Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 17:45   #20
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
- Zostaw mnie! - zaskrzeczała, niemal w tym samym momencie zatykając sobie dłońmi usta. Była przerażona. Zrozumiała. Odpowiedziała. Tak nie powinno być. Wcześniej tak nie było.

- Mówiłem żebyś się uciszyła! – nieznajomy skarcił ponownie Lii. W pułapce panowała zupełna ciemność i potrzeba by kilku minut żeby oczy więźniów przyzwyczaiły się do niej na tyle, aby mogli się rozpoznać. Mattias nie zamierzał czekać tak długo. Nagle na ścianie zapadni pojawiło się słabe źródło zielonego światła, w miejscu, w którym człowiek trzymał swoją prawą dłoń. Wyglądał na zadowolonego z siebie dopóki nie zobaczył kto wraz z nim wpadł w pułapkę.

- Ty... ty mówisz? - zdołał wydusić z siebie mężczyzna, który wydawał się być równie zdziwiony tym odkryciem co driada. Widząc przerażenie, jakie wywoływał u towarzyszki niedoli stanął spokojnie pod przeciwległą ścianą i przez moment milczał bacznie obserwując przedstawicielkę Salartus(poprawiłam - czy ta literówka była zamierzona?). To był jego pierwszy tak bliski kontakt, z którymś z NICH, a że nie należał do mistrzów dyplomacji, więc musiał być ostrożny żeby tego od razu nie spieprzyć.

Patrzyła na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczyma. Jedną dłonią ciągle zasłaniała swoje usta, drugą dotykła miejsc, gdzie się o niego uderzyła.

- Tylko spokojnie, przynajmniej z mojej strony niczego nie musisz się obawiać. - zrobił mały krok do przodu wyciągając przed siebie otwarte dłonie. Nie należał do przystojniaków, może wrażenie mogłoby ulec niewielkiej poprawie gdyby pozbył się okularów o rogowych oprawkach, lecz to nie to było raczej problemem. Wydawało się, że jego twarz byłą odbiciem jakiś paskudnych emocji, wspomnień, które zakopał bardzo, bardzo głęboko.

- Powiedz proszę, że mnie rozumiesz... - odezwał się ponownie tym razem zalewając driadę, potokiem słów - Ponieważ gadanie do drzew... drzew nawet o tak interesujących kształtach jak twoje może być objawem jakiejś cholernej choroby psychicznej. Wolę uznać, że miałem szczęście i trafiłem na potwora, który jest niegroźnym drzewem, który jest kobietą, która umie mówić. Nie mylę się?

- Oh... - odezwała się wreszcie. - Odejdź. Zamilcz... Tak nie powinno być. Ja powinnam umrzeć. Może już umarłam... - przerażona człowiekiem i dziwnym światłem wcisnęła się głębiej w róg dwóch skalnych ścian. - Może zaraz umrę... - ponownie zaczęła dotykać swego ciała w miejscach, gdzie zetknęło się z człowiekiem - Albo wcześniej znajdzie mnie Puryfik i będę pożywką dla kruków...

- Nie mam zielonego pojęcia o czym mówisz, ale jednego jestem pewien… – Mattias zrobił drugi krok w stronę kobiety. – Ani ja ani ty nie umarliśmy i nie zamierzam pozwolić żeby ten stan uległ zmianie. Trzymajmy się proszę tego założenia. – widzą, że towarzyszka wciąż się go boi wziął głęboki oddech przed ponowną próbą dotarcia do niej. - Nie zamierzam wyrządzić ci żadnej krzywdy… cholera sam nie wiem jak to udowodnić. – zrezygnowany klapnął na zimny kamień zbliżając się jeszcze bardziej do driady. Zdecydowanie w całym swoim życiu nie spotkał rzeczy… stworzenia równie fascynującego.

Ślad po dłoni człowieka lśnił bladym światłem. Zdezorientowana driada zaplotła dłonie przed sobą, przyglądając się dziwnemu osobnikowi w milczeniu. Uspokoiła się nieco i utkwiła niepewny wzrok w mężczyźnie.
- Może... Może nie zamierzasz mi zrobić krzywdy i może ja znam sposób by to sprawdzić... - spojrzała ku niemu smutno - Jednak... Jednak to nie ma znaczenia. Gdy mnie tu znajdą, zginę. Nie potrafię stąd wyjść, nie ma sensu się ukrywać... - skuliła się w kącie przerażona, oplatając się gałęziami włosów. Podkuliła korzenie, które spowrotem ukryły się w zgrabnym kształcie stóp.

- Kobieta to kobieta, nieważne do jakiej rasy należy. - westchnął głośno Mattias. - Słuchaj, nie wiem dlaczego miałabyś zostać stracona, mogę się jedynie domyślać, że to z mojego powodu. Mam jednak dla ciebie jedną ważną wiadomość. Ani ty, ani ja nie zginiemy dzisiaj ponieważ mam zamiar wydostać nas z tej dziury. - mężczyzna miał nadzieję, że uspokoił choć trochę towarzyszkę, sam miał jednak bardzo ponure myśli.

-Ty może tak, ale ja stąd nie wyjdę. Nie wzrosnę tak wysoko. - popatrzyła w górę ku klapie zapadni. - Nie ma też tutaj ani jednej szczeliny, w którą mogłabym zapuścić korzenie roślin. - westchnęła. - Jak mnie tu znajdą, będzie źle... Nie może się wydać, że wychodzę poza swoją jaskinię. - zadrżała. Wyglądała na zrezygnowaną. - A ty niby jak zamierzasz wyjść? - zapytała niepewnie.

-Nie ja, my. - poprawił ją Mattias. - Uda nam się jeśli będziemy ze sobą współpracować. Ja tak się składa, powinienem być w stanie stworzyc kilka szczelin czy wypustek, których będziemy w stanie się uchwycić. Nie wiem co prawda czy to pomoże. - przerwał na chwilę lustrując raz jeszcze wzrokiem swoją drzewną przyjaciółkę. - Ze stworzeniem odpowiedniego podłoża pod korzenie będzie gorzej, ale i tego mogę spróbować.
- Ludzie nie tworzą. Ludzie niszczą i zatruwają. Kim ty, na Opiekuna, jesteś? - zapytała szczerze zdziwiona. - Nie ufam ci. I nie zamierzam. Dziwię się, że nie zginęłam od dotknięcia ciebie. Ludzie to trucizna. - skwitowała, spoglądając ku małej szparze w zapadni. Widać bezskutecznie szukała innego planu, bo po chwili zwiesiła głowę, utkwiwszy wzrok w skale.

- Ja? Eh, jestem smutnym i żałosnym człowieczkiem, którego natura obdarzyła wyjątkowymi zdolnościami. Co do ludzi to pewnie masz rację, przynajmniej w dużej części. Nie zamierzam cię do niczego przekonywać, a w szczególności do tego żebyś mi zaufała. - zaczynał tracić powoli cierpliwość. Bariera, która ich dzieliła mimo tego, że mogli się porozumieć, wydawała się nie do przebicia. - Niemniej jednak jakbyś jeszcze nie zauważyła to możesz liczyć jedynie na pomoc tego złego, zatruwajacego i niszczącego wszystko człowieka. Radziłbym się z tym pogodzić, zanim rzeczywiście ktoś nas tutaj znajdzie. Pomyśl o tym jak o mniejszym złu. Kilka chwil spędzonych razem w tym jakże romantycznym miejscu, trochę wysiłku i więcej nie musimy się widzieć.

Wstała. W jej oczach złość mieszała się ze strachem. Z oczu pociekły dwie krople żywicy.
- Więc jeśli potrafisz, rozkrusz te skały pod nami. Potrzebuję tylko kilku szczelin, odrobiny piasku. Jeśli korzenie będą miały się czego chwycić, jakoś uda mi się rozepchnąć klapy wzrastającą rośliną! - powiedziała poważnie, stając o dwa kroki od człowieka. Zaplotła dłonie na piersiach, patrząc na niego z góry.

- I to mi się podoba. - mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko do driady, po czym również wstał wpatrując się nie przerwanie w oczy towarzyszki. - Operowanie skałą tak twardą nie jest rzeczą łatwą, ale wydaję mi się, że kilka szczelinek nie będzie problemem. - przez jakiś czas mogłoby się wydawać, iż nic się nie dzieję, jednakże driada szybko mogła zauważyć, że wokół butów Mattiasa rozwijają się czarne jak smoła małe żyłki, która jedna za drugą zaczęły wnikać w podłoże. Kiedy utworzyły rozbudowaną sieć mężczyzna głośno nabrał powietrza zamykając jednocześnie oczy. Twarda skała zaczęła drżeć delikatnie i po paru chwilach nie tyle rozkruszyła się co rozsunęła. Tak jakby słuchała myśli człowieka.

- To cholerstwo było grubsze niż się spodziewałem, ale dałem rade. Teraz twoja kolei. - czarne żyły równie szybko zniknęły, a mężczyzna wycofał się grzecznie robiąc miejsce driadzie. Ta skinęła mu głową, wstępując na rozkruszoną skałę. Po chwil z jej gładkich stóp wystąpiły korzenie, które wniknęły w szczeliny. Patrząc człowiekowi w oczy zaczęła nucić. Po chwili ze skał wychyliły się pnącza. Grubiejąc i wspierając się na sobie wzajemnie formowały coś na kształt słupa, unosząc driadę w górę. Jej śpiew umilkł, gdy znalazła się na wysokości zapadni. Wsunęła ostrożnie swoje głązki w szczelinę, ostrożnie rozwierając klapę. Kolejne pnącza podtrzymały wrota zapadni, podczas gdy ona już wzrastała ku krawędzi przejścia, siadając wygodnie na brzegu kamiennych płyt.
- Masz szczęście, że jestem uczciwa. Mogłabym cię tu zostawić... - powiedziała, spoglądając poważnie ku człowiekowi - Złap się dobrze pnączy, oprzyj się, a nie będziesz musiał nawet zbytnio się wspinać. - była nieco spokojniejsza, jednak ciągle głos jej drżał.

- Mogłabyś, ale nie wierzyłem, żeby stworzenie o tak pięknych oczach mogło mnie tutaj samego zostawić. - poklepał pnącze, a następnie zastosował się do instrukcji driady, z której pomocą po niedługim czasie wydostał się z pułapki. Postarała się też, by na moment cały owinięty był jedną z grubych lian.

- Nie było to takie trudne prawda? Mam na myśli współpracę ze złym człowiekiem? - odezwał się gdy wreszcie poczuł się bezpiecznie. - Tak w ogóle zanim się rozejdziemy... masz jakieś imię? Jak zwracają się do ciebie inne potwo... osobniki z twojego gatunku?

Milczała przez chwilę, pozwalając by zrośnięte z nią pnącza oderwały się od skały i w szybkim tępie wrosły w jej ciało, odsłaniając, łudząco podobne do ludzkich, stopy. Wtedy odwróciła wzrok ku człowiekowi.
- Lia... Więcej wiedzieć nie musisz. Raczej mnie już nie zobaczysz. - w tej samej chwili zaczęła się stawać coraz bardziej przeźroczysta. Ostatnie zaczęły znikać oczy, stopniowo zmieniając się w lekko lśniące w powietrzu punkciki.

- Moje imię to Mattias. Tak jakbyś kiedyś mnie potrzebowała. To było ciekawe doświadczenie leśna zjawo. - rzucił na koniec, a następnie wolnym krokiem udał się w swoim kierunku. Z drugiej strony korytarza słyszeć się dało cichy kobiecy śmiech.

***

Nie mogła się otrząsnąć. Naprzemiennie chciało jej się śmiać i płakać. Rozmawiała z człowiekiem. Co więcej - nic się jej nie stało. Wszystko to, co opowiadała cioteczka okazało się kłamstwem. A może wcale nim nie było? Choroba objawi się znienacka, gdy będzie najbardziej potrzebowała swych mocy. Zadrżała. Słyszała przecież opowieści innych Salartus. Chorowali czasem nawet od skały, której dotykał człowiek. Ona DOTKNĘŁA człowieka i z nim rozmawiała. Pomógł jej uciec z pułapki. Właściwie to oboje sobie pomogli. To przechodziło jej pojęcie. Wcisnęła się głęboko za zasłonę winorośli, zapuszczając korzenie do orzeźwiającej wody. Dopiero to uspokoiło ją trochę. “Twoja matka umarła od ludzkiej choroby. Pamiętaj - strzeż się!” - głos cioteczki dudnił w jej myślach. W tym musiała być jakaś prawda, inaczej by tego nie mówiła. Tęskniła okrutnie. Za nią, za Oczkiem i Matkami, nawet za tymi z driad, które były wobec niej złośliwe. Nawet podejrzliwe Tyciludki były zabawne. Miała ochotę płakać, jednak powstrzymała się.
Ja jestem szansą, by przywrócić Naturalny Porządek w tym świecie chaosu. Muszę być najlepsza, wykorzystać okazję i znaleźć się blisko Opiekuna, gdzie będę mogła coś zdziałać. - myślała, wracając do swoich zwykłych obowiązków. - Przetrwam wszystkie choroby, nawet tę ludzką. Uwolnię siebie i może nawet innych Salartus przy okazji.

***

Wszystko wróciło do normy na pewien czas. Nie liczyła już rytmów dni i nocy. Skupiła się na pracy i swoim celu. Musiała zabłysnąć, stać się użyteczna na tyle, by trafić bliżej Opiekuna. Z takiej pozycji będzie miała o wiele szersze perspektywy działania, niż z groty na wpół odciętej jej tworami od tego wypaczonego świata. Jednak przeszłość nie dawała o sobie zapomnieć. Odwiedził ją człowiek. Mattias - jego imię zagrzmiało w pamięci, druzgocząc wszystkie jej plany. Jeśli ją wyda, jeśli powie cokolwiek, szansa na ucieczkę zniknie. Nie musi powiedzieć całej prawdy, nawet drobny jej skrawek mógłby ją zniszczyć. Próbowała go odstraszyć, próbowała go zbyć, nic nie skutkowało. Przyniósł jej małe zawiniątko, osłonięte miękko, by się nie zniszczyło. Wyglądało jak biały i podłużny patyk. Bała się go dotknąć, dopóki nie powiedział jej, że to wszystko było kiedyś rośliną. Wtedy dopiero zbadała ten drobny przedmiot. W bieli krył się skrawek ducha wielkiego dębu, w środku serce pospolitego chwastu.
Powąchała ów twór. Wszystko się zgadzało. Jedna z matek opowiadała, iż ludzie w ogromnych ilościach wzrastają tę zwyczajną roślinę. Była to schorowana starowinka, która widziała wielki kawał świata, ucząc młode driady znajomości różnych roślin. Niektóre driady w tajemnicy powtarzały, że za prośbą opiekunek szukała lekarstw dla innych Salartus. Jej wiedza była bezcenna i nauczyła ona młode driady wielu nowych roślin. Milczała przez chwilę, wspominając to. Tulejkowate, różowe kwiaty na niewielkich krzewach o podłużnych liściach. Wiedziała o co poprosi człowiek, czekała jednak, aż to powie, ostrożnie zapuszczając korzenie tuż za nim.

Milczała przez chwilę, wpatrując się w niego. Pozwoliła, by różowe kielichy kwiatów odwróciły się w jego stronę. Skupiła się na liściach rośliny, by były młode i zgrabne. Nawet w tak pospolity chwast driada potrafiła włożyć całe swoje drewiane serce. Bała się człowieka, jednak chciała by wiedział, ze w razie walki, znajdzie w niej godnego przeciwnika. Tym kupić mogła sobie jego milczenie, możne nawet przysługę. Po chwili poleciła mu, by się odwrócił. Pąsowe kwiaty trąciły go w nos. Zaśmiała się widząc jego zdziwienie. Darowała mu ów chwast, pozwalając by obdarł go ze wszystkich liści.

- Wiesz czym jest równa wymiana, człowieku? Wiesz, co wśród Ludu znaczy słowo Przysługa? - zapytała się, wręczając mu jego cenny, biały patyczek. - Kiedyś poproszę Cię, byś spłacił swój dług i może być to ważne. - zamilkła na chwilę. - Nie wiem, czy ta roślina jest lekarstwem dla ludzi i nie chcę wiedzieć. Choć, wyprowadzę Cię stąd. Jeśli natkniesz się na innego Salartus, to może się źle skończyć.

- Czy musisz być cały czas taka poważna? – zapytał uśmiechając się przyjaźnie do driady. – Oczywiście, że wiem czym jest przysługa. Będziesz mogła na mnie liczyć jeśli tylko potrzebna będzie ci moja pomoc, jednak nic więcej oprócz mojego słowa nie jestem w stanie ci w tym momencie dać. Co do mojej ucieczki to bądź spokojna, znam wiele przejść, o których inni nie maja pojęcia. Sam je w końcu stworzyłem.

Człowiek jeszcze nie raz prosił ją o podobną przysługę. Bała się mu odmówić. Bała się też sprowadzić na siebie chorobę. Zaciskała zęby i krążyła wśród Salartus dowiadując się wszystkiego, co mogło jej być przydatne. Nie wzbraniała się, by bezczelnie podsłuchiwać. Miała plan, który trzymał ją przy życiu w całym tym szaleństwie, dawał szansę, że jeszcze kiedyś zobaczy niebo i gwiazdy. Wiedziała, iż Mattias zyskiwał wśród ludzi na tym procederze. Miała nadzieję, że ona także zyska dzięki temu sojusznika, albo chociaż spłatę długu. Po jakimś czasie zwierzył jej się, że liście należy suszyć, co wcześniej sama przypuszczała. Ludzie nie bardzo potrafili to robić, ona też.
Nie bardzo chciała wplątywać w to Feniksa, jednak była zmuszona. Ptak był sprytny. Ceną za to była wielka, codzienna porcja owoców i obietnica, że gdy Lia się nauczy, wyhoduje mu w jaskini prawdziwego ananasa. Nie rozumiała, czemu człowiek śmiał się z tej ostatniej prośby. W tym dziwnym więzieniu każdy za czymś tęsknił.

Ludzka choroba w końcu ją dopadła. Była to pora odpoczynku, gdy siedziała skulona i smutna, czerpiąc życiodajną wodę. Umysłem odleciała gdzieś daleko, zamkniętymi oczami patrząc w rozmyte barwy przeszłości. Nagle przeszył ją dreszcz. Poczuła zapach, dziwny i co gorsze - ludzki. Przerażona ogarnęła umysłem całą grotę. Wszystko było tak jak wcześniej. Wrażenie, ustało, zapach zniknął. Po chwili jednak powrócił, wraz z dziwnymi odczuciami. Miała wrażenie, jakby jej ciało zmieniło się, choć sama o tym nie wiedziała. Odczucia tak dziwne, jakie nie powinny zaprzątać driady przeszywały jej ciało, szydząc z jej strachu i próbującego przeciwdziałać im umysłu. Wodziła dłonią po swoim ciele. Czuła organy, których nie było. Dotyk bez źródła. Przerażona, zmieszana, zawieszona w dziwnej ekstazie nie wiedziała co działo się z jej ciałem. Zaciskając usta broniła się przed krzykiem, który wydzierał się z jej gardła.


Co gorsze - choroba nie trwała to tylko jedną noc. Potworność nawracała kilkakrotnie, pod różnymi postaciami, opanowując ją nagle. Ból mieszał się z nieznanymi odczuciami. Płakała wśród ciszy, rankiem zdrapując żywiczne łzy z kory twarzy. Czuła się taka samotna, opuszczona, zastraszona przez człowieka w dzień i jego chorobę w nocy. Bała się jednak i nie mówiła nic. Kurczowo, jak ostatniej deski ratunku trzymała się swojego planu, który wcale nie wydawał się posuwać do przodu. Skutek Poznania człowieka był okrutny. Nie przerażał jej ból, ani te wszystkie dziwne uczucia wewnątrz niej. Cierpiała na fakt, iż otulały ją ramiona niewidocznej istoty, dawały ułudę bezpieczeństwa, żar i ciepło, podczas gdy naprawdę była sama. Samotna, bez niczyjej pomocy czy miłości. Każdej takiej nocy pragnęła umrzeć. Tymczasem rano musiała wstać, zdrapać łzy i iść dalej realizować swój cel. Dopóki jeszcze żyła...

***

W końcu natrafiła się okazja. Miała szansę zabłysnąć i stanąć dzięki swoim zasługom bliżej Opiekuna. Nie wahała się przed decyzją na tę wyprawę, choć powiedziano jej, że będzie musiała przebywać wśród Ludzi. Uregulowała tylko swoją zaległość wobec Feniksa, darując mu największą porcję soczystych i wyszukanych owoców na jaką było ją stać. Kupowała sobie milczenie, kupowała sobie przyjaciela na przyszłość. Nie planowała informować o niczym człowieka. Toteż zdziwiła się bardzo, gdy zastała go wśród Ludzi, z którymi miała pracować.
Myślała, że nic gorszego nie może jej się przydarzyć. Z tego błędu wyprowadziło ją pojawienie się przywódcy grupy. Poznała ten zapach, choć zmieszany z innymi ludzkimi odorami. Ten człowiek był jej chorobą. Nie wiedziała, w jaki sposób jest on połączony z Mattiasem, jednak zapach nie mógł jej okłamać.
Ruszyli. Ten człowiek wiódł kobietę, która wyglądała na brzemienną. Miał też pełnić rolę ich przywódcy. Była skonfundowana. Zastanawiała się, co wspólnego z tymi dwoma mężczyznami może mieć ludzka kobieta i czemu właśnie jej choroba przybrała taki kształt. Jeśli poznam chorobę, poznam też lekarstwo. Nie mam pomysłu od czego zacząć poszukiwanie leku. Ludzie raczej mi tego nie powiedzą.
Bała się, iż choroba dopadnie ją w trakcie wykonywania zadania. Była stale narażona na kontakt z ludźmi, chociaż starała się utrzymywać na uboczu. Jedyne co odczuwała, to przemożną chęć spożycia ogórka. Ale nie takie zwykłego, świeżego ogórka. Wyczuwała w nim nutkę czosnku, koperku i sól morza. Miała wrażenie też, ze musi być nieco podgniły, albo wymoczony w jakimś dziwnym roztworze.

Na ich drodze stanęli Salartus, jakich nigdy wcześniej nie widziała, mówiąc o innym Salartus, o jakim nie miała pojęcia. Mattias zaczął z nimi niezbyt udaną rozmowę, narażając się przy tym przywódcy grupy. Naprawdę, nie miała ochoty patrzeć na ich porachunki. Ostrożnie ustawiła się z boku, będąc w pełnej gotowości. Nieznani Salartus mogli zareagować złością, mogli też uprzejmie przepuścić ich dalej. Chciała być gotowa na wszystko. Zapuściła ostrożnie korzenie, otaczając nimi zgromadzonych ludzi. Jeśli Salartus zdecydują się ich zaatakować, zdąży z kolczastą zaporą na czas.
Dotknęła czegoś dziwnego. Poczuła umysł, Poznała umysł, wyczuła gotowość. Odsunęła odrobinę swe kłącza. Ktoś też zapuszczał korzenie i nie zamierzał dać się zaskoczyć.
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...

Ostatnio edytowane przez Eileen : 02-10-2010 o 18:05.
Eileen jest offline