Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2010, 12:41   #25
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Mój umysł walczy ze snem. Lecz ciało zmęczone całym dniem osuwa się w odrętwienie.
Powieki opadają ciężko niczym stopy Tytana, bez skrupułów wdeptującego w ziemię wrogów ludzkości.

Otwieram ponownie oczy - mózg w panice stara się pracować. Sięgam na zewnątrz swej celi - czuje innych, kołysanych przez sny i dryf kosmicznej pustki. Prawie czuje ich spokój, unoszę się na fali podświadomej ciemności...

Znów otwieram oczy - z trudem i tylko do połowy. Tak bardzo pragnę wytchnienia. Lecz czasem, gdy wracają wspomnienia, odpoczynek zmienia się w torturę. Sen w koszmar...

Zapadam się w ciemność podświadomości. Zanurzam się w oceanie załamanej przestrzeni i zatrzymanego czasu. Dryfuję tak niby bez końca, aż nagle pustka eksploduje dźwiękiem - odległym hukiem artylerii. Echem wybuchu w zaśnieżonych górach.
Powoli docierają do mnie też inne dźwięki - rozkazy wykrzykiwane przez dowódców plutonów, jęki rannych, syk wystrzałów karabinów laserowych.
Otwieram oczy.
Ostry błękit wdziera się do świadomości, mróz szczypie w policzki i przesiąka ubranie. Obłoczki pary ulatują z mych ust kotłując się przez chwilę na linii rozbieganego wzroku.
Ktoś krzyczy, unosi mnie ze śniegu. Widzę biel ochlapaną szkarłatem, jak płótno, na które ktoś rozlał farbę. Ale to nie obraz, to pulsujący życiem pejzaż cierpienia lodowej planety. Świata na którym umierają moi towarzysze, wykrwawiają się przyjaciele upada 19-nasty regiment Kudruńskich Janczarów.
Widzę jak Sten zwala się w śnieg trzymając się za wielką ranę ziejąca w piersi, tuż obok jego szybko stygnącego ciała, widzę zamarznięte oblicza żołnierzy, którzy zginęli w pierwszej fali szturmu. Milo, Fitch, Boren, Krauze... Wszyscy martwi.
Ktoś siłą wciąga mnie do okopu odrywając mnie od zakrzepłych twarzy moich braci.
Świat wiruje płatkami śniegu, pulsuje błękitem, bielą i szkarłatem. Wyślizguje się spod moich stóp i otula mrozem...

Z rowu widać góry.
Błękitno szare, pulsujące niczym organ olbrzymiej bestii. Drapieżnika głodnego naszych dusz.
Wpatruje się w nie martwym wzrokiem, nie czuły na jęki rannych, widok krwi i rozerwanych ciał. W głowie pulsuje tylko jedna emocja. Niczym żarłoczny wąż z płomieni, owijający się wokół mego kręgosłupa, który pełźnie od lędźwi ku piersi. I dalej, dalej - aż do podstawy czaszki. Tam rozwiera paszczę i wbija kły w nagą tkankę mojego jestestwa. Tak płonie święta nienawiść, pobłogosławiona przez Imperatora. Płonie moja dusza i płonie świat w około...

Wdzieramy się do bastionu ich niewzruszenia. Biel naszych mundurów ściga się z żółcią ich pancerzy. Szkarłatne i błękitne smugi światła krzyżują się rozświetlając korytarz. Odłamki świszczą w powietrzu, rozrywając ciała na strzępy. Wszędzie wrzask, kwik, karminowa mozaika krwi i jedna niezmordowana litania Komisarza - "Nie ustąpicie pola, życie i honor uzyskacie tylko prąc na przód w imię Imperatora. Cofając się spotkacie tylko śmierć tchórzy!"
Brodzimy więc wśród krwi i ciał towarzyszy broni. Nasze pancerze, niczym śnieg pokryte szkarłatem i plugawym osoczem wroga. Przede mną łańcuchowe ostrze sierżanta wgryza się w żółć obcego pancerza. Posoka tryska na ściany, Gwardzista napiera na jelec nie zważając na krzyk mordowanego. Jego agonia dodaje nam odwagi.

Jęzor ognia tryska z miotacza który podnoszę z martwych rąk leżącego gwardzisty. Szklany wzrok żąda zemsty.
Promethium zalewa korytarz i nadciągające posiłki obcych. I choć broń wypada z mojej ręki, pożoga rozszerza się przede mną porywając wykrzywione w bólu twarze wrogów. Ich ciała skwierczą, smażą się pod pancernymi płytami, błękitna skóra marszczy się i pęka. Tlące się ciała opadają na stalową posadzkę.

Ogłuszający huk wstrząsa moim światem, odłamki tną pancerz i skórę. Krew zalewa cały mój świat. Lecz ręce płoną nienawiścią. Samotne ogniste pociski uderzają w szarżujących napastników. Jeden, drugi, trzeci i czwarty. Dopiero potem, znów szkarłatne smugi, ja jednak
widzę już tylko stal podłogi...

Otwieram oczy. Spocony, zmęczony, skulony na niewielkiej koi w celi statku. Spoglądam na delikatną skórę moich dłoni. Zsuwam się na posadzkę i drżącą wyjmuję spod poduszki nóż.

Zamykam oczy
- tym razem w pełni świadomy i dziękuje Ci, Boże - wieczny zbawco ludzkości, Mój Imperatorze, za kolejny dzień, w którym dusza płonie jasnym ogniem w moim umęczonym ciele. Dziękuję za życie i błagam o wytchnienie.
Jedyne co mogę dać w zamian to moja krew...

Spoglądam na karmazynowe klejnoty spływające po smukłych palcach prawicy, nóż wodzi po bliznach zostawionych przez rytuały młodości - ja sam kreślę nową ścieżkę do oświecenia, modląc się by ustąpił ból.
Ten psychiczny...

***
Potem są korytarze. Tętniące aorty przedwiecznego statku. Kraken. Sunący leniwie w pustce kosmosu cud pradawnej technologii. Wolne miasto - bez planetarnych okowów, bez grymasów natury, dom dla setek tysięcy dusz.
Choć Kraken nie był nigdy wolny od wpływów Imperialnego Credo i polityki Świętej Terry, był jednak czymś innym. Nie manufakturą, światem agrarnym, czy wypoczynkowym rajem dla zblazowanej arystokracji, był i jest czymś po prostu innym - jedynym w swoim rodzaju.
Gideon Ariiman cieszył się z powrotu do trzewi tego lewiatana. Urodził się tu, wychował i tak naprawdę tylko tu czuł jak w domu. Wśród sztucznej grawitacji i połyskujących lamp sodowych. W ciasnych zatęchłych korytarzach i szumu maszynerii. To był jego świat. Wreszcie go odnalazł.

Myśli i wspomnienia zaprowadziły go wreszcie chirurgeum. Białe sterylne ściany, lóżka i zapach medykamentów, maleńki świat agonii, ran, jęków ale i cudu życia.
- Wejdźcie Kapralu - spokojny głos kobiety rozdźwięczał w pomieszczeniu. Drobna staruszka wychynęła z jednego z bocznych laboratoriów i skinęła głową młodemu Psykerowi.
Gideon uśmiechnął się i układając dłonie na piersi w znak aquili ukłonił się siostrze Ventris.
- No siadaj chłopcze, wiem że palisz się do służby, ale muszę jeszcze sprawdzić czy się już do tego nadajesz - adeptka Ordo Hospitaller, sięgnęła a po kartę danych.
- Ściągnąć mundur - rozkazała wpatrując się w rzędy cyfr, po czym podeszła do gwardzisty i przypięła do jego piersi kilka próbników.
- oddychać powoli i miarowo - Gideon wykonywał każde jej polecenie bez zastanowienia. Zresztą nie przywykł do kwestionowania rozkazów, zbyt dobrze wiedział jak mogło się to skończyć dla Psykera.
Siostra Mariia odpięła swoje urządzenia i spojrzała na Ariimana.
- Prócz Twoich starych ran i wychudzenia nic ci nie dolega. Gdybym nie trzymała Cię tu przez trzy miesiące i nie widziała jak jesz naszą ulubioną papkę pomyślałabym, że jesteś bulimikiem. Mimo wzrostu prawie dorównującemu Astartes, trzech takich Ariimanów jak ty upchnęła bym w ich święte pancerze - pokręciła głową i parsknęła śmiechem.
Gideon uniósł się z medycznej koi i wciągając policzki oraz brzuch rozłożył ręce w parodii rezygnacji.


- Nic na to nie poradzie od zawsze byłem chudzielcem, zresztą wole pożerać wiedzę bardziej niż frontowe racje - uśmiechnął się zapinając pasek na zbyt dużych spodniach.
- Uważaj na siebie Gideonie - posmutniała staruszka - mam obowiązek przekazać ci, skoro wydaję zgodę na powrót do czynnej służby, masz natychmiast zgłosić się na pokład szósty celem odebrania sprzętu i umundurowania. W dniu dzisiejszym ktoś targnął się na życie Lorda Bohra, a na domiar złego na niższych poziomach trwają rozruchy. Krakeński regiment został zmobilizowany i już walczy gdzieś na dole. Póki co nie mamy tu rannych, ale... wiesz jak jest. - Gideon skinął głową, choć myśli i serce już płonęły do akcji.
- Na zewnątrz czeka już oficer łącznikowy odprowadzi cię do kwatermistrza a później zabierze Cię dalej, do Twojej nowej jednostki… Odmaszerować!
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 03-10-2010 o 12:46.
Nightcrawler jest offline