Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2010, 17:26   #4
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś

Całą zimę do niego ganiał. Lilith wydawało się, że prawie nie odstępował szczeniaka na krok. Złośliwie twierdziła, że niewiele brakowało, by Gh’Aa wpakował się małemu Kyrianowi do posłania. Gdyby nie obawiał się Orena, jego ojca, który najpewniej pogoniłby go widłami za kręcenie się wokół swego obejścia.

Początkowo sądziła, że to pułapka. Że chcą ich jakoś zwabić, uśpić czujność, a potem capnąć. Wściekała się na głupotę i łatwowierność kocura. Nie mogła jednak zaprzeczyć faktom. Już wiele przemawiało na korzyść tamtych w dniu, w którym wybrali się na zwiedzanie spiżarni i zawarli bliższą znajomość z jej właścicielem. Spodziewała się wtedy pościgu i nagonki, kiedy więc Gh’Aa po kilku dniach wrócił na “miejsce zbrodni” i przyniósł stamtąd wieść, iż w osadzie panuje spokój wręcz grobowy, przyjęła to z leciuchnym niedowierzaniem.

Raniony przez nią Oren, mało tego, iż nie wszczął żadnego alarmu, ale podobno nawet przez kilka kolejnych dni nie wychodził z chaty. Za to jego szczeniak bez szczególnych oporów chadzał w las. Jak gdyby pragnął ich znów spotkać. Oczywiście kocur wbrew wszelkim sprzeciwom Lilith i całemu jej obrazowo przedstawianemu czarnowidztwu, postanowił się Małemu napatoczyć. Potem poszło już z górki. Chłopak miał dar. Specyficzną zdolność, niemal niespotykaną wśród jego pobratymców. Gh’Aa miał rację tamtego dnia. Dzieciak rzeczywiście potrafił do niego przemówić. Co ciekawsze odbierał także pewne wrażenia, pozwalające mu orientować się w nastrojach i odczuciach kota. Nazwałaby to odczytywaniem myśli, gdyby nie była na tyle złośliwa, by przy każdej okazji odmawiać przyznania Gh’Aa statusu istoty myślącej, co sam Gh’Aa przyjmował z całą powagą, jako obrazę swego majestatu i despekt niesłychany.

Nawet nie spostrzegła, kiedy Gh’Aa zaprzedał się temu małemu skurczybykowi. Prawdę jednak powiedziawszy, gdyby ktoś ją zapytał, kto tu właściwie kogo oswoił, miałaby poważne trudności z daniem przekonywującej odpowiedzi. Tak czy owak, pod koniec zimy jej najbliższy, nieodżałowanej pamięci przyjaciel, biegał za Orenowym Kiryśkiem, jak - nie przymierzając - psiak podwórzowy. Na nic zdały się prośby, groźby i załamywanie rąk. Nawet przepowiednia, że skończy jako dywanik przed kominkiem nie przyniosła spodziewanego rezultatu. Przepadł z kretesem.


Góry Mroźne, 846 rok Nowej Ery, wiosna





- O co ci chodzi?!
- sapnęła zdegustowana.
- ...
Bez słowa systematycznie wylizywał szorstkim jęzorem, oczyszczoną już do cna jelenią łopatkę. Nawet na nią nie spojrzał.
- Myślisz, że co? Że gdybym łaziła tam z tobą, to by coś zmieniło? - żachnęła się prychając i sycząc.
- ...
W pełni świadomie ignorował jej obecność i jej próby nawiązania w miarę konstruktywnego dialogu, jak gdyby składała się z powietrza.
- Dlaczego mielibyśmy się w to wtrącać? To nie nasz interes. Mają własne stado. Niech tamci się o nich martwią. To ludzie, Gh’Aa! Słyszysz mnie? Tylko ludzie. Wszędzie ich pełno. Można ich sprzedawać na pęczki.
- Stado się nie martwi. Dla stada jest obcy. Boją się go. Dlatego wysłali łowców - warknął wyprowadzony z równowagi kocur. - Zabiją go.
- Nie wiesz, co mówisz. Gdyby chcieli go zabić, już by to zrobili. - Musiał jednak wyczuć, że nie jest tak do końca przekonana.
- Nie zawsze zabijają od razu. Czasem chwytają żywcem i zabierają - stwierdził oczywisty także dla niej fakt.
- No to niech zabierają go sobie. Może jest im do czegoś potrzebny.
Nie miała zamiaru zajmować się każdym ludzkim szczeniakiem, jakiego napotkają na Pograniczu. Tutaj życie nie było łatwe. Jeśli ktoś nie potrafił się przystosować i okazywał się niewystarczająco odporny i sprytny, musiał liczyć się z tym, że nie pociągnie zbyt długo.
- O tak... potrzebny... - W płucach kocura, aż zabulgotało przy wściekłym pomruku.
- Gh’Aa, proszę cię. Daj sobie spokój z tym szczeniakiem. Co ci po nim? Coś z tego będziesz miał? - Była wściekła na tego głuchego na wszystko durnia.
Aż przestraszyła się ryku, który po tym nastąpił.
- A co Lilith miała po Lynnoy’u?!

Na swoje nieszczęście uderzył w strunę nazbyt czułą. Wyskoczyła, jak zwolniona sprężyna, wymierzając cios ciężką łapą wprost w wyszczerzony pysk kota. Nie pozostał dłużny waląc ją w nos i chwytając kłami za skórę na karku. Po kamienistej posadzce pieczary potoczył się ryczący, charczący i warczący, pasiasto-centkowany kłąb zębów i pazurów rozrzucający w krąg żwir, strzępy spienionej śliny i wydartej sierści. Kłębowisko huknęło przeraźliwie o ławę i stół, z rozpędu zabierając je z sobą po drodze ku ścianie jaskini. Aż jęknęło.
Odskoczyli od siebie. Przypadli oboje do ziemi dysząc ciężko i łypiąc na siebie nawzajem rozjuszonymi spojrzeniami.

Minęła chwila zanim ochłonęli, zezując na przemian to na siebie, to na pobojowisko dopiero co uczynione w skalnym domostwie, które od lat stanowiło ich wspólną, niezawodną kryjówkę. Gh’Aa wstał i otrząsnął futro z resztek piachu i kurzu. Oblizał pysk przestępując z nogi na nogę. Lilith zrobiło się przykro. W końcu nie znali się od wczoraj. Spędzili ze sobą sporo czasu, nie raz wzajemnie wyciągając się z kłopotów. Znała go od czasu, kiedy był jeszcze kilkumiesięcznym kociakiem. Westchnęła przeciągle.
- Gh’Aa idzie. - Kocur pierwszy odwrócił wzrok. - Lilith idzie z Gh’Aa?
Nastrój szlag trafił.

- Zapomnij! - wywarczała. - Nie śpieszno mi na spotkanie ze Spowiednikiem. Aż tak życie mi jeszcze nie zbrzydło - odparła twardo, patrząc mu prosto w oczy, ślepiami na powrót roziskrzonymi gniewem.
Odwrócił się powoli, nie próbując nawet kontynuować dyskusji.
- Wracaj ty... ty... pustogłowy, głupi kocurze... - zżymała się spoglądając na oddalający się, centkowany zad. - Sam nie dasz rady. Naszpikują cię strzałami. Zobaczysz... Będziesz wyglądał, jak przerośnięty echinops, jełopie jeden - mówiła już w zasadzie tylko do siebie, bo kot dawno zniknął z jej pola widzenia. - To tylko ludzki dzieciak, na wszystkie demony podziemia!

Po co właściwie ciągle za nim wołała. Przecież nie zmieni zdania i nie zawróci. Znała go. Jak zły sen. Był cholerną krzyżówką barana z osłem, tylko przez przypadek podobną do kota. Między uszami miał garść łajna zamiast mózgu. Nie na darmo nadała mu imię Gh’Aa. Podobnie brzmiał nieartykułowany wrzask, jaki wyrywał jej się z gardła za każdym razem, kiedy już brakowało jej kolejnych słów na skomentowanie jego głupoty.
Ale... przecież kochała tego cymbała z kapuścianą głową... Miała pozwolić, żeby go zarżnęli i wypchali sianem?
- Aszzzz! By cię pogięło zakuty łbie! - wysyczała do siebie. - Ghhaaaaaa! - ryknęła w nieokreśloną przestrzeń...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 03-10-2010 o 18:18.
Lilith jest offline