Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2010, 23:38   #210
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Derek „Hound” Gray



Nie minęła dłuższa chwila mozolnego czołgania się, które wypwłniał tylko ból, ten fizyczny i duchowy kiedy usłyszałem za sobą syk. Pomimo ciasnoty szybu udało mi się odwrócić i zauważyć, że poczwary nie udało się oszukać na długo. Niezgrabnie i powoli ale przesuwała się do przodu ścigając mnie. Pewnie była wkurzona faktem, że jej śniadanko nie do końca zaakceptowało swoją rolę. Siły uciekały ze mną z każdym ruchem ale mimo wszystko starałem się przyspieszyć. W myślach dziękowałem Bogu za to, że prowadziłem ostatnimi czasy zdrowy tryb życia i dbałem o swoją kondycję fizyczną.
Co z tego.

Nagle straciłem pod soba grunt, nie zauważając dziury w szybie czy może po prostu stare blachy nie wytrzymały mojego ciężaru. Leciałem w dół osłaniając głowę ręką bo drugiej juz prawie nie czułem
Nie uderzyłem w beton ani inne twarde podłoże. Mój niezbyt długi lot zakończył się na stercie przegniłych, zbutwiałych szmat. Całego ich stosu. Spojrzałem w górę nie mając sił na to by szybko się podnieść z ziemi i uciec w nieznane. Czekałem na śmierć która pełzła za mną szybem.
Nagle z przeraźliwym zgrzytem blachy szybu którymi poruszała się maszkara ,powodując ich lekkie wybrzuszenia, zgięły się do środka. Potworny pisk i wrzask jaki przetoczył się po pomieszczeniu wciskał sie do mych uszu potęgując strach. Na nowo otworzyłem oczy po tym jak ucichł. Ponownie zerknąłem w górę. Część szybu wentylacyjnego został po prostu sprasowany tak jakby ktoś mający możliwość objęcia ich zgniótł je potworną siła. Z pogiętych kawałków metalu skapywała ciurkiem krew bestii. Wstałem, wolno ciężko. Nie wiedząc gdzie jestem, nie wiedząc kto mi pomógł i czy pomógł. Rozejrzałem się. Byłem chyba gdzieś w piwnicach. W kotłowni.
„Kurwa” – do końca nie wiedziałem gdzie w ogóle jestem, co mam zrobić. Chciałem jeszcze raz zobaczyć niebo i słońce. Byłem zmęczony.
Dopiero po chwili zauważyłem, że z mroków ciemności wyłoniła się wysoka, potężna postać okutana w za długi ciągnący się po ziemi płaszcz. Jej żółte oczy wpatrywały się we mnie.

- Jak się nazywa, świeże ... –sykliwy głos doszedł mych uszu – Czego chce, świeże, niech mi powie? Przed czym ucieka, świeże?

„Świeże....” – powtórzyłem w myślach rozglądając się bez zbytniej nadziei za jakaś droga ucieczki. Wiedziałem jednak, że nie jestem już w stanie uciekać. Byłem piekielnie zmęczony i poważnie ranny. Nie czułem już ręki która zwisała mi luźno. Z rany kapała krew na pokrytą piwniczną wodą podłogę.

„Ostatnia szansa...” – pomyślałem sięgając do kieszeni spodni

- Jestem – wychrypiałem – Jestem – powtórzyłem już wyraźniej po przełknięciu śliny – Derek

Dłoń zamknąłem na darze od Nathaniela „Ostatnia szansa”

- Chcę się stąd wydostać, znaleźć innych..... – przełknąłem ślinę. Nawet nie wiem czy się jeszcze bałem, może już nic nie byłem w stanie czuć....

- Uciekam przed śmiercią..... Zostaw mnie w spokoju i pozwól odejść – dodałem po krótkiej chwili

„Pomóż mi Nathanielu” – modliłem się w duchy żeby dar zadziałał po raz drugi, żebym mógł zakończyć ten koszmar nie ofiarowując siebie Innuaquiowi bądź bym zginął bez bólu


Annie Carlson



Poczuła gorycz rozczarowania, żal i w końcu gniew. A więc to tak. Byliśmy tylko przydatną dywersją, odciągnięciem uwagi, przynętą. Sanders, Jenny i Holy stracili życie tylko po to żeby ten tutaj mógł sobie pobazgrać po tym cokole jak jakiś szalony artysta w pseudo-twórczej pasji. Miała ochotę krzyczeć nawet gdyby jej krzyk mógł zwabić wszystkie paskudne stwory z tego budynku. Miała też ochotę zamazać „dzieło” chłopaka pisząc na nim niecenzuralne słowa układające się w obsceniczne grafitti. Oczywiście nie uczyniła tego. Zamiast tego wydała tylko głuchy jęk, jęk zawodu i bezsilności. Chłopak zwany przez wszystkich Studenciakiem nie przejął się tym, bo już wrócił do swoich bazgrołów. Kazał jej za to też wziąć się do pracy. Annie podeszła do przygotowanych akcesoriów i walnęła ręką w farbki tak, że jej ręka pokryła się niebieską emalią. No pięknie a do tego wszystkiego jeszcze mi będzie rozkazywał. I skąd ja mam niby znać ich imiona i nazwiska? Część nawet nie zdążyła się przedstawić. Na przykład kobieta od pączka, czyli pierwsza ofiara. Jak mam ją nazwać? Pomyślała przez chwilę, po czym napisała na słupie:

starsza, otyła Afroamerykanka w kwiecistym wdzianku


Kto następny? „Szanowni Państwo. Nazywam się Bob Sanders i jestem kierownikiem autobusu.”

Bob Sanders


Następnie... „Matka chłopaka, który zginął rozbijając sobie głowę o szybę, klęczała w pobliżu wraku, tuląc głowę w ramionach i lamentując histerycznie nad stratą. Patrick! Patrick! – szlochała i krzyczała”

Patrick


Później...” Do Państwa dyspozycji jest jeszcze nasz koleżanka, Amanda Dee, która ma za zadanie serwować Państwu ciepłe napoje i przekąski oraz, gdyby ktoś z Państwa cierpiał na chorobę lokomocyjną, odpowiednie tabletki.”

Amanda Dee


Dalej... „...dzieciak wgryzł się w szyję swojej matki i jak dzikie zwierzę, nienasycony krwi potwór, jął szarpać ją zębami. Na wszystkie strony bryznęła krew! Dziecko uniosło na moment głowę ukazując wam zdeformowaną, przerażającą twarz. A potem powróciło do mordowania swej matki!”

matka Patricka

Potem...” Za mną siedzi mój zmiennik – Duncan Sperter. Naszym zadaniem będzie dowieźć Państwa bezpiecznie do celu.”


Duncan Sperter


Kto dalej? „żona doktora przebudziła się ze snu i poderwała na nogi wrzeszcząc przeraźliwie... coś szarpnęło nią w bok ...jej ubranie rozdziera się na wysokości brzucha!”

żona doktora


Następnie...” Tak na marginesie to nazywam się Dominik. Dla przyjaciół „Dom"

Dominik „Dom” Jarrett


Dalej... „z lekarzem, który przedstawiał się opatrywanym jako Luis Greenwal...lekarz wrzasnął i upadł bryzgając na cement krwią. Ogar skoczył mu na pierś.”

Luis Greenwal


Po nim... „...Jack Wellman z otępiałym wyrazem twarzy...pocisk wyrywa mu dziurę w skroni, a informatyk pada ...z jego przestrzelonej czaszki, wylewa się krew inne płyny. „

Jack Wallman

Wtedy...” A tak na marginesie. Nazywam się Robert Anders. Kumple mówią do mnie Roban. To tak jak Conan, ten barbarzyńca. Taki żarcik. Moja postać ADnD tak się nazywała. Paladyn 16 poziomu „

Robert „Roban” Anders


Dalej... „Jestem Kuba Wegnerowski. Pochodzę z Polski. Jestem Metalem, a nie jak niektórzy myślą, Gotem.”

Kuba Wegnerowski


Potem...” Jedno z ostrzy przebiło Michaelowi Sandersowi twarz wwiercając się w oczodół i wychodząc przez potylicę. Chłopak padł martwy na ziemię, nawet nie wiedząc, co go zabiło”

Michael Sanders

Później...” Ja jestem Jenny. Z Colorado.”

Jenny Watson



A na końcu... Holy. Jak brzmiało jej nazwisko? Czy je wymieniała? Jeśli tak to nie pamiętam.

Holy


- JUŻ! Skończyłam – wrzasnęła do studenciaka.

Ale zaraz, zaraz. Co z Georgem i Derekiem? Czy żyją? Strzały, które słyszała musiały oznaczać, że Parker żyje, ale co z pozostałą dwójką?

- Co z Derekiem i Georgem? Czy żyją? – zapytała chłopaka.

Miała nadzieję, że jej odpowie, bo jeśli nie...Dalej palił ją gniew. Wypisywanie imion tylko jej przypomniało, że ostatnie trzy ofiary to efekt ”odwracania uwagi”, więc jeśli ten cały studenciak ją zignoruje to dźgnie go pędzelkiem prosto w tyłek.

- Jeszcze żyją – padła odpowiedź.

Skinęła głowa z ulgą. Dobrze, że żyją. Tylko gdzie są?



Cyrus Parker



Żołnierz rozejrzał się za rewolwerem. Upadek strasznie go... zdenerwował. Na szczęście Colt leżał na wyciągnięcie ręki.
Z dziury w suficie zaczęły zeskakiwać potwory. Jeden wylądował obok staruszka, zamachując się na leżącego hakiem, następny upadł obok żołnierza, trzymając w dłoniach coś na kształt igły albo zaostrzonego kołka, uniesionego do góry, gotowego do uderzenia.

Parker musiał działać szybko i musiał wybierać. Ratować staruszka przed napastnikiem z hakiem, lub siebie przed kołkiem.
Decyzja musiała być szybka. Żyć, czy dać żyć?

Żołnierz chwycił szybko rewolwer i wycelował w napastnika, opuszczającego broń.
* BLAM *
Przeciwnik osunął się na Ziemię, z krwawiącą dziurą w głowie. Chwila później w sali rozległ się stłumiony krzyk. To monstrum trzymające w łapsku kołek, dźgnęło Cyrusa w ramię, łamiąc mu przy tym lewą łopatkę.

- George, staruchu! BIEGNIJ! - wrzasnął Cyrus.
Chwilę później zawył znowu z bólu, gdy potwór wyciągał kołek, aby zadać kolejne uderzenie.
* BLAM *
Potwór z kołkiem, machnął głową w tył, zostawiając za sobą smugę krwi.

Żołnierz szybko się podniósł, wypychając staruszka za drzwi.
- Biegnij do kurwy! - przeklął soczyście żołnierz, bardziej z bólu, niż ze złości.
Staruszek biegł po woli, żołnierz zatrzymał się przy drzwiach i z władną prawą ręką oddał kilka strzałów do następnych, spadających potworów. Kiedy skończyła się amunicja w bębenku, szybko zatrzasnął drzwi i z pędem, ruszył za staruszkiem.



George Wasowsky



Dla staruszka wszystko działo się zbyt szybko, żeby to ogarnąć. Choćby tak jak robił to Cyrus. Kiedy wylądowali na podłodze George ledwo się podnosił a ten spokojnie rozwalił jednego z napastników i zdążył oberwać od kolejnego. George aż zasyczał z bólu kiedy zobaczył jak potwór wyjmuje ociekający krwią kołek z pleców żołnierza. Paskudna rana. Parker tylko skrzywił się lekko, ale Wasowski miał wrażenie, że ból był potworny a ten z dużym wysiłkiem powstrzymuje się, żeby nie wrzasnąć. No tak, wyszkolenie jakie serwują w armii uczy człowieka praktyczności. Cyrus postanowił połączyć potrzebę z obowiązkiem i wrzasnął.

- George, staruchu! BIEGNIJ!

Po czym załatwił skurwiela który przed chwilą próbował załatwić jego.
Być może dziennikarz posłuchałby takiego dictum gdyby miał czas zareagować. Postąpił w stronę rannego kilka kroków a ten bezceremonialnie wypchnął go za drzwi używając niewybrednych słów. Sam oddał kilka strzałów i też się zabrał ido ucieczki. George chciał mu pomóc, ale ten odpychał jego ramie popychając go przed sobą.

Biegnij kurwa. Mówiłem biegnij - faktycznie mówił, ale coraz słabszym głosem.
W końcu cierpliwość staruszka też się skończyła. Bezceremonialnie wziął Parkera pod ramię i nie zważając na stek wulgaryzmów pomógł mu biec.

-Zamknij się Cyrus, za chwile będziemy na miejscu. Słyszysz!? Pamiętaj o darze od Nataniela. Gdzie masz tę cholerną łuskę?
 
Ravanesh jest offline