Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2010, 22:57   #90
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
To był standardowy poranek, bliźniaczo podobny do wielu poprzednich. Lawrence czuła się jakby zdjęto ją właśnie z krzyża. Leżała sztywno, z twarzą wbitą w poduszkę bojąc się, że najmniejszy ruch wzmoże natarczywy ból. Spod kołdry wysunęła się blada koścista dłoń i klepała na oślep o blat nocnej szafki. Wreszcie odszukała to czego szukała – słoiczek z pigułkami ukojenia. Zagryzła trzy i leżała jeszcze kwadrans nie mogąc się zmusić do jakiejkolwiek aktywności.

Dla odmiany dziś nie musiała udawać. Żadnych fałszywych uśmiechów, żadnego pieprzonego świergotania. Nieobecność Loli nawet jej była na rękę.
Usiadła na skraju łóżka i opuściła stopy na zimną posadzkę.
- Kurwa... - jęknęła rozcierając skronie. Miała wrażenie, że w jej mózgu zadomowiło się jakieś małe złośliwe zwierzątko i wyżera od środka jeszcze żywą tkankę. Zamknęła powieki. Blada poświata poranka biła po oczach jak światło morskiej latarni. Zaraz jej pękną gałki oczne. Rozsypią się na milion drobnych okruchów jak kineskop telewizora, w który ktoś przywalił młotkiem.

Zawlokła się do łazienki, odkręciła kurki z wodą i gapiła się tępo na dziewczynę po przeciwnej stronie lustra.
- I co? Życie się spierdoliło? - zagadnęła złośliwie bladą blondynkę o wychudzonej twarzy i ciemnych wianuszkach smug okalających oczy. - Już wyglądasz jak trup. Jeszcze oddychasz skarbie ale śmierć już po ciebie idzie.




Dziewczyna w lustrze podniosła na nią oczy i wykrzywiła usta w sardonicznym uśmiechu.
- I co z tego? Śmierć to dopiero początek...

Zakręciło jej się w głowie. Z nosa trysnęła struga jasnoczerwonej krwi i polała się na podłogę wieńcząc dramatyzm poranka. Lawrence chwyciła biały ręcznik i przycisnęła do twarzy. Nasiąkał jak gąbka wrzucona do kałuży. Zaklęła pod nosem całkiem rozdrażniona kiedy dostrzegła w progu znajomą eteryczną postać.
- Nie teraz John! - krzyknęła, znacznie głośniej niźli zamierzała, i rzuciła w niego zakrwawionym ręcznikiem. Ten przeleciał przez skupisko ektoplazmy i zatrzymał się na ścianie w korytarzu zostawiając po sobie lepki pionowy ślad. John rozpłynął się w powietrzu na co Lawrence ponownie zaklęła, ale tym razem włożyła w to zajęcie więcej kreatywności i finezji.

Zastanawiała się gdzie podziewa się Ruiz. Miała złe przeczucia, czarne myśli. Kiedy otworzyła frontowe drzwi te przeczucia oblekły się w materię. Paczka z szarej tektury stała na jej wycieraczce strasząc sąsiadów niby złowieszczy nagrobny postument.
Lawrence podniosła wątpliwy prezent. Przez papier sączyła się krew plamiąc jej białe palce. Rozmiar kartonu sugerowały co mogło się skrywać w jego wnętrzu. Głowa by się idealnie zmieściła. Szlag, Ruiz!

Zgarnęła pudełko i wbiegła z powrotem do mieszkania. Położyła pakunek na kuchennym stole, zapaliła nerwowo papierosa i poluzowała krawat.
Wypaliła do samego ustnika i dopiero wtedy złapała kuchenny nóż. Siedziała przy skraju stołu tnąc szarą taśmę. Bała się zajrzeć do środka. Serce tłukło opętańczo jakby chciało wyskoczyć z piersi.
Krańcem ostrza podważyła róg pudełka aż otwarło się zapraszająco niby uda chętnej kobiety.


Ale ostatniego porównania nie zdążyła ubrać w myśli. Najpierw usłyszała huk eksplozji a później ogromna siła szarpnęła ją w tył i cisnęła o ścianę.
Powieki drgały konwulsyjnie, nie mogła złapać tchu. Widziała dookoła gruz, czuła wwiercający się w nozdrza duszący pył i zapach spalenizny. Ale rozpierducha.

Nie mogła się ruszyć. Spuściła oczy zerkając ze zdziwieniem na plamy krwi wykwitające na jej białej koszuli niby egzotyczne kwiaty. Z korytarza dobiegał natrętny dźwięk aparatu telefonicznego.
Tego już chyba nie odbiorę - pomyślała jeszcze. I wcale nie był to przypływ wisielczego humoru. To była smutna akceptacja własnego końca.

A później straciła świadomość i zapadła się w morzu gęstej czerni.
 
liliel jest offline