Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2010, 18:11   #35
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Peter był szlachcicem. Przynajmniej od jakiegoś czasu. To znaczy rodzina była szlachecka od jakiegoś czasu. Od paru pokoleń, dokładniej mówiąc.
Jego przodkowie spędzali swoje życie w siodle, z mieczem w dłoni lub (o czym się mniej mówiło) na kupieckich wozach.
On sam jednak nigdy, prawdę mówiąc, nie miał okazji nauczyć się jeździć tak, jak przystało na szlacheckiego syna. Czy miało to jakiś związek z tym, że nie był dziedzicem? Częściowo tak. Mathias, oczko w głowie tatusia, zawsze miał większe możliwości. Konie, nauczycieli szermierki. Aż dziw, że Johann d'Orr wysupłał garść złota i wysłał swego (nie ukrywajmy prawdy) mniej chcianego syna, do Akademii na naukę. Może uznał to za swoistą inwestycję. A może chciał się pozbyć kłopotu...

Koń zboczył nagle, przestraszony jakimś cieniem, o mały włos nie wysadziwszy zaskoczonego Petera z siodła. Jakimś cudem utrzymał się jednak, skwitowawszy całe zdarzenie krótkim przekleństwem. Wypowiedzianym w myślach, by przez jakiś złośliwy podrzut nie odgryźć sobie języka.

Widać nie było z nim aż tak źle, bo gdy zatrzymali się, Peter nie potrzebował pomocy przy opuszczaniu siodła. A potem, gdy ponownie siedli na koń, nie miał z tym żadnych problemów. Co prawda przez moment pomyślał, że przydałaby mu się poduszka, ale przegnał tę myśl jak najdalej. Wolał mieć wolny umysł do innych przemyśleń. A tych miał dosyć, szczególnie po lekturze "Kronik" Pomme'a, bo skryba rozpisał się nad wyraz na temat nieszczęsnej Wieży.
A było chyba coś prawdy w tym, co z Peter odczytał z pergaminów, o czym można się było przekonać natychmiast po dotarciu w pobliże owej tajemniczej, a może i przeklętej wieży. Choć ponad pół mili dzieliło go od budowli, to moc od niej bijąca wyczuwał nawet tu. I nawet on, choć jego moc do największych nie należała.
Czy to był zew artefaktu magicznego, zwanego zwierciadłem duszy?
Gdyby powiedział o swych podejrzeniach swoim towarzyszom, to pewnie sam by tu pozostał, bo na samo słowo "magia' prości żołnierze uciekaliby, gdzie pieprz rośnie. Zostałby może ów Yavandir, bo elfy z magią były za pan brat, ale inni? Tych nie zdołałby zatrzymać nawet siłą.

Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś mostu albo i łodzi, jednak niczego takiego nie zauważył. Co prawda trudno było się spodziewać, by znajdował się tu port albo i kto, kto łódki by wynajmował. Z drugiej jednak strony - jeśli jakoś ktoś mieszkał, to musiał tam docierać w taki czy inny sposób. Chyba, że podczas odpływu wyspa zamieniała się w półwysep.
Ale tego, jako człowiek słabo się znający na morzu, nie wiedział. Podobnie jak nie wiedział, czy korytarz, o którym wspomniał Jacques Pomme, jeszcze istnieje. Jeśli w ogóle istniał.
Ale z tym trzeba było poczekać na powrót elfa.

Peter sięgnął do sakwy, gdzie znajdował się prowiant przywieziony z zamku. Wyciągnął kawał kiełbasy i zaczął się posilać. Równocześnie przypominał sobie wszystkie poznane wcześniej formuły, niezbędne przy rzucaniu czarów.
 
Kerm jest offline