Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2010, 14:22   #31
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Zygfryd siedział rozparty na szerokim krześle, popijając co chwila wino z ciężkiego żelaznego kielicha. Pociągnął łyka i oblizał się, bynajmniej nie na smak tego cierpkiego specyfiku, ale raczej na widok lady Lucienne.

"Kształty ma choć chuda jest, ale tak bywa gdy wpieprza się tylko zielsko i żabie odnóża. Dobra imperialna dieta oparta na boczku i skwarkach, szybko przywróciła by jej odpowiedni wygląd" - rozmyślania rycerza przerwało po raz kolejny dzisiaj brzdęknięcie lutni.

"O rzesz ty! Pieprznął bym cię tą lutnią, tak żeby cię przez miesiąc nie docucili, gówniarzu jeden. Dziedzic psia mać, zamiast do żelastwa się sposobić to ten szczyl muzykanta udawać próbuje. Muszę szczeniaka przekonać sposobem jakimś by w testamencie majątek swój na rzecz zakonu przepisał. Tylko jak tego dokonać?" - spojrzał ponownie na Lucienne. Ona mogła być kluczem do realizacji jego planów.

- Czarująco dziś wyglądasz pani. Kolor tej sukni podkreśla blask twych oczu. - Rycerz zagaił rozmowę i aż sam się zdziwił że potrafił tak dobrać słowa. Widocznie przebywanie w tej krainie nauczyło go wielu rzeczy o których on sam nie zdawał sobie sprawy.
 
Komtur jest offline  
Stary 04-10-2010, 16:19   #32
 
Sythriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Sythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnieSythriel jest jak niezastąpione światło przewodnie
Piękna Lucienne rozmyślała nad ostatnimi zdarzeniami przysłuchując się nieudolnym acz uroczym próbom gry na lutni.
Kobieta nie ufała członkom bractwa - byli w końcu mężczyznami. Wiedziała jednak,że dzięki przynależności do niego jej wpływy na zamku zwiększą się i to znacznie.

Z zadumy wyrwał ją głos siedzącego nieopodal mężczyzny „- Czarująco dziś wyglądasz pani. Kolor tej sukni podkreśla blask twych oczu.”
- Dziękuje szlachetny panie Zygfrydzie. Cieszę się,że to właśnie z pańskich ust padają takie słowa. Odpowiedziała z uśmiechem , wychwytując spoczywający na jej wyeksponowanym biuście rycerski wzrok.

Taak… mimo tego, że mężczyźni są nieokrzesanymi zwierzętami naprawdę łatwo nimi manipulować. To bardzo przydatne przy osiąganiu swoich celów – pomyślała.

– Pozwól panie. - odpowiedziała nachylając się nad młodym Malcolmem.
Przytuliła się do dziedzica chwytając swymi jego dłonie . Delikatnie prowadziła poddenerwowanego chłopaka wydobując z instrumentu wspaniałą melodię. Po chwili uwolniła swój słowiczy głos wyśpiewując brakujące rymy wprost do jego ucha.

Kobieta nie mogła pozwolić by upadło to co kochała Sofia – jej pani.
Nie mogła pozwolić by upadło to co sama pokochała.
Zadba o pociechę swej wybawicielki, rozkocha ją w sobie a to da jej nieograniczoną władzę. Przy pomocy bractwa uratuje ród D’Arvill…

Płomienie odbywały w kominku wspaniały taniec a kuszący zapach lawendy wdzierał się do męskich nozdrzy – i tych starszych i tych młodszych…
 

Ostatnio edytowane przez Sythriel : 04-10-2010 o 16:24.
Sythriel jest offline  
Stary 04-10-2010, 16:21   #33
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Książka okazała się ciekawą lekturą na temat trujących grzybków z okolicznych lasów.



Nie dość, ze zawierała przepisy - na te dobre, jadalne grzybki, to dodatkowo rozpisywała się w warzeniu z innych grzybków trucizn. Tupik długo zastanawiał się co taka książka mogła tu robić, uznał jednak że najwyraźniej był to jeden z koników któregoś z lordów. Nie wiedział ilu dokładnie książąt padło od mniej lub bardziej wyrafinowanych środków trujących, domyślał się jednak że całkiem sporo. A że sam znał się na zielarstwie uznał dalszą lekturę owej książeczki za potencjalnie niezwykle przydatną.

Sam nie wiedział na jak długo się zaczytał w międzyczasie do biblioteki przyszedł mag, którego halfling przywitał z radością. Sam interesował się nie od dziś magią, na przekór własnym ograniczeniom rasowym, tym razem jednak pogrążył się w lekturze na tyle że nawet nie zauważył wybycia maga.
Gdyby wiedział, że pomysł elfa co do podróży w nocy jednak zostanie zrealizowany... może nie siedział by tak długo w bibliotece. Gdy wypaliła mu się czwarta świeczka uznał, że dość tego czytania i pora się wyspać przed wyprawą.
Trzeba było tyle rzeczy zabrać ze sobą... gdy tak wychodził zamyślony dostrzegł Otta i kiwającą do Tupika rękę.
" O co mu chodzi" - zastanawiał się nad nagłym poufalstwem niedawnego służącego. Zorientował się w mig o co chodzi, po zupełnej ciszy i bezruchu,
Ottowi nie chodziło o pogawędkę.. on coś wyczuł.

Halfling szybko podążył wzrokiem za celem który wskazywał mu Otto, celem który najwyraźniej bawił się Tupika zabawkami i to na jego własnym terenie. " O żesz ty drabie dupontowski" Tupik wiedział, ze nie może spłoszyć draba, do Malcolma miał jeszcze spory kawałek, czas na okrzyk czy hałas był zawsze, zbyt blisko znajdował się ogród i mur, zbyt łatwe miejsce do ucieczki aby przedwcześnie kierować assasina na drogę ucieczki. " Trzeba mu odciąć drogę"

- Trzeba go żywcem, ostrzeż dowódcę, ale niech nie wszczyna otwarcie alarmu. Niech dwóch strażników ukryje się w komnatach Malcolma, pewnie tam zbir zmierza.

Tupik nie zamierzał dać cieniowi spokojnego działania, ani płoszyć go przedwcześnie, w chwili obecnej był zbyt blisko drogi ucieczki, ale z pewnością cała jego podróż miała swój cel , Tupik od razu pomyślał o komnatach Malcolma. Nie szło jednak tego stwierdzić nie podążając jak cień za cieniem... Halfling ruszył za nim, pozostawiając Otta za sobą. Nie wiedział czy przydałby mu się w walce a i niespecjalnie o walkę się obawiał. Na okrzyk zbiegłoby się dosc żołniezy aby powstrzymać pojedynczego intruza, przede wszystkim trzeba go było jednak złapać i to żywcem. Odkąd Bractwo wypuściło z rak jedyny dowód na śmierć Lorda, zamachowiec mógł być namacalnym dowodem łączącym Du'pontów z zamiarami morderstwa.
Innych durni balansujących na krawędzi dachu potężnej twierdzy D'Arvillów nie podejrzewał.

procę i mieczyk miał przewieszone, brakowało mu co prawda wywernowskiego pancerzyka, jednakże biegnąc za assasinem obiecywał sobie, że odtąd bardziej będzie się pilnował i zabezpieczał. Tupik chciał podazyć za zbójem do momentu w którym ten nie będzie się już mógł wycofać, nie przechodząc przez rozwścieczonego halflinga, na szyi bujał się gwizdek, znacznie szybciej i skuteczniej alarmujący strażników. Okrążenie i osaczenie zbója mogłoby jednak odebrać mu chęć do walki, Tupik miał na to skrytą nadzieję, wiedząc, że lordowski kat od informacji o śmierci lorda czeka na dupontowe ofiary zacierając rączki.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 04-10-2010 o 16:38.
Eliasz jest offline  
Stary 04-10-2010, 17:28   #34
 
Miaucur-Dymek's Avatar
 
Reputacja: 1 Miaucur-Dymek nie jest za bardzo znanyMiaucur-Dymek nie jest za bardzo znanyMiaucur-Dymek nie jest za bardzo znany
-Trzeba odciąć mu drogę ucieczki gdy wejdzie głębiej do zamku, ja pobiegnę w pobliże komnaty Malcolma! Poprosić Franka o jakichś zbrojnych do pomocy dla was?

-Nie, nie nadążą!- Powiedział cicho Tupik i wybiegł.

Otto wypadł z pokoju zaraz za halfingiem. Pędził najszybciej jak mógł korytarzami dzięki którym mógł jak najszybciej dotrzeć do Franka. Kilka razy o mało co nie zabił się na schodach.

- Intruz... Na zamku... Niziołek odcina mu drogę...Tylko cicho żeby go nie spłoszyć...Szykujcie się, panie, ja biegnę strzec Malcolma!-Ledwo wysapał Otto.
I znów puścił się pędem przez zamek. Dotarł pod drzwi komnaty, skąd słychać było niewprawne brzdąkanie na lutni i rozmowę Lady Lucienne z zakonnikiem. Oby tylko nikt go nie spłoszył, myślał służący, mam nadzieję że uda się go złapać.
 

Ostatnio edytowane przez Miaucur-Dymek : 04-10-2010 o 18:30. Powód: Głupi błąd składniowy i logiczny, i wychodziło że mam prosić malcolma o posiłki :)
Miaucur-Dymek jest offline  
Stary 04-10-2010, 18:11   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Peter był szlachcicem. Przynajmniej od jakiegoś czasu. To znaczy rodzina była szlachecka od jakiegoś czasu. Od paru pokoleń, dokładniej mówiąc.
Jego przodkowie spędzali swoje życie w siodle, z mieczem w dłoni lub (o czym się mniej mówiło) na kupieckich wozach.
On sam jednak nigdy, prawdę mówiąc, nie miał okazji nauczyć się jeździć tak, jak przystało na szlacheckiego syna. Czy miało to jakiś związek z tym, że nie był dziedzicem? Częściowo tak. Mathias, oczko w głowie tatusia, zawsze miał większe możliwości. Konie, nauczycieli szermierki. Aż dziw, że Johann d'Orr wysupłał garść złota i wysłał swego (nie ukrywajmy prawdy) mniej chcianego syna, do Akademii na naukę. Może uznał to za swoistą inwestycję. A może chciał się pozbyć kłopotu...

Koń zboczył nagle, przestraszony jakimś cieniem, o mały włos nie wysadziwszy zaskoczonego Petera z siodła. Jakimś cudem utrzymał się jednak, skwitowawszy całe zdarzenie krótkim przekleństwem. Wypowiedzianym w myślach, by przez jakiś złośliwy podrzut nie odgryźć sobie języka.

Widać nie było z nim aż tak źle, bo gdy zatrzymali się, Peter nie potrzebował pomocy przy opuszczaniu siodła. A potem, gdy ponownie siedli na koń, nie miał z tym żadnych problemów. Co prawda przez moment pomyślał, że przydałaby mu się poduszka, ale przegnał tę myśl jak najdalej. Wolał mieć wolny umysł do innych przemyśleń. A tych miał dosyć, szczególnie po lekturze "Kronik" Pomme'a, bo skryba rozpisał się nad wyraz na temat nieszczęsnej Wieży.
A było chyba coś prawdy w tym, co z Peter odczytał z pergaminów, o czym można się było przekonać natychmiast po dotarciu w pobliże owej tajemniczej, a może i przeklętej wieży. Choć ponad pół mili dzieliło go od budowli, to moc od niej bijąca wyczuwał nawet tu. I nawet on, choć jego moc do największych nie należała.
Czy to był zew artefaktu magicznego, zwanego zwierciadłem duszy?
Gdyby powiedział o swych podejrzeniach swoim towarzyszom, to pewnie sam by tu pozostał, bo na samo słowo "magia' prości żołnierze uciekaliby, gdzie pieprz rośnie. Zostałby może ów Yavandir, bo elfy z magią były za pan brat, ale inni? Tych nie zdołałby zatrzymać nawet siłą.

Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś mostu albo i łodzi, jednak niczego takiego nie zauważył. Co prawda trudno było się spodziewać, by znajdował się tu port albo i kto, kto łódki by wynajmował. Z drugiej jednak strony - jeśli jakoś ktoś mieszkał, to musiał tam docierać w taki czy inny sposób. Chyba, że podczas odpływu wyspa zamieniała się w półwysep.
Ale tego, jako człowiek słabo się znający na morzu, nie wiedział. Podobnie jak nie wiedział, czy korytarz, o którym wspomniał Jacques Pomme, jeszcze istnieje. Jeśli w ogóle istniał.
Ale z tym trzeba było poczekać na powrót elfa.

Peter sięgnął do sakwy, gdzie znajdował się prowiant przywieziony z zamku. Wyciągnął kawał kiełbasy i zaczął się posilać. Równocześnie przypominał sobie wszystkie poznane wcześniej formuły, niezbędne przy rzucaniu czarów.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-10-2010, 19:45   #36
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Jean Pierre Dubois de Crecy

Trzeci syn pana na Crecy spoglądał na okolicę z wysokości swego rumaka. Potężne bydle było jedyną rzeczą, jaką wyniósł z rodzinnego domu. Jedyną pamiątką po Crecy, gdzie błonia były zawsze zielone a dziewczęta chętne. Jedyną pamiątką po domu z którego wyjechał przedwcześnie.
„Dom upuściłem za młodu
Nie znając słodyczy ni miodu
Matczynej miłości czy ojca czułości
Przeto dziś trwoga w sercu mym nie gości”

Próbował ułożyć w myślach kolejne strofy swojej pieśni, ale szło mu jak krew z nosa. Jednak próbował niestrudzenie. Wszak nie od dziś tak czynił i z takim samym powodzeniem. Koń zaparskał, przyspieszył chodu a młody jeździec puścił wodze pozwalając wierzchowcowi prowadzić. Często tak czynił i jeszcze nigdy się na Puchaczu nie zawiódł. Puchacz, jak zwał się jego koń, był bestią mądrą, wiedzącą gdzie jeść dają i gdzie koryto. Umiejącym nadto wiele innych sztuczek, które komuś takiemu jak on było wielce w podróży przydatnych. A podróżował niemal nieustannie. „Jean Pierre, osiadł byś. Przytulił swą strudzoną skroń do czegoś ciepłego i miłego” powtarzał w myślach słowa ostatniej białki, którą obdarzył atencją. Jednak to były tylko słowa płochej niewiasty. W dodatku z pośledniejszego stanu. Bez znaczenia. Ulotna chwila nie warta wspomnienia. Nagrodził ją po królewsku, ale porzucił jak wiele innych, wcześniej. Jean Pierre Dubois de Crecy był człowiekiem szlaku. Mężnym wędrowcem szukającym chwały i majętności. Dokładnie w tej właśnie kolejności.

W oddali zamajaczyła mu ciemna plama rycerskiego zamku D’Arvill, miejsca ku któremu zmierzał. Ujął w dłoń swój rycerski róg i zagrał pięknie w ciemną noc swe rycerskie zawołanie. Pieśń niosła się echem obwieszczając wkoło, że oto on, Jean Pierre przybywa. Puchacza poganiać nie musiał, sam wydłużył kłus. Czuł już popas. Jako i jego pan. W D’Arvill wszak mieszkał Frank. A z Frankiem wiązały go liczne, mniej i bardziej piękne wspomnienia. Jednak pewnym był, że lada chwila będzie najedzony i to do syta. Ich wspólne biesiady były odrębną historią, która wymagała własnego skryby. Podobnie jak towarzyszące im pijaństwa. Wspominając stare dzieje młodzian rozchmurzył się i wbrew sobie dał wierzchowcowi ostrogę. Cierpliwość nie była jego cnotą główną. A spowiadać się z czego miał. Jak zwykle.

Kamienny most zastukał pod kopytami rozpędzonego wierzchowca, kiedy Jean Pierre wjechał na niego wyciągniętym kłusem. Wzburzone morze huczało a on widząc w blasku gwiazd zamknięte wciąż bramy zamku zbliżył się doń i od połowy mostu jął dąć w róg grając swój hejnał. Zawołanie, które wszak znać winni wszyscy. Bramy jednak wciąż pozostały zawarte. Zwolnił więc osadzając wierzchowca ledwie kilkanaście kroków przed zamkniętymi bramami dworu D’Arvill. Nie podobały mu się takie obyczaje.

- Hej chamy! Otwierać pókim dobry! Ja, sławny Jean Pierre Dubois de Crecy nakazuję wam otwierać mi wrota! – ryknął na całe gardło gromko waląc rękawicą w odrzwia po tym jak już powoli się do drewnianych wrót zbliżył. Odpowiedział mu głuchy pogłos i cisza. Uniósł w górę róg po raz kolejny świadom tego, że jego granie może obudzić całą śpiącą załogę. Ich wina, skoro śpią kiedy stróże pełnić winni.

- Kurwie syny! Otwierać mówię!

- A coś ty za persona, że otwierać nam każesz?
– zagaił z góry zaspany głos jakiegoś strażnika. Jean nie widział go na blankach, ale pośród zębisk krenelaży mignęła mu jaka sylwetka. Odjechał kilka kroków, bo znane mu były sytuacje w których zawistny lub zły strażnik zeszczał się na nazbyt hałaśliwego podróżnego tłumacząc się później bryzą czy kwaśnymi deszczami. Do pierwszego głosu dołączył drugi.

- Nie lza nam otwierać! Rankiem przyjedźcie!

- Otwierać chamy! Rycerzowi każecie na progu jako psu spać?! Cóż to za obyczaje? Już ja powiem komu trzeba, by was posłuchu nauczono!

- Bywaj zdrów! Wróć rankiem, w mieście oberżę znajdziecie od ręki! Drogą się wróćcie nazad!

- Psi synu. Na zad to ty nie siedniesz jak ci Fran Kress każe wlepić z dwadzieścia bizunów!
– Jean Pierre uniósł się, lecz tak po prawdzie zły znów tak nie był. Gdyby był mniej zmęczony ta rozmowa mogła by być początkiem kolejnej pieśni. „Pan i cham pod bramą” nazwał już ją w myślach. I uśmiechnął się gładząc dłonią wierną, przytroczoną do łęku siodła lutnię. Z którą też miał związane niejedno wspomnienie. Jedno z nich wiązało go z zarządcą straży tego zamku. To była jednak dłuższa historia.

- O kim mówicie… Panie?! – zapytał z góry niepewny głos, który stracił cały swój rezon. Jean Pierre uśmiechnął się w duchu, ale cierpliwie, jak przystało na człeka poczciwego odpowiedział.

- O waszym dowódcy. Franku Kressie. Moim druhu.

- Wybaczcie łaskawy panie, my nie wiedzieli a bramy kazali…


Dalsze tłumaczenia utonęły we wtórującym im tłumaczeniu drugiego, zbiegającego po dwa stopnie żołdaka. Nim minęły dwa pacierze bramy zamku rozwarły się a młody Jean Pierre już radował się na myśl o rychłej biesiadzie. Która z całą pewnością przeciągnie się do białego rana. Dobrze, jeśli do tego, które nastąpi po tej miłej i radosnej nocy.
 
Trojan jest offline  
Stary 04-10-2010, 23:09   #37
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Yavandir obszedł skryty za głazami tak by zerknąć w głąb jaskini. Był niczym długouchy cień, łasica w elfiej skórze. Wewnątrz w mroku naliczył z dziesięć posłań. do tego poukładane sakwy, tobołki i chuj wie co jeszcze, najwyraźniej planowali tu zostać na dłużej.
I co najważniejsze! Łódź! Tego było im trzeba. Ale najpierw trzeba zaspokoić ciekawość. Ruszył do reszty wyprawy.

- Znalazłem obozowisko i 10 ludzi. - rzekł półgłosem wynurzając się z porannej szarówki - Który z was za młodu do lasu z łukiem chadzał?
- Panie łowczy, my? w życiu, coś my porządne ludzie nie kłusowniki.
- Takeś porządny?
- wojak pokiwał skwapliwie głową - po pocoś ciżmy z miękkimi podeszwami wzion?
Wszyscy popatrzyli na stopy, tylko elf i najgadatliwszy nie mieli wojskowych buciorów na nogach.
- Chodziłeś do lasu?
- Ano chodziłem, ale tylko do Dupontów.
- zastrzegł.
- Do Dupontów - powtórzył Yavandir.
Wojach hardo patrzył w oczy elfa.
- Jak cię zwą?
- Kosma.
- Idziemy Kosma.

- Wy dotrzymajcie towarzystwa czarodziejowi - rzucił do pozostałej dwójki patrząc na jedzącego magika.

Zaczaili się za głazami, Yavandir wskazał miejsce kompanowi i szepnął:
- Tam się zaczaisz, ja ogłuszę tępą strzałą strażnika, potem go cichcem wyniesiemy, ty go na garba weźmiesz, a ja ślady za tobą zatrę. Pojąłeś?
- Ano.
- Weź no trochę tych wodorostów nazbieraj po drodze, podrzuci się do obozowiska, to na syreny się zwali.

- Może i muszle jakom... - zamilkł pod ciężkim spojrzeniem elfa. - To ja idę.
- Ale muszle jakom... sam wiesz. -elf wyszczerzył się w mroku, rzadko trafia mu się bystry pomagier.
 
Mike jest offline  
Stary 05-10-2010, 04:23   #38
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Frank Kress

Sprawa w pierwszej chwili wyglądał dużo groźniej niż okazała się po pierwszych słowach ich nowego gościa. Choć jednocześnie pewnym było, że w związku z renomą Huntza, która obijała się po okolicy szerokim echem szybko przerodzić się mogła w znacznie gorszą.

Fran starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo to spotkanie jest mu nie na rękę, płynnym ruchem zarzucił kapelusz zasłaniając tym samy twarz.
- Na mnie już pora - zwrócił się do Marthona nie odwracając się jednak w jego stronę - w interesach przeszkadzać nie chcę.
Dopiero po całej wypowiedzi skłonił się gospodarzowi i wolnym krokiem ruszył w stronę drzwi do gospody.

Brakowało mu dwóch, może trzech kroków by opuścić karczmę, gdy Huntz, który wydawało się do tej pory go nie rozpoznał, lub po portu ignorował odezwał się nadal jednak patrząc w stronę Kedgarda.
- Nieładnie wychodzić, gdy goście w progu.

Trzej towarzysze banity jak na komendę otoczyli Franka odcinając mu drogę na zewnątrz.
- Wybacz - powiedział mierząc się na spojrzenia z tym, który stanął tuż przed nim - uchybić nijak nie pragnę, lecz obowiązki wzywają. Nie stawajcie proszę na drodze książęcym oficerom.

W powietrzu dało się niemal wyczuć coraz bardziej zagęszczającą się atmosferę. Obaj wypowiadali się spokojnie i na pozór bez emocji, lecz jednocześnie obaj rzucali słowa w przestrzeń nie kierując ich bezpośrednio w stronę rozmówcy, co samo w sobie było próbą siły.

- Pax, pax, pax - Młokos zbliżył się do rotmaistra z wymalowanym na twarzy uśmiechem - albo chcemy rozmawiać o zarobku, albo posiłujemy się jak mali chłopcy.
Obrzucił spojrzeniem kolejno wszystkich zebranych.

- Masz rację - oblicze Huntza rozpogodziło się nieco - najpierw interesy, potem przyjemność.

Frank nie odpowiedział, lecz zrobił jedynie kolejny krok w stronę drzwi. Choć stojącego mu na drodze zbira, musiał niemal przepchnąć własnym barkiem nikt więcej nie próbował go już zatrzymać

- Pamiętam cię Kress! - rzucił na odchodne najemnik zdejmując jednocześnie jeździeckie rękawice i siadając do stołu, który służba nakryła niewiedzieć kiedy - Ufam, że się rychło spotkamy!

- I ja ciebie pamiętam -
szepnął pod nosem kapitan wskakując na swojego siwka. Skupione na nim spojrzenia pół tuzina par oczu nie sprzyjały wypowiadaniu czegokolwiek głośniej - pamiętam cię dobrze Rzeźniku i możesz być pewien, że się spotkamy...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 05-10-2010 o 04:32.
Akwus jest offline  
Stary 05-10-2010, 19:47   #39
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
"No i diabli by to wszystko..." - pomyślał Młokos kiedy Kress wyszedł. Wymiana spojrzeń na odchodnym była dostatecznie jasnym sygnałem, że panowie się znali i nie pałali miłością dio siebie... - "Cholera, bajkę o uczciwym obywatelu szlag jasny trafił. Teraz te piwo trzeba będzie wypić, a procenta zapłacić"


- Panowie, zapewne zmożeni drogą jesteście. Godzina już późna... Zasiądźmy do wieczerzy jakowejś, a interes omówmy. - Wskazał ręką stół i dał znak barmanowi, aby piwa jakie podał i strawy.

Kiedy najemni zdążyli już po poł kufla piwa wypić powiedział:
- Sprawa jest następująca. Za każdy dzień roboty dla mnie ludwik żołdu i utrzymanie. Za robotę, do której was nająć chce 10% zdobycznego i koszta. - Młokos doskonale wiedział, że oferuje dużo, ale... uprawianie polityki kosztowało. A jego było na to stać.
- Co to za robota? - leżaca na stole piramidka złotych monet mamiła wzrok każdego najemnika.
- 10% to mało... tak z połowa by sie zdała. - dorzucił któryś...
- Za kilka dni znaczny transport będzie przechodził w okolicy... Takich 10 procent to w życiu nie widziałeś, chwilowo szczegółów znać nie musicie, powiem jedynie, że poszanowania prawa żadnego nie będzie, więc jak ktoś ma z tym problemy... Ktoś przy stole zarechotał zza kufla:
- My prawo szanujem...
- Ja także... - odparł Młokos dostawiająć drugą piramidkę monet - Cieszę się, że rozumiemy się. Pewnie jeszcze komuś przy okazji konkretnie w pysk dać trzeba będzie... Tak dla rozrywki. W karczmie nie chce żadnych rozrób, ale poza murami... Zastanówcie się panowie i rano porozmawiamy, czy warunki wam pasują i czego ewentualnie rządacie za swoje usługi.

Młokos wstał od stołu zostawiając najemników samych. Niech mają czas na zastanowienie się. On sam póki co miał conajmniej dwa plany, w których takich ludzi mógł wykorzystać. Zdarzenie z Kressem jakoś trzeba będzie załagodzić. Jakoś zapewne sprowadzi się do odpowiedniej ilości ludwików. Wchodził już na schody na drugie piętro, aby w końcu udać się na spoczynek kiedy przez opary alkoholu przedarła się jeszcze jedna myśl. Zbiegł na dół znajdując Jakuba jeszcze zajętego szorowaniem podłogi.
- Jakub. Gdzie byłeś pytać o leki?
- W okolicach D'Arvill... Pomiędzy miastem, a Tawerną. Dokładnie u...
- Olej to mycie i spadaj spać. Jutro z samego rana weźniesz konia i kasę. O to samo rozpytasz na północy, zwłaszcza w okolicy starych ruin i wieży Point du Mer Diable... - jeżeli Du Ponte miał w łapie D'Arvilla to pewnie nie trzymał go na zamku, ale jednocześnie miejsce musiało dawać jakiekolwiek możliwości obrony. Najlepsze byłyby jakieś ruiny lub samotnia. Pech chciał, że tego typu miejsc było trochę w okolicy. - Zacznij od ziem Du Ponta.

Chłopakowi nie trzeba było mówić jak ma zdobywać informacje i jak ma dbać o swoją dupę. Przy okazji postanowił załatwić jeszcze dwie sprawy. Zakołatał do jednego z pokoi i po chwili patrzył w lekko mętne oczy Amadila.


Mężczyzna był kompletnie ubrany co znaczyło, że po pierwsze gdzieś jeszcze wychodził, po drugie - mętny wzrok był zasługą ziółek, a nie alkoholu... Cóż każdy miał jakieś...

- Widzę, że jesteś zajęty. - Młokos przeszedł do rzeczy - Chcę wiedzieć o wszystkim co dzieje się w okolicy, bliższej i dalszej. O każdym oddziale zbrojnych, obozowisku stałym, pojawieniu się kogoś w jakichś miejscach. Wszystko. Coś dzieje się w okolicy i ja chcę wiedzieć co. Pomiedzy wszystkimi czterema zamkami...

Odwrócił się nie czekająć na potwierdzenie czy reakcję. Małomówny z natury półelf w najbardziej rozmownych okresach ograniczał się do pojedyńczych zdań oraz monosylab potwierdzenia i zaprzeczenia. Kiedy był pod wpływem swoich ziółek - wielu brało go za niemowę. Znał jednak okoliczne lasy i wielu, jeżeli nie wszystkich, kłusowników i leśników. Młokos Wyszedł jeszcze na dziedziniec i podszedł do bramy. Pozostawił strażnikom informację, że jeżeli ktokolwiek przyjdzie z jakimikolwiek informacjami, to należy odebrać i zapłacić. Okazało się jednak, że strażnicy zostali już poinstruowani. Młokos uśmiechnął się - pewne rzeczy jednak funkcjonowały odpowiednio. Miał nadzieję, że coraz szersze sieci jakie zarzucał w okoliczne środowiska przyniosą oczekiwane efekty. I bynajmniej nie chodziło o pieniadze, a przynajmniej nie tylko o pieniądze.

*****

Bladym świtem pognał do miasta, dziwnym zbiegiem okoliczności pojawiając się pod klasztorem Najjaśniejszej Panienki dokłądnie wtedy kiedy rozdawano biedakom posiłek. Przedzierając się przez zgromadzenie rozdał pokaźną ilosć miedziaków, co tylko po części było teatralnym czy skalkulowanym gestem. Znalazł się w kalsztorze i podążył prosto do pokoi przeora:
- Przeora nie... - zignorował słowa mnicha i znalazł się w pokoju pełniącym funkcję gabinetu. Wszyscy wiedzieli, że starego przeora męczyła podagra i nie sypiał od wczesnego ranka. Teraz też siedział już na swoim tronie.



- Bracie przeorze, ja...
- Zajmę się tym Bracie Tomaszu. - odparł spokojnie przeor i kontynuował kiedy drzwi się zamknęły: Czego chcesz diable wcielony?
- Ojciec wyraźnie mi pochlebia. - mężczyzna wyjął z kurtki pokaźny mieszek i położył na stole - Chciałem złożyć ofiarę na świątynię i klasztor...
- Myślisz, że za swoje brudne złoto kupisz sobie niebo?
- Nie wymagam, aby ojciec mnie błogosławił, czy sprzedał mi odpust i udzielił rozgrzeszenia... Jeżli nie potrafi ojciec użyć tych pieniędzy w dobrym celu...
- Szatanie...

Rozmowa odbywała się mniej więcej co miesiąc. Prawie mieli to już rozpisane na role, bo za każdym razem było podobnie... Nikt nie uwierzyłby w altruizm Młokosa, więc mężczyzna nawet nie wysilał się na tłumaczenia i próby przekonywania. W sumie nie obchodziło go to, co mówią ludzie... i jak go oceniają. Z drugiej strony - oczywistym było, że ochronka prowadzona przez klasztor tak właściwie to utrzymywała się w znacznej mierze z datków Młokosa. Panował więc swoisty rozejm - braciszkowie nie interesowali się za mocno tym skąd pochodzą pieniądze, a przy okazji nie wytykali Młokosa z ambony; a ten wątpliwy zaszczyt zdarzał się komuś praktycznie co niedzielę.


*****

Po wyjsciu z klasztoru poszedł do sklepu - było tuż przed jego otwarciem, kiedy bocznym wejściem wszedł do budynku i znalazł się w pokoju zajmowanym przez oficjalnie - starego kowala, któremu ze starości już w głowie się trochę miesza i całe dnie po mieście bez celu łazi...



- Macieju, interes jest. Wydaje się, że w mieście coś się dzieje...
- A tak się wydaje... Moje źródła już przykładają do tego ucho. Towary pośledniejsze się pojawiły, ale zakup odradzam. Sposobić się można na karawanę co do zamku Lect...
- Jak potrafisz to załatw to. Najlepiej tak, aby na Du Ponte'a było. Kilka mundurów żołdaków Du Ponte'a bym potrzebował; innymi też nie pogardzę... Ja najemników co prawda mam, ale do innej roboty wykorzystać ich chce. A, i niech ktoś wiadomość Kashevy'emu przekaże, co by tak głośno nie szczekał, bo zęby stracić może...
- Ha, ha. W końcu cierpliwość straciłeś Młokosie...


Mężczyzna uśmiechnął się i bez słowa wyszedł. Macieja dobrze było mieć po swojej stronie - stary wyga, który w życiu ukradł niejedno i pewnie przez spory czas kręcił jakimś światkiem na zasłużony odpoczynek osiadł tutaj w D'Arvill. Nie był jeszcze aż tak stary i najwidoczniej nie chciał odpuszczać złodziejskiego fachu całkowicie. Układ z Młokosem był dla ich obu korzystny. Młokos zapewniał kasę gdy była potrzebna i miejsce zbytu praktycznie wszystkiego - samemu oczywiście nie będąc łączonym z czymkolwiek. Dla starego Macieja była to okazja do pozostania w biznesie na naprawdę mocnej pozycji i pociągania za sznurki.


*****


Sklep z towarami luksusowymi został otwarty i Młokos pojawił się na sali sprzedażowej. Od czasu do czasu należało się we własnym sklepie pokazywać i uśmiechać do klientów.
 
Aschaar jest offline  
Stary 06-10-2010, 10:34   #40
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Kedgard Marthon był nietuzinkową postacią i nie było nic dziwnego, że Tupik dość szybko zwrócił uwagę na jego osobę. Z racji swej funkcji na zamku czy nieogarniętej ciekawości od jakiegoś czasu dyskretnie obserwował poczynania Młokosa. Organizował tyle ciemnych interesów, że półświatek zwyczajnie nie chciał pracować przeciwko niemu, zbyt wiele mieli od niego zysków. Im głębiej przyglądał się działalności Młokosa tym bardziej opadały mu ręce, przekupieni strażnicy miejscy, podkupieni karczmarze, dziwne straty i porażki konkurencji ... czy choćby głucha cisza z ambony z której chyba jako pierwszy winien być wskazywany.

Tupik nie chwaląc się, sam dołożył małe trzy grosze do rozległego systemu korupcji i nielegalnych zysków skupując pewne towary ( jak sukno, przyprawy czy insze przedmioty) uzyskując rabat za duże zamówienie i to złożone tu a nie gdzie indziej. Dziwnym trafem Młokos naprawdę miał tańsze towary, szczególnie te zamawiane masowo, na zużycie. Sprzedaż odbywała się za pół stawki - co biorąc pod uwagę pochodzenie towaru ni było niczym dziwnym. Halfling co prawda mógł kupować takie rzeczy bezpośrednio od złodziei nawet za 1/4 - tą ceny, ale wówczas musiałby o tym powiedzieć Lordowi i zapewne zaoszczędzone pieniądze szły by do kasy D'Arvillów... między połową a 3/4 od ceny , istniało piękne 1/4 - które to przygarniał każdorazowo Tupik. Młokos pozbywał się trefnego towaru, Tupik zaś go umiejętnie zużywał pośród zamkowej załogi. Na trudno wycenianych , ale i drogich jednocześnie przyprawach Tupik przycinał najwięcej. Teraz gdy nie było Lorda... interes można było jeszcze bardziej rozwinąć i w interesie obu panów było do tego dążyć.

Pozostawała jednak kwestia dupontów. Tupik wiedział, że idylla nie potrwa długo, wiedział, że dupote nie po to wykończyli Lorda, by obecnie spocząć na laurach. O nie, na pewno coś szykowali, trzeba im było przeszkodzić i czymś lub kimś zająć.
Do tego celu idealnie nadawał się Młokos. Bezpośrednio nie związany z D'Arvillami , więc nawet gdyby odkryto ślady jego działań, nie można by było oskarżyć rodu D'Arvillów, co więcej ich na terenie duponty nie miałyby go jak ścigać, przynajmniej prawnie. Zmusiłoby to ich do rajdu, a na rajd można odpowiedzieć... lub się przygotować zawczasu...

Pozostawała jeszcze kwestia pozostałych członków Bractwa, przydatnych ale i niebezpiecznych na swój sposób. Tupik nie zamierzał wszczynać wojny domowej, choć bawiła go myśl jak prosto mógłby pozbyć się konkurencji mając swobodny dostęp do zamku i jego sług. Nie mówiąc już o kuchni, gdyż na zamku stołowali się wszyscy. Tylko czy mógł o nich mówić jak o konkurencji? Bez innych członków Bractwa nie miał nawet świadków odczytanego testamentu, nie wspominają już o potencjale każdego z nich, który można było wykorzysta w walce z dupontami, bo ostatecznie kto by nie został na zamku oni i tak będą go chcieli we własne władanie, tak jak i resztę ziem. Powinno być więc dośc oczywiste dla każdego, że dopóki istnieją duponci dopóty to na nich trzeba będzie koncentrować wysiłki.

Tupik starał się nadążyć za intruzem , jednocześnie go nie płosząc. Ciche owłosione stopy nawet nie mlaskały mknąc po zamku i poza nim. Buty były nieporównywalnie hałaśliwe, nawet te z miękka podeszwą i dostosowane do skradania się. Dodatkowym atutem halflinga był niski wzrost i ... widzenie w ciemnościach. Zamek może i był nieco oświetlony, ale intruz unikał oświetlonych miejsc, a w tych ciemnych - był dla halflinga nie mniej widoczny...
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172