Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2010, 19:06   #267
Wellin
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Amaterasu


Obraza była znacząca. Na tyle, że szmer rozmów dokoła przycichł na moment.

Hiroshi spojrzał na brata. Ten odpowiedział gestem dłoni, najwyraźniej cedując całą sprawę na młodszego bushi. Sam kierował już uwagę gdzie indziej, zajmując się szacowaniem otaczających ich samurajów. Nie było w tym zaskakującego. Taki właśnie był Naritoki, a Inouzuka był w przecież przeciwnikiem Hiroshi. Młody bushi westchnął lekko starając się wysiłkiem woli opanować emocje. Utrzymać głos w tonie spokojnej uprzejmości. Nie poruszać nerwowo rękami. Spokojnie, pewnie stawiać stopy. Nie okazać słabości.

- Samuraju – młody bushi oddał siedzącemu dokładnie taki sam honor jaki ten ofiarował bratu. Uprzejmiej jednak, bez drwiny. - ...będziemy jeszcze mieli czas na rozmowę o uprzejmości. Zwłaszcza uprzejmości względem mego brata, sensei w szkole Shiba – wyraźnie, czysto, głosem pozbawionym słyszalnej urazy lub gniewu. – Teraz jednak poszukujemy shugenja z rodu Asahina w ważnej sprawie. Sprawie, która nie powinna czekać.

Rei. Powtarzał w myśli. Uprzejmość była cnotą bushido i dobrą reakcją w niemal każdych okolicznościach. Kaori ubiegłego wieczoru powiedziała, że Hiroshi ją posiada. Czas było to udowodnić. Tym bardziej przed Żurawiami, bushi należącymi do klanu szczycącego się uprzejmością. Tym bardziej w kontraście z szyderczą pozą Inouzuki.

Cały poranek szarpał nerwy, nawet w porównaniu z wydarzeniami dnia poprzedniego. Pojedynek Iaijutsu! Hiroshi czuł w gardle uścisk od kiedy Naritoki o tym wspomniał. Prawdziwy pojedynek. Na nagie ostrza. Walka od której wiele zależało. Walka w której, jeśli sprawy potoczą się źle, można było zginąć. Bądź gorzej nawet: zostać okaleczonym. Rzuciwszy szybkie spojrzenie na brata Hiroshi westchnął w myślach. Naritoki był nieporuszony. Jakże bardzo chciałby powiadać choć połowę tego opanowania, tej żelaznej kontroli nad emocjami!

Inouzuka podniósł się na słowa młodego Shiby. Zwinnie, gibko, drapieżnie - i zarazem naturalnie. Równie naturalnie podniósł miecz, dotąd stojący obok, oparty o ścianę.

- Oooo, sensei w szkole Shiba? Znalezisko... - mężczyzna niemal wymruczał, stając naprzeciw Naritokiego, wkładając jednocześnie miecz w saya za obi.

Błąd. Ostrze Naritokiego błysnęło i zastygło. Centymetr, może mniej przed okiem Kakity. Nie dostrzeżono ruchu. Inouzuka również go nie dostrzegł, tym bardziej że na moment spuścił z oka przeciwnika, by dobrze umieścić saya za obi. Ważna rzecz w pojedynku iaijutsu, której dopilnowanie było najwyraźniej nawykiem młodego mężczyzny. Dlatego też ten znienacka dostrzegł przed swym okiem nagą końcówkę broni. Ostrą. Zareagował odruchowo, jak zareagowałby każdy chyba na jego miejscu. Gwałtownie odchylił się i dodatkowo cofnął się do tyłu, tracąc opanowanie... oraz równowagę, bo niedaleko za nim był ganek. Żuraw po prostu padł na plecy, z impetem. Nim jeszcze uderzył o ganek, Naritoki-aniki chował już ostrze do saya.

- Hiroshi-san, wybacz, bo wychodzi na to, że Twój przeciwnik to błazen. Ponieważ obiecałem Doji-san, że będziemy na śniadaniu, powinniśmy się pospieszyć. Ruszę za moim, załatw proszę rzeczy tutaj.

Naritoki nie musiał mówić nawet półgłosem. Hiroshi poruszył się automatycznie, kiedy Kakita ustawiał się naprzeciw Naritokiego, Hiroshi również znalazł się przy bracie. Jego zdenerwowanie było bliskie do przerodzenia się w chłodny gniew na tego pyszałka.

Kakita począł się zbierać, ale Hiroshi widział po jego rozszerzonych oczach i że wyczyn brata wytrącił go z równowagi... nie tylko dosłownie, ale i w przenośni.

Dobrze.

Jeśli jednak miał załatwić sprawy tutaj i szybko, trzeba było rzucić formalne wyzwanie. I liczyć, że Inouzuka po porażce z ręki Naritoki postanowi zatrzeć złe wrażenie tu i teraz, zanim na dobre odzyska równowagę.

- Kakita Inouzuka-san, nazywam się Shiba Hiroshi w gościnie Kosaten Shiro. – Hiroshi podniósł głos tak by być wyraźnie słyszanym przez wszystkich obecnych w pobliżu. Mówiąc poprawił saya i rozluźnił napięte mięśnie ramion. Warto uczyć się z błędów przeciwników i przygotować zawczasu. Następnie kontynuował:

- Jestem tu by bronić honoru Asahina Si-Xin, shugenja którego twoja pani spotwarzyła ubiegłego wieczoru. Twoja pani jest w błędzie. Asahina Si-Xin to prawy człowiek, którego honor nie podlega dyskusji. Prowadź mnie do niej... – Hiroshi rozciągnął twarz w (jak miał nadzieję) drapieżnym uśmiechu - ...bądź stań do walki tutaj i teraz, na oczach wszystkich, gdzie twoja porażka będzie publiczna. Jesteś niczym naprzeciw sensei. Ciekawym jak poradzisz sobie z uczniem.

Przesunięcie stóp, poprawna, gotowa pozycja. Przygotowanie. Pot spływający po karku. Grymas wściekłości pojawiający się przez moment na twarzy przeciwnika.

Inouzuka przesunął wzrokiem po kręgu obserwujących bushi. Splunął na ziemię. – Z uczniakiem sobie poradzę. – warknął szyderczo - Zróbcie miejsce!

Bushi Żurawia cofnęli się do tyłu, pozostawiając pustą przestrzeń szeroką na jakieś dziesięć kroków.

Stanęli naprzeciw siebie. Publiczność rosła błyskawicznie, z całego dojo napływali na placyk kolejni samurajowie. Hiroshi nie zwracał na to uwagi. Patrzył na przeciwnika, szacując go. Kakita wydawał się wyjątkowo wytrącony z równowagi. Wpierw spoglądał w stronę, w którą odszedł Naritoki. Zagranie brata nie tylko sprawiło, że zgubił spokój, ono wprost nim wstrząsnęło. Może w świecie Żurawi, piękne słowa musiały poprzedzić pojedynek? Może chłodne, bez emocji podejście Naritokiego, ta olbrzymia różnica umiejętności między nim i Inouzuką, fakt ujrzenia tak ot, nagiej broni tak blisko...

Naritoki bez słów, jednym oszczędnym gestem pokazał Kakicie, że zabicie go, lub, co gorsza, okaleczenie, zabranie mu wzroku, przyszłoby mu bez trudu. I że Kakita nie miałby nic do powiedzenia. Następnie powierzył go młodszemu bratu, ponieważ uznał go za kogoś poniżej siebie. Na koniec zaś spokojnie odszedł, dając do zrozumienia, że uważa sprawy tutaj za zakończone.

Pierwsze Żurawiem wstrząsnęło i wlało weń zwątpienie we własne umiejętności. Drugie dołożyło ciężar wstydu i upokorzenia. Arogancja i miłość własna przystojnego i zdolnego szermierza zebrały spore cięgi i musiały się otrząsnąć. Ostatnią kroplą, która przepełniła czarę, była zauważalna pewność Naritokiego, który odchodząc, niemo przepowiedział wynik tego pojedynku. Shiba nie musiał oglądać tego pojedynku, ponieważ wiedział, że jego brat go wygra. Nie musiał mu nic doradzać, bo zmierzył umiejętności Kakita-san i nazwał go błaznem. Ba, przeprosił nawet brata, że przeciwnik nie jest dostatecznie dobry!

Te fakty nie umknęły widowni. Nie umknęły też Kakicie i jego pragnieniu poklasku. Kiedy zaś on się w tym orientował, kiedy mimowolnie łowił szepty widzów, kiedy zerknięciami na boki zauważał coraz to nowe, znane mu twarze... Shiba go studiował.

Hiroshi przyglądnął się przeciwnikowi uważnie. Nie miał doświadczenia w pojedynkach, a już na pewno nie w takich, od których wyniku tyle zależało. Jak ten, gdzie stawał już tak naprawdę jako yojimbo Asahina Si-Xin. Postawa młodego Feniksa była skromna, lecz skupiona i obserwujące go Żurawie widziały coraz wyraźniej różnicę między nim, a kompletnie nieswoim krajanem.

Shiba Hiroshi ocenił swego przeciwnika i był gotów do walki, zanim tamten w ogóle zrozumiał, że pojedynek się rozpoczął.

Zaczynało się.

Hiroshi powoli, w kontrolowany sposób wypuścił powietrze, powoli przepuszczając je przez usta. Obaj byli gotowi, choć Hiroshi długą chwilę przed Inouzuką.

Zaczynało się.

Sensei Fujiwara w odległym, pozostawionej na ziemiach Feniksa dojo powtarzał, że walka, pojedynek, prawdziwe zmagania mężczyzn z których każdy dzierży w dłoni nagie ostrze, jest typem interakcji niemożliwym do zastąpienia. Czymś pozwalającym jak nic innego poznać miarę człowieka stojącego naprzeciw. Stokroć bardziej szczerym niż rozmowa. Wtedy Hiroshi nie odczuł tego jeszcze, mogąc tylko pochylać głowę przed mądrością i doświadczeniem sensei.

Ale tu i teraz... było w tym coś.

Stojąc naprzeciwko samuraja gotowego sięgnąć po ostrze, gotowego zadać cios, w tym szczególnym stanie wyostrzonej uwagi wywołanej przez napięcie, widmo śmierci i pojedynek spojrzeń... zauważało się więcej. Szczegóły, detale wbijające się w pamięć, układające w całość. Grymas twarzy, chęć ataku. Błysk oka... Paląca furia przeciwnika ukierunkowana i utrzymywana w ryzach przez dyscyplinę bushi. Wyrywająca się czasem na wolność.

Napięcie rosło.

Hiroshi czuł w uszach szybkie uderzenie serca i pot na dłoniach. Był zdenerwowany, napięty. Gdy dwu samurajów godnych tego miana stawało naprzeciw siebie, następował pojedynek woli. Pojedynek chi i ducha. Kto ustąpi. Kto podda się. Kto zdominuje przeciwnika. Ujarzmi spojrzeniem, ciszą, samą swą obecnością. Kogo zawiodą nerwy poszarpane rosnącym napięciem.

Inouzuka był w tym dobry. Znał te zmagania, szkolił się właśnie do nich. Wpatrywał się w młodego bushi stojącego naprzeciwko, wbijając w niego drapieżne spojrzenie niebieskich oczu. Środek ciężkości przesunięty w górę. Lekkie skrzywienie ust mogące uchodzić za uśmiech. Poza dominacji. Poza gotowości do ataku. Skoncentrowane siła rwąca się by zmiażdżyć przeciwnika, zadać ból i śmierć. Czy była w tym rozpacz, poczucie porażki? Tego młody bushi nie wiedział. Tego nie dało się rozpoznać. Nie dało, aż do momentu gdy walka spojrzeń zdejmie także i tą maskę, ukazując co kryje się pod spodem. Stal, bądź słabość.

Hiroshi zacisnął zęby, walcząc z własnymi wątpliwościami. Co jeśli przegra? Ugnie się przed spojrzeniem, groźbą czającą się w błysku katany. Iaijutsu nie było przecież umiejętnością w jakiej był mistrzem.

Napięcie rosło.

Krople potu łaskotały Hiroshi spływając po karku. Inouzuka uśmiechał się teraz szerzej, wydają się z każdą chwilą bardziej pewny siebie, bardziej zwycięski. Dłoń drżała chcąc chwycić za katanę, jakby żyła własnym życiem. Niepokojąco. Rozstrzygnięcie było coraz bliżej. Odsuwane raz za razem o uderzenie serca, o mrugnięcie okiem, o kolejną myśl.

Napięcie rosło, zdzierając maski i odsłaniając prawdę.

Hiroshi wziął powolny, kontrolowany oddech, starając się odzyskać spokój, przypomnieć sobie lekcje z Reihado Sano Ki-Rin. Lekcje udzielone przez Naritoki-aniki. Oddech. Koncentracja na mushiin*. Dom, spokój i niekończące się ćwiczenia. Medytacja. Jedność z otoczeniem. Wschodzące słońce. Odgłos kropli wody. Koncentracja.

Napięcie... Napięcie przepływało obok, niezauważone.

Młody bushi wziął jeszcze jeden kontrolowany oddech. Nie chodziło o to kto jest silniejszy. Nie chodziło o agresywną dominację, o złamanie woli przeciwnika. Chodziło o mushiin. O instynkt, perfekcję wypracowaną niekończącymi się ćwiczeniami, pojawiającą się samoistnie, bez wysiłku woli. Bez myśli i świadomości ruchu.

Koncentracja.

Szkoła Shiba uczyła akceptacji świata takim jaki jest. Stania się jednością z otoczeniem. Tao Shinsei zgadzało się z tym. Naritoki uczył tego samego. Młody bushi patrzył na stojącego naprzeciwko samuraja nie koncentrując się na niczym konkretnym. Niczym... poza oczekiwaniem. Siła spojrzenia Inouzuki, jego gniew, determinacja i wola walki... trafiała w pustkę. W nicość. Nie walczysz z wiatrem. Z ziemią. Ze wschodzącym słońcem.

Ptaki na głową, otaczający ich bushi, twarz Satomi widziana kątem oka... były bez znaczenia. Istniały, lecz przepływały niezauważone.

Ubity grunt pod stopami, pot spływający po karku... były bez znaczenia.

Bicie serca, kłębiące się emocje, nerwowość... były bez znaczenia.

Inouzuka, jego uśmiech, jego spojrzenie i siła woli...

...był bez znaczenia.

* * *

To Kakita nie zniósł napięcia. Trans w jakim pogrążył się Feniks zdawał się być nieskończony, niemożliwy do przerwania. Próba skoncentrowania się przychodziła z trudem, a Feniks z łatwością szedł dalej, skupiał się jeszcze mocniej. Fakt, że ten Shiba zaczął nie dbając jakby o to, czy przeciwnik podąży, jakby sugerował, że nie miało znaczenia, że Kakita Inouzuka przed nim stoi. Było to wyjątkowo rozstrajające, a niebieskooki szermierz był rozstrojony już na starcie. Trzykrotnie białowłosy koncentrował się, a raczej próbował dorównać w koncentracji Feniksowi. Tamten jednak za każdym razem bez wysiłku wsuwał się głębiej w nurt ... niczego. Otoczony pustką, emanował nią, schodząc coraz głębiej w siebie, stając się coraz bardziej nieosiągalnym dla ostrza Kakity.

"Powinienem był się ukłonić" z przerażeniem odkrył Kakita. Ale było już za późno. Zostawało iść dalej. Być konsekwentnym. Spróbować nadrobić błąd szybkością ruchu. Oczy Żurawia zwęziły się lekko, usta cokolwiek się zesznurowały. Dla większości widowni była to rzecz niezauważalna.

Satomi ścisnęła rękę przyjaciółki, szepcząc do niej:

- Uderzy!

- Przegra. Feniks to widzi - odszepnęła przejęta Shizuka.

Dla Hiroshiego bowiem jedno i drugie było jak grom.

* * *

Błysnęło ostrze.

Katana znajdowała się w jego wyciągniętej ręce, co Hiroshi uświadomił sobie dopiero po chwili, z uczuciem odległego zdziwienia. Stał wyprostowany, kamiennie nieruchomy, w idealnie zbalansowanej pozycji. Końcówka równie kamiennie nieruchomego ostrza dotykała gardła Inouzuka Kakita. Stal sięgała pomiędzy lekko uchylonymi połami kimona i dotykała zagłębienia w miejscu w którym łączą się kości obojczyka.

Dotykała krtani.

Inouzuka zamarł w pół ruchu, przestając chyba nawet oddychać. Niedawno widok metalu centymetr od oka sprawił, że rzucił się raptownie do tyłu. Teraz, gdy stal sięgnęła gardła, reakcja była inna – niedowierzające spojrzenie w dół, usiłujące desperacko ocenić jak poważna jest rana.

Dotyk stali potrafiący przyciąć jedwab gdy ten prześlizguje się po ostrzu potrafił być bezbolesny. Ale nie mniej przez to śmiertelny. Inouzuka patrzył w dół w bezruchu, zbyt opanowany nawet w tej sytuacji by otwarcie okazać strach. Niemniej jednak szarpiąca niepewność była widoczna. W napięciu mięśni, spojrzeniu biegnącym w górę i dół katany, oceniającym jej długość. Drżeniu dłoni.

Czy ostrze przebiło gardło? Czy przebiło tchawicę? Odebrało życie czy tylko głos? Hiroshi patrzył przez moment na grę tłumionych emocji na twarzy przeciwnika.

Cofnął katanę.

Na końcu ostrza znajdowała się pojedyncza kropla krwi.
 

Ostatnio edytowane przez Wellin : 06-10-2010 o 19:13.
Wellin jest offline