Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2010, 18:11   #53
Nemo
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
-To było...to było!... Usagi przez chwilę szukała odpowiedniego słowa -Filmowe! Co sądzisz o ich walce, Tiara-sama?
Królikówna była wielce kontent widowiskiem, które przed chwilą miało miejsce. W dodatku, najwyraźniej na stałe przyczepiła się do biednej panny z dobrego domu, męcząc i gnębiąc ją o komentarze, analizy taktyczne, oraz dobre rady, plus opinie na temat dżemu truskawkowego, jeśli taki w ogóle istnieje.
- Ten jego ogon i niezwykła wytrzymałość... powiem tylko, że człowiekiem to on napewno nie jest. Przypomina to jakiś zakazany eksperyment genetyczny, albo coś w tym stylu. Fantastyka pełną gębą, że tak powiem. Ale dość już tego analizowania. Może któraś z nas zmierzy się z nim później. Teraz chyba czas na Twoją walkę, prawda?
Tiara spojrzała z nadzieją na Usagi, widocznie chciała skorzystać choć z chwili spokoju. A spokój w tym wypadku objawiał się brakiem bliskiej obecności króliczej dziewczynki.
-Moje, mówisz?...ho. Kicacz apokalipsy zamyślił się głęboko. -No tak, to zupełnie w stylu Tiary-samy. Posiadać wszystkie dostępne informacje! Tak, zupełnie, błyskotliwie. Pokiwała z uznaniem głową. To, czy uznanie to było szczere, czy szczere mniej, zależało tylko od interpretacji obserwującego. -Może jeszcze powiesz mi, z kim walczę, oraz dasz mi jakąś tajną, mistyczną radę?
Wizja ta wydawała się bardzo ekscytująca. Zupełnie jak z filmu, czy innego komiksu.

- Mistyczną radę? Chcesz ode mnie “mistycznej” rady? No dobrze, chociaż co w niej takiego mistycznego, nie mam właściwie pojęcia. Kimkolwiek jest Twój przeciwnik, wygląda na to, że zjadł zęby na tego typu walkach. Powiedziałabym, że jest moim drugim faworytem. Pierwszym jest oczywiście pan Shadow...
Tu pzerwała na krótkie westchnienie typowe dla bzdurnej blondynki.
- Ehm. Postaraj się na siebie uważać i nie lekceważ go. Tak, to chyba wszystko.
Pomasowała się w tył głowy nieco zakłopotana.
Oczka królikówny rozbłysły światłem reakcji atomowej, która miała miejsce pomiędzy jej uszkami. Logika! Logika była prosta, bardzo prosta. Po chwili bardzo, bardzo poważnie posmyrała się po podbródku, spojrzała groźnie na Shadowa i tłum, w którym prawdopodobnie gdzieś znajdował się jej rywal, po czym wyrzuciła ramiona na boki z entuzjazmem godnym studenta szturmującego książki i notatki miesiąc przed egzaminem.
-Czyli jeśli dam mu radę, to będę Twoją drugą z wyboru, tak? A jakbym pokonała pana Shadowa, to hmm...okej! Trzeba iść wywalczyć bycie faworytą numer jeden!
I tak o to w bojowym nastroju, wielce zdeterminowane dziewczęcie popędziło na ring.

Tiara uniosła palec i otworzyła usta żeby coś powiedzieć. Chciała wygłosić jakiś wybitnie wyedukowany pogląd, ale... powstrzymała się jeszcze przed tym jak powietrze miało szansę opuścić jej płuca. Uznała, że nie było sensu komentować i poprawiać ostatniej wypowiedzi królikówny. Ta zdawała się żyć w swoim własnym świecie, którego barier nie można było pokonać. Przynajmniej nie bez młota pneumatycznego.
- Powodzenia, Usagi.
Kiedy niewiasta o zamiłowaniu do marchwi wkroczyła na ring, jej przeciwnik już na nią czekał. Jego odsłonięte ręce w głębokim kolorze brązu pozostawały skrzyżowane na piersi, nogi odziane w sandały znajdowały się w lekkim rozkroku. Zmrużone oczy były jak para węży ukryta w podziemnych tunelach. Aura pewności siebie jaka biła od zielonowłosego byla bardziej wyrazista niż jakakolwiek emanacja Ki zaprezentowana do tegj pory przez walczących. Tiara miała rację, zdecydowanie nie dało się go zakwalifikować jako laika. Wyczulony nos Usagi wyłapał zapach olejku do ciała wymieszanego z drażniącym zapachem spieczonej, nieco spoconej skóry. Trudno powiedzieć czemu, osobnik z dziwnym imieniem kojarzył jej się z jakąś świątynią. Jedyne czego brakowało to zapach kadzidła i odgłosy modlitwy w tle.
Usagi wyciągnęła ramiona ku niebu, wydając z siebie okrzyk pełen chęci bitki. Mimo to, nie atakowała. Przynajmniej nie nogami i pięściami.
-No, to chyba ten moment, byś się przedstawił i opowiedział o swojej cioci, babcie, biednej rodzinnej wiosce i ulubionej tchórzofretce? Widowni się należy!

- Nie przybyłem tu snuć ckliwych historii o złym losie. Widziałem Twoje poprzednie walki dziewczyno. Były... interesujące. Masz dość duży potencjał jak na amatora. Z właściwym doszlifowaniem Twoich umiejętności mogłabyś osiągnąć naprawdę wiele... więc dam Ci szansę. Trzydzieści sekund od momentu rozpoczęcia walki.
Przerwał swój wywód i ukucnął, podnosząc niewielki, odłupany kawałek kamiennej płyty. Podrzucił go raz i drugi, ważąc w dłoni. Jak pocisk, który miał zaraz posłużyc do rzutu.
- Jeśli zadasz mi do tego momentu choć jeden cios, niezależnie jak błahy, zrezygnuję z dalszej... “walki” i oddam Ci zwycięstwo. Przejdziesz dalej i będziesz miała szansę na główną nagrodę. Jakkolwiek idiotyczną perspektywą by ona nie była. Dam Ci też możliwość szkolenia się pod moim nadzorem. Jednak jeśli w przeciągu wspomnianych trzydziestu sekund nie zadasz ani jednego ciosu...
Twarzyczka Usagi była wkyrzywiona w pięknej, nieco zirytowanej, konfuzji. Dziewczynka zmarszczyła czoło. Na powierzchnię jej umysłu wypłynął pewien termin, który zasłyszała podczas rozmowy swojego opiekuna z jego zagranicznym kolegą.
-Mindgames! Próbujesz mi namieszać w głowie! Poza tym... Złapała się pod boki, a jej postawę zdominował wyrzut. -Zepsułeś mi intro. Miałbyś na tyle przyzwoitości, że jak już skończysz, to przynajmniej zapytasz się “a dlaczego widowni się należy”.
Tak. Dyrektor Usagi prawdopodobnie miała już cały scenariusz tej sceny gotowy. Tylko ten złośliwy aktor musiał strzelać fochy! Jak ciężko znaleźć porządną obsadę w dzisiejszych czasach... rzuciła spojrzenie pannie T., po czym łaskawym gestem dłoni, pozwoliła trzyczłonowcu kontynuować.

Na twarzy długowłosej malowało się coś, co można było łatwo zakwalifikować jako socjalną trwogę. Panikując jak tylko mogła najmniej, energicznie sygnalizowała swojej koleżance dłoniami, że czas najwyższy zamknąć jadaczkę i nie prowokować dziwnego wojownika swoim kolorem kredek. Bo owe kredki mogły zostać bezpowrotnie wepchnięte tam, gdzie światło nie dochodzi. W tym czasie mężczyzna o złotych ozdobach kontynuował, bynajmniej nie zrażony.
-... wtedy, zgodnie z obyczajami mojego kraju, są jedynie dwa wyjścia. Pierwsze z nich to śmierć przegranego, ale... wolałbym tego uniknąć. Drugie to całkowite poddanie się pokonanego woli zwycięzcy. Coś, co jeśli dobrze kojarzę w lokalnych kręgach określa się mianem niewoli. Zapytam tylko raz. Czy przystajesz na moje warunki?
Zadarł głowę wysoko, pełen buty, jakby formułował królewskie żądania.
Usagi wysunęła lekko język za wargi, kiwając głową to w lewo, to w prawo.
-Nie szukasz po prostu wymówki do poddania się? Bo jak tak siedzę i patrzę, i próbuje tego...no...patrzeć z Twojej perspektywy, to wygląda tak, jakbyś chciał mnie bardzo zastraszyć.

Czarnowłosa obserwująca całość przedstawienia obecnie starała się skryć swoją twarz za dłońmi jakby te miały na komendę zamienić się w żelazną kurtynę. Jej próby zapadnięcia się pod ziemię spełzły na niczym, wobec czego zdecydowała się podjąć inne działania. Pełne desperacji, to fakt. Ale nie miała większego wyboru.
- Do stu piekieł! Zgódź się, Ty królicza idiotko!
-A Tiara-sama obieca się wykupić mnie z niewoli w trybie natychmiastowym i pan Ain-pho-tent się na to zgodzi już teraz!?

- Nieważne. Najwidoczniej była to strata czasu z mojej strony. Znajdę kogoś innego. Zaczynajmy więc tą walkę...
Mężczyzna pozwolił żeby jego dłonie swobodnie opadły. Rozprostował palce, zaczerpnął powietrza pełną piersią. Gendou który do tej pory przyglądał się całej scenie, uderzył w gong, dając sygnał do rozpoczęcia przedstawienia. Tiara ponownie ukryła się za swymi palcami, tym razem uwalniając z ust serię trudnych do sprecyzowania, bolesnych mentalnie jęków. Jej cierpienie było wyjątkowo wyraziste.
Królicza księżniczka wydała z siebie długi, zwierzęcy okrzyk bitewny, po czym kicnęła gwałtownie do przodu, na dobre i na złe. Z jej przeciwnika eksplodowała jakaś dziwna mieszanka energii, kojarząca się z zielonymi płomieniami, lub na wpół rzeczywistymi, eterycznymi mackami o jadeitowym kolorze. Emanacje mocy wiły się we wszystkie strony, a ich właściciel urósł w oczach jako obiekt nadnaturalnej, pierwotnej grozy. Nieprzyjemne uczucie wdarło się do umysłu Usagi i zakłóciło jej koordynację ruchową. Osobnik ze złotymi ozdobami tylko na to czekał. Obrawszy kurs kolizyjny chwycił dziewoję w pasie. A może raczej wbił nienaturalnie ostre paznokcie w skórę żołądka długouchej i zyskawszy wyjątkowo bolesny zaczep, przerzucił ją nad głową, cisnąwszy na kamienne kafle. Nagromadzone powietrze uleciało z płuc, a płyta która *zamortyzowała* upadek, zyskała śliczną pajęczynkę pęknięć.
- Furia i dzikość to nie wszystko. Nawet w szaleństwie należy szukać metody...

Dziewczynka spojrzała na niego, wciąż próbując wypchać z głowy nikczemne macki, które tam wprowadził. Próbowała zebrać myśli i poukładać je w bardziej zaawansowane figury geometryczne, niż “uciekać gdzie marchewka rośnie” oraz “bić i desperacko gryźć”. Odturlała się do tyłu, a podczas tego ruchu, zaczęła wyglądać jeszcze gorzej, niż przed chwilą. Otwarta pięść wystrzeliła do przodu z szybkością kobry. Usagi zdążyła zareagować w samą porę, odsuwając swoją króliczą głowę z kursu kolizyjnego i kicając na bok. Kącik ust opalonego mężczyzny drgnął, ale to czy owa subtelna ekspresja miała okazywać uznanie, czy też irytację, pozostawało w kwestii domysłów królikówny. Zgniłozielolona poświata zmieniła kolor na szarość, przeplataną z rdzawym brązem. Strach opuścił umysł Usagi, jednak fakt dalszego istnienia dziwacznych wyrostków nie dawał jej spokoju. Co tym razem miał zamiar zaprezentować oponent?

Mało brakowało, a jego przeciwniczka po prostu by się o to zapytała. Ale jako, że szansa na odpowiedź byłaby mierna, po prostu zakończyła swój odturl w pozie bardzo króliczej. Próbując wymieść na szufelkę paranoje którą siano w jej umyśle, postanowiła nieco podyplomacić.
-Hej, powinieneś mnie przepuścić albo zrezygnować z klauzuli niewolnictwa chociażby za samo to, że przejrzałam Twój plan, co Ty na to?

Otoczony przez rdzawe, falujące wyrostki, zielonowłosy oddalił się kilka kroków od Usagi, również przyjmując postawę obronną. Jego nogi nieznacznie ugięte, dłonie złożone w geście przywodzącym na myśl modlitewny, oczy zamknięte, przynajmniej
pozornie. Cokolwiek robiła ta emanacja, z pewnością nie suszyła jego zasobów energetycznych. Nigdzie się nie śpieszył...
- Miałam zupełną racje mówiąc, że próbujesz mnie nastraszyć. Kontynuowała niespeszona Usagi, ciesząc się z chwili na złapanie tchu. -I przechytrzyć. Taka brudna sztuczka! Przerazić wizją tego, co może stać się przy nie wyrażeniu zgody na układ, skusić na desperacki atak w tych pierwszych trzydziestu sekundach, kiedy Ty przekierowujesz całą swoją uwagę na niepenetrowalną obrone. Czy może się mylę i wyglądałoby to inaczej, hę?
- To bardzo proste. Nie przystałaś na moje wczśniejsze warunki głupia dziewucho, wobec czego walka potoczyła się inaczej niż mogła.
Czas mijał a dziwaczne, wijące się ustrojstwo rosło coraz bardziej, praktycznie dotykało już swoimi witkami ziemi a królikówna mogła przysiąc, że widzi w tej kotłowaninie jakieś małe, mlecznobiałe paciorki, które na nią łypały.

Panna z uszami na kapturze przekręciła głowę, w zamyśleniu. No, co jak co, ale czekanie nie było dla niej szczególnie wygodne w tej chwili. Nie gdy przeciwnik w tym czasie uprawia swoje energetycznoogrodnicze hobby.
-Hej, ja wcale nie powiedziałam, że się na nie nie zgadzam, to Ty wycofałeś ofertę! Ja tylko przezornie sprawdzałam, czy da się wyjść z tego jasyru drogą okrężną. W tutejszej kulturze, za pojmanych dawało się okup, a następnie zwracało do domu. Jak mam szanować zasady Twojej kultury, Ty je też szanuj, o.
Warga drgnęła po raz kolejny, tym razem w towarzystwie przeszywającego, nienawistnego spojrzenia oraz zmarszczenia brwi. Coraz bardziej potwierdzała się teoria jakoby był to tik nerwowy. Przyozdobiony złotem zgrzytnął zębami.
- Nigdy nie wymagałem abyś przystała na moje warunki. Zawsze mogę Cię zwyczajnie pokonać. Bo do tego powoli zmierza cała nasza konfrontacja. Czułem jednak, że skoro jestem silniejszym wojownikiem, sprawiedliwym gestem z mojej strony będzie danie przeciwnikowi... jakiejś alternatywy.
Doprawdy, dziwne obyczaje. Wraz z końcem tych słów, jedno, wielkie, szarawe oko w centrum karmazynowej konstrukcji otworzyło się i bezczelnie mrugało na Usagi.

Usagi przełknęła ślinę. Alternatywy! Jaka to była alternatywa? Wygrać albo przegrać! Jeśli byłaby w stanie go trafić na początku, powinna móc to zrobić i później! Nigdy nie podobała jej się wizja podporządkowywania komuś lub czemuś. Podobnie jej krewnym. To, co zrobili gdy ktoś ostatni raz próbował ich zniewolić...przyjemny, bardzo przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Może nie była szczególnie do nich podobna z pyszczka, ale była ich siostrą tam, gdzie to najważniejsze-w duszy! I nie będzie się pakowała do klatki jakiegoś...dlaczego to coś mruga? Nie chciała, żeby to mrugało! A jeśli będzie czekać dłużej, to będzie mrugało więcej i więcej oczek, a potem nie wiadomo, co zrobią. Były jak chwasty. Chwasty niszczące jej ogródek. A chwasty trzeba wyrywać z korzeniami. A korzeniami był mężczyzna w złocie.
Wyszczerzyła zęby, po czym odbiła się gwałtownie od ziemi, dokicając do przeciwnika i z odważnym, bezczelnym uśmiechem wystrzeliła ku jego klatce piersiowej swoje dłonie tak, jakby był to wielki tort z niespodzianką, ukrytą gdzieś pod warstwami czekolady, bitej śmietany i owoców wszelkiej wielkości i kształtu. I dokładnie jak przez taki tort, łapki Usagi przebiły się przez kolejne poziomy słodkości, by ostatecznie wydobyć się po drugiej stronie, z nagrodą pomiędzy palcami, skórą pokrytą mieszaniną bitej śmietany, czekolady, cukierków i owoców. Tyle, że nie był to tort, tylko ludzka klatka piersiowa; nie bita śmietana, czekolada, cukierki i owoce, a skóra, krew oraz wnętrzności, nagroda zaś...była czymś ciepłym, miękkim i bardzo satysfakcjonującym. Bardzo satysfakcjonującym! Na tyle, że królikówna chciała, by więcej takich skarbów wysypało się z niego na ziemię, jak z worka na prezenty urodzinowe, dlatego zacisnęła palce na krawędziach powstałej dziury w plecach i zaczęła oddalać ramiona od siebie, oddalać...i oddalać...z krwiożerczym zadowoleniem spojrzała w zwierciadła duszy oponenta.
 

Ostatnio edytowane przez Nemo : 07-10-2010 o 19:31.
Nemo jest offline