Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 02:24   #43
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
To było jednak gorsze, niż się spodziewał. Tak naprawdę, to o wiele gorsze. Pierwszy raz przestał bagatelizować niebezpieczeństwa nasyłane przez Lechnera. Już dawno nie czuł się tak bardzo w opałach, jak przed chwilą, gdy musiał robić błyskawiczne uniki przed ostrzem Maczety. To nie był jednak zwykły facet – to było coś popierdolonego. Nie czuł bólu. Co tam draśnięcia, co tam nawet ucho – zagoi się. Najbardziej był przejęty dwoma innymi rzeczami: spokojnym odejściem Maczety stojącego w płomieniach i Jill. Przez całą walkę obserwował ją kątem oka. Gdy ostrze odcięło kawałek jej palca, zabolał go jego własny. „Ty skurwielu” - to dodało Chrisowi energii i skoczył na szyję kanibala z garotą w dłoniach.

Wydawałoby się, że mołotow rzucony przez Josha zupełnie już załatwi sprawę, ale nie – ten skurwiel postał tak chwilę w ogniu, a później sobie odszedł. Spacerkiem. Jakby nigdy nic się nie stało. Christopher patrzył za nim, jak oniemiały. Miał wrażenie, że nie tylko on. Cała trójka wyglądała tak, jakby zobaczyli niezłego pojeba, który nie wiedział, gdzie jest granica w robieniu sobie żartów na Halloween. Ale to mogło się skończyć śmiercią. Ich śmiercią.

Na szczęście, jedyne co na razie stracili, to palec Jill. facet wydawał się niepokonany, to fakt. Ale pozbawienie tej kobiety palca, było równoznaczne z przyznaniem: „Tak, jeśli pojawię się na horyzoncie raz jeszcze, chcę zginąć. Chcę, żebyś mnie zabił Christopherze Torg.” No i dobra. Tylko trzeba się uzbroić. Na razie oddział został trochę przetrzebiony. Część broni była jednorazowego użytku i już jej nie ma, na pewno trzeba szukać dalej. Jeśli Maczeta nagle by wrócił właśnie w tej sekundzie, mogliby mieć trudności z powstrzymaniem jego furii. Byli ranni, nie da się ukryć. Mało jedli. Nie mieli broni. Lechner ich nie rozpieszczał.

Ale teraz najważniejszy był palec Jill. Dobrze, że go znalazła, że nie poturlał się gdzieś za ogrodzenie pod napięciem. Kurwa, tak naprawdę, to dobrze, że Maczeta go po prostu nie zjadł. Bo jeśli był rzeczywiście głodny, to teraz musi być rozdrażniony i przy następnym spotkaniu będzie gorzej. Każde z nich ma przecież dużo rzeczy do poodcinania.

Chris w jakiś sposób chciał dać poznać Jill, że przez ten ostatni czas, jaki ze sobą spędzili, stała się nagle kimś ważnym dla niego. Palec. Jej palec. Chciał go przyszyć. Nigdy tego nie robił, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. To była szansa dla niego. To było jak zbliżenie. Jill się zgodziła i brała pod uwagę jego brak umiejętności w tym kierunku, bo powiedziała, żeby nie przejmował się estetyką. Zaufała mu. „Nie wariuj, ona to robi, żebyśmy wszyscy mogli przeżyć” - uspokajał samego siebie, ale nie było łatwo. Ręce mu się trzęsły, a igła za każdym razem jakoś tak boleśnie przedzierała się przez skórę. Robił to pierwszy raz i przynajmniej dowiedział się, że takimi rzeczami nie będzie się zajmował po wyjściu z tego gówna. Wolał jednak niszczyć, niż naprawiać. Jak niszczył, to ból sprawiał frajdę, a teraz był prawdziwy, po prostu bolesny. A nie o taką prawdę mu chodziło. Taki ból był bez sensu, niczemu nie służył. Ale z drugiej strony, to była jedyna okazja, żeby podejść do niej tak blisko...

Na szczęście chociaż jeden z nich zachował zdrowy rozsądek. Z drugiej strony, odniósł po prostu najmniej ran – może dlatego. W każdym razie, to Josh pierwszy zagadał starego. Chociaż nie, to stary pierwszy się odezwał. Trochę się z nich naigrywał. Teraz Josh pytał go o bliższe informacje o Maczecie. „Naiwny” - przemknęło przez myśl Chrisowi, ale natychmiast skarcił sam siebie. -”Wszyscy przecież jesteśmy naiwni myśląc, że stąd wyjdziemy”.

Dopiero teraz poczuł, że jednak on też był ranny. Piekący ból przecinał klatkę piersiową a niezmiernie wkurwiające swędzenie czuł w okolicach ucha. Gdy dotknął się tam dłonią, wszędzie poczuł krew. „Kurwa, jestem ranny”. Kompletnie nie był świadomy zadawanych mu ran, myślał raczej o obrażeniach Jill. Teraz jednak znieczulenie zaczynało mijać, a poranione miejsca odtajały. Pierwsze, co mu przyszło na myśl, to zawinięcie głowy bandażem – ściśnięte ucho jakoś się zrośnie. Zabrał się do roboty natychmiast. Jednym słowem robił wszystko, żeby nie przyznać się przed samym sobą, że czeka na słowa, które właśnie usłyszał: -Daj, ja to zrobię. Ciął cię dość głęboko. Powinniśmy cię pozszywać nim się wykrwawisz.

To mówiła Jill. Szok. Dla Christophera szok. Przestał się kontrolować. Co się w ogóle dzieje. Robił wszystko, żeby tylko nikt się nie zorientował, że aktualne czynności Jill mają dla niego jakieś znaczenie. Gwałt, wykorzystywanie niewinnych idiotek – to było jego naturalne środowisko. A to, co teraz się dzieje, to co to jest?

Christopher, żeby się ratować musiał szybko podtrzymać dialog ze staruchem spomiędzy ogrodzeń pod napięciem. Niby niezły z niego szachista, ale może coś wie.

Coś wie...

Spójrzmy prawdzie w oczy: rozmawianie z kimkolwiek w tych rejonach, to psychoza. Przecież to wszystko, to poglądy Lechnera. Przecież wszystko, co powie ten staruch, to projekcja doktorka. Powiedział, że wyjście jest w celi 77? Ok. Ściszył przy tym głos, że niby mówi to w tajemnicy? Ok. jakie to ma znaczenie? Ważne, że rozmowa z nim odwróciła uwagę wszystkich od tego, że Jill gmera coś przy skórze Chrisa, który dla jeszcze lepszego efektu, zaczął nawet nawoływać Lechnera: -Co mamy teraz robić? - krzyczał. - Jakie masz jeszcze dla nas zadania? Ile to, kurwa, jeszcze ma trwać?

Nie spodziewał się odpowiedzi, ale nawoływał. A o celi 77, to opowiedział im staruch. Chociaż któreś z nich, ale czy to Josh, czy Jill, to Chris już nie kojarzył, już wcześniej coś wspominało o tym numerze. Chris nie wierzył w to, że 77 cela ma być miejscem, które może cokolwiek zmienić w ich położeniu, ale lepsze to, niż nic. Zgadzał się z Joshem, żeby najpierw przeszukać jednak pozostałe tutaj pomieszczenia, zanim zejdą znowu do podziemi. jedno jest pewne: potrzebują jeszcze innych narzędzi, żeby móc walczyć z całym tym badziewiem, jakie ześle na nich Lechner. I jeszcze jedno jest pewne: Chris czuł, że do momentu, jak będą razem, to nic im się nie stanie
 
__________________
You don't have to be weird, to be weird.

Ostatnio edytowane przez emilski : 02-10-2010 o 10:36. Powód: Błędy stylistyczne
emilski jest offline