Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2010, 23:19   #207
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
NARRATOR




Derek Gray

Uciekając przed sycząca kreaturą poniewczasie zrozumiałeś swój błąd. To COŚ zupełnie nie przypominało Holy. A napis „Rest” na monecie był czymś w rodzaju ... pieczęci. Jego zdjęcie przebudziło uśpione monstrum.

Biegłeś nie czując bólu w poranionej ręce. To strach dodawał ci siły. Po drodze uderzyłeś się boleśnie w kant jednego z łóżek, wpadając na nie z takim impetem, że spoczywające na nim „zwłoki” znalazły się na brudnych kafelkach.

Udało ci się dopaść upatrzonych drzwi tuż przed maszkarą. Szybko zatrzasnąłeś je za swoimi plecami tuż przed kłapiącą paszczęką potworą! Szponiasta łapa uderzyła z całych sił w drzwi. Nie były zbyt solidne i wydawało ci się, że nie wytrzymają zbyt długo furii potwora.

Szybo i w panice rozejrzałeś się wokół siebie. Znalazłeś się w czymś, co wyglądało jak .. wejście do krematorium. W biurze, gdzie dokonywano ostatnich spraw, przed spopieleniem doczesnych szczątków zmarłych.
Zwykłe, brudne biuro. Szafki na dokumenty, biurko, koślawe krzesło. Z biura prowadziły dalej dwie dróg: jedna – którą wszedłeś i którą właśnie atakowała bestia oraz druga – prowadząca pewnie do pomieszczenia z piecem krematoryjnym.

Zraniona ręka boli jak diabli i w zasadzie jest prawie bezwładna. Na podłodze pozostawiasz ślady krwi która ... unosi się wokół ciebie, niczym dym.
Straciłeś kilka cennych sekund na podziwianie tego niecodziennego widowiska. Otrzeźwiło cię to, że bestia właśnie przebiła jedną łapę na drugą stronę drzwi, robiąc w nich sporą dziurę. Jeszcze chwila i dopadnie cię rozrywając na kawałki.


Cyrus Parker i George Wasowsky


Nie tylko Cyrus ucieszył się na twój widok, George Najwyraźniej łomot, jakiego narobiło twoje przebicie się przez ścianę zaalarmował całe tałatajstwo, jakie było w pobliżu.

Nie mieliście zbyt wiele czasu. Dobitnie świadczyły o tym ryki, wrzaski, skowyty i zawodzenia, które doszły was z każdej możliwej strony.
Najbliższe wycie rozległo się tuz obok, w pomieszczeniu, z którego wparował tutaj Wasowsky, a w chwilę później w dziurze pojawił się koszmarny stwór w czymś, co przypominało poszarpany kaftan bezpieczeństwa.

Zawył dziko i ruszył w waszą stronę.
Kątem oka zauważyliście kolejnego, który pojawił się w drzwiach.

- Musicie wytrwać ile zdołacie – słyszycie koło siebie głos „Studenciaka”. – Nie dajcie się zabić! Ja i ktoś jeszcze postaramy się wam pomóc! Wytrwajcie!

Łatwo, kurwa, powiedzieć!

Annie Carlson


Ukryłaś się w samą porę. Ledwie tylko udało ci się zapaść w kryjówce, kiedy wokół ciebie rozpętało się piekło.

Z pomieszczenia obok wyskoczyła jakaś zdeformowana postać i ruszyła pędem w stronę schodów. Zaraz za nią – wymachując czymś przypominającym wielką siekierę – pobiegła następna.

Wyglądało to tak, jakby każdy mieszkaniec tego przeklętego miejsca ruszył na górę. Przypomina to nieco wściekłość, jaka ogarnęła monstra szturmujące dom Rossie. Jakby ..

- ŚWIEŻEEEE!!!

Ten okrzyk nie pozostawia wątpliwości. Gdzieś tam, masz przeczucie graniczące wręcz z pewnością, są .. inni z feralnego rejsu do Colorado Springst.

- To twoja szansa, Annie – słyszysz niespodziewani głos Rossie w głowie. Łagodny, spokojny i rzeczowy. – Biegnij na parter! Sala zaraz przy windach. Już!


Holy Charpentier




Odpowiedź, jaką udzieliłaś, nie rozczarowała Innuaquiego. Jednak przez jego okrutną twarz, przemknął grymas zdziwienia.

- Więc zdecydowałaś – powiedział beznamiętnie i dotknął twojego czoła ruchem błyskawicznym, jak atak węża.

Ból czaszki! Światło przed oczami. Światła uderzające wprost w oczy! Szydercze, zniekształcone i pełne wściekłości głosy!

A potem powróciły zmysły i potworny ból.

Czujesz, że leżysz na zimnych, mokrych kamieniach. Połamana, pogruchotana, lecz wciąż żywa. Jednak niezdolna do wykonania nawet najmniejszego ruchu.

Krew zlepia ci oczy i prze szkarłatną mgłę dostrzegasz wodę. Zaledwie kilka centymetrów od twoich palców. Jednak równie dobrze woda mogłaby być w innej galaktyce. Nieosiągalna.

Widzisz krew wciekającą do wody. Wiesz, że to twoja krew. A potem, katem oka, widzisz buty z mocnymi sznurówkami.

- Leż spokojne – słyszysz wyzuty z emocji głos bez wątpienia należący do „Obitego Żeberka”. – Zaraz twój wybór stanie się faktem.



Dziwnie obojętnie oczekujesz na to, co ma się wydarzyć. Za długo już wymykałaś się śmierci, by się jej teraz bać.

Głośny huk wystrzału z pistoletu jest ostatnim, co słyszysz po tej stronie życia. Nie czujesz nawet uderzenia pocisku, który dziurawi ci czaszkę.

Widzisz jaskrawe światło, w którym zanurzasz się z ulgą. To dobre światło! Ból znika. A wraz z bólem znikasz i ty.
 
Armiel jest offline