Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2010, 23:55   #4
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Stała przed zwierciadłem przyglądając się krytycznym wzrokiem swej nowej sukni. Musiała przyznać, iż krawcowa wykonała dobrą robotę i nie dała ponieść się swym pomysłom, by uczynić ją bardziej zmyślną. Morgainne zdecydowanie wolała proste kroje, a ten strój taki posiadał. Dotknęła materiału czerpiąc radość z miękkości jedwabiu.
Nieczęsto miała okazję chodzić w takich tkaninach. Nieczęsto bywała też na balach. Spojrzała jeszcze raz na swe odbicie. Nie znalazłszy żadnych niedociągnieć w stroju i fryzurze skinęła swemu odbiciu i wyszła z pokoju.



***

Główna aula wypełniona była szmerami rozmów, łagodnie płynącą muzyką i co rusz wybuchającym gdzieś śmiechem. Goście bawili się wspaniale, a cała rodzina zdawała się podzielać ich nastrój. Cała, za wyjątkiem Benedykta, który wyglądał na zmartwionego.
A może to tylko zmęczenie?
Starała się obserwować Amberytów, ale maski na ich twarzach musiały być perfekcyjne, gdyż niewiele z tych obserwacji wyniosła. Jedynie, to iż dwójka jej kuzynostwa trzymała się razem: Caitlinn i Connley. Corwin, który towarzyszył jej podczas przechadzek po sali, stwierdził z uśmiechem, by dała sobie spokój. Rozmowy z wujem były miłym przerywnikiem pomiędzy tańcami, dysputami z gośćmi i siedzeniem przy stole z resztą rodziny. Nie mogła jednak zgodzić się z tym, by przerwać dyskretne obserwacje. Jej uwagę przyciągali również posłowie z Dworców Chaosu, których obecność traktowała jako konieczność dla utrzymania równowagi. Miała swoją teorię na ten temat i może kiedyś będzie próbowała ją sprawdzić. Pamiętała jednak radę Aleksandra, więc szybko zakończyła obserwacje tych gości.

***

Świętowanie przeniosło się do stołów, przy których co rusz wznoszono toasty za królową.
Morgainne dałaby wiele, by móc być teraz przy Vialle. Siedziała jednak ze swą rodziną i z uprzejmym uśmiechem na twarzy dyskutowała o wszystkim i niczym. Tym razem zdołała zauważyć, że niektórym amberytom pomysł wspólnego siedzenia przy jednym stołem nie przypadł do gustu.
Czyżby animozje były aż tak silne?
Większość zdawała się jednak bawić doskonale. Morgainne została poproszona o opowiedzenie czegoś o sobie. Zaczęła więc mówić o Wyspie Kapłanek, na której spędziła większą część swego życia. W czasie opowieści w jej głosie można było wyczuć tęsknotę, a na twarzy błąkał się delikatny uśmiech, choć wcześniej zdawała się w pełni panować nad swymi emocjami.
Monotonia życia kapłanek nie zainteresowała jednak rodziny jakoś szczególnie i po chwili zmieniono temat.

Radosną atmosferę przerwało nadejście kolejnej burzy. Zza stołu obserwowała jak przerażeni ludzie pędzą do okien, by obserwować żywioł. Chwilę później pojawili się Benedykt z Julianem.
Mina pierwszego wuja przeraziła ją, a gdy usłyszała o śmierci Vialle zastygła w bezruchu przeklinając siebie w myślach za głupotę.
Gdybym z nią tam była... Może miałaby większe szanse... Gdybym...
Opuściła głowę w głębokim smutku, a usta same zaczęły szeptać litanię za zmarłych. Umysł gorączkowo próbował znaleźć rozwiązanie tej sytuacji.
Może tam iść? Może jeszcze nie jest za późno?
Chciała poderwać się z krzesła i ruszyć za wujami, ale pozostała na miejscu, jak wszyscy.
Spojrzała na rodzinę czując przez krótką chwilę czyjś wzrok na sobie. Zapanowała cisza, choć wokoło nich huczało. Goście żywo dyskutowali o magicznej burzy i nietypowej porze, w której się pojawiła, a amberyci przyglądali się sobie w milczeniu.
 
Blaithinn jest offline