Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 17:24   #24
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Wśród tylu dźwięków, zapachów i dziwnych osobistości Lorraine czuła, że jest nie na swoim miejscu. W duchu miała teraz mniej niż dwanaście lat, a w koło było pełno ludzi, których kompletnie nie potrafiła objąć wyobraźnią. Szlachta na balu wyglądała niczym banda rozradowanych i plotkujących ciotek, które gotowe są się na nią rzucić w ramach udawanego zachwytu i zadawać pytania, na które nie znała odpowiedzi, molestować do upadłego, póki nie poczują, że spełniły swój obowiązek dręczenia. Dziesiątki nieznanych twarzy, zupełnie obojętnych i niezaangażowanych w sytuację, niczym goście przychodzący tylko z uprzejmości czy darmowego jedzenia. Wreszcie gospodarze, błyszczący w tłumie i ściągający uwagę wszystkich, którzy w czczej gadaninie chcieliby się wkupić w łaski, sprzedać swa godność i ciało, czego nikt nawet nie zauważa, tyle to dla władców znaczy!


Wielki tłum, rozgardiasz i do tego pozbawiony smaku życia. Odarte z ostatnich pozorów radości źrenice dworzan zdradzały wewnętrzną pustkę, w którą mogłaby się zatopić, gdyby nie odwróciła wzroku. Przywykła już do odczuwania pewnych fenomenów, gdy spoglądała na ludzi, na Kristberga, Brigid, nawet Judasza czy Theę! Spoglądając na dworzan nie czuła jednak nic, czy to pozytywnego czy negatywnego uniesienia, brak wszelkich motywów i emocji. Nie była pewna czy to tylko jej spostrzeżenia, ale skupiając do ostatnich granic wolę znajdowała jedynie pustą przestrzeń. Wstępujący wtedy strach zaciskał swe lodowate palce na jej sercu, nie pozwalając się rozluźnić, bo choć chwila nieuwagi mogłaby kosztować ją rozlanie swej własnej jaźni w te bezdenne chodzące naczynia. Stałaby się taka jak oni, bez życia, bez barw.

Niektóre osoby przejawiały jednak dziwne potrzeby, niemal namacalne, ale kompletnie niezrozumiałe dla młodego, niedoświadczonego umysłu intencje. Podstępność, zachłanność, zmieszane z dziwną chęcią dominacji i potrzebą szczęścia. Ledwo dosłyszalne rozmowy, były jak jadowity wąż owijający się dookoła ramienia i kuszący Ewę z Raju, łaskocząc ucho jadowitym językiem. Zwoje śliskiej łuski przesuwały się i wchodziły na szyję, próbując i z niej uczynić sobie sługę grzechu, mrocznego świata, tańczących w koło na ścianach cieni. Być może niczym krwiopijne robactwo, ci słudzy mroku spijali żywotność, ambicje i marzenia tych którymi się otaczali, wyjaławiając dusze, kradnąc rzeczywistość. Ciężko jej się oddychało i zbierało na mdłości, a w kąciku lewego oka pojawiła się łza żalu, dla tych nieszczęśników, albo dla samej siebie, przerażonej i zagubionej.

Pośród dworzan, sproszonych gości byli również zwykli ludzie, którzy obsługiwali bankiet. Jedyne czego pragnęli to wypełnić swoją pracę i jak najszybciej stąd uciec. Niczym niewolnicy starali się nie urazić panów żadnym gestem, zaniedbaniem. Więcej było w nich naturalności niż w całym dworze, ale nie było to nic dobrego, czysta chęć przetrwania, jakby weszli w stado drapieżnych bestii – zdałoby się czerpiących przyjemność z samego zabijania – i nie mogąc uciec lawirowali między nimi, podając przysmaki i trunki, odsuwając od siebie uwagę.

Absorbując dziwaczną atmosferę dziewczyna trzymała się mocno boku rycerza, zaciskając delikatne palce na jego pasie, nieświadoma tego czy Kristberg zauważył jej dodatkowy ciężar, czy może zbroja dobrze go izolowała od jej wątłej, szczególnie teraz, postury.

Szklistymi oczami spostrzegła zbliżającego się szlachcica, którego chęć zdobyczy, kradzieży i lubieżnej z tego przyjemności oblały ją niczym lodowaty strumień. Fala uderzyła ją prosto w głowę i spłynęła do palców stóp gęsią skórką i występującą mgiełką zimnego potu. Nie chciał ich jednak zabić, odrzeć z kosztowności, nawet nie był zainteresowany nimi, jako kobietami, czy mężczyzną – co byłoby szczególnie odrażające. Ta sensacja była niewyjaśniona, napawała lękiem z samego powodu swojej niewyjaśnionej natury.

Ściągnęła brwi i zacisnęła usta, by nie dać po sobie poznać targających nią emocji. Niemal ugięła się pod własnym ciężarem, gdy okazało się, że nie ona była celem ataku. "Biedna pani Brygid" musiała się zmierzyć z tą podstępną, dwulicową łasicą. Nie wiedziała jednak, co mogłaby zrobić, jak dopomóc mniszce. Miała więcej doświadczenia w takich sytuacjach, wszak była o wiele starsza i miała wspaniałą wiedzę. Ostatecznie przysłuchiwała się rozmowie, niemal mdlejąc na propozycję o jakimś towarzyszu przyprowadzonym przez to chodzące szkaradztwo. Nie przeliczyła się jednak oceniając tą odważną kobietę. Cieszyła się, że może jej towarzyszyć. Chociaż, gdy porucznik ucałował jej dłoń i odszedł Brygid zdawała się być nieco roztrzęsiona.

- Uważajcie - szepnęła do towarzyszy. - Bydlak to pijawa prawdopodobnie. Jego imię oznacza diabła nawet. Nie dajcie się dotknąć. Wystarczyła mu chwila i coś mi zdążył wyssać. Pilnujcie się, do cholery. Koniec zabawy.

Po ciele dziewczyny przeszedł spazm rozpaczy i strachu, „pijawka” musiała oznaczać coś niebywale złego. Sam robak byłby wystarczająco obrzydliwy, by napawać mdłościami. Nie rozumiała jednak związku. No i jak można wyssać „coś”?

- Przepraszam, ja coś czułam, ale nie wiedziałam o co chodzi. Mogłam pomóc...

Jej palce zacisnęły się mocniej na pasku, z wysiłku stały się niemal białe. Nie uszło to uwadze Brygid, a Lorraine przyłapana na chwili słabości szybko odczepiła się od Kristberga i spuściła ręce w dół, zaciskając niesforne palce w piąstki.

- On i chyba nie tylko on, próbuje coś z nas wydrzeć, może z wszystkich tutaj. Myślałam, ze to tylko podstępny złodziej, uwodziciel - a pani tak dobrze sobie radziła! I... wszystko mnie tu przeraża, on i wszyscy. Jeśli nie będę uważać, to ze mnie też zostanie taka pusta skorupa? – wzrok skierowała na jednego z chodzących niczym we śnie dworzan. – To co się stało z tymi ludźmi jest okropne. Jak inni mogą się tu bawić? Ja... muszę się przewietrzyć. Przepraszam.

Ostatnie słowo zabrzmiało niczym skomlenie psa, przeprosiny za wszystko: za swoją nieużyteczność, brak siły, za cierpienie tych wszystkich ludzi. Drobnymi krokami podbiegła do otwartego okna by, choć na chwilę nie patrzeć na ponury spektakl tego wieczoru, na ponurego druida w spazmatycznym tańcu i kpiącą, sarkastyczną szlachtę ukrywającą wewnętrzną pustkę księżniczkę Selene tańczącą pośród swojego upiornego korowodu – na którego samą myśl żółć podchodziła jej do gardła. Wszystko, co cenne, traciło w tym świecie swoją wartość. Jedyne, co pozostało to władza i dominacja nad tymi, których uczyniło się gorszymi od siebie.

Nieudana Rewolucja Francuska wieki temu i sama nie miałaby zbyt radosnego życia - rozważała. Kiedyś i w ich świecie ludzkie życie było nędzniejsze niż najpodlejszego żebraka we współczesnej Europie. Żadna wojna nie przynosiła pokoju na długo. Zmuszała jednak do zmian, zmuszała do walki i oceny rzeczywistości na nowo. Tylko wtedy najniżsi mogli dojść, choć na chwilę do głosu. Była przeciwna rozlewowi krwi, ale jeszcze bardziej przeciwna temu upodleniu, zniszczeniu godności i budowaniu na tym prywatnego królestwa.

Stojąc z założonymi rękami i wbijając wzrok w znienawidzoną ciemność zebrała się na szczęście w sobie i postanowiła nie pozostawiać swoich towarzyszy na pastwę losu. Chciała coś robić, wesprzeć plany Judasza, i nawet jeśli były one nieprzeniknione, lepsze to niż ta rzeczywistość.

Niczym zakrwawiony sztylet chwyciła czerwony pędzel babci. Pogładziła go z czułością kciukiem i odnalazła w sobie odrobinę odwagi i potrzebną siłę, by mimo wszystko iść dalej.
 
Kritzo jest offline