Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 21:02   #52
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Cris jak to miał w zwyczaju przed walką pozbył się swej koszuli, pociski energii na pewno nie miały dobrego wpływu na tkaninę. Przemieszanie zawodników cieszyło go dzięki temu mógł zmierzyć się z jedną z osób, które wypatrzył sobie za głównych przeciwników tegoż turnieju. Może nie był to Shadow, ale człowiek z makijażem klauna też nie przypadł brodaczowi do gustu. Cris zajął miejsce dalej od urwiska, ponieważ znowu zamierzał walczyć defensywnie, a ta połowa była bezpieczniejsza. Wykonał szybki ukłon na powitanie Reeda, i przyjął gardę Muay-Thai, ciosy tej szkoły już prezentował. Jedna noga była lekko uniesione tak że kolano blokowało punkt witalny każdego mężczyzny. Ręce stwarzały możliwość zablokowania ciosów wymierzonych twarz i w korpus, oraz do szybkiego kontrataku łokciami. Była to ciężka do przejścia garda obronna. Cris czekał teraz tylko na gong. Reed ziewnął donośnie, nie kłopotając się żeby zakryć twarz. Przetarł jedno z ocząt, rozmazując nieznacznie swój wysoce skomplikowany makijaż. Wywinął młynka lewą ręką, potem zaś prawą. Głośno chrupnęło, kiedy kości nachodziły na właściwe dla siebie miejsca. Mruknął z zadowoleniem.
- Ładne loczki pięknisiu. Z tyłu można łatwo Cię pomylić z jakąś panienką. Pewnie dostałeś już niejednego klapsa w tyłek. Heheh...
- Przynajmniej nie wyglądam jak ktoś, kogo praca polega na skręcaniu balonów. -skomentował krótko zaczepką posiadacz owych loków.
- Nie martw się. Twoje balony też skręcę. O ile jakieś masz. A teraz już dość tego szczekania, zobaczmy czy gryziesz równie mocno.
- Zapraszam więc- rzucił za swej gardy brodacz.
Uznając pyskówkę między zawodnikami za zakończoną Gendou dał sygnał do rozpoczęcia walki. Gong poszedł w ruch. Inicjatywa należała do właściciela bródki.

Właściciel tejże bródki postanowił wykorzystać technikę o której niegdyś opowiadał mu jego sędziwy wiekiem mistrz. Ataku który bazował na współpracy z jednym z czterech żywiołów. Cris na chwile opuścił gardę i skupiając energię Ki w ręce uderzył otwartą dłonią w ziemie. Rozbłysło czerwone światło, a potem... nic się nie stało! Brodacz zrobił zdziwioną lekko głupkowatą minę i szybko wrócił do swej gardy. Miał nadzieje, że ta mała szopka udawania zaskoczonego uśpi czujność wroga. Bowiem ładunek energii czekał już ukryty pod ziemią mniej więcej w połowie odległości jaka dzieliła go i kaluna. Teraz wystarczyło by tamten ruszył w stronę małpiego wojownika. Faktycznie, klaun łyknął przynętę i ruszył do przodu, po linii prostej. Kiedy tylko nadepnął na ukryty ładunek, ten eksplodował, zasypując niedoszłego agresora odłamkami i pyłem. fragmenty budulca pokonały materiał i wbiły się w ciało i choć odniósł lekkie obrażenia, wątpliwym było aby Reed został wyłączony z walki. Uśmiechnął się półgębkiem, okazując swoje zrozumienie dla techniki opozycji, po czym uniósł dłonie do góry i wystrzeliło z nich po linii prostej około dziesięciu karmazynowych igieł Ki. Brodacz próbował unikać, ale jeden z pocisków ciął spodnie i trafił w nogę, wbijając się głęboko. Ładunek energetyczny wydawał się... skrystalizowany! Po prawdzie miał cechy typowe dla noża. Bolał jak diabli i nierozważnym zdawało się wyjmowanie go w czasie walki.

Cris syknął z bólu jednak taki atak nie mógł wyłączyć go z boju. On jak i Reed byli ranni zapewne w równym stopniu a użycie energii do wykorzystania tych dwóch ataków było podobne toteż walką wciąż trwała, a o widocznej przewadze póki co nie było mowy! Wojownik zacisnął zęby i ruszył biegiem w stronę Klauna, biegł zygzakiem by w razie potrzeby lepiej unikać ataków. Jego celem był wślizg w nogi przeciwnika, tak by ten to zdecydowanie poczuł. Odległość stała się minimalna. Cris wykonał swój manewr a przeciwnik ruszył do przodu i wyskoczył ku górze, zupełnie jakby robił krok kierując się w górę schodów. Pod jego lewą stopą pojawiło się czerwone zwierciadło, które... zachwiało na moment grawitację i zapewniło mu oparcie. Klaun zawisł w powietrzu a druga noga opadła i wyprowadziła partyzancki kopniak wprost w szczękę przejeżdżającego po podłodze, długowłosego młodzieńca. Lewy siekacz i kieł pożegnały się z resztą rodziny i brutalnie wyrwane z dziąseł wybrały się na tajemniczą podróż w głąb gardła. Co w połączeniu z nadmiarem wyzwolonej w ustach posoki, sprawiło, że Cris omal się nie zakrztusił. Zatrzymał się nieopodal krańca maty, ale na szczęście nie wypadł. Rudowłosy wylądował i pstryknąwszy palcem wskazał na przeciwnika z uśmiechem.
- Teraz będzie Ci bardziej do twarzy, złotko.

Cris wypluł sporą ilość posoki z ust. W jego wnętrzu coś się gotowało, wiedział co chciało wyrwać się na powierzchnię. Coś co mogło sprawić że stanie się taki jak Shadow. A gniewu nie można kumulować, trzeba dawać mu upust by nie wybuchł gdy będzie go za dużo. “ Wybacz mistrzu, wiem że nie popierasz tej techniki, lecz jest ona we mnie na dnie ” Brodacz wyprostował się po czym wysłał ładunek ki wgłąb siebie. Ten wniknął do krwi a serce zaczęło bić wojownikowi szybciej.
Mięśnie napięły się do granic możliwości a oczy zaszły mu krwią. Wypuścił głośno powietrze, było mu gorąco, paliła go wściekłość a uwolniona adrenalina pobudzała.
Ruszył do ataku, dziw że płyty nie pękały pod jego ciężkimi krokami. Zaszarżował na przeciwnika i wyprowadził cios w twarz klauna który... miał nie trafić! Chciał aby ręka minęła głowę Reeda, by natychmiast złapać ją z tyłu i pociągnąć na pędzące w góre kolano Crisa. Kao- Lie jeden z podstawowych ciosów Muay-Thai, podstawowy nie znaczy jednak niegroźny. Udało się. Mocarny chwyt nie tolerował sprzeciwu, a głowa naznaczona makijażem przygrzmociła w kolano z donośnym echem. Nos został złamany od razu (jeśli nie całkowicie pokruszony), ubranym na czarno milytarystą wierzgnęło w tył, po czym przejechał dobre trzy metry na zadku. Choć... to nie był koniec. Chwiejnie, jednak nie tolerując sprzeciwu własnego ciała, klaun podniósł się na nogi. Donośnie rzęził, jucha lała się z jego nosa jak miniaturowy, czerwony wodospad.
- Khoff...Khe...Khe... całkiem nieźle Calamity Jane.... całkiem nieźle.
Jego makijaż został w dużej mierze na spodniach Crisa, obecnie jego warstwę od nosa w dół zastępowała kurtyna karmazynu. Sadysta zaparł się w ziemi i wrzasnął na całe gardło, zaciskając pięści. Otoczyła go ciemno-błękitna łuna utkana z płomieni. Chwiejąc się na lewo, to znów na prawo jak wyjątkowo niezdecydowany strach na wróble, zaczął iść w stronę Crisa.

Mięśnie brodacza wróciły do normalnych rozmiarów oczy nie były już przesłonięte krwią a umysł wrócił na tory myślowe. Gniew zniknął tak szybko jak się pojawił, ale pula energii Ki jaką dysponował Cris zmalała niemiłosiernie, a teraz brodacz zastanawiał się co robić dalej. Wolał nie dotykać ognistej aury ale nie dysponował żadnymi atakami dystansowymi. Postanowił więc podjąć największe ryzyko... Spojrzał pierw na Klauna a potem uśmiechnął się i ponownie uderzył ręką w ziemie, a czerwone światło rozbłysło jak poprzednim razem. Ładunek był gotowy i tylko Cris wiedział gdzie on się znajdował. Stanął w pozycji defensywnej i czekał.

-Co o tym myślisz, Tiara-sama?
Królikówna z wielkim napięciem dawała zarobić wyróbcy popcornu, przy okazji molestując nieszczęsną pannę z dobrego domu.
- Pamiętasz tą zakapturzoną, przypominającą odrobinkę sędziego? Ona miała bardzo podobną technikę do tej klauna... wydaje mi się, że właśnie mocno się przyśpieszył. Tak, to więcej niż pewne. Spójrz jak zwinnie się porusza, mimo tych obrażeń...
Tiara zmarszczyła nieco brwi, po czym przytaknęła sama sobie i uderzyła pięścią w otwartą dłoń, ukazując cechy nielichego taktyka.

Znów wszystko poszło nie tak, jak głosiła pewna popularna piosenka. Reed ponownie wystartował do biegu po prostej. Tym razem wiedział jednak co robi Cris. Był przygotowany. Miał odpowiedź. Półtora metra przed obiektem docelowym wyskoczył w bok i odbijając się od poprzecznie wygenerowanej, karmazynowej tafli. Przygrzmocił brodacza prosto w kark, zaciskając na nim uchwyt swoich nóg. Zadziałała grawitacja i obaj walczący padli na ziemię, kotłując się w kurzu. A może raczej padli prosto na ładunek, który uwolnił Cris. Szrapnel eksplodował, raniąc obu walczących. Reed był w znacznie gorszym stanie, ale brodacz przyjął na siebie lwią część wyładowania energetycznego. Obaj padli plackiem, po czym natychmiast stracili przytomność od odniesionych ran. Pierwszy podwójny nokaut Turnieju Czarnego Lotosu. Z tym, że nie napewno. Bo oto brodacz wstał! Wyglądał koszmarnie. Wyglądał tak, że lepiej by zrobił wcale nie wyglądając. Jego twarz zakrwawiona, skóra zdarta, jedna z powiek poszarpana. Klatka piersiowa przywodziła na myśl bunkier po wybuchu bomby atomowej. Nadpalona, chrupiąca, ziejąca spalenizną, z wystającymi kawałkami parkietu tkwiącymi głęboko we wnętrzu. Cris był... zbitkiem bólu i cierpienia. Nie rejestrował niczego innego. Czuł, że jeśli zaraz nie otrzyma pomocy medycznej, czeka go wizyta na tamtym świecie. Bynajmniej nie turystyczna, a permanentna.

Gendou zaniemówił. Potrzeba było kuksańca od jego srebrnego asystenta, żeby odzyskał swoje procesy myślowe z odmętów konsternacji.
- Co to ja, tego... eghm. Pierwsza runda drugiego etapu została zakończona! Zwycięzca - Cris! Dawać mi tu pomoc medyczną, ale już! Zanim któryś z nich zejdzie!

Długowłosy usłyszał tylko słowa “Zwycięża Cris” po czym uśmiechnął się i zapewnił swoim plecom bliskie spotkanie z podłożem. “Mistrz byłby dumny” to ostatnie co pomyślał nim odpłynął w ciemność.
 
Ajas jest offline