Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2010, 23:32   #8
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Przez krótką chwilę gdy wybuchł chaos był zaskoczony. Podobnie zresztą jak wszyscy obecni. On miał jednak doświadczenie. Nie raz i nie dwa, miał okazję znajdować się w obozie, na który wyruszyła nocna wycieczka. Gdyby pozwalał sobie na opieszałość już dawno by zginął. Dlatego gdy tylko minął pierwszy szok spowodowany pojawieniem się przeciwnika w sali balowej chwycił za broń. Przebiegając po sali wzrokiem szybko zlokalizował pierwszych wrogów. Ciotka Llewella znajdował się w opałach. Nie zważając na nic rzucił się w jej stronę. Widział pękające okiennice, ale teraz to nie miało znaczenia. Potwory atakujące starszą amberytkę zauważyły go, dla jednej z nich było już jednak za późno. Potężny cios szabli pozbawił ją głowy. Widząc to jej upiorna towarzyszka, zaprzestała szarpania Llewelli i skupiła się na Aleksandrze. Cios jej szponów ominął jej głowę, gdy młody żołnierz wykonał zgrabny unik. Jego szybkie cięcie najpierw dosięgło nóg potwora, gdy ten próbował poderwać się do lotu. Sekundę później jej ciało przebił sztych szabli. "Pierwsza potyczka wygrana" przebiegło mu przez myśli.

W tym czasie w sali rozpoczęły się inne walki. Około 15 osobowy oddział straży w odświętnych strojach próbował kontratakować. Widać było, że brakuje im jednak dowódcy, gdyż ich akcja była nieskoordynowana. Ich ubranie również nie ułatwiało tej walki, podobnie zresztą jak panika, która teraz ogarnęła większość obecnych.

-Cofnąć się od okien! Na środek sali! Na środek! - zaczął krzyczeć Aleksander. -Straż! - słysząc jego okrzyk żołnierze szybko znaleźli się przy nim -Działajcie w grupie, ich jest więcej, dlatego nie możecie pozwolić się oddzielić. Macie się widzieć, bo będziecie mogli wspierać siebie nawzajem. Ściągajcie ludzi na środek sali, z dala od tych przeklętych okien - strażnicy kiwnęli głową i zaczęli wykonywać jego rozkazy. Roztrzęsiona Llewella ruszyła za nimi. A syn Benedykta ruszył pomóc kolejnym atakowanym.

Biegał po sali, próbując znaleźć się w każdym zagrożonym punkcie. Było ich jednak wiele. Na całe szczęście harpie nie okazały się wymagającym przeciwnikiem. Systematycznie, ludzie z cienia byli zbierania pod ochronę straży. Gdy kolejna z harpii po jego ciosie padła na podłogę zdał sobie sprawę, że stracił rachubę. Kolejni ludzie przebiegli koło niego ścigani przez jednego z tych potworów. Jego lot został niespodziewanie przerwany, gdy szabla amberyty przecięła ją na pół.

Kolejne krzyki spowodowały, że odwrócił się na pięcie. Poselstwo z Dworców Chaosu, było atakowane przez grupę harpii. Ich przywódca Mandor, był właśnie szarpany, przez kilka "damulek". "Cholera, myślałem, że się stamtąd wynieśli" przebiegło mu przez myśl. Nie miał jednak czasu, na rozważania, dlaczego dalej siedzieli w tak zagrożonym miejscu. Widać było, że wśród nich brakowało wojowników. Ich obrona wyglądała na rozpaczliwą, ale przynajmniej jeszcze żyli. Ruszył biegiem w ich stronę, kładąc po drodze kolejne nieostrożne stworzenia, które chciały się z nim zmierzyć.

-Biegnijcie do straży! - krzyknął Aleksander w stronę chaostyów, pomagając im jednocześnie utorować drogę. Któryś z towarzyszy odciągał Mandora pod ścianę. Nie wyglądała to najlepiej, ale cóż ... nie mógł znajdować się we wszystkich miejscach jednocześnie.

Nadlatująca z przeraźliwym skrzekiem harpia przerwała te jego rozmyślania. Natychmiast padł na ziemię i przetoczył się po niej, ostre pazury wbiły się w miejsce, w którym przed chwilą stał. Kątem oka zauważył kolejnego potwora, szykującego się do ataku. Zerwał się na równe nogi i skoczył do przodu. Cios harpii chybił. Do tej walki dołączyła również trzecia, z zaciekłością próbująca wydłubać oczy amberycie. "Chyba je zdenerwowałem" pomyślał, próbując nabrać dystansu. Potrzebował chwili na zebranie się, ale wyglądało na to, że potworzyce nie chcą mu na to pozwolić. Kolejny atak, spróbowały wykonać jednocześnie, Aleksander wykonał kolejny unik, tym razem skuteczniejszy od poprzednich. Gdy tamte zmieniały tor swojego lotu, mógł dobrze przygotować się do walki. Jego szabla wykonała półkole i uderzyła w czaszkę najbliższej harpii. Jej dwie towarzyszki, nie zważając na to kontynuowały atak. Bardzo starały się dosięgnąć żołnierza szponami. Jednak to one teraz musiały dostosować się do jego tempa. Gdy znów próbowały wzbić się w górę, wojownik przebiegł pomiędzy nimi wykonując dwa szybkie cięcia. Skrzek bólu rozległ się po sali, gdy potwory z podciętymi skrzydłami zaczęły upadać ku podłodze. Nadal próbowały coś zrobić, były to jednak podrygi rozpaczy. Zakończone szybko dwoma ciosami szabli.

Cała sala zaczęła wyglądać na bardziej uporządkowaną. Syn Benedykta, nie mógł sobie jednak pozwolić na odpoczynek. Harpie nadal próbowały dosięgnąć wrogów, było ich jednak coraz mniej, a przez kolejne minuty dbał o to, żeby ta tendencja spadkowa była stała. Nie wiedział, ile czasu minęło od początku tego ataku. Walki miały to do siebie, że traciło się poczucie czasu. W pewnym momencie, równie niespodziewanie jak początek ataku, zakończył on się. Pozostałe przy życiu harpie poderwały się w powietrze i zawisły pod sufitem. Nie wyglądało na to, żeby miały ochotę na kontynuowanie tej walki. Aleksander spokojnym krokiem podszedł do straży i zebranych gości.

Przechodząc obok dwójki kuszników, wydał krótki rozkaz

-Zestrzelić te paskudztwa - obaj kiwnęli głowami i zaczęli wykonywać rozkaz Diuka Oisen, który mógł ocenić pobojowisko. Sala balowa wyglądała na uszkodzoną, służba będzie miała sporo pracy, wydawało się jednak, że wszystko zakończyło się szczęśliwie przynajmniej w tym miejscu. Zdał sobie sprawę, że od jakiegoś czasu słyszał niknące głosy walki, z innych miejsc zamku. To mogłoby tłumaczyć, dlaczego pomoc nie nadeszła. Rodziło również wiele pytań odnośnie charakteru tego ataku. Porzucił jednak te jałowe rozważania. Dopóki nie będą mieli więcej informacji, nie można było stwierdził nic pewnego. Spekulacje mogły być przyjemne, ale na pewno nie w momencie, gdy nadal istniało zagrożenie. Wrócił do obserwacji harpii ... "to jeszcze nie koniec" ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline