Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 13:09   #264
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114; Godzina Bayushi

Wpierw zbielał, potem poczerwieniał, potem zacisnął silnie szczęki, konwulsyjnie wręcz szarpnął lejcami, konik zadrobił nerwowo, parsknął cicho.

Blisko, był naprawdę blisko wybuchu, kiedy przymknął oczy i roześmiał się dziko.

Kiedy otworzył oczy z powrotem, był już opanowany.

- Jeśli to błaha sprawa pani - rzekł z gryzącą goryczą i bolesnym wyrzutem w głosie - to po co pytać? Tak jak Ty nie chcesz marnować czasu tego, którego Osy zwą "Jedynym Honorowym Lwem", odmawiając tym samym honoru wszystkim innym Lwom, tak samo ja nie będę marnotrawił czasu osoby, która nosi szmaragdowe mony. Jesteś pani dumna z ojca. Gratuluję. Faktycznie, jest znakomitym taktykiem. Godnym bycia sensei... w szkole Daidoji.

Mężczyzna skłonił się jej, cofając i obracając konika. Rzuciła szybko spojrzenie za niego. Jeździec. Gnał do nich. Ile widział z pędzącego konia? Jakie szczegóły mógł dostrzec? Nie sposób było rzec. Miał jeszcze przynajmniej kilka, jeśli nie kilkanaście minut drogi.


Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Amaterasu


Zajście w bramie rozwinęło się zdecydowanie szybko. Zakończono je również szybko, ponieważ nikt nie chciał przedłużać tak nieprzyjemnej sprawy.

Gunso po słowach Hiroshiego obrzucił go długim, pełnym namysłu spojrzeniem. Wyraźnie starał się ocenić młodego Feniksa, dociec zamysłu stojącego za słowami.

W końcu rzekł, z uprzejmym ukłonem w jego stronę:

- Shiba Hiroshi-dono, jesteś tu gościem. Twemu życzeniu stanie się zadość.

Skinąwszy na drugą z dziewczyn, tę, która nie opuściła przyjaciółki, gunso udzielił jej szeregu instrukcji, po czym rzekł do obu Feniksów:

- Samurajowie Shiba, Kakita Tiho Shizuka zna już miejsce, gdzie można spotkać osoby, o które pytaliście. Czy jest jeszcze coś, co mogę dla Was zrobić?

Naritoki przecząco potrząsnął głową, podziękował ukłonem. Gunso przeniósł wzrok na Hiroshiego.

* * *

Nazwana Shizuką objęła prowadzenie. Poza pełną zbroją z insygniami - jak wcześniej powiedział bratu Naritoki - zamkowej straży Kosaten Shiro, miała daisho i yari. Hiroshi spoglądał na nią w zamyśleniu, dziewczyna zdecydowanie zmieniła się po otrzymaniu instrukcji. Wpierw wzięła saya swej koleżanki i schowała jej broń, leżącą na katana-kake, do pochew. Potem kazała jej iść z tyłu, a po pierwszym zakręcie, potknąwszy się na swej włóczni przywołała Satomi i rzekła:

- Trzymaj. Musimy wyglądać reprezentacyjnie, zaś ja, potykając się tak, narażam naszych gości na utratę twarzy. Proszę o wybaczenie panowie Shiba, to się już nie powtórzy.

Obserwując ją, Hiroshi nie był świadom, że na jego twarzy pojawia się lekki grymas. Brało się to stąd, że młody Feniks zastanawiał się, ile w tym jest chęci ratowania przyjaciółki, ile zaś - otrzymanych instrukcji.

- Kakita-san - odezwał się nagle jego brat - nie ja poprosiłem o Waszą dwójkę jako przewodników. Nie ja wyświadczam Wam szansę na naprawienie błędu. To mój brat jest tak wspaniałomyślny. Zachowanie tu obecnej Twej przyjaciółki - fakt, jak oględnie Naritoki pominął nazwisko i imię tamtej podkreślał groźbę gunso i fakt zabrania daisho, ponieważ omijał też jej status - nie spodobało mi się. Ale mój brat, w ciągu jednego dnia, odkąd się rozstaliśmy, uzyskał status gościa Kosaten Shiro. Wiesz, co to oznacza, Kakita-san?

Kobieta wyraźnie straciła rezonans, oczy strzelały jej pomiędzy oboma braćmi:
- Hhai, panie, to znaczy... że należy go traktować z szacunkiem...

Naritoki z kamienną i wypraną z wyrazu twarzą uniósł dłoń. Dziewczyna czuła się na tyle niepewnie, że sama przerwała, widząc to. Hiroshi znał to uczucie. Jego brat nie był zadowolony z jej odpowiedzi:

- Szacunek dlań jest kwestią bushido, nie statusu gościa. Sednem tej nominacji jest, że ktoś poznał się na moim bracie i otwarł dlań sprawy tej twierdzy. Jeśli nosisz insygnia, które nosisz, winnaś to wiedzieć. Winnaś rozumieć implikacje. Tak samo Twoja przyjaciółka. Zatem wszelkie kwestie dotyczące Waszej dwójki i Waszego zachowania scedowuję na mojego brata. On się tym zajmie. Ja nie muszę.

Dziewczyna zbladła, potem spłoniła się. Przeniosła wzrok na Hiroshiego, rumieniąc się jeszcze bardziej. Uroczym było lekkie zagryzienie warg, kiedy starała się wziąć w karby swoje zakłopotanie, przegrywając z nim coraz mocniej. Z rumieńcem było jej szalenie do twarzy, pałające oczy i niekwestionowany podziw w nich widoczny jeszcze dodawały do jej uroku, który był niczego sobie na samym początku. Kakita Tiho Shizuka skłoniła się Naritokiemu, dziękując, następnie, zdecydowanie głębiej skłoniła się jego bratu:

- Shiba-sama - głos był również korny, błagalny wręcz - błagam o wybaczenie jeśli moje zachowanie dotąd uraziło Cię w jakikolwiek sposób. Proszę też o wybaczenie zachowania mojej gorącogłowej przyjaciółki, Kakita Shouzou Naomi.


* * *

Dzielnica samurajska była bogatsza od pozostałych, jakie dotąd w Kosaten Shiro miał okazję oglądać Hiroshi. Była jednak przede wszystkim urokliwsza. Niewiele posesji tutaj nie miało ogrodów. Jeszcze mniej przypominało się wzajemnie. A każda jedna stworzona była tak, by w jakiś sposób wzbudzić zachwyt przechodnia.

Miasto i twierdza były wszak domem Żurawi, nawet jeśli większość z nich nosiła nazwisko Daidoji.

Jedyny "pas obronny" czyli budynki funkcjonalne i ufortyfikowane, leżały zaraz przy murach dzielnicy. W jej głębi stały rezydencje, o rozmaitej architekturze, niektóre piętrowe, inne nie, niektóre rozłożone po sporych ogrodach, przedzielone zadaszonymi korytarzami o ścianach ze zdobionego papieru, inne znów skupione, z ogrodami wokół domów. Szczególną uwagę Feniksów zwróciła rezydencja w formie ogrodu piaskowego, która przypomniała im ich pobyt na ziemiach Smoka, oraz dom na wodzie, którego koszt musiał być olbrzymi: wzniesiono go bowiem na wysepkach na niewielkim stawie, pomieszczenia zaś łączyły łukowe, kamienne mostki, z których rzadko które miały daszki.

Coraz bardziej stremowany nadciągającym nieuchronnie pojedynkiem Hiroshi mimowolnie zaczął się zastanawiać, jak pojedynkowałoby się na takim mostku.

Ich celem jednak było dojo, o czym Feniks wiedział. Od momentu bowiem, gdy Naritoki wyjaśnił obu dziewczynom jego status, ich podejście do niego zmieniło się diametralnie i nie tylko starały się być pomocne, z Shizuką nawet biorącą na siebie role przewodnika, objaśniającą czyje rezydencje właśnie się mija, czy też co w tej czy innej budowli jest warte uwagi. Hiroshi, patrząc jak obie poruszają się przy nim, miał teraz wrażenie, że zyskał yojimbo. Było to... nowe doświadczenie, co najmniej.

- Przybyliśmy - oznajmiła Shizuka, stając przed dojo.

Ulica, którą szli rozdzielała się tutaj, pod samym wejściem do miejsca nauk. Biały, otynkowany mur znaczył posesję, z drewnianym gontem z ciemnego, wiśniowego drewna. Mur był wysoki, Hiroshi musiałby stanąć bratu na ramionach i wyciągnąć ręce do góry, by móc sięgnąć jego szczytu. To definitywnie była struktura obronna, potwierdzała to także masywna i okuta metalem brama.

Naritoki wszedł pierwszy. Obie Kakita zawahały się, ale pozostały przy Hiroshim, czekając nań.

* * *

Wnętrze miało postać znaną Hiroshiemu ze szkoły. Placyki i budynki, łaźnia, plac strzelniczy, arena zapaśnicza, tor przeszkód, miejsce pod murem, na karne okrążenia. Posesja była dość duża, ćwiczący drogę łuku mogli trenować nawet strzały na kilkadziesiąt kroków, jak z miejsca oszacowali obaj bushi.

Przed najbliższym budynkiem, przy którym wisiał też szyld, jeśli dobrze dostrzegał Hiroshi, stała grupa uczniów, sądząc po strojach. Ku nim skierował się Naritoki, by uprzejmie spytać:

- Konnichiwa, minna-sama*. Poszukuję shugenja Asahina, z rodu Kuotai. Obojga.

Przez chwilę panowała zgodna cisza, choć uczniowie dojo mieli - co zauważył Hiroshi - całkiem różne reakcje. Dwu poczęło szacować mówiącego wzrokiem, zwężywszy brwi. Paru najbardziej skrajnych przemieszało się, niektórzy podeszli bliżej, by lepiej słyszeć co się dzieje, niektórzy wprost przeciwnie, przeprosili dotychczasowych rozmówców i poczęli się oddalać. Największa grupa uciekła wzrokiem przed samurajami Shiba, z czego kilku wprost popatrzyło na siedzącego przed budynkiem samuraja, ubranego w bogate błękitne kimono i o odcień ciemniejsze komigatari, przepasanego srebrnobiałym obi. Mężczyzna był urodziwy, miał twarz o regularnych rysach, które dodatkowo podkreślała i ukazywała jego tradycyjna fryzura - samurajski kok, z farbowanych na biało włosów. Był zadbany, jego strój miał może parę zmarszczek, nie miał zarostu, a jego włosy nie miały przebarwień czy odrostów, jak włosy biedniejszych samurajów, nie mających funduszy by często opłacać balwierza, albo kupować składniki. To ostatnie jednak mógł wiedzieć jedynie taki samuraj, który samemu farbowałby swoje włosy, a do tych obaj Shiba nie należeli.

- Kakita Inouzuka-sama - szepnęła cicho Satomi, a Hiroshi usłyszał w tym głosie podziw, głęboki afekt i żal.

Nie powstając, tamten uśmiechnął się nieładnie, szyderczo, niedbale unosząc dłoń. Mimochodem Hiroshi zauważył nietypowy kolor oczu Żurawia. Niebieski.

- Samuraju, o znacznych osobach winno się mówić z szacunkiem. Kiedy tacy jak ty, mówią o ludziach noszących nazwisko Asahina Kuotai... dodają sama, by zaznaczyć różnicę statusu.


Prowincja Ayo, na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; druga dekada miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114.

Nieskoro teraz było towarzyszom do rozmów. Milczał Skorpion, czuwając. Milczał Smok, z natury. Milczał wreszcie Krab, w zamyśleniu. Akito na przemian łamał sobie głowę nad oczekującymi go perypetiami, to pogrążał się we wspominkach. Myślał to na temat Amoro, to na temat tego, jak jego ojciec i jego podkomendni radzili sobie z dostawami jadeitu, by wiedzieć co rzec dowódcy Strażnicy i ile jadeitu od niego można będzie wydobyć. Dobrze, że chociaż oni milczał, choć z drugiej strony kusiło by wypróbować nowo zdobytą wiedzę.

Jeszcze parę dni zabrało panom Bayushi, Hida i Mirumoto dotarcie do niesławnej Strażnicy Wschodu. Do tego czasu zdążyli serdecznie znielubić obozowanie pod gołym niebem, ponieważ wobec lodowatego wiatru, który ciągle jeszcze pamiętał zimę, ciepło ogniska, koca czy namiotu, nie starczało. Wartowano więc w nocy, dorzucając drewna do ogniska, lecz na bezleśnych terenach ciężko było o rzetelne drzewo. Chcąc nie chcąc, panowie samuraje zaczęli spać w trójkę w jednym namiocie, zwłaszcza kiedy jednego dnia drzewa na opał była znikoma ilość, niewystarczająca na utrzymanie ognia. Hida zasugerował rozstawienie drugiego namiotu nad pierwszym, ale i tak rankiem cała trójka była sina z zimna i szczękała zębami. Ponieważ nie było jak rozpalić ognia, ruszono dalej po zimnym śniadaniu, co dalej zwarzyło i tak już podminowane nastroje. Do tego rozciągnięty namiot podarł się przy ściąganiu i choć sprawca - Fukurou, którego zziębnięta ręka nie posłuchała do końca - przeprosił właściciela namiotu i zaproponował zamianę, o tyle rzecz i tak przygnębiła jeszcze bardziej podróżników.

Brak lasów spowodował, że wiatr był prawdziwą zmorą - dokuczliwy, mocny, zimny, jeśli nie lodowaty, niósł też nieraz drobinki śniegu, które potem nieprzyjemnie topniały na skórze, ziębiąc ją niemiłosiernie. Fukurou, obeznany z kaprysami zimy, pierwszy zrozumiał czym to grozi. Groziła im teraz choroba, gorączka, wyziębienie. Do tego paskudny nastrój objawiały też konie, zwłaszcza rumak Kakity, pomimo lżejszego obciążenia, z braku jeźdźca, oraz Kaze-no-Musko. Ogier Kraba niejednokrotnie próbował gryźć i przynajmniej dwa razy upiekło się Akito tylko dzięki ciężkiej zbroi. Karmienie jabłkami zupełnie przestało pomagać, chociaż każdy kryzys dotąd potrafił przezwyciężyć Manji, umiejętnie podstawiając ogierowi swą klacz, Rinoko. Parokrotnie doprowadziło to do ścięcia obu koni, lecz w takiej sytuacji Manji interweniował zdzielając ogiera lejcami. Syn Wiatru okazał się bestią pamiętliwą, kierując odtąd większość docinków ku Skorpionowi, ten jednak przyjmował je tak, jak pogodę. Zwiększył jedynie ilość zabiegów wokół koni, dodając masaże. Ponieważ Manji kręcił się wokół koni, na Fukurou i Akito spadła większość przygotowań dotyczących jedzenia i rozstawiania obozu.

- To najszybsza droga, by w ogóle dotrzeć do twierdzy. Ten wiatr i śnieg jaki niesie, jest dla nas przykry. Dla koni - morderczy. Jeśli o nie nie zadbamy, nie dojadą do twierdzy. Zwłaszcza większe.

Odtąd na noc okrywano konie derkami, a ponieważ nie szło jak się zagrzać, zwiększono tempo. Hida zarządził też marsze na przemian z jazdą. Podróż stała się forsowna, choć zauważalnie zyskała na tempie. Jedynie Krab natomiast miał kondycję, by podróżować tak dłużej, więc wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy kolejnego dnia ujrzeli przed sobą zarys twierdzy.

Pochodzący z rodu od pokoleń zajmującego się logistyką i kwatermistrzostwem Bayushi wiedział wtedy jedno. W strażnicy przyjdzie im stanąć na co najmniej dwa dni. Konie były wyczerpane, a nieustające zimno groziło im kalectwem. Oni sami również powinni odpocząć, by nie przypłacić dalszej podróży chorobą. Wreszcie, będą musieli znaleźć kogoś, kto naprawi namiot, a to zajmie przynajmniej kilka godzin. Do tego, Skorpion nie miał złudzeń - była mała szansa, by dobry rzemieślnik o tej porze roku nie miał podobnych zleceń. Po zimie powszechne były wszelkie naprawy, zatem nawet jak znajdą majstra, ten najpewniej nie będzie mógł zająć się ich namiotem od razu.

Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

Strażnica Wschodu była budowlą, która przeżyła czasy swej przydatności. Wzniesiona przed zbudowaniem Muru Kaiu, była pierwszą z fortyfikacji obronnych Kraba, mającą za zadanie wytrwać na tyle, by dostrzeżono sygnał o nadejściu nieprzyjaciela. Sama strażnica była wielką i wysoką na z góra siedem pięter wieżą, owalną, w całości kamienną, przykrytą czapkowatym dachem z drewna i metalu, podobnie jak grzyb bywa przykryty szpiczastym kapeluszem.

Wieża miała wyraźne trzy poziomy, z których każdy był nieforemną acz osobną bryłą, o wysokości przynajmniej dwu pięter. Jeszcze wyżej był dach, w którym uważny obserwator dostrzegłby spore okna. To na dachu właśnie stały ogniska sygnalizacyjne, które pokolenia temu miały dawać znać o nadciągającym ataku. Stąd też spore okna, by można było dostrzec ogień. Akito pamiętał też z nauk dziadka w domu, że na dachu był też system ostrzegania Kaiu, który działał w dzień, potrafiący przekazać skomplikowane informacje, wliczając liczebność i formę oddziałów napastnika i samą sytuację w twierdzy, równie pewnie jak wiadomość przesłana pocztą gołębią, a przy dobrej pogodzie - szybciej. Wiedza jednak o tym była sekretem Kraba.

Z nauk geografii, Hida przypomniał sobie, że teraz powinni już byli być w innej prowincji. Strażnica Wschodu wedle ostatniej przepychanki między wielkimi panami, wpadła teraz w ręce wielkiego Yasuki Saemi, jednego z najpotężniejszych panów rodu dyplomatów (a wedle złośliwych: kupców) Kraba. Nieprzychylne plotki mówiły, że Yasuki-sama po prostu wykupił te ziemie z rąk sąsiada, pana prowincji Ayo, Hidy Unari.

Moment postoju, kiedy wszyscy chłonęli widok, zakłócił zimny wiatr, przypominający im przebrzydłe trudy podróży.

----------------------
* uprzejme "witam wszystkich"
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 05-10-2010 o 11:16. Powód: obiecane rozszerzenie dla Keiko, fragment dla Kyoko musiał polecieć do osobnego posta - problem z edycją
Tammo jest offline