Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2010, 19:47   #51
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Usagi nie miała jeszcze dość socjalnych wyczynów ekstremalnych. Skończyła pić swój napój, po czym ponuro podpełzła do stołu z zakąskami, podwędziła obiekt tiarowego zainteresowania i z wielkim wyrzutem wskazała na nią palcem, po czym dała do zrozumienia, że kursy językowe spełniły swoją funkcję.
-Blinding Beauty!
Właściwie, to poza wyrzutem, był tutaj również swojego rodzaju żal.
- Spartaczyłaś robotę!
Tiara spojrzała na dziewoję która właśnie podwędziła jedną z zakąsek wprost z przed jej nosa. Odsunęła powoli palce i uśmiechnęła się do królikówny. Może odrobinkę złośliwie? Z nutką pogardy? Ciężko było wyczytać głębsze emocje na twarzy, która swoją mimiką przez większość czasu kojarzyła się z porcelanową maską. Nastawienie przywodziło jednak na myśl to, którym obdarowuje się małe dziecko w wieku dwóch latek. Takie, które co chwila wskazuje coś palcem i wiecznie krzyczy.
- Ach, Usagi prawda? Jeśli dobrze odczytałam Twoje imię z tej listy pełnej gryzmołów. Bardzo... “ładna” walka. Choć przyznam, że współczuję fryzjerowi Twojej przeciwniczki. Biedak ma przed sobą sporo roboty, jeśli zamierza ogarnąć ten nieład...
Kończąc wypowiedź włożyła winogrono do ust i rozgniotła je na zębach z mało wyraźnym *pop*. Przeżuwała pozostałości spokojnie, nigdzie się nie śpiesząc.

- Poleć jej swojego, ładnie się spraw...ej! Ty mnie tu nie próbuj poddać misdyrekcji! Usagi pogroziła Tiarze palcem.
- Powinnaś była je urwać.- zawyrokowała bez litości.
- Urwać? Nie bardzo rozum...ach! Słuchawki, prawda? No tak! Z głowy tego robocika. Przeszło mi to przez myśl... ale raczej nie miałam warunków do tego typu zabaw. Liczyła się wygrana, wiesz jak jest. Mam nadzieję.
Machnęła bagatelizująco dłonią.
- Skoro o tym mowa, “Loto” ma sporo szczęścia. Chyba więcej niż rozumu. Z tego co udało mi się podsłyszeć, ma dalej walczyć w następnej turze, mimo, że odpadł ze mną! Coś z brakiem jednego zawodnika… ten cały Esach, kimkolwiek jest nie może przejść dalej dwa razy bez walki. Ech, gdzie tu sprawiedliwość, naprawdę!
Pokręciła nosem, widocznie rozdrażniona.
Dziewczynka z uszami na głowie wykonała lustrzaną kopie owego pokręcenia.
- Co prawda, to prawda. Jest na gorszej od nas pozycji, mieliśmy więcej okazji na rozgrzewkę i nabycie doświadczenia!
Czy którakolwiek z panien pomyślała o tym, że niebieskowłosy android przy okazji był wielką niewiadomą dla jego przeciwnika, nie wiadomo.
- Wygrana, eh… po kauczukach do celu? Swoją drogą, jak już o zabawach mowa, to jakie preferujesz?

Tiara poprawiła włosy ruchem lewej ręki.
- No cóż, jakoś trzeba sobie radzić. Zgodzisz się przecież, że nie każda z nas może sobie pozwolić na połamanie kości…
W tym momencie skierowała spojrzenie na Krię, jednak zaraz wróciła wzrokiem do Usagi.
- Zabawy? Turniej to nie zabawa. Nikt nie przyjeżdża tu żeby się dobrze bawić. Chyba, że naprawdę posiada mocno poluzowane śrubki...
Westchnęła, maltretując kolejne winogrono.
- Ten cały pan Shadow. Ciekawa z niego persona, prawda? Tak szybko poradził sobie ze swoim przeciwnikiem. Silny, bezwzględny, zdeterminowany. Mmm.
Zmrużyła oczy, a jej twarz sugerowała rozmarzenie.
- W takim razie proponuję, żebyśmy natychmiast rozpoczęły operacje gromadzenia danych na temat Pana Shadowa!- rzuciła z powagą - W końcu trzeba być przygotowanym. Swoją drogą…
Zaczęła coś intensywnie liczyć i odejmować na palcach.
-Ile bierzesz za korepetycje?

Wyregulowana brew uniosła się nieznacznie do góry.
- Zbieranie informacji? Ale... ale to nie wypada! Co też sobie o nas pomyśli! Uzna nas za wścibskie. Panny z dobrego domu się tak nie zachowują, co to, to nie!
Uniosła palec karcąco w stronę królikówny.
-… i jakie znowu korepetycje? Co masz właściwie na myśli?
- No...jeśli nie przybieżałaś tutaj się bawić, to albo przybyłaś tu po torbę Zeni, albo szukając samosprawdzenia, chociaż dla mnie to zawiera się w zabawie, albo w celach osobistych. No a jak to pierwsze...
Uderzyła pięścią w dłoń niczym urzędnik pieczątką w dokument
- To pewnie byś była zainteresowana dodatkowym zarobkiem! A ja chętnie bym się Sztuki Wojennej w Twoim wydaniu pouczyła, o.

- Hmmm… jesteś pewna, że stać Cię na moje usługi?
Białe zęby rozbłysły niemal oślepiającym blaskiem. Uśmiech rekina finansowego.
- Dobrze, zobaczymy. Może za odpowiednią opłatą nauczę Cię tego, czy owego. Ale to dopiero po turnieju. Teraz nie ma kiedy, przecież zaraz rozpocznie się drugi etap.
Jakby na potwierdzenie tych słów, rozległ się gong zwołujący walczących, zaś “pan” Shadow skierował się w stronę drewnianych drzwi. Był pierwszą osobą która opuściła pomieszczenie, choć wcale się nie śpieszył. Naprawdę dziwny typek.
- Hmmm. Chyba już czas. No… to… powodzenia Usagi. Przyda Ci się względem tego uciekiniera z cyrku. Kto wie co chowa w tych rękawach.
- Tym razem masz iść na całość, Tiara-sama! Ach...będę na Ciebie tak wołać w ramach zaliczki. - dodała wyjaśniająco.

Ring został naprawiony. Pęknięte płyty wymieniono. Dokładnie zmyto krew, oraz pozostałości zębów i tkanek. Wraz z podejściem do słupa zawierającego pergamin z listą imion, czekała na walczących dość duża niespodzianka. Niekoniecznie pozytywna. Okazało się bowiem, że turniej wcale nie przebiegał metodą schodkową a wraz zakończeniem pierwszego etapu, lista osób biorących w nim udział została po raz kolejny poddana losowaniu… i postawiona na głowie. Jeśli ktokolwiek posiadał jakiekolwiek taktyczne plany, mógł je z czystym sercem wyrzucić do kosza i naprędce zacząć klecić nowe.


- - - LISTA WALK TURNIEJOWYCH – ETAP DRUGI - - -

1. Cris v Reed
2. Ein-Hee-Toph v Usagi
3. Shadow v Kria
4. Ragget v Akira
5. Loto v Esach

Tiara - Przejście do Trzeciego Etapu

Jak mógł zauważyć każdy zawodnik, który posiadał choć połowę mózgu, intencje Pierwszego Adepta Gendou nie były ani do końca szczere, ani całkowicie jasne. Gdyby Loto nie został przywrócony do łask przez sędziego, liczba zawodników byłaby idealna, a Esach walczyłby z Tiarą. Co właściwie knuł kapturnik? Jakie były jego plany?
- Za chwilę rozpocznie się drugi etap turnieju! Proszę zawodników o wyjście na matę!
No tak, nie było nawet czasu go o to zapytać.
 
Highlander jest offline  
Stary 02-10-2010, 21:02   #52
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Cris jak to miał w zwyczaju przed walką pozbył się swej koszuli, pociski energii na pewno nie miały dobrego wpływu na tkaninę. Przemieszanie zawodników cieszyło go dzięki temu mógł zmierzyć się z jedną z osób, które wypatrzył sobie za głównych przeciwników tegoż turnieju. Może nie był to Shadow, ale człowiek z makijażem klauna też nie przypadł brodaczowi do gustu. Cris zajął miejsce dalej od urwiska, ponieważ znowu zamierzał walczyć defensywnie, a ta połowa była bezpieczniejsza. Wykonał szybki ukłon na powitanie Reeda, i przyjął gardę Muay-Thai, ciosy tej szkoły już prezentował. Jedna noga była lekko uniesione tak że kolano blokowało punkt witalny każdego mężczyzny. Ręce stwarzały możliwość zablokowania ciosów wymierzonych twarz i w korpus, oraz do szybkiego kontrataku łokciami. Była to ciężka do przejścia garda obronna. Cris czekał teraz tylko na gong. Reed ziewnął donośnie, nie kłopotając się żeby zakryć twarz. Przetarł jedno z ocząt, rozmazując nieznacznie swój wysoce skomplikowany makijaż. Wywinął młynka lewą ręką, potem zaś prawą. Głośno chrupnęło, kiedy kości nachodziły na właściwe dla siebie miejsca. Mruknął z zadowoleniem.
- Ładne loczki pięknisiu. Z tyłu można łatwo Cię pomylić z jakąś panienką. Pewnie dostałeś już niejednego klapsa w tyłek. Heheh...
- Przynajmniej nie wyglądam jak ktoś, kogo praca polega na skręcaniu balonów. -skomentował krótko zaczepką posiadacz owych loków.
- Nie martw się. Twoje balony też skręcę. O ile jakieś masz. A teraz już dość tego szczekania, zobaczmy czy gryziesz równie mocno.
- Zapraszam więc- rzucił za swej gardy brodacz.
Uznając pyskówkę między zawodnikami za zakończoną Gendou dał sygnał do rozpoczęcia walki. Gong poszedł w ruch. Inicjatywa należała do właściciela bródki.

Właściciel tejże bródki postanowił wykorzystać technikę o której niegdyś opowiadał mu jego sędziwy wiekiem mistrz. Ataku który bazował na współpracy z jednym z czterech żywiołów. Cris na chwile opuścił gardę i skupiając energię Ki w ręce uderzył otwartą dłonią w ziemie. Rozbłysło czerwone światło, a potem... nic się nie stało! Brodacz zrobił zdziwioną lekko głupkowatą minę i szybko wrócił do swej gardy. Miał nadzieje, że ta mała szopka udawania zaskoczonego uśpi czujność wroga. Bowiem ładunek energii czekał już ukryty pod ziemią mniej więcej w połowie odległości jaka dzieliła go i kaluna. Teraz wystarczyło by tamten ruszył w stronę małpiego wojownika. Faktycznie, klaun łyknął przynętę i ruszył do przodu, po linii prostej. Kiedy tylko nadepnął na ukryty ładunek, ten eksplodował, zasypując niedoszłego agresora odłamkami i pyłem. fragmenty budulca pokonały materiał i wbiły się w ciało i choć odniósł lekkie obrażenia, wątpliwym było aby Reed został wyłączony z walki. Uśmiechnął się półgębkiem, okazując swoje zrozumienie dla techniki opozycji, po czym uniósł dłonie do góry i wystrzeliło z nich po linii prostej około dziesięciu karmazynowych igieł Ki. Brodacz próbował unikać, ale jeden z pocisków ciął spodnie i trafił w nogę, wbijając się głęboko. Ładunek energetyczny wydawał się... skrystalizowany! Po prawdzie miał cechy typowe dla noża. Bolał jak diabli i nierozważnym zdawało się wyjmowanie go w czasie walki.

Cris syknął z bólu jednak taki atak nie mógł wyłączyć go z boju. On jak i Reed byli ranni zapewne w równym stopniu a użycie energii do wykorzystania tych dwóch ataków było podobne toteż walką wciąż trwała, a o widocznej przewadze póki co nie było mowy! Wojownik zacisnął zęby i ruszył biegiem w stronę Klauna, biegł zygzakiem by w razie potrzeby lepiej unikać ataków. Jego celem był wślizg w nogi przeciwnika, tak by ten to zdecydowanie poczuł. Odległość stała się minimalna. Cris wykonał swój manewr a przeciwnik ruszył do przodu i wyskoczył ku górze, zupełnie jakby robił krok kierując się w górę schodów. Pod jego lewą stopą pojawiło się czerwone zwierciadło, które... zachwiało na moment grawitację i zapewniło mu oparcie. Klaun zawisł w powietrzu a druga noga opadła i wyprowadziła partyzancki kopniak wprost w szczękę przejeżdżającego po podłodze, długowłosego młodzieńca. Lewy siekacz i kieł pożegnały się z resztą rodziny i brutalnie wyrwane z dziąseł wybrały się na tajemniczą podróż w głąb gardła. Co w połączeniu z nadmiarem wyzwolonej w ustach posoki, sprawiło, że Cris omal się nie zakrztusił. Zatrzymał się nieopodal krańca maty, ale na szczęście nie wypadł. Rudowłosy wylądował i pstryknąwszy palcem wskazał na przeciwnika z uśmiechem.
- Teraz będzie Ci bardziej do twarzy, złotko.

Cris wypluł sporą ilość posoki z ust. W jego wnętrzu coś się gotowało, wiedział co chciało wyrwać się na powierzchnię. Coś co mogło sprawić że stanie się taki jak Shadow. A gniewu nie można kumulować, trzeba dawać mu upust by nie wybuchł gdy będzie go za dużo. “ Wybacz mistrzu, wiem że nie popierasz tej techniki, lecz jest ona we mnie na dnie ” Brodacz wyprostował się po czym wysłał ładunek ki wgłąb siebie. Ten wniknął do krwi a serce zaczęło bić wojownikowi szybciej.
Mięśnie napięły się do granic możliwości a oczy zaszły mu krwią. Wypuścił głośno powietrze, było mu gorąco, paliła go wściekłość a uwolniona adrenalina pobudzała.
Ruszył do ataku, dziw że płyty nie pękały pod jego ciężkimi krokami. Zaszarżował na przeciwnika i wyprowadził cios w twarz klauna który... miał nie trafić! Chciał aby ręka minęła głowę Reeda, by natychmiast złapać ją z tyłu i pociągnąć na pędzące w góre kolano Crisa. Kao- Lie jeden z podstawowych ciosów Muay-Thai, podstawowy nie znaczy jednak niegroźny. Udało się. Mocarny chwyt nie tolerował sprzeciwu, a głowa naznaczona makijażem przygrzmociła w kolano z donośnym echem. Nos został złamany od razu (jeśli nie całkowicie pokruszony), ubranym na czarno milytarystą wierzgnęło w tył, po czym przejechał dobre trzy metry na zadku. Choć... to nie był koniec. Chwiejnie, jednak nie tolerując sprzeciwu własnego ciała, klaun podniósł się na nogi. Donośnie rzęził, jucha lała się z jego nosa jak miniaturowy, czerwony wodospad.
- Khoff...Khe...Khe... całkiem nieźle Calamity Jane.... całkiem nieźle.
Jego makijaż został w dużej mierze na spodniach Crisa, obecnie jego warstwę od nosa w dół zastępowała kurtyna karmazynu. Sadysta zaparł się w ziemi i wrzasnął na całe gardło, zaciskając pięści. Otoczyła go ciemno-błękitna łuna utkana z płomieni. Chwiejąc się na lewo, to znów na prawo jak wyjątkowo niezdecydowany strach na wróble, zaczął iść w stronę Crisa.

Mięśnie brodacza wróciły do normalnych rozmiarów oczy nie były już przesłonięte krwią a umysł wrócił na tory myślowe. Gniew zniknął tak szybko jak się pojawił, ale pula energii Ki jaką dysponował Cris zmalała niemiłosiernie, a teraz brodacz zastanawiał się co robić dalej. Wolał nie dotykać ognistej aury ale nie dysponował żadnymi atakami dystansowymi. Postanowił więc podjąć największe ryzyko... Spojrzał pierw na Klauna a potem uśmiechnął się i ponownie uderzył ręką w ziemie, a czerwone światło rozbłysło jak poprzednim razem. Ładunek był gotowy i tylko Cris wiedział gdzie on się znajdował. Stanął w pozycji defensywnej i czekał.

-Co o tym myślisz, Tiara-sama?
Królikówna z wielkim napięciem dawała zarobić wyróbcy popcornu, przy okazji molestując nieszczęsną pannę z dobrego domu.
- Pamiętasz tą zakapturzoną, przypominającą odrobinkę sędziego? Ona miała bardzo podobną technikę do tej klauna... wydaje mi się, że właśnie mocno się przyśpieszył. Tak, to więcej niż pewne. Spójrz jak zwinnie się porusza, mimo tych obrażeń...
Tiara zmarszczyła nieco brwi, po czym przytaknęła sama sobie i uderzyła pięścią w otwartą dłoń, ukazując cechy nielichego taktyka.

Znów wszystko poszło nie tak, jak głosiła pewna popularna piosenka. Reed ponownie wystartował do biegu po prostej. Tym razem wiedział jednak co robi Cris. Był przygotowany. Miał odpowiedź. Półtora metra przed obiektem docelowym wyskoczył w bok i odbijając się od poprzecznie wygenerowanej, karmazynowej tafli. Przygrzmocił brodacza prosto w kark, zaciskając na nim uchwyt swoich nóg. Zadziałała grawitacja i obaj walczący padli na ziemię, kotłując się w kurzu. A może raczej padli prosto na ładunek, który uwolnił Cris. Szrapnel eksplodował, raniąc obu walczących. Reed był w znacznie gorszym stanie, ale brodacz przyjął na siebie lwią część wyładowania energetycznego. Obaj padli plackiem, po czym natychmiast stracili przytomność od odniesionych ran. Pierwszy podwójny nokaut Turnieju Czarnego Lotosu. Z tym, że nie napewno. Bo oto brodacz wstał! Wyglądał koszmarnie. Wyglądał tak, że lepiej by zrobił wcale nie wyglądając. Jego twarz zakrwawiona, skóra zdarta, jedna z powiek poszarpana. Klatka piersiowa przywodziła na myśl bunkier po wybuchu bomby atomowej. Nadpalona, chrupiąca, ziejąca spalenizną, z wystającymi kawałkami parkietu tkwiącymi głęboko we wnętrzu. Cris był... zbitkiem bólu i cierpienia. Nie rejestrował niczego innego. Czuł, że jeśli zaraz nie otrzyma pomocy medycznej, czeka go wizyta na tamtym świecie. Bynajmniej nie turystyczna, a permanentna.

Gendou zaniemówił. Potrzeba było kuksańca od jego srebrnego asystenta, żeby odzyskał swoje procesy myślowe z odmętów konsternacji.
- Co to ja, tego... eghm. Pierwsza runda drugiego etapu została zakończona! Zwycięzca - Cris! Dawać mi tu pomoc medyczną, ale już! Zanim któryś z nich zejdzie!

Długowłosy usłyszał tylko słowa “Zwycięża Cris” po czym uśmiechnął się i zapewnił swoim plecom bliskie spotkanie z podłożem. “Mistrz byłby dumny” to ostatnie co pomyślał nim odpłynął w ciemność.
 
Ajas jest offline  
Stary 05-10-2010, 18:11   #53
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
-To było...to było!... Usagi przez chwilę szukała odpowiedniego słowa -Filmowe! Co sądzisz o ich walce, Tiara-sama?
Królikówna była wielce kontent widowiskiem, które przed chwilą miało miejsce. W dodatku, najwyraźniej na stałe przyczepiła się do biednej panny z dobrego domu, męcząc i gnębiąc ją o komentarze, analizy taktyczne, oraz dobre rady, plus opinie na temat dżemu truskawkowego, jeśli taki w ogóle istnieje.
- Ten jego ogon i niezwykła wytrzymałość... powiem tylko, że człowiekiem to on napewno nie jest. Przypomina to jakiś zakazany eksperyment genetyczny, albo coś w tym stylu. Fantastyka pełną gębą, że tak powiem. Ale dość już tego analizowania. Może któraś z nas zmierzy się z nim później. Teraz chyba czas na Twoją walkę, prawda?
Tiara spojrzała z nadzieją na Usagi, widocznie chciała skorzystać choć z chwili spokoju. A spokój w tym wypadku objawiał się brakiem bliskiej obecności króliczej dziewczynki.
-Moje, mówisz?...ho. Kicacz apokalipsy zamyślił się głęboko. -No tak, to zupełnie w stylu Tiary-samy. Posiadać wszystkie dostępne informacje! Tak, zupełnie, błyskotliwie. Pokiwała z uznaniem głową. To, czy uznanie to było szczere, czy szczere mniej, zależało tylko od interpretacji obserwującego. -Może jeszcze powiesz mi, z kim walczę, oraz dasz mi jakąś tajną, mistyczną radę?
Wizja ta wydawała się bardzo ekscytująca. Zupełnie jak z filmu, czy innego komiksu.

- Mistyczną radę? Chcesz ode mnie “mistycznej” rady? No dobrze, chociaż co w niej takiego mistycznego, nie mam właściwie pojęcia. Kimkolwiek jest Twój przeciwnik, wygląda na to, że zjadł zęby na tego typu walkach. Powiedziałabym, że jest moim drugim faworytem. Pierwszym jest oczywiście pan Shadow...
Tu pzerwała na krótkie westchnienie typowe dla bzdurnej blondynki.
- Ehm. Postaraj się na siebie uważać i nie lekceważ go. Tak, to chyba wszystko.
Pomasowała się w tył głowy nieco zakłopotana.
Oczka królikówny rozbłysły światłem reakcji atomowej, która miała miejsce pomiędzy jej uszkami. Logika! Logika była prosta, bardzo prosta. Po chwili bardzo, bardzo poważnie posmyrała się po podbródku, spojrzała groźnie na Shadowa i tłum, w którym prawdopodobnie gdzieś znajdował się jej rywal, po czym wyrzuciła ramiona na boki z entuzjazmem godnym studenta szturmującego książki i notatki miesiąc przed egzaminem.
-Czyli jeśli dam mu radę, to będę Twoją drugą z wyboru, tak? A jakbym pokonała pana Shadowa, to hmm...okej! Trzeba iść wywalczyć bycie faworytą numer jeden!
I tak o to w bojowym nastroju, wielce zdeterminowane dziewczęcie popędziło na ring.

Tiara uniosła palec i otworzyła usta żeby coś powiedzieć. Chciała wygłosić jakiś wybitnie wyedukowany pogląd, ale... powstrzymała się jeszcze przed tym jak powietrze miało szansę opuścić jej płuca. Uznała, że nie było sensu komentować i poprawiać ostatniej wypowiedzi królikówny. Ta zdawała się żyć w swoim własnym świecie, którego barier nie można było pokonać. Przynajmniej nie bez młota pneumatycznego.
- Powodzenia, Usagi.
Kiedy niewiasta o zamiłowaniu do marchwi wkroczyła na ring, jej przeciwnik już na nią czekał. Jego odsłonięte ręce w głębokim kolorze brązu pozostawały skrzyżowane na piersi, nogi odziane w sandały znajdowały się w lekkim rozkroku. Zmrużone oczy były jak para węży ukryta w podziemnych tunelach. Aura pewności siebie jaka biła od zielonowłosego byla bardziej wyrazista niż jakakolwiek emanacja Ki zaprezentowana do tegj pory przez walczących. Tiara miała rację, zdecydowanie nie dało się go zakwalifikować jako laika. Wyczulony nos Usagi wyłapał zapach olejku do ciała wymieszanego z drażniącym zapachem spieczonej, nieco spoconej skóry. Trudno powiedzieć czemu, osobnik z dziwnym imieniem kojarzył jej się z jakąś świątynią. Jedyne czego brakowało to zapach kadzidła i odgłosy modlitwy w tle.
Usagi wyciągnęła ramiona ku niebu, wydając z siebie okrzyk pełen chęci bitki. Mimo to, nie atakowała. Przynajmniej nie nogami i pięściami.
-No, to chyba ten moment, byś się przedstawił i opowiedział o swojej cioci, babcie, biednej rodzinnej wiosce i ulubionej tchórzofretce? Widowni się należy!

- Nie przybyłem tu snuć ckliwych historii o złym losie. Widziałem Twoje poprzednie walki dziewczyno. Były... interesujące. Masz dość duży potencjał jak na amatora. Z właściwym doszlifowaniem Twoich umiejętności mogłabyś osiągnąć naprawdę wiele... więc dam Ci szansę. Trzydzieści sekund od momentu rozpoczęcia walki.
Przerwał swój wywód i ukucnął, podnosząc niewielki, odłupany kawałek kamiennej płyty. Podrzucił go raz i drugi, ważąc w dłoni. Jak pocisk, który miał zaraz posłużyc do rzutu.
- Jeśli zadasz mi do tego momentu choć jeden cios, niezależnie jak błahy, zrezygnuję z dalszej... “walki” i oddam Ci zwycięstwo. Przejdziesz dalej i będziesz miała szansę na główną nagrodę. Jakkolwiek idiotyczną perspektywą by ona nie była. Dam Ci też możliwość szkolenia się pod moim nadzorem. Jednak jeśli w przeciągu wspomnianych trzydziestu sekund nie zadasz ani jednego ciosu...
Twarzyczka Usagi była wkyrzywiona w pięknej, nieco zirytowanej, konfuzji. Dziewczynka zmarszczyła czoło. Na powierzchnię jej umysłu wypłynął pewien termin, który zasłyszała podczas rozmowy swojego opiekuna z jego zagranicznym kolegą.
-Mindgames! Próbujesz mi namieszać w głowie! Poza tym... Złapała się pod boki, a jej postawę zdominował wyrzut. -Zepsułeś mi intro. Miałbyś na tyle przyzwoitości, że jak już skończysz, to przynajmniej zapytasz się “a dlaczego widowni się należy”.
Tak. Dyrektor Usagi prawdopodobnie miała już cały scenariusz tej sceny gotowy. Tylko ten złośliwy aktor musiał strzelać fochy! Jak ciężko znaleźć porządną obsadę w dzisiejszych czasach... rzuciła spojrzenie pannie T., po czym łaskawym gestem dłoni, pozwoliła trzyczłonowcu kontynuować.

Na twarzy długowłosej malowało się coś, co można było łatwo zakwalifikować jako socjalną trwogę. Panikując jak tylko mogła najmniej, energicznie sygnalizowała swojej koleżance dłoniami, że czas najwyższy zamknąć jadaczkę i nie prowokować dziwnego wojownika swoim kolorem kredek. Bo owe kredki mogły zostać bezpowrotnie wepchnięte tam, gdzie światło nie dochodzi. W tym czasie mężczyzna o złotych ozdobach kontynuował, bynajmniej nie zrażony.
-... wtedy, zgodnie z obyczajami mojego kraju, są jedynie dwa wyjścia. Pierwsze z nich to śmierć przegranego, ale... wolałbym tego uniknąć. Drugie to całkowite poddanie się pokonanego woli zwycięzcy. Coś, co jeśli dobrze kojarzę w lokalnych kręgach określa się mianem niewoli. Zapytam tylko raz. Czy przystajesz na moje warunki?
Zadarł głowę wysoko, pełen buty, jakby formułował królewskie żądania.
Usagi wysunęła lekko język za wargi, kiwając głową to w lewo, to w prawo.
-Nie szukasz po prostu wymówki do poddania się? Bo jak tak siedzę i patrzę, i próbuje tego...no...patrzeć z Twojej perspektywy, to wygląda tak, jakbyś chciał mnie bardzo zastraszyć.

Czarnowłosa obserwująca całość przedstawienia obecnie starała się skryć swoją twarz za dłońmi jakby te miały na komendę zamienić się w żelazną kurtynę. Jej próby zapadnięcia się pod ziemię spełzły na niczym, wobec czego zdecydowała się podjąć inne działania. Pełne desperacji, to fakt. Ale nie miała większego wyboru.
- Do stu piekieł! Zgódź się, Ty królicza idiotko!
-A Tiara-sama obieca się wykupić mnie z niewoli w trybie natychmiastowym i pan Ain-pho-tent się na to zgodzi już teraz!?

- Nieważne. Najwidoczniej była to strata czasu z mojej strony. Znajdę kogoś innego. Zaczynajmy więc tą walkę...
Mężczyzna pozwolił żeby jego dłonie swobodnie opadły. Rozprostował palce, zaczerpnął powietrza pełną piersią. Gendou który do tej pory przyglądał się całej scenie, uderzył w gong, dając sygnał do rozpoczęcia przedstawienia. Tiara ponownie ukryła się za swymi palcami, tym razem uwalniając z ust serię trudnych do sprecyzowania, bolesnych mentalnie jęków. Jej cierpienie było wyjątkowo wyraziste.
Królicza księżniczka wydała z siebie długi, zwierzęcy okrzyk bitewny, po czym kicnęła gwałtownie do przodu, na dobre i na złe. Z jej przeciwnika eksplodowała jakaś dziwna mieszanka energii, kojarząca się z zielonymi płomieniami, lub na wpół rzeczywistymi, eterycznymi mackami o jadeitowym kolorze. Emanacje mocy wiły się we wszystkie strony, a ich właściciel urósł w oczach jako obiekt nadnaturalnej, pierwotnej grozy. Nieprzyjemne uczucie wdarło się do umysłu Usagi i zakłóciło jej koordynację ruchową. Osobnik ze złotymi ozdobami tylko na to czekał. Obrawszy kurs kolizyjny chwycił dziewoję w pasie. A może raczej wbił nienaturalnie ostre paznokcie w skórę żołądka długouchej i zyskawszy wyjątkowo bolesny zaczep, przerzucił ją nad głową, cisnąwszy na kamienne kafle. Nagromadzone powietrze uleciało z płuc, a płyta która *zamortyzowała* upadek, zyskała śliczną pajęczynkę pęknięć.
- Furia i dzikość to nie wszystko. Nawet w szaleństwie należy szukać metody...

Dziewczynka spojrzała na niego, wciąż próbując wypchać z głowy nikczemne macki, które tam wprowadził. Próbowała zebrać myśli i poukładać je w bardziej zaawansowane figury geometryczne, niż “uciekać gdzie marchewka rośnie” oraz “bić i desperacko gryźć”. Odturlała się do tyłu, a podczas tego ruchu, zaczęła wyglądać jeszcze gorzej, niż przed chwilą. Otwarta pięść wystrzeliła do przodu z szybkością kobry. Usagi zdążyła zareagować w samą porę, odsuwając swoją króliczą głowę z kursu kolizyjnego i kicając na bok. Kącik ust opalonego mężczyzny drgnął, ale to czy owa subtelna ekspresja miała okazywać uznanie, czy też irytację, pozostawało w kwestii domysłów królikówny. Zgniłozielolona poświata zmieniła kolor na szarość, przeplataną z rdzawym brązem. Strach opuścił umysł Usagi, jednak fakt dalszego istnienia dziwacznych wyrostków nie dawał jej spokoju. Co tym razem miał zamiar zaprezentować oponent?

Mało brakowało, a jego przeciwniczka po prostu by się o to zapytała. Ale jako, że szansa na odpowiedź byłaby mierna, po prostu zakończyła swój odturl w pozie bardzo króliczej. Próbując wymieść na szufelkę paranoje którą siano w jej umyśle, postanowiła nieco podyplomacić.
-Hej, powinieneś mnie przepuścić albo zrezygnować z klauzuli niewolnictwa chociażby za samo to, że przejrzałam Twój plan, co Ty na to?

Otoczony przez rdzawe, falujące wyrostki, zielonowłosy oddalił się kilka kroków od Usagi, również przyjmując postawę obronną. Jego nogi nieznacznie ugięte, dłonie złożone w geście przywodzącym na myśl modlitewny, oczy zamknięte, przynajmniej
pozornie. Cokolwiek robiła ta emanacja, z pewnością nie suszyła jego zasobów energetycznych. Nigdzie się nie śpieszył...
- Miałam zupełną racje mówiąc, że próbujesz mnie nastraszyć. Kontynuowała niespeszona Usagi, ciesząc się z chwili na złapanie tchu. -I przechytrzyć. Taka brudna sztuczka! Przerazić wizją tego, co może stać się przy nie wyrażeniu zgody na układ, skusić na desperacki atak w tych pierwszych trzydziestu sekundach, kiedy Ty przekierowujesz całą swoją uwagę na niepenetrowalną obrone. Czy może się mylę i wyglądałoby to inaczej, hę?
- To bardzo proste. Nie przystałaś na moje wczśniejsze warunki głupia dziewucho, wobec czego walka potoczyła się inaczej niż mogła.
Czas mijał a dziwaczne, wijące się ustrojstwo rosło coraz bardziej, praktycznie dotykało już swoimi witkami ziemi a królikówna mogła przysiąc, że widzi w tej kotłowaninie jakieś małe, mlecznobiałe paciorki, które na nią łypały.

Panna z uszami na kapturze przekręciła głowę, w zamyśleniu. No, co jak co, ale czekanie nie było dla niej szczególnie wygodne w tej chwili. Nie gdy przeciwnik w tym czasie uprawia swoje energetycznoogrodnicze hobby.
-Hej, ja wcale nie powiedziałam, że się na nie nie zgadzam, to Ty wycofałeś ofertę! Ja tylko przezornie sprawdzałam, czy da się wyjść z tego jasyru drogą okrężną. W tutejszej kulturze, za pojmanych dawało się okup, a następnie zwracało do domu. Jak mam szanować zasady Twojej kultury, Ty je też szanuj, o.
Warga drgnęła po raz kolejny, tym razem w towarzystwie przeszywającego, nienawistnego spojrzenia oraz zmarszczenia brwi. Coraz bardziej potwierdzała się teoria jakoby był to tik nerwowy. Przyozdobiony złotem zgrzytnął zębami.
- Nigdy nie wymagałem abyś przystała na moje warunki. Zawsze mogę Cię zwyczajnie pokonać. Bo do tego powoli zmierza cała nasza konfrontacja. Czułem jednak, że skoro jestem silniejszym wojownikiem, sprawiedliwym gestem z mojej strony będzie danie przeciwnikowi... jakiejś alternatywy.
Doprawdy, dziwne obyczaje. Wraz z końcem tych słów, jedno, wielkie, szarawe oko w centrum karmazynowej konstrukcji otworzyło się i bezczelnie mrugało na Usagi.

Usagi przełknęła ślinę. Alternatywy! Jaka to była alternatywa? Wygrać albo przegrać! Jeśli byłaby w stanie go trafić na początku, powinna móc to zrobić i później! Nigdy nie podobała jej się wizja podporządkowywania komuś lub czemuś. Podobnie jej krewnym. To, co zrobili gdy ktoś ostatni raz próbował ich zniewolić...przyjemny, bardzo przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Może nie była szczególnie do nich podobna z pyszczka, ale była ich siostrą tam, gdzie to najważniejsze-w duszy! I nie będzie się pakowała do klatki jakiegoś...dlaczego to coś mruga? Nie chciała, żeby to mrugało! A jeśli będzie czekać dłużej, to będzie mrugało więcej i więcej oczek, a potem nie wiadomo, co zrobią. Były jak chwasty. Chwasty niszczące jej ogródek. A chwasty trzeba wyrywać z korzeniami. A korzeniami był mężczyzna w złocie.
Wyszczerzyła zęby, po czym odbiła się gwałtownie od ziemi, dokicając do przeciwnika i z odważnym, bezczelnym uśmiechem wystrzeliła ku jego klatce piersiowej swoje dłonie tak, jakby był to wielki tort z niespodzianką, ukrytą gdzieś pod warstwami czekolady, bitej śmietany i owoców wszelkiej wielkości i kształtu. I dokładnie jak przez taki tort, łapki Usagi przebiły się przez kolejne poziomy słodkości, by ostatecznie wydobyć się po drugiej stronie, z nagrodą pomiędzy palcami, skórą pokrytą mieszaniną bitej śmietany, czekolady, cukierków i owoców. Tyle, że nie był to tort, tylko ludzka klatka piersiowa; nie bita śmietana, czekolada, cukierki i owoce, a skóra, krew oraz wnętrzności, nagroda zaś...była czymś ciepłym, miękkim i bardzo satysfakcjonującym. Bardzo satysfakcjonującym! Na tyle, że królikówna chciała, by więcej takich skarbów wysypało się z niego na ziemię, jak z worka na prezenty urodzinowe, dlatego zacisnęła palce na krawędziach powstałej dziury w plecach i zaczęła oddalać ramiona od siebie, oddalać...i oddalać...z krwiożerczym zadowoleniem spojrzała w zwierciadła duszy oponenta.
 

Ostatnio edytowane przez Nemo : 07-10-2010 o 19:31.
Nemo jest offline  
Stary 07-10-2010, 16:40   #54
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Oczy zielonowłosego otwarły się w zdziwieniu. Jawnym, niepohamowanym zdziwieniu. W tym jednym ułamku sekundy zrozumiał, że nie docenił swojej rywalki. Pogarda odebrała mu zwycięstwo a otrzymany właśnie cios okazał się wystarczający aby zakończyć walkę. Daleko było jednak do tego aby konfrontacja zakończyła się zwycięstwem Usagi. Rdzawa, mackowata bestyjka w tej właśnie sekundzie wystrzeliła swoimi ostrymi jak brzytwa mackami, a królikównie było dane odczuć cały ból, jaki przed momentem zadała przeciwnikowi. Fala cierpienia zalała jej zmysły. Energetyczne, ostre jak szpice włóczni wyrostki spenetrowały jej ciało, przywodząc na myśl najgorszy, seksualny koszmar każdej uczennicy ze wschodu. Tylko, że zdecydowanie bardziej krwawy. Jej skóra była jak mokry papier, a narządy wewnętrzne jak masło wobec rozgrzanego noża. Jelita, płuca, śledziona. Cała klatka piersiowa przypominała ser szwajcarski. Dziewczyna i mężczyzna stracili wiele krwi. Stracili również kontrolę nad swymi ciałami, a następnie przytomność, osuwając się bezwładnie w karmazynowe bajoro, które sami wykreowali.
- Druga runda zakończona! Podwójne K.O.!

Sędziujący krwawą walkę podbiegł, a właściwie pojawił się przy królikównie i złotniku. Zmierzył puls obojga i odetchnął z wyraźną ulgą.
- To chyba jakiś pomniejszy cud. Oboje ledwie oddychają, ale nadal są żywi. Dawać mi tu nosze i przenieść ich natychmiast do klasztoru i na jakieś miękkie łóżka.
Blaise otworzył oczy i odetchnął z ulgą. Dał znak pozostałym mnichom aby się pośpieszyli. W miarę jak usta kapturnika wydawały polecenia, dłonie same z siebie zajmowały się hospitalizacją. Energetyczny blask jego rąk zalał sobą arenę. Falował i skrzył, a monstrualne rany jakie zadali sobie Ein-Hee-Toph i Usagi zaczęły zasklepiać się natychmiast na oczach gapiów. Kiedy Gendou skończył, po ziejących juchą, cielesnych otworach pozostały jedynie płytkie wyżłobienia. Dwójka niedoszłych morderców nadal jednak pozostawała nieprzytomna. Sędzia zachwiał się, zupełnie jakby nagle zaczął cierpieć na zawroty głowy. Pewnie takie zużycie energii mocno go wycieńczyło. Odprowadził jednak hospitalizowanych wzrokiem. Następnie zaś dał sygnał kolejnej parze. Miał złudne nadzieje, że ta walka nie zmieni się w kolejną rzeźnię. Chociaż wiedział, że okłamuje samego siebie.

Człowiek w czarnym jak noc pancerzu uśmiechnął się nieznacznie za zasłoną oferowaną przez swoją maskę. Zaciągnął się wszechobecnym zapachem krwi, a ci którzy poświęcili mu wystarczająco wiele uwagi, mogli zauważyć jak po jego plecach przebiega dreszcz. Bez jakichkolwiek zahamowań przeszedł stopami przez kałużę stanowiącą mieszaninę posoki należącej do dwojga poprzednich kombatantów. Jak dziecko, które nie boi się ubrudzić błotem podczas zabawy w deszczu. Bardzo specyficznym błotem. Zatrzymał się na środku maty i przykucnąwszy przejechał palcem po bocznej krawędzi obuwia. Przez chwilę przyglądał się lepkiej, karmazynowej wstędze, aż w końcu starannie (niemal czcigodnie) starł ją drugą dłonią i przemówił do swojej rywalki:
- Wspaniałe widowisko! Wspaniałe. Byle więcej takich. Ta dwójka powinna przeżyć… ale Ty zginiesz. Nikt kto zechce się ze mną mierzyć nie schodzi z maty żywy. Każdy polegnie pod naporem ciosów moich żelaznych pięści.
O ile ostrzeżenia pokonanego przed chwilą faraona miały swoje źródła w specyficznej, południowej kulturze… ten tutaj był po prostu socjopatą skrzętnie wymieszanym z megalomaniakiem. Typowy, oklepany do bólu, czarny charakter. Co zdecydowanie nie ujmowało od aury niebezpieczeństwa jaką sobą roztaczał.

Kria nie okazywała strachu. W jej oczach można było odnaleźć tylko spokój i opanowanie. Jeśli poprzednia scena wywarła na niej jakiekolwiek wrażenie, nie dała tego po sobie poznać. Była przygotowana na najgorsze, ale przede wszystkim była przygotowana aby wygrać. Bo wygrać musiała. Zostawiła swoją kapotę poza areną i zatrzymawszy się naprzeciw wroga przyjęła pozycję defensywną. Jej niesforne, karmazynowe włosy były jak kurtyna, która skutecznie uniemożliwiała kontakt wzrokowy.
- Czara zbroja, równie czarne serce. Smutny, żałosny człowiek, zamknięty w swoim pancerzu przed światem którego się boi. Twoja osoba nie robi na mnie wrażenia, a czyny napawają wyłącznie obrzydzeniem. Pokaż mi co potrafisz. Dalej!
Pancerny wojownik nie dał się sprowokować. Przytaknął głową. Powoli. Uderzenie gongu. Zamiast walki rozpoczęło się jednak coś innego - egzekucja. Smolista dłoń wystrzeliła do przodu i choć została odbita, druga szybko zastąpiła ją w zadaniu. Wyciągnięte na pełną szerokość palce uderzyły w splot słoneczny dziewczyny, penetrując sobą cienką barierę skóry i unieruchamiając resztę ciała. Zmniejszając odległość, metalowe dłonie ujęły lewe ramię w nadgarstku i łokciu. Jedna pociągnęła. Druga pchnęła. Obrzydliwa erupcja posoki umożliwiona przez ohydne złamanie otwarte i dwa białe kikuty które kiedyś stanowiły jedną kość. Kria krzyknęła, ale krzyk urwał się w połowie kiedy zaciśnięta piącha uderzyła ją od boku w szczękę i rozbiła jej lewą część na drobny pył. Shadow okręcił się dookoła ofiary, po czym płynnie wyprowadził kopniak kolanem w jej plecy. Rudowłosa padła na płyty, przygnieciona wagą rywala. Nogi stały się odważnikami na łopatkach, a czarne narzędzia tortur bez krzty zawahania czy litości pociągnęły za przedramiona. Dźwięk z samego serca piekieł. Kości zostały wyrwane ze stawów a wiązadła mięśniowe puściły z trzaskiem. Niewieście ręce opadły bezwładnie, jakby ktoś przeciął sznurki marionetki. Obecnie wisiały na samych płatach skóry. Z płuc Krii wydobyło się wycie. Pierwotne, niemal zwierzęce, spowodowane wypaleniem reszty zmysłów przez nieopisany ból.
- Prohhę… prohhę nie… zhrobe co tyhko… darhuj mi jha…
Zamaskowany nie odpowiedział. Czarne palce o metalowych opuszkach czule ujęły głowę dziewczyny. A następnie złamały jej kark. Ciało wierzgnęło jeszcze raz, czy drugi. Potem całkowicie przestało się ruszać. Shadow powstał i spojrzał wyczekująco na sędziego.

- Trzecia… trzecia tura drugiego etapu zakończona. Zwycięzca - Shadow.
Sędzia był widocznie rozdarty. Za każdym razem kiedy zagadkowy wojownik wychodził na ring, ktoś tracił z życie. To było morderstwo. To było nieludzkie… ale zasady Turnieju Czarnego Lotosu na to pozwalały. Gendou mógł mieć jedynie nadzieję, że ktoś w końcu pokona psychola w czarnym pancerzu i… pokaże mu jak wyglądają zaświaty.
 
Highlander jest offline  
Stary 07-10-2010, 16:55   #55
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Cris którego Gendou wcześniej uleczył, oglądał walkę z ławki, jednak z każda sekundą zaciskał swoją pieść coraz mocniej. Kostki na jego dłoniach pobielały, a serce waliło mu jak młot. Tak nie powinien wyglądać turniej sztuk walki, to było odrażające, tak zwierzęce i nieludzkie.
Gdy kark dziewczyny chrupnął brodacz wstał z ławy na której siedział i z wściekłością uderzył w nią swą potężną pięścią. Drewno nie wytrzymało naporu potężnej siły wzmocnionej gniewem, ława przełamała się, niczym gałązka na wietrze. Brodacz wręcz się gotował, przestąpił krok w tył, następnie w przód. Ponownie ze wciekłością uderzył pięścią w najbliższy mu przedmiot czyli kamienną ścianę. Kamień popękał delikatnie a z dłoni pokapała krew. Cristopher wziął głęboki oddech i wycelował palcem w Shadowa, z gniewem patrząc na morderce.
- Jeżeli myślisz, że mordowanie to zwykła zabawa, to znak że jesteś jedynie śmieciem i zwierzęciem. Więc z tego miejsca przysięgam Ci jedno. Kiedy spotkamy się na macie, dopilnuje byś za to odpowiedział, a wierz mi, że będzie to gorsze niż śmierć. Ty... - Cris chciał powiedzieć coś jeszcze ale powstrzymał wewnętrzny ogień i splunął tylko na ziemię, jak gdyby patrzył na coś niegodnego życia. Mim to oskarżycielski palec wciąż celował w stronę zbrojnego. Shadow obrócił powoli głowę. Zdawał się nie przywiązywać zbyt wielkiej uwagi do słów młodzieńca, ale uważnie go obserwował. Każdy ruch, każdy gest. W szczególności ten oskarżycielski kikut wskazujący wprost na jego osobę.
- Ty będziesz następny, małpiszonie.
Zza maski przebiły się jedynie te słowa. Nic więcej. Cris prychnął, mimo że próbował opanować swe słowa, oraz płomień w swej duszy, gniew był za silny?
- To może, chcesz to rozstrzygnąć tu i teraz? Chociaż pewnie nie, tchórz który chowa się za maską, i zabija słabszych od siebie gdy Ci proszą o litość na zawsze pozostanie tchórzem.
Shadow zważył te słowa. Spojrzał na ring, zaraz potem na młodzieńca z bródką. Przez krótką chwilę nad czymś się zastanawiał, jednak prowokacja nie wywarła na nim oczekiwanego skutku. Pokręcił głową i podszedł do jednej z ławek. Następnie usiadł na niej. Siedzący nieopodal ludzie postanowili się przesiąść.
- Cierpliwości. Zmierzymy się już wkrótce.
Cris zacisnął pięści spojrzał na sędzie jak gdyby z wyrzutem? Przecież mógł przerwać walkę, a zezwolił już na dwa mordy...
Brodacz czuł, że w następnej rundzie to właśnie Shadow będzie jego przeciwnikiem. Coś mu to mówiło, chociaż wiadomo, że los bywał zdradliwy. Wojownik usiadł na łąwce i zagłębił się w myślach. Najpierw przywowałał przed oczami obraz przeciwniczki Shadowa by oddać jej należyty szacunek krótka modlitwą. A następnie cofnął się wspomnieniami do pewnego dnia ze swego treningu...
 
Ajas jest offline  
Stary 07-10-2010, 22:02   #56
 
Suryiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Nadeszła jej kolei - Ragget z zaciętą miną, która teraz dobitnie wyglądała trochę tak, jakby dziewczynka zaraz miała pozielenieć, weszła na arenę. Nie tyle co bała się samej walki, zmierzenie się z kimś kto mógł być, a i raczej na pewno był, silniejszy od niej napawało ją swego rodzaju euforią, ale jednocześnie nie chciała przegrać przed tymi wszystkimi ludźmi. Szczególnie po przegranej Usagi, za którą szczerze trzymała kciuki. Ale już! Potrząsnęła lekko łepetyną i wzięła się w garść, zaskakująco szybko jak na swój młody wiek. Paręset mil stąd komputer pomiarowy ponownie zarejestrował dane, które od wczoraj wprawiały w osłupienie parunastu naukowców Quo-tech.
~ Dobra! Dam radę, a nawet jak nie... Nie, dam i już!~
Pomyślała czarnowłosa, zatrzymując się na jednym końcu maty.

Akira wszedł na matę... cóż... nie wyglądał na zbyt zadowolonego z życia. Presja drugiej połówki, przyjaciel próbujący - po walce z jego obecną przeciwniczką - się poskładać z części pierwszych, co chwila następujące zgony i zniszczona kurtka. Nie trzeba było być psychologiem by zgadnąć, że młodemu wojownikowi chodzi po głowie jedno zdanie: “Co ja tutaj kurwa robię?”. Próbował prze-analizować całą sytuację i znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie takiego stanu rzeczy. Niestety takowej nie znalazł więc wyłączył wszystkie bardziej zaawansowane procesy myślowe i postanowił dać ponieść się ślepemu losowi. Co ma być to będzie - na coś wypadałoby kiedyś przecież umrzeć. Chcąc - nie chcąc powoli wczłapał się na matę.

Kapturnik powitał dwójkę nowych kombatantów z ledwie słyszalnym westchnieniem ulgi. Przynajmniej podczas tej walki mógł liczyć na to, że nikt z walczących nie będzie starał się wysłać swojej opozycji na tamten świat. Przynajmniej nie umyślnie. Upewniwszy się czy kombatanci są gotowi, po raz kolejny uderzył w gong. Dał tym samym sygnał do rozpoczęcia, a inicjatywa w tym wypadku należała do Ragget.

Dziewczyna wybiła się z miejsca dosłownie w chwili w której zabił gong, a jego pogłos nadal odbijał sie echem w uszach widzów kiedy Ragget znalazła się już przy Akirze. Jej pierwsze ciosy nie miały za zadanie rozstrzygnąć walki w jednym natarciu, wymierzyła więc grad parunastu lżejszych kopniaków w okolice torsu i nóg Akiry.

Akira nie próbował unikać ciosów młodej wojowniczki. Wręcz przeciwnie. Zrobił krok do przodu stając bliżej dziewczyny niż ta prawdopodobnie początkowo zamierzała. Następnie lekko przykucnięty zrobił półkrok zachodząc swoją nogą za nogę Ragget. Do uzyskania końcowego efektu było potrzebny cios, który zmusiłby ją do choćby lekkiego cofnięcia się - co miało szanse skończyć się powaleniem na mate.

Wyższa zwinność dała o sobie znać po raz kolejny, przez co młodzian został dosłownie zalany gradem pięści i kopniaków, jeszcze zanim zdążył wprowadzić swój nikczemny plan podcięcia niewiasty w życie. Akira był odrobinkę skołowany, jednak jego niebywała wytrzymałość ochroniła go przed naprawdę poważnymi obrażeniami.

Na twarzy dziewczyny od razu pojawiło się zdziwienie. Oczywiście, nie uderzała specjalnie mocno, ale... Ale kurcze, żeby nie pozostawić po sobie nawet większego śladu? Z jej ust uleciało coś pomiędzy prychnięciem a zduszonym pojedynczym okrzykiem kiedy wykonywała szybki zwód, z zamiarem uderzenia swego przeciwnika w tył głowy, by chociaż na chwilę go zdekoncentrować.

-Miejmy to już za sobą... - Oczy chłopaka najpierw zmieniły barwę na czysty szkarłat a potem rozbłysły lekkim krwistym światłem. Kiedy się poruszał pozostawiał za sobą charakterystyczną smugę. W przeciwieństwie do poprzedniej walki tu nie było trucizny, która by go ograniczała w jakiś sposób. Próbował wyminąć cios Ragget a następnie wymierzyć w tył głowy solidnego kopa z półobrotu.

Cios wysłałby Ragget do sąsiedniego państwa. Gdyby trafił. Jednak Akira, nie wiedzieć czemu, zawahał się przez krótki moment. Jego ruchy, mimo iż nadzwyczaj płynne, były banalne do przewidzenia dla młodej wojowniczki. Choć zdawała się wolniejsza od niego, działała na wyczucie i uniknęła wielkiej, rozgrzanej piąchy pełnej bólu i cierpienia, jeszcze zanim ta na dobre obrała swój kurs. To działało jednak w drugą stronę, bo kiedy wyprowadziła swoją skrzętnie zaplanowaną kontrę, czerwonookiego młodzieńca już dawno nie było na linii ciosu. Odchylił się bez trudu.

Oczy młodzieńca przestały świecić tak jaskrawię jak przedtem - właściwie wogóle już nie miały w sobie ani cienia blasku mimo, że dziwny kolor pozostał. Akira poczekał aż Ragget będzie robiła wydech. Znalazł się przy nie nie tracąc nic ze swojej szybkości. Następnie był wdech, któremu miał towarzyszyć już nie tak potężny - choć nadal groźny - kopniak w splot słoneczny.

Decyzja dziewoi natomiast była szybka i niezwykle błaha. Gdy tylko Akira zaczął się doń zbliżać, Ragget odbiła się od ziemi i z zadziwiającą łatwością, jakby robiła to codziennie, uleciała w górę, chcąc znaleźć się poza zasięgiem ataku swego przeciwnika, następnie zręcznie uniosła dłonie na wysokość twarzy i krzyknęła:
- Taiyo-ken!

Wszystko nie potoczyło się zgodnie z planem - każdy z walczących miał jakieś odstępstwa od normy. Ragget co prawda uleciała do góry, ale przed tym otrzymała dość mocny cios w lewe kolano, który chyba coś w nim przetrącił. Zapewne będzie miała za chwilę problemy z koordynacją ruchową. To jednak nie było niczym w porównaniu z tym co spotkało Akirę, ponieważ oślepiający blask jaki wygenerowała dziewoja ze swoich rąk efektywnie pozbawił go całości wizji, wysyłając większość sprawności motorycznej gdzieś na daleką, tropikalną wyspę zaopatrzoną w piękny, różowy domek. Chłopak działał obecnie tylko na swoim wyładowaniu, a temu ostało się jedynie kilka sekund funkcjonalności... sytuacja naprawdę nie wyglądała dla niego zbyt ciekawie. Gdzieś na widowni, Tiara zaklaskała w aprobacie odnośnie strategii Ragget.

-Dziewczyno nie po oczach... - Termin “oślepienie totalne” idealnie oddawał obecny stan Akiry. Był zmęczony tym wszystkim. Tym całym turniejem. Dziewczyna ma talent i widać sprawia jej frajdę tego typu rozrywka, więc niech przejdzie do kolejnego etapu. Akira się pochwali za tą myśl. Wszyscy będą zadowoleni a on będzie miał w końcu święty spokój.
-Powodzenia dalej. - Po czym jednym susem wyskoczył poza matę. Szkoda tylko, że w połowie tego skoku strzeliła w niego seria małych, energetycznych i niezwykle wybuchowych kuleczek wykreowanych przez Ragget, która albo poprzedniej deklaracji dobrze nie zasłyszała, albo chciała oddać za bolące kolano. Tym razem to Akira poczuł bolesne pieczenie nadpalonej skóry, rezonujące z okolic jego pleców.
- Ah! Sorry! Nie słyszałam... - krzyknęła czarnowłosa z lekkim uśmiechem na twarzy, jednak dla bezpieczeństwa wolała jeszcze pozostać w górze, przynajmniej póki stopa Akiry nie dotknie trawy.

Walka dobiegła końca. Akira wylądował o własnych siłach. Sędziujący kapturnik mruknął w zadowoleniu. Tym razem nikt nie miał połamanych kości, czy też obfitych krwotoków wewnętrznych. Cała sytuacja wyjaśniła się jeszcze zanim doszło do tego typu atrakcji.
- Czwarta tura drugiego etapu zakończona! Zwyciężyła Ragget! Gratulacje!
Zbliżył się z wolna do obojga walczących.
- Bardzo interesująca potyczka. Wierzę, że jeśli potrzebujecie pomocy, sami zdołacie trafić do skrzydła medycznego. Wasze obrażenia nie są zbyt poważne.
Stwierdzał fakt. Jak zawsze z resztą. Gendou miał specyficzny styl bycia.

Ragget skinęła głową kapturnikowi, jednak kiedy ogłoszony został wynik jej myśli wogóle nie krążyły już wokół walki i areny. Dygnęła lekko i nie czekając nawet na rozpoczęcie kolejnej walki przebiegła przez oddzielający arenę od reszty mini osady budynek, kierując swe kroki do wielkiego, kolorowego stoiska wprost uginającego się pod ciężarem wyeksponowanych na nim słodyczy.

- Poproszę po pół kilo... wszystkiego! - sapnęła zadowolona, bez jakiegokolwiek stresu odliczając z portfela odpowiednią sumę pieniędzy. Gdy tylko otrzymała już swój zakup, nie czekając aż w pobliżu zjawią się jej 'poważnie zatroskani' rodzice, obładowana wszystkim, znów wróciła do budynku, jednak miast na miejsce uczestników, skierowała swe kroki do skrzydła szpitalnego. Kolano rzeczywiście, nie nadawało by się teraz do walki, cieszyła się więc, że Akira poddał się sam nim zmuszona byłaby do walki na ziemi...

- Oi, Usagi-san! - krzyknęła głośno, wchodząc do pokoiku w którym leżała królikówna. Co jak co, ale woń niemalże tony najróżniejszych, najbardziej niezdrowych i kolorowych słodkości powinien od razu postawić ją na nogi. A przynajmniej Ragget miała taką nadzieję...
 
Suryiel jest offline  
Stary 08-10-2010, 08:46   #57
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Na dzisiejsze walki Loto patrzył wysoce obojętnie. Dlaczego?
Jego pierwsza walka z Tiarą była niezwykle zabawna, nikt nie wiedział, czego oczekiwać, a Tiara okazała się niezwykle przebiegła. Gdyby nie to że wypadł z urwiska cieszyłby się z perfekcyjnej zabawy. Ale tak też było fajnie, bo w końcu Gendou go złapał.

Z czasem jednak zaczęło robić się naprawdę niepoprawnie jeśli chodzi o podejście Loto.
Determinacja u Crisa była może i godna pochwały, tak jak jego tok myślenia, jednakże, nie chciał wiedzieć jak poczułby się ktoś z algofobią widząc człowieka rzucającego się na własną minę przeciwpiechotną.

Potem ten cały Ein, pewny siebie zachowywał się jakby nie widział powodów do walk, mimo iż z góry pokazywał że jest słabszy od np. Shadowa. Jego podejście do Usagi tylko pogrążyło jego przegraną. Nawet, jeżeli atak Usagi był wysoce…barbarzyński. Choć wciąż zdarza się, że trzeba postawić wszystko na jedną kartę, dlaczego królicza panna chciała go zabić? Zdziwiło go to niepomiernie.
Właściwie, gdyby nie to, że Ein dał się pokonać komuś, kogo nazwał niedoświadczonym, Android złapałby go zaraz po walce i powiedział, że szuka pracy.

No i Shadow…
Sztuki walki służą do walki, to logiczne. Jednak nie każdy pomyśli, że turnieje zostały stworzone do rywalizacji, nie do prowadzenia mini wojen. Z drugiej strony, nie zrobił on nic złego. Cała odpowiedzialność za śmierci w turnieju spoczywała na barkach Gendou, to on formował zasady, więc to on winien pisać kondolencje do rodzin przegranych.
Gdy zakuty w czarną zbroję Ninja usiadł na tej samej ławce, Loto nawet nie śniło się aby z niej wstawać. Przynajmniej nie tak długo, aż kolejna walka dobiegła końca.

Wstając spojrzał na turniejowego mordercę nieco znudzonym wzrokiem, i spytał go:
- Nudzisz się?
Następnie spokojnym krokiem zaczął iść na arenę. Pytanie było raczej retoryczne, ponieważ widać, że tak. Gdyby Shadow brał ten turniej na poważnie, poprzednia walka skończyłaby się w trzech ruchach, bez zbędnego znęcania się nad już przegranym oponentem.

Stanął na pozycji oddalonej od urwiska, nie chciało mu się aż tam iść.
Wszyscy już wiedzieli zapewne, czemu Loto jest na arenie. Gendou sam nie był pewien czy kauczuk był dozwolony, ponieważ jednak Tiara nie odpada, to tak jakby powiedział „od teraz jest, używajcie wszystkiego tylko nie broni” i proszę bardzo.
Jedyny problem w tym, że Loto nie zależało zbytnio na dalszej walce, odpadł a zabawa z turnieju przerodziła się w nudną rzeź, sam Loto miał wrażenie, jakby widział ich więcej niż mu się wydawało.
Jednak nie było to tak samo jak z Akirą, po którym było widać, co zrobi, gdy tylko znajdzie wymówkę. Loto stwierdził, że będzie walczył, pod warunkiem, że uzna przeciwnika zbyt wielkim zabijaką, jeden shadow tu wystarczy. Z kolei jednak, jeżeli przeciwnik mu się spodoba, podda walkę.

Już niedługo rozpocznie się ostatnia potyczka tej rundy.
 
Fiath jest offline  
Stary 09-10-2010, 21:42   #58
 
Suryiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Nosek pogrążonej w śpiączce dziewczynki zadrgał raz, zadrgał dwa, a nawet i więcej razy. Lewe oczko otworzyło się powoli, jakby podejrzliwie, po czym leniwie podążyło za wskazówkami nosa, niedowierzajac w doniesienia raportu brygady węchu. Gdy jednak okazało się, że najwyraźniej są prawdziwe, niedawno ćwierćżywa panna rozbłysła życiem i energią
-Oi!...Okashi-chan? starała się powitać koleżankę, naprawdę. Ale po prostu jej uwaga była zbyt skupiona na pakunkach!

Ragget uśmiechnęła się pod nosem, rzucając torbę ze słodyczami na łóżko, samej przyciągając sobie niewielkie, proste krzesło na którym mogła się względnie wygodnie usadowić.
- Takie miałam przeczucie, że cię to obudzi... - mruknęła, zabierając się za odpakowanie pojedynczej, nadziewanej syropem z liczi, czekoladki.
Usagi sięgnęła po porzuconą torbę niczym zwinne, zachłanne i kalekie zwierzątko, które dopiero teraz zdało sobię sprawę z tego, że jeśli zrobi tak i tak, to zaboli tu i tam. Mimo początkowego zaskoczenia, szybko przeszła nad cierpieniem do porządku dziennego.
-Obudzi? Mmm... furia z jaką zajadała słodycze wcale nie pasowała do osoby, która moment temu była w stanie krytycznym -A długo spałam? Bo to brzmi jak z jednego filmu...czy może to był komiks?...

- Nah... Właśnie dopiero co zaczęła się walka tego... Loto, czy jak mu tam - młodsza z dziewcząt przez dłuższą chwilę mocowała się z jakimś potwornie mocno zaklejonym w opakowanie lizakiem- Ale nie wiem jak mu idzie, właściwie to dopiero wchodził na matę jak przechodziłam... Nie powinnaś trochę oszczędzać... się?
-Oszczędzać się? Zdziwienie królikówny było dodatkowo podkreślone przez jej rozepchane policzki -Ale ja jeszcze nic z siebie nie sprzedałam, ani wątroby, ani lewego płuca, a jak coś takiego zmajstrowali gdy spałam, to bez mojej zgody i ja im pokaże!
Ragget zaśmiała się cicho, starając się jednocześnie nasłuchiwać co takiego dzieje się na arenie, z marnym jednak skutkiem.
- No, jakby nie patrzeć- miałaś dużo szczęścia. Podobno. Znaczy, słyszałam jak któryś z mnichów tak mówił, ja się nie znam. Ale może jak dojdziesz szybko do siebie, w jakiś magiczny sposób, to Gendou przywróci cie do turnieju tak jak tego androida?

-Ja? Szczęścia? Gdzie tam! Oni też się nie znają. Usagi machnęła łapką, w celu zakończenia dyskusji na temat pecha i jego ładniejszej siostry. Po chwili jednak zmarszczyła czoło, gdy coś do niej dotarło. [i]-Jak to, “przywróci”?]/i]
- Hmm... Ani ty, ani ten drugi nie nadajecie się w obecnym stanie do walki. Nie wiem dokładnie jak to jest, nie znam dokładnie zasad takich turniejów... Uh, na mnie w kolejnej rundzie zapewne wypadnie ten Shadow. - dziewczyna aż przełknęła ślinę-[i] Niespecjalnie się z tym czuje, zwłaszcza po tym co stało się z jego poprzednimi oponentami.[/i
Ehhh?! To on jeszcze żyje? Ostatni raz gdy go widziałam, to był właśnie w trakcie rozpadania się na dwoje...eh. Dziecko szczęścia i królika zdecydowanie nie było zadowolone. Spojrzała spod byka na młodszą koleżankę -I Ty jeszcze miałaś czelność przejść dalej? Jak ja mam na Ciebie teraz trafić i dokonać mojej vendetty za wszystkie podkradzione mi podczas tamtego obiadu dania i pokarmy, co? Wstydu, w ogóle nie masz wstydu! Hmpf.

- Ha! Byłam lepsza od ciebie, po prostu! - odkrzyknęła z typową dla siebie skromnością Ragget.- Ale za to, mogłam pod rząd utrzeć nosa Daisuke i Akirze, o! A to oznacza wynik bazylion - zero dla mnie.
-Arrrrgh... Królicza berserker zadrżała w gniewie i już miała gwałtownie zrzucić z siebie kołdrę i wystrzelić w stronę Ragget mając na myśli cele złowrogie bardziej i mniej, gdy przeszyła ją błyskawica bólu, powstrzymując wszelkie mordercze zapędy.
-Urgh. Ja Ci dam, bazylion, Ty, żeby jeszcze takie coś było! Jak tylko przestanę się czuć jakby wjechał we mnie tir z tysiącem długich kolców zamiast zderzaka, to ja Ci utrę nosa i będzie... Nie była do końca pewna, jaką wielkość w głowie Ragget ma bazylion, więc dla pewności, żeby było większe...-bazylion do kwadratu-bazylion, o! Dla mnie, oczywiście, dla mnie.
- Plus jeden! Albo plus nieskończoność dla mnie! - nareszcie, choć w wątpliwych okolicznościach do czegoś przydało się to całe, prywatne szkolnictwo w najlepszej i najdroższej szkole krajowej- Na dodatek jesteś cała poobijana i połamana, a ja wyszłam z walki z tamtym z jedynie przetrąconym kolanem! A gdybyś to widziała...! - oczy młodej nagle jakby zaświeciły się dziwnym blaskiem- Sam się poddał! Zrobił to dziwne coś, że stał się na moment silniejszy, a wówczas ja go wzięłam i oślepiłam! Miałam zarzucić go bombardowaniem z góry ale się wziął i poddał... ph...
-Hrrrrrrmpf... Usagi czuła się, jakby jakaś wyjątkowo złośliwa pszczoła żądliła ją raz po raz. -Ty w swojego za to nie weszłaś na głębokość, hm, łokci? Dlatego postanowiła sobie wynagrodzić owy dyskomfort, o! Uśmiechnęła się paskudnie. -A tamten z którym walczyłaś...pewnie po prostu nie lubi grać w kręgle, kihihihi.

Oczy czarnulki momentalnie stały się wąskie, zupełnie jakby za chwilę miałby mieć z nich desant małe, mikroskopijne ale za to ostre jak brzytwy sztylety. Momentalnie jednak i na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Okej, to wiesz co... To ja to wszystko po prostu zabiorę... - powiedziała, kładąc ręce na torbie ze słodkimi pakunkami. Odpowiedziało jej groźne spojrzenie szantażystki terrorystki.
-Jeśli to wszystko po prostu zabierzesz...powiem Twojej siostrze i mamie ile tego kupiłaś...
...i tak będziesz musiała się z nimi podzielić.
 
Suryiel jest offline  
Stary 09-10-2010, 23:40   #59
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Kiedy ostatnia dwójka zeszła już z areny (o własnych siłach, co względem poprzednich walk było naprawdę nietypowe), nastała kolej na konfrontację Loto i Esacha. Kim był ten ostatni zawodnik? Zagadką, ot co. W zasadzie nikt go jeszcze nie widział, więc dla pozostałych uczestników zdawał się wielką niewiadomą. To jednak była runda jego walki, wobec czego musiał się objawić. Niezależnie od stopnia zaawansowania swojej niechęci do kontaktów z innymi ludźmi. Wysoka, chuda niczym strach na wróble postać, zaczęła czynić powolne kroki, zmierzając w stronę areny. Esach ubrany był w brązowy, stary i uszkodzony w wielu miejscach prochowiec. Wszędzie widniały dziury i różnokolorowe łaty. Na głowie tkwił pokaźnych rozmiarów kapelusz z obfitym rondem. Był w równie złym stanie co reszta tandetnego ubioru. Dolną część białej, pomarszczonej i dość starej już twarzy zakrywała czarna płachta. Przytaknął swojemu przeciwnikowi, co mogło oznaczać w zasadzie wszystko pomiędzy “dzień dobry” i “powodzenia”.

Android wyciszył swoją mp3-jkę, nie wyłączając jej jednak. Obawiał się sposobności, że przeciwnik może wykorzystać dźwięk jako źródło ataku…a czymś trzeba się bronić.
Loto podstawił lewą nogę do tyłu, aby łatwiej móc odejść w bok. Widział w końcu, że wróg nie należy do silnych, lecz do szybkich. Mimowolnie uśmiechnął się, oponent na pewno nie posiadał prezentacji mordercy. Zobaczymy, co ze sobą poniesie. Jedna ręka powędrowała za plecy, druga zaś w przód razem z pochylonym torsem, ruch czterech scalonych palców w stronę twarzy znał chyba każdy – android zapraszał przeciwnika.

Rozległ się gong, który stanowił rozpoczęcie ostatniej walki drugiego etapu. Człowiek w kapturze dał sygnał do startu i kombatanci mogli zaczynać, bez obaw o dyskwalifikację. Właściwie to bez obaw o dyskwalifikację mogli się nawet pozabijać, co zdążył już udowodnić osobnik w czarnym pancerzu w swoich poprzednich walkach. “Strach na wróble” ugiął swoje patyczkowate kolana, po czym wyskoczył wysoko do góry. Był trochę jak zerwany przez wiatr mlecz, lub nakręcona dziecięca zabawka. Osiągnąwszy minimalną, konieczną odległość, wirująca masa tkaniny i kości zamachnęła się na odlew, mierząc zaciśniętą pięścią w tył makówki Loto. Na szczęście atakujący chybił mizernie, chłopak o kocich słuchawkach zdołał bez problemu oddalić skupisko swoich sensorów.

Atak, który wykonał przeciwnik przypominał dosyć sekwencję uderzeń androida wyprowadzaną z powietrza. Jednak on sam nie przejął się tym zbytnio, będąc obok wroga, szybko obrócił się, starając się podciąć mu nogi od tyłu, jednakże, zarazem próbował wyrzucić w jego stronę włócznię z Ki po kierunku skośnym w stronę górną, zamykając w ten sposób przeciwnika w krzyżowym ogniu. Walka wydawała się mieć swoistą regułę: Tym co będzie najtrudniejsze powinno być trafienie, teraz android miał okazję się o tym przekonać. Zastanawiało go ile odporności może mieć w sobie chude (i być może giętkie) ciało. Bo przecież nie da się przeciągać tego w nieskończoność.

Właściciel kapelusza podskoczył, pozwalając podcięciu swobodnie wyminąć jego dolne kończyny. Za nic w świecie nie zdążył się jednak przygotować na strzał błękitnego Ki, ukształtowanego niczym broń. Twór energii wbił się głęboko w jego prawy bark i omal nie wyrwał starszego kombatanta z butów. Noszony płaszcz zyskał właśnie kolejną dziurę, zaś Esach odskoczył, sycząc trochę jak wąż i trzymając się za świeżą ranę. Ranę z której wciąż unosiły się niewielkie smugi dymu. Cios zdawał się go bardziej zirytować niż zranić, choć oznaki tego ostatniego też były całkiem widoczne. Przyjął więc postawę defensywną i tym razem to on starał się czekać na kolejny ruch wroga.

Loto widząc efekty poczuł zmieszane uczucia. Poniekąd uderzenia faktycznie odnosiły efekty, z drugiej jednak strony, poziom z jakim przeciwnik znosił ból, mógł bardzo wydłużyć potyczkę. Trudno, da się coś wymyślić. Android pochylił się do ziemi, niczym przed walką z Tiarą i wybił się w przód rozpoczynając względnie zwykłą szarżę. Istniała niewielka możliwość, że nasz mały wojownik z Ligii Bezdomnych wymyśli coś aby dobrze uderzać lewą ręką, była to wciąż jednak szansa zbyt mała aby wziąć ją na poważnie, skoro przedtem przeciwnik nie zdradzał takich możliwości. Loto dobrze przygotował się do uderzenia prawą pięścią, jednak raczej nie o to mu chodziło, biegł z prawej strony względem ustawienia przeciwnika, miał zaś zamiar otworzyć dłoń tuż przed oponentem i sparaliżować mu łydkę uderzając drugą pięścią od dołu. Choć to był plan teoretyczny, najbardziej logicznie będzie, gdy wróg odskoczy, jeżeli zrobi to w lewą stronę, otworzy się na cios drugiej pięści w kierunek twarzy. Względny odskok w lewą nie przyniesie mu raczej pożądanych efektów, a próba przeskoczenia za Loto na logikę nie zmieni zbyt wiele, gdyż android będzie musiał się tylko odwrócić. Kości zostały rzucone.

Rozumowanie Loto okazało się słuszne. Jego przeciwnik faktycznie odczytał przeprowadzany atak, a przynajmniej jego pierwszą część. Otrzymania mocnego haka w twarz już niestety się nie spodziewał, a dostarczona siła była wystarczająca żeby cisnąć jego lichą formą kilka metrów w tył. W chaotycznym akcie odwetu, Esach zamachnął się prawą dłonią. Uwolniona emanacja zielonkawej energii miała rozmiary kuli do kręgli. Bezbłędnie trafiła androida w żołądek, w skutek czego został oderwany od ziemi i również posłany do tyłu. Obaj mężczyźni zatrzymali się tuż przed zewnętrznymi ramami, po dwóch całkowicie przeciwnych stronach areny. Loto zdawał się trzymać nieco lepiej niż osobnik w prochowcu. Esach ciężko dyszał i zdawał się ledwie stać na nogach. Android wiedział jednak, że w takich sytuacjach powinien uważać. To mogła być zwyczajna sztuczka.

Zbyt wcześnie, zdecydowanie zbyt wcześnie. Ale czy to było ważne? Błękitnowłosy podniósł się bez słowa na obie nogi, ignorując fakt, że jak tak dalej pójdzie z oraniem podłoża to zetrze sobie kabel od słuchawek, co może źle wpłynąć na jakość ich funkcjonowania, a na pewno gumowej izolacji. Nie czekając nawet pierwszej sekundy wybił się w przód, stąpając wyraźnie po ziemi. Jeśli Esach nie wykona ruchu, przegra. W końcu wygląda na realistycznie zmęczonego. Nie interesowało to jednak Loto, w rzeczywistości czekał aż ten wykona swój ruch. Tylko po to, aby wybić się w górę z siłą Ki, i wykonać typową dla niego sekwencję ruchów - kopniak z nieba, młynek w tył nóg, kolanem w brzuch. Już nie raz preferował tą kombinację ciosów, a jeżeli się nie powiedzie będzie zmuszony natychmiastowo odskoczyć w tył, nie chciał skończyć poza areną. Przeciwnik androida nie był od niego silniejszy, gdyby przeszedł dalej zginąłby w trakcie walk. Jednak człowiekowi części nikt nie wymieni, lepiej, aby odpadł nim trafi na prawdziwe zagrożenie.

Chociaż Loto snuł wyjątkowo zawiłe plany następnego ataku, nie musiał wysilać się aż tak bardzo. Wszystko zakończyło się wraz z wyprowadzeniem pierwszego kopniaka, którego to osobnik w podniszczonej odzieży bezskutecznie próbował uniknąć. Dostarczona siła była wystarczająca żeby wyrzucić Esacha za turniejową matę i pozbawić go szans na zwycięstwo. Android nie mógł właściwie uwierzyć, że poszło tak łatwo. Obecna walka stanowiła dość ciekawy kontrast do potyczki stoczonej niedawno z Tiarą.
- Ostatnia walka drugiego etapu zakończona. Zwycięzcą został Loto, dobra robota. Po krótkiej przerwie na posiłek i odpoczynek rozpocznie się etap trzeci.
Sędzio-medyk po raz kolejny powtórzył swój wywód, jakby na dobre zacięła mu się płyta. Kapelusznik rozmasował swój żołądek i mruknąwszy coś nieprzychylnego pod nosem oddalił się od ringu. Tłum zaczął klaskać brawo blękitnowłosemu młodzieńcowi.

Loto był wyraźnie zdziwiony prostotą i przewidywalnością tej walki. Był to chyba pojedynek, który zakończył się najzwyczajniej z wszystkich jakie miały miejsce od eliminacji. Z drugiej strony uśmiech zagościł na jego twarzy wraz z myślą, że na tym turnieju były jednak osoby chcące powalczyć dla sportu, czy też w celu zdobycia nagrody w sposób zwykły. Drugą stroną medalu był fakt, że nikt taki już tutaj nie pozostał, każdy, kto jeszcze tu gości ma w sobie coś szczególnego, co nie daje możliwości spokojnego pożegnania bitki. Shadow lubujący zabijać osoby nie dostarczające rozrywki, Ragget nie mająca doświadczenia, którą Android z chęcią spytałby, po co walczy, skoro widziała już jakiego typu jest ten turniej. Cris, który myśląc o honorze i swoich zasadach moralnych ocenia ludzi, a nie ramy jakie zostały im dane do wykorzystania. Tiara, która była silniejsza zaledwie od Loto i wkrótce odpadnie. Z osób mających trafić do trzeciej rundy, Android nie pamiętał już ani jednej więcej. Zmrużył oczy powoli rozpoczynając regenerację energii utraconej na strzał w bark przeciwnika. Na obecną chwilę to wszystko. Po prostu.
 
Highlander jest offline  
Stary 12-10-2010, 14:23   #60
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
Zszedłem z maty. Cóż zrobić - przegrana to przegrana. Nie było mi z tym jakoś szczególnie źle, choć czułem się trochę głupio ze względu na Daisuke. Kiedy przegrał chciałem pakować się i wyjeżdżać stąd od razu. Ten jednak ze wzrokiem pełnym determinacji złapał mnie za ramię i powiedział, że jeśli naprawdę jestem jego przyjacielem to stanę do walki. Zwłaszcza, że jego wyszło iż będę walczyć z jego nemezis. Teraz jednak gdy było już po wszystkim i szedłem do moich bliskich widziałem w ich spojrzeniu zawód. Lekki, ale nie na tyle bym go nie zauważył.
-Zrobiłeś co mogłeś... - podsumował Daisuke kiedy już usiadłem obok niego i Natsumi. Zapadła z lekka niezręczna cisza i chyba jakoś nikomu nie śpieszyło się za bardzo by ją przerwać. Jeśli chodzi o Daisuke nie dziwiło mnie to za bardzo. Chłopak przyjechał pełen marzeń i zapału a został zmieciony z maty przez małoletnią dziewczynkę w pierwszej rundzie. Jego najlepszy kumpel, któremu nie zależało na turnieju wcale dotarł zaś do drugiej rundy - czyli okazał się być lepszym od niego. Musiało mu to wjechać strasznie na dumę, ale nie mógł zrobić nic by zmienić ten stan rzeczy. Z kolei Natsumi musiała być tak na mnie wkurzona, że wolała milczeć. Pewnie gdyby zmusiła się do jakiegoś komentarzu padłyby słowa których lepiej nie wypowiadać. Nigdy. Liczyła, że wygram. Naprawdę w to wierzyła i była tego pewna tak samo jak tego, że po dniu jest noc. Cieszę się naprawdę, że pokładała we mnie tyle nadziei. Niemniej jednak zawiodłem jej oczekiwania a ona tego typu sprawy bardzo przeżywa. Najlepiej więc było siedzieć cicho i pozwolić by każdy pogrążył się w swoim małym świecie do momentu kiedy nie opadną - przynajmniej te pierwsze - emocje.
-Jedziemy do domu? - zapytałem nieśmiało. Nieważne co było trzeba przecież postanowić co dalej.
-Chcę zostać i obejrzeć resztę walk. - odburknął Daisuke. Nie pozostało mi nic innego niż tylko mu przytaknąć. Nie chciałem jeszcze bardziej pogarszać sytuacji co wcale nie byłoby takim trudnym osiągnięciem.
-Natsu...
-Nie odzywaj się do mnie. - i tyle jeśli chodzi o próbę nawiązania kontaktu. Westchnąłem ciężko i zacząłem się tempo wpatrywać na matę. Za chwilę powinna rozpocząć się kolejna runda i chociaż to do mnie nie podobne z całego serca żałowałem, że nie będzie mi dane wziąć w niej udziału.
 
Famir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172