Biegli stale, nasłuchując odgłosów ewentualnej pogoni.
Przynajmniej Eburon nasłuchiwał. O innych nie mógłby tego powiedzieć z całą pewnością, ale biorąc na logikę, powinni robić to samo.
Za nimi jednak było cicho. Dziwnie cicho. Gdyby to właśnie Eburon zorganizował taką zasadzkę i stracił tyle energii na powołanie do życia paru nieumarłych, to by tak szybko nie odpuścił.
Widocznie jednak tamten miał inny charakter. A może mniej czasu albo inne kłopoty.
Skręcili na północ.
I nagle Eburon zorientował się, że znalazł się w nieznanej mu części lasu. A przecież do Serca Puszczy było jeszcze bardzo daleko.
Spojrzał na Falanthela.
- Byłeś tu kiedyś? - spytał.
Był pewien, że zna każdą króliczą norę w promieniu wielu mil od Brim, a tu nagle jaskinia, której nie widział na oczy. Wszak jaskinie nie wyrastają niczym grzyby po deszczu.
- Ulv... Mógłbyś na to rzucić okiem? - wskazał wilkowi jaskinię. - Tylko ostrożnie... - dodał. Zgoła niepotrzebnie, bowiem wilk nie należał do idiotów bez potrzeby ryzykujących życiem.
- Mam nieodpartą chęć zwiedzić tę jaskinię - powiedział do pozostałych. - Skoro Pani Lasu doprowadziła nas w to miejsce, to miała w tym jakiś cel. |