach etykiety, nawet jeśli będzie musiał mówić do Akodo do którego czuł obrzydzenie wymieszane ze współczuciem. Wiedział, że nie będzie to łatwe a i pan strażnicy zechce być może wyżyć się na Akito, wiedział , że będzie musiał to wszystko przełknąć w imię misji i zadań jakie ma do wykonania. Te chwilowo stały się najważniejsze - co odkrył z przerażeniem, uświadamiając sobie, że niemal zamienił się w Skorpiona traktując zlecone zadania wyżej niż honor. Nie była to jednak pełna prawda, po prostu Krab doskonale wiedział, że nie wykonanie zadań pogrąży jego honor totalnie, tak że przy tym każda inna strata honoru która spotka go w podróży będzie niczym. Zbyt ważne zadania mu powierzono, aby zniszczyć je kładąc na szalę dumę i pozytywną samoocenę. O ile kroki towarzyszy w miarę zbliżania się do Strażnicy zaczęły zauważalnie przyśpieszać, ciągnięte ciepłem jakie biło z twierdzy, o tyle kroki Akito stawały się coraz cięższe i wolniejsze, on nie myślał o cieple, lecz o mrozie jaki go tam czeka...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-10-2010 o 19:27.
Eliasz jest offline  
Stary 05-10-2010, 11:17   #266
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Prowincja Yamatsuke, ri od skrzyżowania dróg, terytorium Klanu Smoka; godzina Shiby, dziewiąty dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Nie było na ziemiach Mirumoto nic aż tak szczególnego by mała Togashi paliła się do zbaczania ze swej ścieżki. A że nominalnie wszystkie trzy z otaczających ją prowincji w zarząd oddane były właśnie najbardziej wojowniczej z rodzin Klanu Smoka, z raz obranej drogi Kyoko zdecydowała się nie schodzić.

Decyzja zapadła też w imię przeszłych doświadczeń, bo o tym że i na ziemiach Smoka zdarzają się psy bez czci i wiary mniszka wiedziała aż nadto dobrze.

Wyglądanego nieoczekiwanego informatora podróżniczka, uprzednio mu gratulując, wypytała o drogę, noclegi na niej i miejsca zaopatrzenia. A i odległość do granic prowincji tak nietaktownie minięta przez przydrożny znak nijak nie miała być informacją niechcianą i pogardzaną.

Sam Jinsuke na gratulacje się rozpromienił i rozpuścił język, nie tylko mówiąc, że do granic jeszcze 17 ri, ale też dodając, że to droga dla wozów i konnych, bo pieszy skrócić może swą wędrówkę idąc szlakiem węglarzy, przez las, jeśli się oczywiście nie obawia natknąć na te nieczyste istoty. Zastrzeżenie wygłoszone zostało tak dobrodusznie, że mniszka miała wrażenie, że w obecnym szczęśliwym nastroju, przyszły żonkoś takiego węglarza nawet do piersi by przytulił. Nocleg po drodze był jeden, zwany "Domem Myśliwego", który przedsiębiorcza rodzina myśliwego onegdaj zamieniła w gospodę, widząc w tym lepszy sposób na życie niźli łowienie zwierza. Sam myśliwy, ponoć nieprzychylnie witający ten obrót spraw, musiał być człekiem nie szukającym zwady, bowiem miast rodzinę poustawiać, się wyprowadził głębiej w las, gdzie żył dalej po swojemu, łowiąc, często bywając w domu, który w ten sposób wpadł w pieczę jego żony, najstarszego syna oraz synowej. Gospoda zaś w pieczy dwu kobiet, zła być nie może, jak mówił Jinsuke, co popierał własnym tam noclegiem.

- Ale człek Togashi na pewno też zdołałby przejść skrót węglarzy, u granic prowincji stając jeszcze tego dnia wieczorem. - zakończył swe wywody młodzian ufnie patrząc na małą, wymizerowaną mniszkę, noszącą legendarne przecie nazwisko.

Za granicami prowincji młodzian nigdy nie był, choć chętnie podzielił się opowieściami na jej temat. Opowieści te głównie skupiały się wokół znanych szlaków kupieckich i opowieści ludowych, tych ostatnich po przeżyciach w wiosce Kyoko słuchała z mieszanymi uczuciami.

Dowiedziała się więc, że Shirayuki-hime jeszcze powróci i biada temu, kto w pierwszy śnieg wyjdzie na spacer, jeślić mężczyzną. Że bushi Mirumoto rozpoczęli wiosenne treningi i ponoć paru wielkich panów ugodziło się turniej wystawić, by jakiś spór rozstrzygnąć. Że pierwsze dwie gospody, co za granicą są, sake chrzczą. A w następnej dziczyznę miast kuraka dają, bo tam zakaz łowów jest, a mięsa nie ma jak zdobyć. Że nieopodalsze ziemie, które do niedawna odłogiem leżały, rodzina Kin** z Kitsukich teraz chce zagarnąć, musi co zatem tam być kopalnia złota. Że podle granicy upiora ostatnio widziano podczas pełni księżyca. Że czas jakiś temu we wiosce był shugenja Agasha, ponoć tsuchikai i że trzy baby ośmieliły się go prosić, żeby dzieci pobłogosławił. Że jedna ponoć nawet własną córkę mu na noc posłała, byle się udało. A Agasha podobnoż nawet i bez tego się zgodził, i nie dość na tym - całą wioskę obszedł! A i nasiona pobłogosławił, co do siewu były szykowane.

I wiele, wiele innych. Godzina nieledwie minęła, nim Kyoko pożegnała się z rozgadanym szczęśliwcem i mogła ruszyć dalej.

Prowincja Yumeji, terytorium Klanu Smoka; druga i trzecia dekada miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Ziemie pod władztwem Agasha Kikyo-sama dały okazję na znacznie milszą podróż. Po pierwsze, drogą. Po drugie, ani razu nie trzeba było nocować pod gołym niebem. Wreszcie, co dzień miało się za towarzysza panią Amaterasu, której ciepłe promienie grzały wędrowca pomimo chłodu wczesnej jeszcze wiosny, który tak wysoko w górach niewiele (jeśli w ogóle) różnił się od zimna najgorszej pory roku - zimy. Po trzecie, podróż stała się milsza, kiedy finisz stał się wyraźniejszy. A takie właśnie odczucie dała Kyoko wiedza, że droga, którą podąża, to Shinsei na Hito Doro***. No i lżej się szło po równinie, nawet tak wysoko położonej jak Heigen Ryo Kokoro****.

Równina Smoczego Serca była spichrzem ziem Smoka. Tradycyjnie władztwo tutaj (podobnie jak nad całą prowincją Yumeji) należało do Mirumoto, lecz w miarę jak Togashi odsuwał się od obowiązków Czempiona Klanu, tak Mirumoto odsuwał się od zajmowania się tą prowincją, przejmując coraz więcej obowiązków politycznych, co z biegiem czasu wymogło przeniesienie się w całości do ziem prowincji Kokozen. Agasha zatem przejęli prowincje i zarządzali nią dobrze.

Było to widać w tym, że chłopi pracowali, nie niepokojeni, mimo wczesnej pory roku już szykując glebę do siewu. Ruch był spory, wkrótce miały zacząć się pierwsze jarmarki, choć tu głównie handel miał się odbywać rzeczami, które dało się wytworzyć zimą. Kyoko dobrze kojarzyła te jarmarki, na nich dobrze szła wiklina, ubrania, w cenie byli rzemieślnicy mogący naprawić narzędzia, które wkrótce będą potrzebne w polu.

Nierzadkim teraz widokiem też byli bushi, patrolujący okolice. Surowa zima (druga obecnej ery) skuła Smocze Serce lodem, aż do połowy miesiąca Hantei. W wielu miejscach siew nie mógł się odbyć. W konsekwencji, tego roku Smok musiał żebrać o zboże, a jedynie niektóre spichrze klanowe nie opustoszały kompletnie. Mimo tego, byli ludzie, którzy wtedy zaznali głodu. O półludziach nie wspominając.

Słabość klanu, zależnego od tego terenu, wzbudziła sporo trosk wśród Mirumoto (i nie tylko). Równina znalazła się w centrum uwagi wielu możnych panów. Przepędzono większość bandytów, którzy wcześniej mieli tu siedziby. Wykarczowano jeszcze trochę lasu, zwiększając powierzchnię uprawną. Przysłano shugenja, by ułagodzić duchy ziemi i roli. Zrobiono wszystko, by umożliwić heiminom pracę.

Zaowocowało to rzeczywiście dobrymi wynikami. Plony następnego roku były tak duże, że można było nawet część rzeczy odłożyć do wcześniej pustoszonych spichlerzy. Większość możnych panów uznała, że zrobiono co trzeba. Nieliczni mieli kwatermistrzów lub innych doradców bliskich i mądrych na tyle, by zwrócić swym panom uwagę, że o ile plony były wspaniałe w tym roku, o tyle jeszcze siedem, jeśli nie osiem takich lat jest potrzebnych, by uzupełnić stan spichlerzy.

Nieliczni mieli nie wystarczyć, zwłaszcza że pan Agasha Kikyo, daimyo prowincji, bardziej zajęty był - o ironio losu - zabiegami by móc skorzystać z Sadzawki Jasnowidzenia, jednego z cudów ponoć umożliwiającego spojrzenie w przyszłość. Pan Agasha ciężko przeżył głód sprzed paru lat i szukał sposobu, by przewidzieć kiedy podobna tragedia nadejdzie.

Jego starania miały zostać elementem przetargowym dla daimyo, w którego posiadaniu była owa cudowna Sadzawka, a który pragnął lepszego skoligacenia swego rodu, podupadłego kilka pokoleń wcześniej. To z kolei miało uspokoić wielu ludzi, ufających potężnemu shugenja - skoro on nie zbierał od heiminów więcej ryżu by odkładać go do spichlerzy, najpewniej nie trzeba było tak czynić.

W tej jednak chwili, martwili się tym jedynie nieliczni. Niewielu w ogóle wiedziało o tym, że klanowe zapasy nie są w odpowiedniej formie, a z tych, co wiedzieli, jeszcze mniej uznawało to za powód do zmartwień. Wreszcie, jeszcze mniej mogło cokolwiek z tym zrobić. Ale to już temat na inną opowieść.

Nastroje na ziemiach prowincji Yumeji były świetne. Nastała wiosna, z każdym dniem było więcej słońca, cieplej, przyjemniej. Do tego ziemia tutaj była żyzna, życzliwa pracującym na niej chłopom. Znać było to po tym, że ci nie chadzali głodni, byli dobrze odżywieni, weseli, często bogato odziani. Głód? Był dalekim i właściwie już zapomnianym wspomnieniem. Z roku na rok plony były obfitsze niż wymagano, nie odstawały od najżyźniejszych ziem Cesarstwa.

Podróżująca przez te ziemie Kyoko mogła w rzeczy samej wypocząć. Szybko udało jej się ustalić dzienne tempo całkiem satysfakcjonujące. Pokonując około sześciu ri dziennie, posuwała się spokojnym i równym tempem, mogąc podziwiać majestat gór, o ile bowiem podróżowała równiną, o tyle otoczoną górami. Wielki Mur Północy otaczał niemal całe ziemie prowincji, zatem podróżnicy mogli napatrzeć się na wyniosłe, poszarpane szczyty i pokrywające je czapy śniegu i lodu.

To miała być jedna z najprzyjemniejszych części podróży. Spokojna, przyjemna, z dobrą pogodą i wśród pięknych krajobrazów. Może nieco samotna, lecz po utracie towarzysza wskutek lawiny, może to było lepszym rozwiązaniem?

Parę ri przed granicą z prowincją Kokozen i parę dni przed końcem miesiąca Księżyca, Kyoko przypomniał się, ponownie przyśnił jej się fragment snu. Tunel, jej słabość, zamarzanie i pościg, wplecione w inny sen, zupełnie nie powiązany. Ot, ona i Kage zwiedzają okolice Domu Oświecenia. Schodzą do jaskiń. Kage gubi pochodnię. Znienacka to już nie jaskinie. Kage milczy, Kyoko przestaje mieć wrażenie, że on jest obok. Zmienia się w dotyku ściana, najdziwniejszym z wrażeń. Przenikliwe zimno ogarnia członki. Ciemno jest, choć mrok w pewien sposób niesie otuchę. A potem pojawia się wrażenie "znam to". "Śniłam już to". I pojawia się coś jeszcze... lub może ktoś jeszcze. Ta obecność, wroga i przytłaczająca, zarazem tak nieskończenie obojętna. Wypierająca mrok... lub niosąca własny.

Dziewczyna obudziła się w porannych promieniach słońca wpadających przez uchylone okno gospody, odkryta, wyziębnięta. Jej obudzenie się było swoistą ucieczką z tunelu. Ale pamiętała z czym był powiązany tunel. Z Kamikakushi Mura.


----------------------
** złoto
*** Droga Świeżej Duszy - kupiecka droga łącząca ziemie Smoka z Toshi Ranbo
**** Równina Smoczego Serca - najważniejsza (bo najżyźniejsza) równina na ziemiach Smoka
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 05-10-2010 o 20:03. Powód: Pomyłka w nazwie i imieniu, dzięki Carn.
Tammo jest offline  
Stary 06-10-2010, 19:06   #267
 
Wellin's Avatar
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Amaterasu


Obraza była znacząca. Na tyle, że szmer rozmów dokoła przycichł na moment.

Hiroshi spojrzał na brata. Ten odpowiedział gestem dłoni, najwyraźniej cedując całą sprawę na młodszego bushi. Sam kierował już uwagę gdzie indziej, zajmując się szacowaniem otaczających ich samurajów. Nie było w tym zaskakującego. Taki właśnie był Naritoki, a Inouzuka był w przecież przeciwnikiem Hiroshi. Młody bushi westchnął lekko starając się wysiłkiem woli opanować emocje. Utrzymać głos w tonie spokojnej uprzejmości. Nie poruszać nerwowo rękami. Spokojnie, pewnie stawiać stopy. Nie okazać słabości.

- Samuraju – młody bushi oddał siedzącemu dokładnie taki sam honor jaki ten ofiarował bratu. Uprzejmiej jednak, bez drwiny. - ...będziemy jeszcze mieli czas na rozmowę o uprzejmości. Zwłaszcza uprzejmości względem mego brata, sensei w szkole Shiba – wyraźnie, czysto, głosem pozbawionym słyszalnej urazy lub gniewu. – Teraz jednak poszukujemy shugenja z rodu Asahina w ważnej sprawie. Sprawie, która nie powinna czekać.

Rei. Powtarzał w myśli. Uprzejmość była cnotą bushido i dobrą reakcją w niemal każdych okolicznościach. Kaori ubiegłego wieczoru powiedziała, że Hiroshi ją posiada. Czas było to udowodnić. Tym bardziej przed Żurawiami, bushi należącymi do klanu szczycącego się uprzejmością. Tym bardziej w kontraście z szyderczą pozą Inouzuki.

Cały poranek szarpał nerwy, nawet w porównaniu z wydarzeniami dnia poprzedniego. Pojedynek Iaijutsu! Hiroshi czuł w gardle uścisk od kiedy Naritoki o tym wspomniał. Prawdziwy pojedynek. Na nagie ostrza. Walka od której wiele zależało. Walka w której, jeśli sprawy potoczą się źle, można było zginąć. Bądź gorzej nawet: zostać okaleczonym. Rzuciwszy szybkie spojrzenie na brata Hiroshi westchnął w myślach. Naritoki był nieporuszony. Jakże bardzo chciałby powiadać choć połowę tego opanowania, tej żelaznej kontroli nad emocjami!

Inouzuka podniósł się na słowa młodego Shiby. Zwinnie, gibko, drapieżnie - i zarazem naturalnie. Równie naturalnie podniósł miecz, dotąd stojący obok, oparty o ścianę.

- Oooo, sensei w szkole Shiba? Znalezisko... - mężczyzna niemal wymruczał, stając naprzeciw Naritokiego, wkładając jednocześnie miecz w saya za obi.

Błąd. Ostrze Naritokiego błysnęło i zastygło. Centymetr, może mniej przed okiem Kakity. Nie dostrzeżono ruchu. Inouzuka również go nie dostrzegł, tym bardziej że na moment spuścił z oka przeciwnika, by dobrze umieścić saya za obi. Ważna rzecz w pojedynku iaijutsu, której dopilnowanie było najwyraźniej nawykiem młodego mężczyzny. Dlatego też ten znienacka dostrzegł przed swym okiem nagą końcówkę broni. Ostrą. Zareagował odruchowo, jak zareagowałby każdy chyba na jego miejscu. Gwałtownie odchylił się i dodatkowo cofnął się do tyłu, tracąc opanowanie... oraz równowagę, bo niedaleko za nim był ganek. Żuraw po prostu padł na plecy, z impetem. Nim jeszcze uderzył o ganek, Naritoki-aniki chował już ostrze do saya.

- Hiroshi-san, wybacz, bo wychodzi na to, że Twój przeciwnik to błazen. Ponieważ obiecałem Doji-san, że będziemy na śniadaniu, powinniśmy się pospieszyć. Ruszę za moim, załatw proszę rzeczy tutaj.

Naritoki nie musiał mówić nawet półgłosem. Hiroshi poruszył się automatycznie, kiedy Kakita ustawiał się naprzeciw Naritokiego, Hiroshi również znalazł się przy bracie. Jego zdenerwowanie było bliskie do przerodzenia się w chłodny gniew na tego pyszałka.

Kakita począł się zbierać, ale Hiroshi widział po jego rozszerzonych oczach i że wyczyn brata wytrącił go z równowagi... nie tylko dosłownie, ale i w przenośni.

Dobrze.

Jeśli jednak miał załatwić sprawy tutaj i szybko, trzeba było rzucić formalne wyzwanie. I liczyć, że Inouzuka po porażce z ręki Naritoki postanowi zatrzeć złe wrażenie tu i teraz, zanim na dobre odzyska równowagę.

- Kakita Inouzuka-san, nazywam się Shiba Hiroshi w gościnie Kosaten Shiro. – Hiroshi podniósł głos tak by być wyraźnie słyszanym przez wszystkich obecnych w pobliżu. Mówiąc poprawił saya i rozluźnił napięte mięśnie ramion. Warto uczyć się z błędów przeciwników i przygotować zawczasu. Następnie kontynuował:

- Jestem tu by bronić honoru Asahina Si-Xin, shugenja którego twoja pani spotwarzyła ubiegłego wieczoru. Twoja pani jest w błędzie. Asahina Si-Xin to prawy człowiek, którego honor nie podlega dyskusji. Prowadź mnie do niej... – Hiroshi rozciągnął twarz w (jak miał nadzieję) drapieżnym uśmiechu - ...bądź stań do walki tutaj i teraz, na oczach wszystkich, gdzie twoja porażka będzie publiczna. Jesteś niczym naprzeciw sensei. Ciekawym jak poradzisz sobie z uczniem.

Przesunięcie stóp, poprawna, gotowa pozycja. Przygotowanie. Pot spływający po karku. Grymas wściekłości pojawiający się przez moment na twarzy przeciwnika.

Inouzuka przesunął wzrokiem po kręgu obserwujących bushi. Splunął na ziemię. – Z uczniakiem sobie poradzę. – warknął szyderczo - Zróbcie miejsce!

Bushi Żurawia cofnęli się do tyłu, pozostawiając pustą przestrzeń szeroką na jakieś dziesięć kroków.

Stanęli naprzeciw siebie. Publiczność rosła błyskawicznie, z całego dojo napływali na placyk kolejni samurajowie. Hiroshi nie zwracał na to uwagi. Patrzył na przeciwnika, szacując go. Kakita wydawał się wyjątkowo wytrącony z równowagi. Wpierw spoglądał w stronę, w którą odszedł Naritoki. Zagranie brata nie tylko sprawiło, że zgubił spokój, ono wprost nim wstrząsnęło. Może w świecie Żurawi, piękne słowa musiały poprzedzić pojedynek? Może chłodne, bez emocji podejście Naritokiego, ta olbrzymia różnica umiejętności między nim i Inouzuką, fakt ujrzenia tak ot, nagiej broni tak blisko...

Naritoki bez słów, jednym oszczędnym gestem pokazał Kakicie, że zabicie go, lub, co gorsza, okaleczenie, zabranie mu wzroku, przyszłoby mu bez trudu. I że Kakita nie miałby nic do powiedzenia. Następnie powierzył go młodszemu bratu, ponieważ uznał go za kogoś poniżej siebie. Na koniec zaś spokojnie odszedł, dając do zrozumienia, że uważa sprawy tutaj za zakończone.

Pierwsze Żurawiem wstrząsnęło i wlało weń zwątpienie we własne umiejętności. Drugie dołożyło ciężar wstydu i upokorzenia. Arogancja i miłość własna przystojnego i zdolnego szermierza zebrały spore cięgi i musiały się otrząsnąć. Ostatnią kroplą, która przepełniła czarę, była zauważalna pewność Naritokiego, który odchodząc, niemo przepowiedział wynik tego pojedynku. Shiba nie musiał oglądać tego pojedynku, ponieważ wiedział, że jego brat go wygra. Nie musiał mu nic doradzać, bo zmierzył umiejętności Kakita-san i nazwał go błaznem. Ba, przeprosił nawet brata, że przeciwnik nie jest dostatecznie dobry!

Te fakty nie umknęły widowni. Nie umknęły też Kakicie i jego pragnieniu poklasku. Kiedy zaś on się w tym orientował, kiedy mimowolnie łowił szepty widzów, kiedy zerknięciami na boki zauważał coraz to nowe, znane mu twarze... Shiba go studiował.

Hiroshi przyglądnął się przeciwnikowi uważnie. Nie miał doświadczenia w pojedynkach, a już na pewno nie w takich, od których wyniku tyle zależało. Jak ten, gdzie stawał już tak naprawdę jako yojimbo Asahina Si-Xin. Postawa młodego Feniksa była skromna, lecz skupiona i obserwujące go Żurawie widziały coraz wyraźniej różnicę między nim, a kompletnie nieswoim krajanem.

Shiba Hiroshi ocenił swego przeciwnika i był gotów do walki, zanim tamten w ogóle zrozumiał, że pojedynek się rozpoczął.

Zaczynało się.

Hiroshi powoli, w kontrolowany sposób wypuścił powietrze, powoli przepuszczając je przez usta. Obaj byli gotowi, choć Hiroshi długą chwilę przed Inouzuką.

Zaczynało się.

Sensei Fujiwara w odległym, pozostawionej na ziemiach Feniksa dojo powtarzał, że walka, pojedynek, prawdziwe zmagania mężczyzn z których każdy dzierży w dłoni nagie ostrze, jest typem interakcji niemożliwym do zastąpienia. Czymś pozwalającym jak nic innego poznać miarę człowieka stojącego naprzeciw. Stokroć bardziej szczerym niż rozmowa. Wtedy Hiroshi nie odczuł tego jeszcze, mogąc tylko pochylać głowę przed mądrością i doświadczeniem sensei.

Ale tu i teraz... było w tym coś.

Stojąc naprzeciwko samuraja gotowego sięgnąć po ostrze, gotowego zadać cios, w tym szczególnym stanie wyostrzonej uwagi wywołanej przez napięcie, widmo śmierci i pojedynek spojrzeń... zauważało się więcej. Szczegóły, detale wbijające się w pamięć, układające w całość. Grymas twarzy, chęć ataku. Błysk oka... Paląca furia przeciwnika ukierunkowana i utrzymywana w ryzach przez dyscyplinę bushi. Wyrywająca się czasem na wolność.

Napięcie rosło.

Hiroshi czuł w uszach szybkie uderzenie serca i pot na dłoniach. Był zdenerwowany, napięty. Gdy dwu samurajów godnych tego miana stawało naprzeciw siebie, następował pojedynek woli. Pojedynek chi i ducha. Kto ustąpi. Kto podda się. Kto zdominuje przeciwnika. Ujarzmi spojrzeniem, ciszą, samą swą obecnością. Kogo zawiodą nerwy poszarpane rosnącym napięciem.

Inouzuka był w tym dobry. Znał te zmagania, szkolił się właśnie do nich. Wpatrywał się w młodego bushi stojącego naprzeciwko, wbijając w niego drapieżne spojrzenie niebieskich oczu. Środek ciężkości przesunięty w górę. Lekkie skrzywienie ust mogące uchodzić za uśmiech. Poza dominacji. Poza gotowości do ataku. Skoncentrowane siła rwąca się by zmiażdżyć przeciwnika, zadać ból i śmierć. Czy była w tym rozpacz, poczucie porażki? Tego młody bushi nie wiedział. Tego nie dało się rozpoznać. Nie dało, aż do momentu gdy walka spojrzeń zdejmie także i tą maskę, ukazując co kryje się pod spodem. Stal, bądź słabość.

Hiroshi zacisnął zęby, walcząc z własnymi wątpliwościami. Co jeśli przegra? Ugnie się przed spojrzeniem, groźbą czającą się w błysku katany. Iaijutsu nie było przecież umiejętnością w jakiej był mistrzem.

Napięcie rosło.

Krople potu łaskotały Hiroshi spływając po karku. Inouzuka uśmiechał się teraz szerzej, wydają się z każdą chwilą bardziej pewny siebie, bardziej zwycięski. Dłoń drżała chcąc chwycić za katanę, jakby żyła własnym życiem. Niepokojąco. Rozstrzygnięcie było coraz bliżej. Odsuwane raz za razem o uderzenie serca, o mrugnięcie okiem, o kolejną myśl.

Napięcie rosło, zdzierając maski i odsłaniając prawdę.

Hiroshi wziął powolny, kontrolowany oddech, starając się odzyskać spokój, przypomnieć sobie lekcje z Reihado Sano Ki-Rin. Lekcje udzielone przez Naritoki-aniki. Oddech. Koncentracja na mushiin*. Dom, spokój i niekończące się ćwiczenia. Medytacja. Jedność z otoczeniem. Wschodzące słońce. Odgłos kropli wody. Koncentracja.

Napięcie... Napięcie przepływało obok, niezauważone.

Młody bushi wziął jeszcze jeden kontrolowany oddech. Nie chodziło o to kto jest silniejszy. Nie chodziło o agresywną dominację, o złamanie woli przeciwnika. Chodziło o mushiin. O instynkt, perfekcję wypracowaną niekończącymi się ćwiczeniami, pojawiającą się samoistnie, bez wysiłku woli. Bez myśli i świadomości ruchu.

Koncentracja.

Szkoła Shiba uczyła akceptacji świata takim jaki jest. Stania się jednością z otoczeniem. Tao Shinsei zgadzało się z tym. Naritoki uczył tego samego. Młody bushi patrzył na stojącego naprzeciwko samuraja nie koncentrując się na niczym konkretnym. Niczym... poza oczekiwaniem. Siła spojrzenia Inouzuki, jego gniew, determinacja i wola walki... trafiała w pustkę. W nicość. Nie walczysz z wiatrem. Z ziemią. Ze wschodzącym słońcem.

Ptaki na głową, otaczający ich bushi, twarz Satomi widziana kątem oka... były bez znaczenia. Istniały, lecz przepływały niezauważone.

Ubity grunt pod stopami, pot spływający po karku... były bez znaczenia.

Bicie serca, kłębiące się emocje, nerwowość... były bez znaczenia.

Inouzuka, jego uśmiech, jego spojrzenie i siła woli...

...był bez znaczenia.

* * *

To Kakita nie zniósł napięcia. Trans w jakim pogrążył się Feniks zdawał się być nieskończony, niemożliwy do przerwania. Próba skoncentrowania się przychodziła z trudem, a Feniks z łatwością szedł dalej, skupiał się jeszcze mocniej. Fakt, że ten Shiba zaczął nie dbając jakby o to, czy przeciwnik podąży, jakby sugerował, że nie miało znaczenia, że Kakita Inouzuka przed nim stoi. Było to wyjątkowo rozstrajające, a niebieskooki szermierz był rozstrojony już na starcie. Trzykrotnie białowłosy koncentrował się, a raczej próbował dorównać w koncentracji Feniksowi. Tamten jednak za każdym razem bez wysiłku wsuwał się głębiej w nurt ... niczego. Otoczony pustką, emanował nią, schodząc coraz głębiej w siebie, stając się coraz bardziej nieosiągalnym dla ostrza Kakity.

"Powinienem był się ukłonić" z przerażeniem odkrył Kakita. Ale było już za późno. Zostawało iść dalej. Być konsekwentnym. Spróbować nadrobić błąd szybkością ruchu. Oczy Żurawia zwęziły się lekko, usta cokolwiek się zesznurowały. Dla większości widowni była to rzecz niezauważalna.

Satomi ścisnęła rękę przyjaciółki, szepcząc do niej:

- Uderzy!

- Przegra. Feniks to widzi - odszepnęła przejęta Shizuka.

Dla Hiroshiego bowiem jedno i drugie było jak grom.

* * *

Błysnęło ostrze.

Katana znajdowała się w jego wyciągniętej ręce, co Hiroshi uświadomił sobie dopiero po chwili, z uczuciem odległego zdziwienia. Stał wyprostowany, kamiennie nieruchomy, w idealnie zbalansowanej pozycji. Końcówka równie kamiennie nieruchomego ostrza dotykała gardła Inouzuka Kakita. Stal sięgała pomiędzy lekko uchylonymi połami kimona i dotykała zagłębienia w miejscu w którym łączą się kości obojczyka.

Dotykała krtani.

Inouzuka zamarł w pół ruchu, przestając chyba nawet oddychać. Niedawno widok metalu centymetr od oka sprawił, że rzucił się raptownie do tyłu. Teraz, gdy stal sięgnęła gardła, reakcja była inna – niedowierzające spojrzenie w dół, usiłujące desperacko ocenić jak poważna jest rana.

Dotyk stali potrafiący przyciąć jedwab gdy ten prześlizguje się po ostrzu potrafił być bezbolesny. Ale nie mniej przez to śmiertelny. Inouzuka patrzył w dół w bezruchu, zbyt opanowany nawet w tej sytuacji by otwarcie okazać strach. Niemniej jednak szarpiąca niepewność była widoczna. W napięciu mięśni, spojrzeniu biegnącym w górę i dół katany, oceniającym jej długość. Drżeniu dłoni.

Czy ostrze przebiło gardło? Czy przebiło tchawicę? Odebrało życie czy tylko głos? Hiroshi patrzył przez moment na grę tłumionych emocji na twarzy przeciwnika.

Cofnął katanę.

Na końcu ostrza znajdowała się pojedyncza kropla krwi.
 

Ostatnio edytowane przez Wellin : 06-10-2010 o 19:13.
Wellin jest offline  
Stary 07-10-2010, 12:10   #268
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Onnotangu

Na moment zaległa cisza. Spomiędzy bieli kimon uczniów, okazjonalnego brązu czy to sempai czy kyoushi, wystąpił mężczyzna w czarnym kimonie. Sensei skłoni się Hiroshiemu niżej, niż by się skłonił zwykle samurajowi podobnej rangi, by z uznaniem zapytać:

- Mogę poznać Twe imię, panie? Jak również imię Twojego nauczyciela?
- Shiba Hiroshi-desu - odparł Hiroshi wciąż w swoistym transie, prosto i lakonicznie. Ukłon był wolny, bardziej nawykowy niż z potrzeby. Młody Feniks wciąż przebywał trochę gdzie indziej, lecz nawet tam uprzejmość była jego częścią, nie zaniedbał więc etykiety - Zaś moim nauczycielem jest Shiba Ukio Fujiwara-sama.
- Zapamiętam. I ostrzegę moich uczniów przed Tobą i innymi uczniami Twego sensei.

Był to nie lada komplement, kiedy wypowiadał go nauczyciel innej szkoły. Hiroshi z miejsca zrozumiał, że to jest jeden z takich argumentów, jakie przekonują nauczycieli do kontynuacji nauczania tego właśnie ucznia, o którym inni tak mówią. Z wielu powodów. Chociażby dlatego, że najwyraźniej dobrze pojął poprzednie nauki. Wśród widowni narastały szepty, które wkrótce przerodziły się w otwarte rozmowy, dotąd w miarę zwarty krąg przerodził się w grupki. Największa z nich otoczyła młodego Feniksa i miejscowego sensei. Nigdzie nie było widać Naritokiego.

Znienacka rozległo się donośne "Shiba banzai!". Okrzyk powtórzono trzykrotnie, a patrząc w stronę głosu, Shiba, któremu tak dobrze życzono dostrzegł trójkę młodych uczniów, patrząc po posturach, możliwe że nawet przed gempukku. Ich żywiołowa reakcja była jednym z sygnałów dla brązowo-odzianych ludzi, by począć powoli nakłaniać zebrany tłumek do powrotu do zajęć. To jednak nie był koniec rozmowy z sensei:

- Czy nie byłoby Shiba-san dla Ciebie kłopotem pojawić się w naszym dojo raz jeszcze w najbliższych dniach? W terminie dla Cię dogodnym? Zależałoby mi, abyś wspomógł w naukach paru naszych młodszych uczniów.

Trójka krzykaczy w jakiś - charakterystyczny dla dzieci - sposób przemknęła się by znienacka wykwitnąć przy rozmawiających, cokolwiek ich zaskakując. Dalej też zaczęli jedno przez drugie nakłaniać, by "Shiba-sama" przyszedł i pomógł w nauce, sensei zaś - wyraźnie zastawiając na nich pułapkę - chytrze spytał czy wtedy będą wypełniać polecenia co do joty. Potwierdzili, niemal się zaprzysięgając, a Hiroshi miał ochotę się mimowolnie uśmiechnąć, widząc to. Wciąż jednak wahał się, niepewny właściwie w jakim charakterze miałby się pojawić? Po co? Jakby w odpowiedzi padły słowa:

- Myślałem, Shiba-san, by prosić Cię o pomoc w nauce medytacji. Co powiesz?

Miny młodych zauważalnie zrzedły, ale pułapka się zatrzasła.

Hiroshi dostrzegł, iż w trakcie rozmowy z sensei, otoczył ich wianuszek ludzi wyraźnie pragnących mu pogratulować. Kiedy powiódł po nich wzrokiem, niektórzy okazali szacunek ukłonem, inni krótkim komplementem, lub innym dyskretnym wyrazem aprobaty. Paru podchwyciło okrzyk małolatów, rzucając mu szczere banzai, lub gratulując. Zadowalając się tym, odchodzili do swoich zajęć. Ci, którzy chcieli zamienić parę słów, coś powiedzieć, o coś zapytać, zwykle uprzejmie się przedstawiali, by wiedział z kim rozmawia. W krótkim czasie Hiroshi miał do zapamiętania z sześć imion, może trochę więcej. Zaraz po tym, jak jeden z samurajów Kakita złożył mu gratulacje, serdecznie się uśmiechając, z boku, bardzo wyraźnym i kobiecym altem dobiegło:

Shiba tnie.
Piękno.
Sayą - Rei.

Rzeczony Shiba (i nie tylko on zresztą) spoglądnął w stronę głosu. Stojąca tam dziewczyna wyraźnie drgnęła, gdy reakcja powiedziała jej, że usłyszano jej haiku. Uśmiechnąwszy się delikatnie i sympatycznie, młoda uczennica włożyła dużo wysiłku w to, by pozostać niewzruszoną, choć początek rumieńca pojawił się na jej policzkach:

- Sumimasen Shiba-sama. Jestem Kakita Saionji Natsuko. Mam nadzieję, że moja niegodna uwagi poezja nie razi Cię, panie.

Dziewczyna skłoniła się, chowając wyraźnie pogłębiający się rumieniec. Kilku spośród otaczających ich samurajów spojrzało na Hiroshi zauważalnie chłodniej, wliczając chłopca, który dopiero co naprawdę serdecznie się do niego uśmiechał. Najwyraźniej nie wszystkie sukcesy przysparzały popularności.

Reakcje Żurawi były eleganckie, jeśli wyłączyć trzech młodych krzykaczy. Zauważalnie starano się o wyrafinowanie (Feniks czasem miał uczucie że nawet silono się na nie).

Gdzieś w tym wszystkim Inouzuka cicho zniknął, co naprawdę mało kto zauważył.

Na pewno nie bohater dnia, który zdążył ledwie parę słów zamienić z komplementującą go poezją samurai-ko, nim otrzymał parę zaproszeń na kolację tego wieczoru. Zapraszający, widząc, że nie są jedyni, rozpoczęli swoistą rywalizację o honor goszczenia Shiby, który wyraźnie stał się kimś bardzo popularnym, nie wiadomo czy z racji statusu, umiejętności, wygranej, czy może wszystkiego naraz. Samo przyjęcie zaproszeń dawało młodemu Feniksowi kolację przez parę najbliższych dni.

Całość się przeciągnęła, aż usłyszano głośne okrzyki z głębi dojo. Wtedy tłumek - ostatecznie zmobilizowany przez nauczyciel - się nieco przerzedził. Wtedy, otaczający Feniksa uczniowie z żalem pożegnali się, nie później jednak, niż potrzeba było dla uzyskania wszelkich odpowiedzi.

Kiedy Feniks już miał nadzieję, że będzie mógł albo iść w stronę okrzyków (gdzie upatrywał brata) albo przed bramę (w myśl pewności, że brat i tak wygra) półobrót ujawnił, że nadal nie jest sam. Stały przy nim dwie dziewczyny, ich niedawne przewodniczki. Rzut oka wystarczył by rzec, że są jak najbardziej pod wrażeniem. Satomi wyraźnie czekała na tę chwilę, kiedy już tłumek Żurawi zanikł, pełna wstydu dziewczyna klęknąwszy przed bushim Feniksa kornie skłoniła się ku ziemi, w bardzo formalnym, przeprosinowym geście, drżącym głosem mówiąc:

- Shiba-sama, zachowałam się niedojrzale, pozwalając swoim emocjom na zbyt wiele. Prosz... Proszę Cię o przebaczenie, tym bardziej... - drżenie głosu przybrało na sile - że obraziłam mymi słowami kogoś Ci bliskiego, a bardzo chciałabym, abyś mógł Shiba-sama patrzeć na mnie bez niesmaku. Proszę... nie, błagam Cię panie o możliwość zrehabilitowania się w Twoich oczach.

Jej głos nie był szczery, lecz łamiący się. Dziewczynie wyraźnie zależało, co jeszcze potwierdzał fakt, że co chwila, wbrew nakazom etykiety, miast kornie się skłonić i tak zostać, zerkała na przepraszanego z wyraźnym błaganiem i niepokojem. Człowiek cyniczny widząc jej zachowanie, zrozumiałby, że trafił oto na podatny na wpływy grunt. Człowiek lubieżny, lub chociaż obeznany z kobietami, dostrzegłby sygnał, że ta młódka nie będzie mu nieprzychylna. W danej chwili Satomi bowiem była zapatrzona w Feniksa, w ten nie raz niezrozumiany, typowo dziewczęcy sposób, w którym miesza się dziecięcy podziw dla kogoś potężnego, idolizowanego, z kobiecą kokieterią i zauroczeniem kimś, kto nieoczekiwanie ujawnia skrywane dotąd talenty.


Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

Sama Strażnica przez wieki dorobiła się niewielkiego miasteczka wokół siebie. Wejście do miasteczka było zarządzane przez chłopską milicję, a ta nie śmiała odpytywać samurajów, zwłaszcza dostrzegłszy i Smoka i Skorpiona. Najmłodszy tylko z nich pędem puścił się ku wieży, stojącej w centrum tego wszystkiego.

Nie przystawało to do siebie, jak stwierdzili trzej bushi. Nawet Fukurou czy Manji, za całe obycie z fortyfikacjami mający te parę miesięcy w Twierdzy Ostrza Blasku, mogli to poznać. To niskie miasteczko, o byle jak stawianych drewnianych chatkach i ziemnych lepiankach, nijak nie przystawało do olbrzymiej, kamiennej wieży. Znać było, że brakło tu zamysłu w tej budowie. Ona po prostu powstała, byle jak. Znać też było, że żadnego najazdu wieża nie uświadczyła od lat - inaczej miasteczko z jego, pożal się Jizo, fortyfikacjami, spłonęłoby do cna.

Niewielu też samurajów dojrzeli w trakcie przejazdu do wieży. Ot, przed herbaciarnią jakiś Krab trzeźwiał, każąc służbie wodę na siebie lać. Z jednej gospody wyszedł podchmielony, zataczający się mężczyzna, o bardzo zaniedbanej fryzurze i z bukłakiem w dłoni. Dostrzegłszy trójkę bushi, wypił ich zdrowie i zaczął śpiewać dziecięcą wyliczankę o trzech oni co to łapią dziecko.

Wejście do Strażnicy odbyło się dość prosto i szybko. Wartownicy nie mieli szczególnej ochoty sprawdzać papierów podróżnych, zapytali kto tam, przyjęli odpowiedź Kraba "Hida Akito, kurier w służbie u Hiruma Makasu-sama, z towarzyszami!" otwarciem drzwi. O nic nie pytali. Nie było to szczególnie miłe powitanie, milczące i potężne sylwetki strażników zdawały się wręcz złowrogie, ale nikt takiego nie oczekiwał, a wrażenie można było złożyć na karb wyobraźni, już czekającej najgorszego. Nie było to też zgodne z regułą wojskową i wysoką dyscypliną Kraba, jakiej oczekiwano od każdego na Murze. Tam takie zachowanie skończyłoby się co najmniej chłostą. Manjiemu zdawało się, że wyłowił słowa jednego z Krabów, że każdy kurier tutaj jest w służbie Makasu i że tym razem trafił się pieprzony służbista. Z odpowiedzi drugiego Kraba, nim porwał ją wiatr, zdołał jeszcze wyłowić znudzone "a komu to przeszkadza, jak długo dostarczy pocztę i pojedzie w cholerę".

Akito nie spytał o zajazd, mając nadzieję, że w samej wieży uda się znaleźć kwatery. Stajnie na pewno dało się znaleźć. Po zapachu gnoju i gnijącej słomy. Manji skrzywił się. Stajenny, który dopuścił by w jego stajni słoma gniła, wart był batów i posłania na pola do roboty, bo do koni się na pewno nie nadawał.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 07-10-2010, 14:17   #269
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.



Pogoda była sprzymierzeńcem Skorpiona, musieli zatrzymać się w bezpiecznym schronieniu, naprawić zużyty ekwipunek, wzmocnić konie, które zaczynały podupadać na zdrowiu. Bayushi z ulgą powitał ciepłe schronienie, możliwe że nawet balię pełną ciepłej wody. Mimo, że byli coraz bliżej ciepłego miejsca i pełnej miski ryżu oraz rozgrzewającej herbaty, Skorpionie zmysły były postawione w stan gotowości. Nastawił się na bardzo niebezpieczne miejsce, pełne bandytów pozostawionych samym sobie. Przeczucie to było wzmacniane przez pomysł Fukurou aby twierdzę omijać. Jednak to co dostrzegł Skorpion wielce go uradowało. Toż to była istna kopalnia wiedzy na niemal wszystkie tematy. Sprzyjały temu niemal wszystkie nawyki tutejszych mieszkańców i załogi. Klan Kraba, na pierwszy rzut oka, powinien wstydzić się rozpuszczonych bushi, którzy mogą pić dowoli, przyczyniając się tym samym do rozpuszczenia służby, która miała zbyt wiele swobody. Dla Skorpiona była tu inna słabość, którą miał zamiar dokładnie sprawdzić.

„Moi Uczniowie – Bayushi Katsumata, gdy mówił takim tonem, oznaczało to, że wiedza, którą miał zamiar przekazać jest bardzo ważna – zdobywając informację, nie odrzucajcie plotek, gdyż niosą one wiele prawd. Łatwiej wyciągać informację od tych co choć raz złamali bushido...”

Manji wziął głęboki wdech przypomniawszy sobie słowa Sensei.

„Przecież w tej strażnicy niemal każdy ma coś ciężkiego lub cięższego na sumieniu. Ciekawe ile są warte dla nich sekrety Klanu? Ile wiedzą? Może jest tu ktoś, kto spadł z wysoka. Muszę natychmiast się zabrać do pracy, a rozpocznę do jadalni i posłucham sobie.”

- Hida Akito-san, Mirumoto Fukurou-san upewnię się, że nasze konie będą miały odpowiednią opiekę, a następnie ruszę za wami lub spotkamy się w najbliższym zajeździe. Hida Akito-san, co myślisz o takich zabiegach?

Skorpion upewnił się, że Rinoko ma suche i ciepłe miejsce, kazał chłopowi wymienić siano w boksach dla Rinoko i Konika Fukurou dla Syna Wiatru kazał przygotować bardziej surowe, acz suche miejsce. Osobiście także dopilnował aby konie miały najlepszej strawy, oczywiście Syn Wiatru dostał pokarm jako ostatni, dopiero gdy pozostałe konie zaspokoiły pierwszy głód. Skorpion wiedział, że to strasznie rozzłości Syna Wiatru, liczył na to. Wiedział także, że te zabiegi pomogą ustalić kto tu jest przewodnikiem stada. Manji był uparty i nie miał zamiaru pozwalać zwierzęciu swawolić. Przy okazji zabiegów z końmi miał idealną okazję pociągnąć za język stajennego. Manji widział w tutejszym garnizonie rozpuszczoną bandę bushi i aby uzyskać ich posłuch, sam musiał się stać szczerym dla nich, a więc karność musiała pozostać w stajni przytroczona do siodła Rinoko.
Podczas posiłku Skorpion opracowywał plany, tak aby możliwie najefektywniej wykorzystać czas na dowiedzenie się jak największej ilości informacji.

„Muszę odwiedzić jakiegoś mnicha aby dopytać się o krążek modlitewny, dzisiaj dowiem się plotek, tak aby jutro zacząć formować pytania i drążyć interesujące tematy.”

Wypytał karczmarza o świątynię, w której mógłby spotkać mnicha, a także zadał kilka podstawowych pytań:
- Jak interesy ci idą, karczmarzu? A zdrowie, dopisuje?

Następnie zaczął wypytywać o jakieś ciekawsze plotki i te mniej ciekawe także.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 08-10-2010 o 08:57.
Manji jest offline  
Stary 08-10-2010, 12:31   #270
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

Krabowi nie podobała się atmosfera wewnątrz zamku... była dziwna. Hulaszcza i niezdyscyplinowana załoga twierdzy nie powinna się go bać... Najlepszym przykładem był zapijaczony Krab przynoszący wstyd zarówno sobie jak i Klanowi i to otwarcie na środku drogi niczym jakiś bezpański pies. " Schował by się w domu przynajmniej a nie..." Krab jedynie machnął ręką, nie był przesadnie skrępowany etykietami znał smak dobrej zabawy i kaca kolejnego ranka, rozumiał też, że w tym miejscu i tak nikt się nikim nie przejmuje a przynajmniej łatwiej było utrzymać zaniżone normy w skupisku ludzi o zaniżonych normach... Krab jedynie ciężko wzdychał nie znajdując, ani nawet nie szukając słów wyjaśnień na zachowanie napotkanych Krabów. Miał nadzieje, że towarzysze sami ogarną sytuację, bez przeprosin czy próśb o zasłonięcie oczu... które Akito musiałby chyba co chwila używać.

Wejście do strażnicy było zbyt szybkie i zbyt proste, Krab aż się zatrząsł myśląc jak łatwo byłoby się tu dostać podstawieńcowi. Akito miał już zamiar opieprzyć strażników za niewypełnianie obowiązków, jeśli nawet nie tych ze strażnicy - skoro dowodzącemu na tym nie zależało, to zwyczajnych obowiązków które tyczyły każdego bushi, każdego Kraba. W ostatniej chwili opanował swój głos i wydźwięk nagany, wiedział, że nie on tu rządzi, jednak miał swoje obowiązki względem Klanu, szczególnie przy "obcych". Na swoim terenie zapewne wydarłby się opluwając strażnika i grzmiąc co go czeka za złamanie dyscypliny, tutaj ... tutaj musiał się ograniczać.

- Od kiedy to nie sprawdza się papierów podróżnych nieznajomego? Bo chyba nie znamy się osobiście strażniku? - zapytał oschle i jednocześnie dość poważnie. Nie sprawdzenie papierów było błędem, było poważnym naruszeniem dyscypliny wojskowej a Akito nie zamierzał współuczestniczyć w owym błędzie. Zastanawiał się tylko na ile ów błąd był spowodowany postawą dowódcy , który wszakże wydawał takie a nie inne rozkazy. Wiedział jednak, że jeśli ma stawić czoła Amoro musi mieć na niego coś więcej niż tylko wydarzenia z przeszłości... " Jeśli to Amoro sprawuje chwilowo władze w twierdzy, to on jest odpowiedzialny za sytuację w niej... Niezależnie czy ma spaskudzonych strażników, jeśli nie potrafi ich kontrolować, nie powinien dowodzić... " Krab dobrze wiedział, że rządzenie tą najgorszą z twierdz było właściwie niewykonalne. A przynajmniej niemożliwe było osiągnięcie takiej dyscypliny jak w innych twierdzach. Nie był to jednak problem Akito a Amoro ...

"Gdyby doliczyć do tego stajnię, a przecież to wszystko to dopiero początek , widoczny najwcześniej , to ze sposobu w jakim Amoro zarządza twierdzą nie wytłumaczy się nikomu, a jeśli faktycznie chciał narobić swą reputację... to powinien się postarać aby ostatnie lata jego życia znów nie zostały przekreślone przez Akito...
Krab nie czuł się dobrze w roli w jakiej występował , ale domyślał się , że jeśli to nie on zacznie rozgrywać sytuację, to jego prędzej czy później rozegra Amoro.

Był w końcu kurierem... Akito uświadomił sobie po raz kolejny własną wagę. "Przecież nie można zabić kuriera ... nie bez obciążania się obowiązkami jakie on posiada - czyli dostarczeniem przesyłek... a co z przesyłkami ustnymi? Hmmm wygląda na to, że otwarcie i tak niewiele mi tu zrobią..." - pocieszał się Akito wiedząc dobrze że stąpa po cienkiej linii.

Nie mniej zdegustowany był na widok tajni, smród ciągnął się już z dala, smród właściwie nieznany niemal Krabowi - smród zgniłego siana. Akito nie miał do czynienia za wiele z obowiązkami względem koni, ale w mig pojął uwagę Manjego.

- Hida Akito-san, Mirumoto Fukurou-san upewnię się, że nasze konie będą miały odpowiednią opiekę, a następnie ruszę za wami lub spotkamy się w najbliższym zajeździe. Hida Akito-san, co myślisz o takich zabiegach?

- Daleko nie odejdziemy Bayushi Manji-san. Z pewnością znajdziemy się na terenie twierdzy, a końmi dobrze by ktoś się zajął, bo tutejszy stajenny chyba nie stara się w robocie. - zauważył już stąd czując smród dobiegający ze stajni.

Krab w ostatniej chwili przypomniał sobie aby dodać nazwisko zwracając się do Maniego, gdyby on sam nie wymienił nazw rodów pewnie Akito by o tym zapomniał. tym razem przypomniał sobie prośbę Manjego aby zachowywać się tak jak gdyby dobrze się nie znali.

- Tylko przestrzegam przed zachowaniem tutejszych Krabów widzących pojedynczego samuraja z innego Klanu. Mogą być bardziej otwarci a jednocześnie porywczy, niż Ci których widziałeś na Murze, jak pewnie już zauważyłeś dyscyplina tu jest w rozkładzie...

Pozostawało zająć się swoimi sprawami, w tym najgorsza przywitaniem z nowym zarządcom zamku. Nie zamierzał się przed nim ukrywać, ani zachowywać tak jakby wyglądało na to że go unika, wolał mieć spotkanie z Amoro już za sobą, zresztą miał też listy w sprawie Twierdzy z którymi nie mógł czekać, gdyby choć jedną skrzynię jadeitu wywieziono wcześniej w inne miejsce , tylko z powodu opóźnienia Akito - wina byłaby bezsprzecznie jego. Nie potrzebował specjalnie zapraszać na to spotkanie towarzyszy, Manji miał inne plany a Fukurou mógł zrobić co chciał. Nie zamierzał się powtarzać, że w ich towarzystwie zarządca zamku może się hamować, wolał po prostu skoncentrować się na tym co ma.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 08-10-2010 o 13:40.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172