Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2010, 18:08   #13
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Głód i zimno, to były dwa uczucia, które całkowicie zawładnęły jej ciałem. Lodowaty chłód zdawał się pochłaniać ją od środka, a pragnienie nie pozwalało myśleć o niczym innym.
Nagle w jej ramionach znalazła się ciepła i kruchutka istotka. Spojrzała na chłopca z przerażeniem czując jak ją przyciąga.
Jego zapach... jego ciepło...
- Nie! - zdołała krzyknąć mimo zaschniętego gardła i odsunęła dziecko od siebie na długość ramion.
- Nie... - pokręciła głową, ale jej głos był znacznie słabszy.
Co oni mi zrobili? Dlaczego tak zimno? Jeść!
Puściła chłopca i objęła się ramionami kręcąc głową.
Jeff podszedł do niej.
- Nie powstrzmuj się. Zaspokój głód a zwalczysz ból. Nie wygrasz z tym, a im dłużej będziesz walczyć tym bardziej będziesz cierpieć. Wasyl na razie jest cierpliwy, ale w każdej chwili może wybuchnąć. Wiem, że to nie jest przyjemne. To Wasyl wybrał pokarm dla ciebie. To, że się tak wzbraniasz tylko go cieszy. Widział, że tak zareagujesz. On potrafi być bardzo okrutny.
Jeżeli chcesz ja mogę go zabić, a tylko zaspokoisz głód. Dobrze?
Spojrzała przestraszona na Wasyla przysłuchującego się całej rozmowie z szyderczym uśmiechem, a potem na Jeffa.
- Nie... - przyciągnęła dziecko do siebie i objęła jakby chciała ochronić je przed pozostałą dwójką.
Cudowny aromat uderzył w jej nozdrza ze zdwojoną siłą.
Jaki on ciepły...
Zadrżała, czując jak jej przednie zęby wydłużają się.
Co ja robię? Co się ze mną dzieje? JEŚĆ!
Przez chwilę walczyła jeszcze ze sobą, by w końcu zatopić kły w szyi chłopca. Wraz z płynem po jej ciele rozchodziło się ciepło. Skostnienie mijało, ból ustępował, siły przybywały. Tak chyba musiała smakować boska ambrozja.
Gdy ciało chłopca zwiotczało w jej objęciach powróciła do rzeczywistości.
Co ja zrobiłam?
Na policzku poczuła spływające łzy. Wypuściła dziecko z objęć i spojrzała na Wasyla. Czuła teraz w sobie taką siłę, że była w stanie spojrzeć mu w oczy i cicho spytać.
- Zadowolony?
Wasyl uśmiechnął się promiennie i pokłonił nisko.
- Brawo moje dziecię. Gratuluje, właśnie weszłaś do grona nieśmiertelnych. Prawda, że boskie uczucie.
Skrzywiła się z obrzydzeniem na myśl o tym co zrobiła, a on z krzywym uśmiechem dodał:
- Dobrze, dobrze, już sobie idę. - kolejny sceniczny uśmiech. - Zostawiam was samych. Macie sobie na pewno wiele do powiedzenia. My się jeszcze zobaczymy, ale teraz obowiązki wzywają.
Gdy Wasyl wyszedł, Jeff wyraźnie odetchnął z ulgą.
- Wybacz, ale tak to musiało to wyglądać. Wasyl tu rządzi i nic na to nie mogłem poradzić. Wiem, że pewnie czujesz do niego wstręt, ale to mimo wszystko porządny facet. Wiele mnie nauczył. Ciebie pewnie też będzie szkolił. Powiedz mi jak się czujesz?
Przez chwilę nie odpowiadała patrząc na drzwi, w których zniknął Wasyl. Musiała się uspokoić.
- Porządny? Mam wrażenie, że uwielbia znęcać się nad innymi... - powiedziała cicho i spojrzała na Jeffa. - A czuję się... doskonale? - w głosie zabrzmiało zdziwienie. Była przerażona, ale czuła dziwną euforię niemal rozrywającą ją od środka.
- Nigdy nie czułam się tak dobrze... Ale cena... - wzdrygnęła się i objęła ramionami. - Możemy stąd wyjść? - starała się nie patrzeć na miejsce, w którym leży ciało chłopca.
Nie myśl o tym... Nie myśl o tym...
Jeff spojrzał na nią smutnie.
- To fakt Wasyl lubuje się w tym. Co nie zmienia faktu, że to porządny gość. Jak go lepiej poznasz, to pewnie zmienisz zdanie. A teraz jeśli chcesz, to możemy się przejść. Cała noc przed nami.
Jeff wyprowadził ją przed dom.
Była piękna noc, księżyc stojący wysoko. Liście drzew delikatnie poruszające się przy lekkim wietrze. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca, rozkoszując się spokojem okolicy. Ruszyli w głąb lasu. Mężczyzna zapowiedział, że pokaże jej urocze miejsce. Po krótkim spacerze zatrzymali się na wzgórzu, z którego rozciagął się widok na niewielką zatokę.
- Pięknie prawda? Ilekroć tu jestem, zawsze odwiedzam to miejsce. Bardzo mnie uspokaja i wycisza.
- Rzeczywiście pięknie.... - powiedziała cicho wciągając głęboko powietrze.
- Ja podobnie jak ty na początku walczyłem z głodem. - dodaje po chwili milczenia. - Jednak po jakimś czasie przekonałem się, że nie warto. To przynosi tylko jeszcze więcej cierpienia. Jak sama wspomniałaś wieczność musi mieć jakąś cenę. To właśnie jest ta cena. Wasyl jednak nauczył mnie, że nie ma co walczyć z bestią która jest w nas. To ona daje nam siłę i możliwość wiecznego życia. Raz na jakiś czas trzeba ją nakarmić, składając jej ofiarę krwi. Już za jakiś czas przekonasz się że jest to wielce przyjemne i daje wiele satysfakcji.
Przez dłuższą chwilę patrzyła w milczeniu na zatokę. Wysłuchała Jeffa z uwagą, ale nie mogła się z nim zgodzić. Jak zabijanie kogoś mogło być satysfakcjonujące?
- Przyjemne rzeczywiście jest... - wzdrygnęła się zdając sobie sprawę, co mówi. - ale by miało dawać satysfakcję... - znów spojrzała na zatokę. - Nigdy... - wyszeptała.
Zacisnęła dłoń w pięść, odetchnęła głęboko uspokajając drżenie całego ciała. Czuła się na granicy wybuchu. Jeszcze niedawno uczyła się o ludowej wizji świata pełnej magicznych stworzeń, a teraz nagle stała się częścią tej wizji i to jeszcze w roli krwiożerczego potwora. Minęła dłuższa chwila, gdy znów się odezwała.
- Ile jest prawdy w legendach? Światło słoneczne... nas... - mówiła powoli jakby starając się w pełni nad głosem panować. - rzeczywiście parzy?
- Osinowe kołki, czosnek, krzyże, - wyliczała na palcach mówiąc coraz bardziej nerwowo. - srebro to chyba na wilkołaki miało być.... - obróciła się gwałtownie w stronę Jeffa z przerażeniem w oczach. - Tylko mi nie mów, że one też istnieją...
Jeff patrzył ciągle przed siebie podziwiając widok.
- Słońce to pewne śmierć. Pali na popiół. Nigdy już nie zobaczysz świata w słonecznym blasku. Cała reszta to bajki. Można nas zranić, ale zabić jest bardzo trudno. To kolejna zaleta bycia wampirem. Ludzka krew jest naszym pożywieniem, jedynym pragnieniem, lekarstwem na wszystko. Teraz już nie będziesz mogła żyć bez niej. I choćbym nie wiem jaki czuła do siebie wstręt, to tego pragnienia nie zdusisz. To nasze brzmię przed którym nie ma ucieczki.
Jeff obrócił się w stronę Meyumi i spojrzał jej prosto w oczy. Zadrżała pod tym wzrokiem.
- Nie bój się Wasyl już cię nie będzie dręczył. Nie pozwolę mu - w oczach Jeffa błysnęła zwierzęca wręcz wściekłość i nienawiść. Powinna się przerazić, ale poczuła ulgę, że ktoś stanie pomiędzy nią a tym obleśnikiem. - Kolejny posiłek przeprowadzimy na moich zasadach. A co do wilkołaków to ponoć istnieją. Ja sam żadnego nie widziałem, ale Wasyl nie raz o nich opowiadał. W większości są ponoć naszymi wrogami. Nawet w tym lesie jak mówi Wasyl jest ich pełno. Mają jednak jakiś z nim układ i nie atakują nas.
Wilkołaki przestały nagle ją interesować.
A co jeśli Wasyl się wścieknie i zrobi coś Jeffowi?
Pokręciła powoli głową.
- Dziękuję... ale jego chyba lepiej nie denerwować, prawda? - trzeba było wytłumaczyć jakoś Jeffowi czemu ciągle się trzęsie. - A moje obecne zachowanie wynika bardziej z faktu samej... przemiany. Dociera do mnie czym... kim - poprawiła się szybko. - się stałam i to mnie przeraża... Ale trzeba będzie przywyknąć... - spojrzała na Jeffa. - Jak Ty sobie z tym poradziłeś? Mówiłeś, że Ty nic nie wiedziałeś... to musiało być straszne...
- Nie inaczej - Jeff aż skrzywił się na wspomnienie przeszłości - Ja zostałem przemieniony dla kaprysu. Mój stwórca nigdy nie zamierzał się mną zajmować. Byłem dla niego jak zabawka. Po przemianie porzucił mnie w lesie. A ja nieświadomy tego co się stało wiłem się z bólu przez wiele godzin.
- To okrutne... jak można tak było postąpić... - stwierdziła cichutko, by nie przeszkadzać mężczyźnie.
- Głód krwi jednak kazał mi w końcu wstać. Kierowany instynktem szedłem za słodkim zapachem. W amoku zaatakowałem jakąś rodzinę i zabiłem ich wszystkich. Ich krew dała mi się. Jednak gdy uświadomiłem sobie co zrobiłem, zacząłem płakać jak dziecko. Gołymi rękami zakopałem ich wszystkich. Pamiętam do dziś doskonale ich twarze. Gdy zaczynało świtać poczułem wielki strach. Niebo zaczęło robić się szare, a ja biegałem w panice po lesie. W końcu tuż przed świtem wpełzłem do jakieś nory i tam przeczekałem cały dzień. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo bałem się słońca. To było okropne. Nigdy się już tak nie bałem. Kolejne dni były do siebie podobne. Włóczyłem się nocą po lesie i poznawałem na nowo samego siebie. Szybko odkryłem, że to co się stało nie tylko zrobiło ze mnie mordercę, ale dało również nowe zdolności. Cieszyłem się odkrywając je. To było coś niesamowitego. Wilki nie bały się mnie, a wręcz lgnęły do mnie. Nieziemskie uczucie. Sam nie wiem, ile tygodni tak żyłem. Pewnego razy, gdy głód był już bardzo silny, bo nie piłem krwi kilka dni. Wyczułem zapach krwi. Był jednak on zupełnie inny od tych które już znałem. Ruszyłem za nim. To był Wasyl i jego pomocnik Ho. Rzuciłem się na nich nie świadom z kim mam do czynienia. Walka była krótka, a moja porażka bardzo bolesna. Jak się jednak okazało Wasyl stał się moim nauczycielem, którego tak bardzo mi brakowało.
Słuchała Jeffa uważnie, a na jej twarzy malował się smutek.
- Wybacz, że przypomniałam Ci bolesne wspomnienia... Czyli Wasyla znasz w zasadzie od początku? - westchnęła ze smutkiem i zamilkła na moment.
Czyli nie uwolnię się od niego? A może Jeff nawet nie próbował...
- Tak. On mi bardzo pomógł i wiele mnie nauczył. - usłyszała.
- On wspominał, że mnie wybrał... - odezwała się w końcu. - Wiesz może do czego? I dlaczego właśnie ja?
- Przykro mi, ale nie wiem. On i Rebeca mają swoje tajemnice. To na pewno jakaś część ich planu. Często o tym mówią, ale ja i Val jesteśmy tylko od czarnej roboty.
- Czyli jest Was czwórka? I nie liczą się z Twoim zdaniem? Skądś to znam... - uśmiechnęła się leciutko.
- Tak, jest nas w sumie czwórka. Ja, Val, Wasyl i Rebeca. Val jest w porządku, choć bywa upierdliwy. A Rebeca jest równie niebezpieczna co Wasyl, o ile nie bardziej. To oni tu rządzą. Poznasz ich wszystkich niebawem.
Pokiwała delikatnie głową. A więc znów nie będę miała nic do powiedzenia?
- Coś jeszcze powinnam wiedzieć na początek?
- Bądź przede wszystkim ostrożna. Słuchaj i ucz się. Zabieraj głos tylko, gdy zostaniesz zapytana. Ja nie jestem dobrym nauczycielem. Łatwiej mi odpowiadać na pytania niż pouczać. Uważaj na Wasyla... na Rebecę z resztą też są strasznie okrutni. Jeżeli tylko poczujesz głód powiedz mi, to coś razem na to poradzimy.To chyba tyle, jak będziesz miała jakieś pytania do wal do mnie. Tak będzie najbezpieczniej.
- Jak... jak szybko mogę znów poczuć głód?
- Na to nie ma reguły. To może być jutro, albo za godzinę. Na samym początku nie umiesz kontrolować głodu i bestii w tobie, ale z czasem nauczysz się kontrolować jedno i drugie.
Pokiwała powoli głową i westchnęła.
- Dobrze... powiem Ci o głodzie. Dziękuję, że tak cierpliwie odpowiadasz na moje pytania.
Jeff uśmiechnął się nieznacznie i skinął głową:
- Zawsze do usług. A teraz chodźmy już do domu. Świt się zbliża.

Wrócili do chatki nie spotykając po drodze Wasyla, co bardzo ją ucieszyło. Chciałaby widywać go jak najrzadziej, ale domyślała się już, że nie będzie to proste. Jeff zaprowadził ją do pokoju i poradził, by z niego nie wychodziła do nocy, kiedy on po nią przyjdzie. Gdyby poczuła głód miała go wołać.
Oby jednak to nie nadeszło za szybko.
Gdy już wychodził spytała nieśmiało czując jak głupio może to zabrzmieć:
- Czyli trumny, to też mit?
Jeff uśmiechnął się.
- Ponoć są tacy co śpią w trumnach, ale to na szczęście nie jest konieczne.
Odetchnęła z wyraźną ulgą i pożegnała go kłaniając się lekko.
- Do zobaczenia.

Gdy została sama rozejrzała się niepewnie po pokoju. Ciała nigdzie nie zauważyła i odetchnęła z ulgą. Usiadła na łóżku obejmując nogi ramionami i przez chwilę tkwiła w takiej pozycji próbując pozbierać myśli.
Uciekła śmierci stając się potworem w ludzkiej skórze. Jakby tego było mało Wasyl nawyraźniej zamierzał ją do czegoś wykorzystać. Świadomość, że wampir ten miał w stosunku do niej jakieś plany przerażała ją. Wiedziała, że spełni jego polecenia, gdyż za bardzo się go bała, by mogła odmówić. Wzdrygnęła się.
Cała wieczność na usługach Wasyla?
Nie mogła na to pozwolić. Będzie musiała coś wymyśleć, ale najpierw nauczy się wszystkiego, by przeżyć. Potem zacznie myśleć o ucieczce.
Westchnęła cicho i przebrała się w piżdżamę. Sen spłynął na nią ledwo przyłożyła głowę do poduszki.
 
Blaithinn jest offline