Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2010, 22:50   #89
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Olśnienie mnie niestety w nocy nie naszło, bo nie można liczyć snu o ganianiu się po Rewirze z demonem jako profetycznej wizji. No chyba, że trawiący wszystko ogień, który mi się przyśnił był zapowiedzią tego, że ktoś w końcu zrobi porządek z dzielnicą Umarlaków, ale stawiam na to, że to raczej moje pobożne życzenia. Wytoczyłam się z wyrka i od razu wlazłam w pozostawione przy łóżku wczorajsze jedzenie. Znalazłam winnego moich sennych majaków. Lepiej jednak nie objadać się na noc. Godzina była późna, ale się nie przejęłam, bo zrobiłam wczoraj tyle cholernych nadgodzin, że należał mi się dzisiaj wypoczynek. Oczywiście o tej porze woda pod prysznicem była prawie całkiem zimna, więc chyba niedługo powalczę o honorowe członkostwo u Morsów. Przy śniadaniu i porannej gorącej kawce humor mi się poprawił i z większym zapałem jeszcze raz przejrzałam zebrane przeze mnie dokumenty grupy „Rzeźnia”.

I wtedy mnie właśnie oświeciło. Kurde, jeśli przynajmniej cześć z tego, co nam przekazał Zamaskowany irytująco-tykający-ludzi-palcem-w-plecy demon z dachu jest prawdą to Papcio Roar był dużo ważniejszym świadkiem niż początkowo sądziłam. Mogłam tylko mieć nadzieję, że Papa siedzi sobie teraz i pije w towarzystwie Nieumarłych wilkołaczych współbraci gdzie jest w miarę bezpieczny i że jak w końcu wytrzeźwieje to zgłosi się do mnie. Musiałam tylko dopytać o jedną rzecz Kopacz no i pogadać z nią o Zamaskowanym. Poczułam nowy przypływ energii i już bez zbytniego grzebania wyszykowałam się do roboty. Wcisnęłam na siebie spódnicę, bo przypomniało mi się wczorajsze spotkanie z Egzorcystką i uznałam, że czas podkreślić swoją przynależność do konkretnej płci. No i dodatkowo mam całkiem niezłe, długie nogi, może o trochę zbyt kościstych kolanach, ale nie można mieć wszystkiego. Jeszcze tylko zmieniłam ubraną wcześniej białą koszulę na czarny golf, bo we wcześniejszym zestawieniu wyglądałam jak sekretarka w firmie prawniczej i chwyciłam za torebkę. Z jej wnętrza wyturlała się nie wypita do końca flaszka całkiem już ciepłej wódki. Skrzywiłam się na jej widok i włożyłam ją do lodówki. Standartowo sprawdziłam zabezpieczenia w mieszkaniu i po ubraniu butów i płaszcza opuściłam dom. Wyszłam z bramy i zaczerpnęłam świeżego powietrza. Jednak dzień zapowiadał się obiecująco.

No i wtedy jebnęło. Ogłuszający huk sprawił, że na moment zamarłam a wtedy obsypały mnie drobinki ceglanego pyłu. Mogłabym też przysiąc, że pęd powietrza wzniecony przez lecący pocisk wzburzył mi włosy. Cholerny snajper chybił dosłownie o włos. Rzuciłam się w kierunku bramy domu, od której oddaliłam się na kilka kroków, dziękując w duchu Opatrzności i innym Wyższym Mocom, że po Fenomenie Noworocznym z bram znikły zawodne już teraz domofony i drzwi nie zamykało się na klucz. Nie znam się na broni, ale to, co przed chwilą wystrzeliło nie było raczej żądną bronią automatyczną i zamachowiec musiał ją przeładować. Pytanie czy zdąży to zrobić zanim wpadnę do bramy. Zdążył. Kolejny huk wystrzału rozdarł ciszę. Dopiero siłowałam się z ciężkimi drzwiami wejściowymi, kiedy kula wyżarła kawał muru nad moją głową, cholernie wysoko nad moją głową. Chybił o pół długości ciała. Jakby mu nerwy puściły albo coś szarpnęło mu lufę do góry. Nie zastanawiałam się nad tym długo. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i rzuciłam po schodach do mojego mieszkania. Niestety brak zamka, który umożliwił mi szybkie wejście na klatkę schodową jemu także pozwoli ścigać mnie bez problemu. Podciągnęłam cholerną spódnicę aż po biodra, że też musiałam się dzisiaj w nią wciskać i wskakiwałam po trzy stopnie na raz. Zastanawiałam się czy nie zacząć dobijać się do drzwi któregoś z sąsiadów, ale zrezygnowałam, bo nie chciałam ich wciągać w swoje problemy a poza tym większość z nich pewnie była o tej porze w pracy. Zdyszana wbiegłam na drugie piętro i stanęłam przed drzwiami do mieszkania już z kluczami w ręku. Na widok zamków miałam ochotę się rozpłakać. Czy naprawdę musiałam zamykać wszystkie pięć? Nasłuchiwałam czy ktoś nie idzie za mną rozprawiając się po kolei z wszystkim zamkami. Pierwszy. Czy usłyszałam skrzypnięcie drzwi na dole? Drugi. Czy ten szelest to ocieranie się czyjegoś rękawa o ścianę? Trzeci. Miałam ochotę rzucić klucze w cholerę i uciekać dalej na dach. Czwarty. Czy słyszałam czyjś wstrzymywany oddech? Piąty.

Szarpnęłam za drzwi, wskoczyłam do środka i zaczęłam teraz zamykać wszystkie. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i piąty. Potem dołożyłam dodatkowe rygle a na końcu jeszcze sztabę drzwiową. Opuściłam i zablokowałam żaluzje antywłamaniowe w salonie i kuchni i prawie po omacku dotarłam do sypialni. Zatrzasnęłam i zablokowałam stalowe drzwi oraz żaluzje w sypialni. Musiałam włączyć światło, bo w pokoju zrobiło się ciemno jak w grobowcu, chociaż może to nie było najlepsze porównanie. Zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. To na pewno ten pieprznięty krwawy baron postanowił mi urządzić krwawą łaźnię. Nie nienawidzę ludzi. Tak, na pewno. Jego pieprzona wampiryczna mać! Jeśli to on, to przysięgam, że spalę tą jego budę! Spalę jego norę! I spalę jego truchło choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w moim życiu!

Wzięłam telefon i próbowałam przypomnieć sobie numer do MRu, bo moją jedyną wizytówkę oddałam królowi loup-garou, oby sczezł, a oczywiście zapomniałam zabrać dla siebie następnej. Kiedy wpatrywałam się w tarczę aparatu próbując sobie przypomnieć te nieszczęsne cyferki telefon nagle zadzwonił. Mało nie rąbnęłam nim o podłogę.

- Tu Kopacz, słuchaj mnie uważnie. Zaatakowano wielu z naszych. Zamachy bombowe, snajperzy, uzbrojone Zdechlaki. Nie wychodź z domu i miej broń pod ręką i czekaj na przyjazd GSR.

- Już mnie ostrzelał jeden! Siedzi w krzakach pod moim domem! – wrzasnęłam do słuchawki.

- Czekaj na wsparcie i nie daj się zabić – powiedziała tylko i rozłączyła się.

- Czekaj na wsparcie i nie daj się zabić, czekaj na wsparcie i nie daj się zabić – powtarzałam jak katarynka do głuchej już słuchawki – Dzięki za radę, bo tak bym poszła dać się zabić.

Trzasnęłam słuchawką na widełki. Przynajmniej wiadomość o nadchodzącym wsparciu była pocieszająca. Natomiast informacja o atakach przeprowadzonych na Regulatorów już nie. Ktoś będzie musiał za to odpowiedzieć. Tylko, kto? Mój pierwszy kandydat Kantyk odpadał jako podejrzany. Nie o to chodziło, że wierzyłam, że nie posunąłby się do zaatakowania mnóstwa ludzi tylko, dlatego żeby mi dać nauczkę. Nie. Po prostu zorganizowanie tylu jednoczesnych akcji przez jedną noc było niemożliwe. W takim razie, kto? Ktoś, kto znał mój adres, bo czekał pod moimi drzwiami i ktoś, kto wiedział jak wyglądam, bo strzelił do mnie dopiero jak wyszłam z bramy a że nie potknęłam się o trupy moich sąsiadów, więc nie celował do każdej osoby opuszczającej dom. Ktoś, kto wiedział, że jestem Regulatorem, mimo że oficjalnie pracowałam dopiero od wczoraj.

Chwyciłam znowu, za słuchawkę i wykręciłam dobrze mi znany numer.

- Rebecca? Witaj. Potrzebuję nowego mieszkania...Tak...Moje mi już nie odpowiada...Nieważne. Musisz mi coś znaleźć...Tak jak poprzednim razem. W kamienicy, z grubymi ścianami, na drugim lub trzecim piętrze, pokój z kuchnią i oddzielna sypialnia...Tak...Tym razem mam jeszcze jeden warunek...Przynajmniej dwa a najlepiej trzy wyjścia z budynku a nie jedno...Nie. Nie żartuję. Naprawdę...Wolałabym pięć gdyby to było możliwe, ale wiem, że nie jest, więc znajdź mi z trzema...Postaraj się...Jak najszybciej...Dzięki.
 
Ravanesh jest offline