Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2010, 12:13   #83
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Strach. Krew. Ból. Wiara. Skwar. Bóg. Ból.
Loa skłębione wokół niej. Wewnątrz niej. Bogowie... każda komórka ciała Dolores Esperanzy Ruiz wzywała waszych imion. Do Oguna uciekała się niechętnie, ale mimo świadomości kosztów, był jej wyborem. Modliła się. Pogrążona w transie, w którym pojawił się nowy rytm. Obcy, a przecież bliski. Tyle zdążyła pomyśleć, nim ulica zmieniła wygląd. Było gorąco. Potwornie gorąco. Kłęby emanacji demona wyglądały jak dym. A może nim były? Zaszarżował na nią z całą piekielną siłą. „Zabije mnie!” pomyślała. I wtedy stał się cud. Siła wypełniła jej duszę w chwili, gdy demon był o krok. Łaska zdetonowała się w niej jak pieprzona bomba atomowa w Hiroszimie. Uderzenie było tak silne, że na kilka sekund nabrała przekonania, że musi już nie żyć. Gdyby nie obcy rytm, wyrwałoby ją z butów jak nic. Słodko. I wtedy osunęła się na chodnik z krwią kapiącą z nosa. Beton. On był prawdziwy.
Ktoś szarpał jej ciałem.

CG pochyliła się nad Ruiz, sprawdziła tętno, klepnęła lekko twarz.
- Ocknij się Dorotko. Przestań bujać w obłokach i wracaj do pieprzonego Kansas.
Nie otwierając oczu, stuknęła obcasami.
- Trzewiczki nie działają.
Lawrence szarpnęła Lolę do pozycji siedzącej.
- Jeśli marzy ci się samobójstwo daj znać, kupię ci kurwa sznur - warknęła kipiąc złością. - Startować do demona? Demona Ruiz?! Myślałam, że coś tam ci siedzi pod czaszką, teraz mam wrażenie, że twój łeb to jebana wydmuszka!
- W takim razie nie powinnaś tak wrzeszczeć. Echo gotowe mi powybijać zęby - skontrowała, przeturlawszy się na kolana. - Kurwa - stwierdziła wymownie. - Wolałabyś może pokręcić się na karuzeli razem z wampirem?
Owszem Ruiz. Wolałabym karuzelę z tuzinem pijaw. Demon to kurwa inna liga! Przed nimi się spierdala a nie podchodzi do pierwszego rzędu jak na jebanym koncercie dla małolatów żeby mieć lepszy widok na scenę! Jeśli tego nie rozumiesz to może nie nadajesz się do tej roboty?
Zdjęła kapelusz i nerwowo zaczesała dłonią jasne niesforne kosmyki.
- Kurwa! - zaklęła znowu gapiąc się z wyrzutem na Dolores. - On ci tego nie daruje Ruiz. Myszka waśnie przepędziła lwa, i jak myślisz, co zrobi pierdolony król dżungli? Zeżre cię przy pierwszej sposobności! Nie puści ci tego płazem. Jak przyjdziesz do domu to lepiej od razu zarżnij kurczaka i odpierdol jakiś rytuał żeby stać się - ostatnie zdanie krzyknęła znacznie głośniej niż zamierzała - NIE-WI-DZIA-LNA! Bo on cię znajdzie, przeżuje, połknie i nawet nie beknie!
- Callate! - mruknęła Dolores, gramoląc się z kolan. Nie uważała się za bohaterkę, ale traktowanie jej jak małe dziecko było w jej mniemaniu przesadą.
- Jesteśmy w Anglii - mruknęła CG - czemu nikt w tym kraju nie mówi po angielsku?!
Odpowiedział jej tylko niosący się po ulicy odgłos kroków Loli, która z pewną dozą złości ruszyła w kierunku auta grupy regulatorów.

Z kimś rozmawiała, ktoś podrzucił je w miejsce randki z GSR-ami. Jechali do MR-u. Niewiele z tego pamiętała. Kawa i batoniki z automatów nie były magiczne. Siedziała na oświetlonym jarzeniówkami korytarzu, tępo wpatrując się w ścianę. Uczucie rozbicia na atomy nie chciało ustąpić.
- Wracasz?
CG. Po co do cholery pytała. Jakie to mogło mieć dla niej znaczenie?
- Nie.
- Jak chcesz.

Westchnęła gdy Lawrence paląc kolejnego papierosa zniknęła za zakrętem korytarza. Zesrało się na amen. Odgasiła papierosa i ruszyła w kierunku celi, w której zameldowano Udo. Przez dłuższą chwilę przyglądała mu się uważnie, weneckie lustra potrafiły być naprawdę użyteczne. Skurwiel wiedział. Inaczej nikt nie zawracałby sobie głowy posyłaniem za nim demona. Pytanie brzmi, ile uda im się z niego wyciągnąć. Przyszło jej na myśl, że powinna za dnia wybrać się na Rewir. Demon nie wziął się znikąd. Ktoś, gdzieś musiał go przywołać. Musiał zostawić ślady.

Wyszła z ministerstwa znacznie później niż reszta. Trzy długie, spędzone na chodniku pod państwowym gmaszyskiem minuty spędziła na zastanawianiu się, dokąd mogłaby pójść. Machnęła ręką na leniwie toczącą się taksówkę. Wyrecytowała adres i z ulgą rozparła się na tylnym siedzeniu.

Stanęła pod drzwiami i policzywszy do pięciu (może wierzyła, ze strzeli w nią piorun i sprawi, że zmądrzeje?), zapukała gwałtownie. W uchylonych drzwiach ukazała się znajoma twarz. Weszła do środka i nie siląc się na większe grzeczności, ruszyła do łazienki rozbierając się w locie.

Rana była głębsza, niż podejrzewała. Zdjęła z wieszaka jeden z ręczników i zwilżywszy go pod kranem, oczyściła nabrzmiałą wzdłuż brzegów rozdarcia skórę. Pochyliła się nad torbą. Po dłuższej chwili udało się jej znaleźć Zestaw Małego Chirurga oraz flaszkę rumu. Wyciągnęła korek zębami i solidnie pociągnęła. To będzie bolało.
W poczerniałym łazienkowym lusterku zobaczyć można było, jak zagięta lekarska igła, błysnąwszy w słabym świetle łazienki, wbija się w żywe ciało kobiety.
Zacisnęła zęby na korku. Kurwa, co za ból! Nić prześlizgnęła się przez tkankę z nieprzyjemnym odgłosem, podrywając włoski na karku Latynoski na baczność. Stwardniały jej sutki. Opanowując odruch niekontrolowanego krzyku, z precyzją dokończyła pierwszy szew. Jeśli miała nadzieję, że z drugim pójdzie łatwiej, to szybko się jej pozbyła. Mimo kolejnego łyku alkoholu, każde następne wbicie igły w gorącą i obolałą skórę, było trudniejsze niż poprzednie. Zanim skończyła, jej śniada skóra pokryta była kropelkami potu.
Bolało jak sam skurwysyn.

Spływająca z góry z cichym poszumem letnia woda spłukiwała z jej śniadej skóry cały cholerny dzień. Zaschnięta krew ustępowała pola wodzie i Dolores czuła, jak jej mięśnie zaczynają się rozluźniać. Zabarwiony rdzawo wir u odpływu brodzika nieprzyjemnie kojarzył się z wydarzeniami wieczora. Nie myśl o tym, Lola, nie ma sensu. Przemyślisz to, kiedy przyjdzie pisać raport. Nie teraz. Nie cofniesz czasu. Po trzecim namydleniu i spłukaniu piany uznała, że jest dostatecznie czysta. Nie zastanawiając się nad obrzydliwością tego gestu, wyczyściła zęby szczoteczką Trisketta. Kubańczycy, jak łatwo się domyślić, nie są drobiazgowi. Zawinęła się w przyniesiony przez gospodarza ręcznik i zgasiwszy światło w zaparowanym na amen pomieszczeniu, podreptała do salonu.

*

- W takim razie skorzystam. - Podniosła się z kanapy, jedną ręką przytrzymując na piersiach ręcznik. Obróciła się w progu i z nieco niewyraźną miną rzuciła - Dzięki.
- Nie ma sprawy. Zaglądnij do szafy, któryś z podkoszulków się nada w sam raz do spania. – Rozmowa nie kleiła się zbytnio. – Budzik na ósmą?
- Jak uważasz - rzuciła przez ramię.

Była wkurzona. Naprawdę wkurzona. Było jej też przykro. Nie doceniali jej. CG zwyzywała ją publicznie, a Gary... cóż, może była głupiutka, ale spodziewała się po nim większego zainteresowania. Sypialnia przypominała Gotham po przejściu tornada, ale to w zasadzie nie robiło jej żadnej różnicy. Wróciła myślami do tego, co wydarzyło się tam, na ulicy. Została dotknięta przez swojego boga. Bogów, bo gdyby nie Ogun, mogłoby się to skończyć o wiele gorzej. Po raz pierwszy tak intensywnie przeżyła trans. Ufała bogom vudu, ale ten skok to było szaleństwo w czystej postaci. Nie wylądowała na dnie ze złamanym kręgosłupem tylko i wyłącznie z powodu cudu, który się wydarzył, choć wcale nie musiał. Czemu to zrobiła? Naprawdę nie było innego wyjścia? Czy może czuła się tak mało warta, że zrobiłaby wszystko, żeby zyskać ich uznanie? No. Brawo. Efekt kompletnie odwrotny.
Przyłapała się na tym, że ogryza paznokieć.
Była tu kompletnie obca. Fakt, którego nie da się ukryć. Gdyby teraz, w tym właśnie momencie, ktoś ją po prostu wykasował, wymazał, wyciął, ich życie toczyłoby się dalej. Zupełnie normalnie, bez żadnych dramatów. Stanowiła w całej tej układance tylko jeden niewielki element. Tysiąc pierwszy puzzel.
Myśli galopowały, a ciało płonęło. Ogun upominał się o swoją część. Wyjątkowo gorzko pożałowała, że nie ma niczego na sen.


Przewracał się pół nocy na kanapie. Rozmowa im wyszła przepięknie. Jakby z dawno niewidzianą nauczycielką z podstawówki. Tylko czemu przed oczami ciągle się pojawiał czerwony szaliczek Loli? W końcu wstał i usiadł na skraju. Potarł skronie i poszedł do łazienki. Nie wiedział jak to się stało że zaglądnął do sypialni. Wszedł cicho i sprawdził czy wszystko w porządku. Nie skorzystała z żadnego z ubrań. Nie mogła zasnąć. Dryfowała pomiędzy złością a jeszcze większą złością. Drgnęła, gdy drzwi do pokoju otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Odruchowo pomyślała o emanacji, ale tym razem na progu stał człowiek. Musiał wiedzieć, że nie śpi. Ok. Obracasz się chłopie na pięcie i wychodzisz. Przecież to nie ma sensu, wszystko się popieprzy. Jednak dalej szedł naprzód, bez słowa. Podniosła głowę, burza czarnych loków rozsypała się po poduszce. Prześcieradło zsunęło się odsłaniając ciemnomiodową skórę. Podszedł jeszcze bliżej. Zawahał się przez chwilę. Patrzył na nią, a adrenalina znów zaczynała powoli huczeć w skroniach. W końcu pochylił się dotknął delikatnie jej policzka i pocałował jej usta namiętnie i z pasją. Przymknął zaraz oczy, jakby spodziewając się prawego prostego.
W końcu. Może gdyby się chociaż przez moment zastanowiła, spotkanie w ciemnościach przebiegłoby inaczej, ale chwila działa się właśnie tu i teraz, więc Dolores z cała pasją i furią, jaką mogła z siebie wykrzesać, odwzajemniła pocałunek. Gdyby byli ze stali, musiałyby się sypnąć iskry. Złapała go za kark i pocałowała raz jeszcze. Wywinęła się spod przykrycia i bez zbędnych dywagacji pociągnęła Trisketta ku sobie.
Gary przycisnął ją ciężarem swego ciała, upajając się zapachem jej włosów i elektryzującym dotykiem chłodnej skóry. Dłoń zaczęła błądzić po jej nagim ciele, pieszcząc piersi i zachłannie posuwając się coraz niżej i niżej. Usta cały czas wpijały się w jej wargi w namiętnym pocałunku. Po chwili zaczął całować i kąsać lekko szyję, płatek ucha. Pożądanie wzbierało namiętną falą. Drugą dłoń wsunął pod jej plecy i nagle poderwał ją jakby ważyła tyle co piórko. Położył się na plecach a jej uda zacisnęły się na jego biodrach. Oparł się na łokciach i pocałował ją znowu, krótko, zachłannie. Opadła na niego z westchnieniem. Nachyliła się nad nim, odwzajemniając pieszczoty. Zaśmiała się dziko, odrzucając w tył ciemne loki. Wiedziała, ze patrzy i że podoba mu się widok. Kołysała biodrami w z początku sobie tylko znanym rytmie, spijając należny jej zachwyt. W poświacie sączącej się zza okna wyglądała jak egzotyczna bogini. Gary pieścił jej nagie ciało, czarne loki spadały delikatną kurtyną na jego twarz. Gorący, przyspieszony oddech palił jego policzki. Ruchy stawały się coraz szybsze, gdy poddawali się żądzy i namiętności. Gary zaplótł ramiona na jej plecach, przyciągając rozgrzane ciało do siebie. Podniósł ją lekko i przeturlali się po materacu. Całował znów jej szyję, wpijał się w usta. Wulkan energii, latynoska krew.
Trzeba było przyznać, że z tego punktu widzenia skłonna była uwierzyć przynajmniej w część opinii, jaką wystawiła Gary'emu CG. Z rozkoszą poddała się jego sile. Syknęła cicho, gdy zahaczył ustami o równiutki szew, ale bynajmniej nie wytrącił jej to z nastroju. Złapała go za tyłek, który zdecydowanie lepiej wyglądał bez warstwy ubrań i orząc paznokciami, przyciągnęła go zachłannie. Była już naprawdę bardzo blisko zupełnej utraty kontroli. Zawzięcie odpowiadała jego pchnięciom, unosząc biodra. W swojej zapalczywości była dla niego co najmniej równorzędną partnerką. Coraz bliżej i bliżej. Czuła, że dużo dłużej nie wytrwa. Jęcząc z zaprawionej wściekłością rozkoszy wbiła zęby w jego nagi bark. Należało mu się.
Krew tętniła w skroniach. Wbijające się paznokcie tylko wzmagały szaloną nieokiełznaną rozkosz. Pokryte warstewką potu nagie ciała splatały się w rytmie uniesień. Białe ząbki na ramieniu spowodowały że jęknął cicho i jeszcze głębiej naparł na nią biodrami. Poruszał się ostro, gwałtownie. Wyzwalała w nim dziki, zwierzęcy instynkt. Szybko, coraz szybciej. Czuł że spełnienie nadchodzi jak wybuch supernowej. Jęki Loli wzmagały się coraz bardziej.
Sfiniszowali z hukiem. Gary opadł na nią na poły bezwładnie, gdy walczyła o oddech. Dudniło jej w uszach. Z pomrukiem zadowolenia i niemałą pomocą wątłych mięśni Loli, Triskett odturlał się na bok. Leżeli w ciemnościach z milczeniu. Czuła jak mięśnie wciąż jeszcze kurczą się jej rytmicznie tworząc echo orgazmu. Bosko. Rano pewnie tego pożałują oboje.
W ciemności rozległ się znajomy trzask odpalanej zapalniczki.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline