Wątek: Cena Życia II
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2010, 23:07   #17
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dlaczego ludziom w kryzysowych sytuacjach zbiera się na gadanie? Może tak właśnie radzą sobie ze stresem? Patrzyła na misiowatego tubylca, rzucającego się po własnym podjeździe raz w jedną raz w druga stronę tylko kątem oka większość swojej uwagi poświęcając gramolącemu się z samochodu zombiakowi. Może właśnie dzięki jego panicznemu zachowaniu opanował ją taki wielki spokój? Jakby wszystko co mogło ją zdenerwować przeszło na tego mężczyznę tak bezbarwnego i nijakiego, że wprost niemożliwe byłoby znalezienie bardziej doskonałego przykładu nijakości i przeciętności. Pewnie wzorowy ojciec, mąż, syn, chodzący co niedzielę na nabożeństwo i wzorowo wywiązujący się ze zobowiązań podatkowych wobec państwa. Jednym słowem idealny kandydat na seryjnego mordercę lub gwałciciela dzieci.

Problem chodzącego trupa ostatecznie rozwiązał Daniel Radcliffe, który najpierw przygwoździł wychodzącego przodem Humvee, a potem rozwalił mu czaszkę jednym pociągnięciem cyngla. Powoli zaczynała się przyzwyczajać do widoku rozchlapanego mózgu. Najwyraźniej zobojętnienie człowieka postępuje geometrycznie do intensywności widoków. Nawet ciągnięcie poszatkowanych trupów żołnierzy do domu „Misia” jak w myślach nazywała ich nowego, prawie przymusowego towarzysza, nie wywołało torsji. Choć potem długo myła ręce próbując z nich usunąć nieistniejące plamy. Jak jakaś cholerna popaprana Lady Mackbet!

Potem wsiadła do Land Rovera i ruszyła za wojskową terenówką. Cisza w samochodzie raniła jej uszy. Nigdy nie sądziła, że tak bardzo może jej brakować obecności ludzi. Przecież zanim świat się zawalił uwielbiała samotną jazdę i wędrówki na noclegi przyrody. Jak szybko wszystko się zmieniało. Wizja wychodzących ze swoich domów nieludzkich istot napawała przerażeniem. Nie chciała być sama nawet podczas jazdy. Nawet chociaż było to tak strasznie irracjonalne. Tak bardzo tęskniła do Dorothy i dzieci, a przecież rozstała się z nimi zaledwie godzinę temu. Miała nadzieję ze w rezerwacie byli bezpieczni. Że decyzja o przyjechaniu tutaj była słuszna... Jej myśli niekontrolowane pobiegły do Johna w Seattle? Co działo się w wielkich miastach? Czy mieli szansę obronić się przed tym co rozprowadzone zostało w powietrzu? Czy rodzice przebili się przez blokadę miasta i dotarli do oceanu? Tak wiele było pytań, tak niewiele odpowiedzi. Dlaczego nie działał internet. Przecież sam wirus nie mógł nagle sparaliżować działania satelitów. Co tu się działo do cholery! Samotność zmuszała ją do myślenia, a to tylko jeszcze bardziej pogłębiało frustrację. By przestać myśleć zaczęła śpiewać:

I've paid my dues
Time after time
I've done my sentence
But committed no crime
And bad mistakes
I've made a few
I've had my share of sand
Kicked in my face
But I've come through
And I need to go on and on and on and on


We are the champions - my friend
And we'll keep on fighting till the end
We are the champions
We are the champions
No time for losers
'Cause we are the champions of the world...


Tylko dlaczego głupie łzy spływały jej po policzkach...? Pieprzeni zwycięzcy... w tej walce nie było zwycięzców. Byli tylko całkiem martwi, prawie martwi i ci którym jeszcze udało się przetrwać. Szybkość szerzenia się wirusa była przerażająca. Mogli przeżyć tylko po trupach i to w dokładnym tego słowa znaczeniu...

Szalony kołowrót myśli przerwał dojazd na miejsce.
Wytarła twarz. Nie chciała by inni widzieli jej słabość. Wysiadła z wozu i pospiesznie ruszyła z „Misiem”, który właśnie zdała sobie z tego sprawę, patrzył na nią jak na monstrum z dziecięcych koszmarów i Danielem do magazynu supersamu. Była trochę zdziwiona, że zabrali nowego ze sobą. Przecież teraz łatwo mógł ich wydać. Wsadzony do kieszeni kurtki pistolet zaciążył gdy w pomieszczeniu pojawił się ochroniarz w towarzystwie żołnierza. Kłopoty po prostu ich kochały. Nie mogli się wycofać. Zdobycie materiałów do wykonania szczepionki było zbyt ważne. Skinęła głową na propozycję Radcliffa. Zawsze mogli udawać że już dostali szczepionkę. Bo chyba wojsko nie dawało na to certyfikatu? Choć w sumie oni mieli nawet na to dowód w postaci ukłucia. Przecież Maria naprawdę wczoraj ich zaszczepiła i to prawdziwą szczepionka a nie jakimś świństwem niewiadomego pochodzenia. „Miś” nie miał... to mogło być problemem... zwłaszcza gdyby uparli się go zaszczepić. Wtedy musieliby go zostawić.
Nic chciała zdobyć pewności czy rząd nie rozprowadza wirusa dzięki komuś siedzącym na tylnym siedzeniu samochodu...
Zawsze też mogli ich zastrzelić... dwa trupy więcej dwa mniej nie robiły już takiej różnicy. Chyba stawała się wariatką z wyraźnymi skłonnościami do przemocy...
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline