Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2010, 21:52   #9
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Herbata z rumem rozgrzewała szybko. Niepotrzebnie. Jej krew i tak buzowała szaleńczo, ciągle nowe myśli wgryzały się w jej umysł.

Kiedy, jak, gdzie?

Tak bardzo potrzebowała odpowiedzi na te pytania, że w tym momencie zapłaciłaby każdą cenę, aby się tego dowiedzieć.
Jeśli ktoś by się jej teraz przyjrzał, zobaczyłby skuloną szczupłą sylwetkę, która nerwowo stukała palcami w szklankę. Nie była w tym momencie podobna do żadnej aktorki czy artystki. Jakby w jednej chwili uleciała z niej cała duma. Teraz była zwykłą przestraszoną kobietą, z której oczu wyglądała niepewność.
Meredith nie miała zamiaru przed nikim ukrywać emocji. Nie teraz, kiedy tak bardzo przybrały na sile. Postanowiła wrócić do pokoju. Musiała coś natychmiast ze sobą zrobić, chociażby pójść na spacer. Tak, spacer to doskonały pomysł. Narzuciła na siebie płaszczyk i wyszła przewietrzyć umysł. Kompletnie nie wiedziała czy jest tutaj jakieś miejsce, gdzie można miło spędzić czas na powietrzu. Ale nawet, jeśli miałyby znajdować się tutaj rajskie ogrody - świeżo wyciągnięte z baśni, w tym stanie pewnie i one by ją nie ucieszyły. Czuła wszędzie swąd ryby. Przeszły jej nim ubrania, jak i włosy. Każdy pachniał tak samo. Musi stąd wyjechać, jak najszybciej. Ale gdzie się uda, jeśli już ktoś o wszystkim wie, może nawet ją śledzić

„Kamienny dzban”, czy „Kamienne drzewo”?

Żeby wyeliminować jedno z nich musiała gdzieś dotrzeć. Najbliżej miała do tutejszej knajpy. Nie wiedziała też, kiedy ta tajemnicza osoba chciała się spotkać. Wczoraj? Kilka dni temu? A może dzisiaj? Tak spekulować mogła jeszcze długo, dlatego podjęła krok, aby jakoś przybliżyć czas skreślenia tajemniczej wiadomości .Miała pieniądze, więc istniała nadzieja, że jakoś się dogada z tym szantażystą.
Szła tak pogrążona w swoich myślach, zupełnie bez celu, tylko, aby przed siebie. W pewnej chwili zdała sobie sprawę, że kompletnie nie wie gdzie się teraz znajduje. Budynki stały się zupełnie inne. Pewnie następna dzielnica. Nieważne. Przecież nie można się zgubić w tak małej mieścinie. Ruszyła dalej. W tej chwili sprawa szantażysty pochłonęła ją w zupełności. Otoczenie wyblakło, odeszło na dalszy plan.
Mogła pożyczyć jeszcze od cioci. Tylko jak wytłumaczy fakt, dlaczego potrzebne są jej pieniądze? To akurat nie należało do większych problemów. Zawsze może coś wymyślić...

- A panienka to się nie zgubiła przypadkiem? – nagle usłyszała tuż za plecami męski głos. Wyrwała się z zamyślenia. Odskoczyła w jednej chwili. Odwróciła się. Najpierw spostrzegła szary budynek. Zaraz potem mężczyzna - średniego wieku, człowiek.
- Kim pan jest!? – krzyknęła to, co jej przyszło na myśl.


- Spokojnie... nic panience nie zrobię... tylko dziwi mnie fakt, ze osoba tak elegancko ubrana zapuszcza się w tą dzielnice – tłumaczył się widząc jej nagłą reakcję.
- Ale mnie pan wystraszył... tak właśnie, zamyśliłam się i zaszłam za daleko. Może mi pan powiedzieć, jak dojść do Kamiennego Dzbana?
- Tak to całkiem niedaleko, może ja panienkę zaprowadzę, bo przyznam, ze ciężko to osobie nietutejszej wytłumaczyć- Meredith nie było to na rękę, szczególnie przez to, że był jej zupełnie obcy.
- Wołałabym sama...
- Proszę się nie obawiać jestem strażnikiem, zaprowadzę panią. – strażnik jeszcze tego jej brakowało. Nie mogła odmówić.
- Dobrze, jestem umówiona ze znajomym, więc wolałabym wejść tam sama – powiedziała trochę niepewnie.
- Nie ma sprawy. Panienkę tylko tam zaprowadzę, dzielnica nie należy do przyjaznych, więc wolałabym, aby się tutaj nikt obcy nie kręcił. Choć po służbie już jestem, to wole mieć czyste sumienie
- Zawsze pan się skrada?
- Skrada? – zdziwił się – A panienka zawsze taka nieostrożna? – spojrzała na niego pytająco. Wydawał się za miły na strażnika, a może po prostu była już przewrażliwiona. W każdym razie coś jej w nim nie pasowało.
- Nie, zwykle nie... – zamyśliła się – tematy jakoś szybko się im skończyły. Meredith kompletnie nie była dzisiaj w nastroju do rozmowy. Szybko zbyła mężczyznę i poszyła pod wskazane miejsce. Drwina losu... Poczuła się jak przestępczyni, choć powinna przecież czuć tak się cały czas.

Wchodząc do karczmy miała nadzieje, że nikt jej nie zaczepi. Siądzie po prostu i spędzi nudny wieczór. Nie pamiętała, kiedy ostatnio liczyła, ze przydarzy się jej coś zwykłego, wręcz bezbarwnego. Tym razem okoliczności były diametralnie inne. Czuła narastający w niepokój. A jeśli chodzi o tą karczmę? Nie wiedziała, co ją czeka, wzięła głęboki oddech.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline