Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 21:53   #35
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Te kilkaset metrów, które wiedźmini przebyli, by wbić się w stado kikimor wydawało się ułamkiem sekundy. Klingi natychmiast błysnęły posyłając kolejne stwory na boki. Starcie nie było trudne, jednak jak zawsze nie obeszło się bez otarć i małych skaleczeń.
Kiedy w końcu przebili się przez stado, ponownie przyspieszyli, starając się nadrobić stracone sekundy ucieczki.

-Trzeba jak najszybciej opuścić to miejsce.- usłyszał głos Galena, po czym wykrzesał ze swojego organizmu kolejne pokłady energii, aby zwiększyć i tak mordercze już tempo biegu.

Kilka chwil później obaj wiedźmini dostrzegli chwiejące się przed nimi drzewo. Wyglądało na to, że konar zaraz runie.

-Za dużo kurwa przypadków jak na jedną noc! To kolejna pułapka! Nie doceniliśmy skurwysyna, to LICHO!

„Racja...”- pomyślał. To ono musiało zwabić smoka i wystraszyć kikimory. Brego wiedział, że muszą pozbyć się go, bo inaczej nie da im spokoju przed długi czas, sprowadzając na nich same kurestwa. Musieli je znaleźć, jednak nie było to takie proste. Głos Licha może być bardzo wyraźny, jednak sama postać może znajdować się wiele kilometrów dalej...

-Odskakujemy w prawo!

Głos towarzysza wyrwał go z myśli. Wiedźmin instynktownie rzucił się w bok, jak krzyknął towarzysz. Dopiero po chwili zorientował się, że mało co nie zwaliło się na niego drzewo. To samo, które wcześniej się kołysało.
Brego wiedział co to oznacza. Licho musiało zwalić to drzewo, więc musiało gdzieś tam być. Wiedźmini wiedzieli, że mimo wierzeń wieśniaków, Licho można zobaczyć, a nawet dotknąć. A jeżeli można dotknąć to można i zabić...

Towarzysze przebiegli do złamanego konara, w poszukiwaniu źródła gówna w jakie się wpakowali. Brego wskoczył na konar z obiema klingami w dłoniach. Zmęczenie zaczynało dawać znaki o sobie. W mięśniach pojawił się zakwas, oczy piekły od wiatru i kurzu, a w ustach czuć było suchość.

-Nie jestem pewien, czy bestie przestaną nas gonić, gdy licho padnie!- zawołał do towarzysza- Jak tylko padnie biegniemy dalej. Musimy oddalić się stąd jak najszybciej i gdzieś odpocząć- dodał dysząc.

Wytężył wzrok, zaglądając w ciemność. Ono gdzieś tam było i wiedziało, że wiedźmini są blisko.
 
Zak jest offline