Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2010, 22:16   #39
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pot. Tak pachniał tłum na południu.
W pewnym groteskowym sensie była to miła odmiana. Rzadko bytował w tej wielkości miasteczkach przez długi czas. W zasadzie przyznać musiał, że przez ostatni rok nie zawędrował do miasta , przynajmniej nie na dłużej. Ale miał przecież powody do trzymania się na uboczu, z dala od większych siedlisk ludzkich. Przemierzał trakty zatrzymując się w siołach, wsiach, rzadziej takich miasteczkach, zajazdach, z rzadka w gościnie ludzi trwale jak on oddalonych od cywilizacji. Sam myślał nieraz o takiej pustelni, ale zawsze myśl odpływała, gdy wyobraził sobie siebie polującego czy szukającego owoców leśnych. To zupełnie nie mogło się udać.

Był szczurem miejskim, dla którego monetą były kłamstwo i miecz, w tej kolejności. Coś jeszcze miał zarezerwowane do wyższych celów, ale to właśnie dla nich zachowywał, ładnych już parę lat, i nie zanosiło się, aby miał to wykorzystać.

Powody, które właśnie zniknęły w obliczu konfrontacji z trójką nieznajomych. Co więcej, przez połaszenie się na większy grosz i wykorzystanie wiedzy o magii do własnych celów naraził, w dłuższym rozrachunku, życie i to wcale nie tylko własne. Ktoś mógłby uznać, że w takiej sytuacji należy uciekać, jeszcze dalej.

Tłum nie ułatwiał mu koncentracji, gdy wracał pomiędzy budynki, nie musiał lawirować pomiędzy ludźmi jak choćby w Tretogorze czy nawet Oxenfurcie, jednak mimo niewielkich rozmiarów Torien zwyczajnie jak na takie miejsce było ich tu wielu, znacznie więcej niż na północy.

A tam właśnie musiał się teraz udać. Dla zachowania poczytalności odsunął myśl, że mógłby być nieprzerwanie sondowany. Wiedział, że musi dotrzeć do Redanii jak najszybciej. Tyle ile potrwać może droga?

Najpewniej musi wyprzedzić wieść rozchodzącą się z prędkością myśli. Możliwe, że sprawa jest błaha i właśnie się zakończyła, ale w jakiś sposób go obserwowali i dlatego konieczne będzie ostrzeżenie prawdziwych "kumów".
Zakładał jednak, że nie będzie miał tyle szczęścia i przybędzie już po jakichś wydarzeniach... nawet wtedy jednak będzie mógł się przydać.

Podróż bez florena czy orena przy duszy była z kolei znacznym ryzykiem i choć już nieraz przymierał głodem, nie zamierzał tego ryzykować o tej porze roku. Zazwyczaj zarabiał w drodze, robiąc także postoje, teraz jednak nie miał czasu, a trasę już raz pokonał, choć przed niespełna pół roku. Choć w tej okolicy wiele się wydarzyć mogło, nie byłoby to roztropne.
Zwłaszcza, że i tak miał jeszcze dwa dni i nic nie kosztuje korzystne ich zagospodarowanie...

Spacerując rzucił okiem na lazurowe, mimo pory dnia, niebo oraz nieco dla niego egzotyczne ubiory ludności. Północny Nilfgaard był niezwykle różnorodny kulturowo i zastanawiał się, czy to może być potencjalnie opłacalne czy utrudniać życie takim jak on. Analizując jednak dawne, proste sposoby zarobku w drodze, kiedy to we wsi w gospodzie wystarczyło jedynie broń w pochwie ostentacyjnie o ścianę oprzeć i w dwie staje przez chmury na niebie pokonane przy rześkim wietrze była już praca albo wiadomo było, że się nie znajdzie. Ponadto zazwyczaj łączył siły z kimś robiącym mieczem lepiej od niego, i mniejsze to ryzyko, i mimo konieczności podziału mógł utargować lepszą cenę i rzadziej bał się podjąć jakiegoś wyzwania... Żył z tego, prostego wymierzania wioskowej sprawiedliwości, wręcz wyzyskując często zdesperowanych mieszkańców, mających nagłą potrzebę uświadczenia czyjejś śmierci. I jak zwykle były to okazje, robota miała miejsce rzadko, ale pozwala przy rozsądnym, to jest niewiele setniejszym od nędznego wydawaniu przeżyć do następnej.

Wewnętrzne dywagacje i wspomnienia wespół z równoczesnym przyglądaniem się równie co on ignorowanemu niziołkowi, nieczęsto wcześniej widzianymi, zasłyszane niemal przypadkiem słowa...

- Jeszcze dziś, ale mam tylko jednego. Masz kogoś z polecenia? - zapytał siwy, acz dobrze zbudowany mężczyzna w długiej, białej todze.

- Nie, ale mało to osób potrafi machać żelastwem? Idź do karczmy. Tam z pewnością kogoś znajdziesz. - odparł kudłaty niziołek, obiekt skrytego zainteresowania Teda, właśnie go wymijający.

- Nie, tam też mogą siedzieć szpiedzy nieprzyjaciół. A może... - głos człowieka zniknął w gwarze.

Teddevelien westchnął z wrażenia przypominając sobie właściwe jego ojczyźnie powiedzenie, że szczęście nigdy nie opuszcza szczęśliwie urodzonych. Nie zmieniając zanadto tępa, dzięki właściwościom tłumu, ruszył za człowiekiem w bieli. Nie wyróżniał się, nie bł miejscowy. Nie był też jedyny. Śledzenie niziołka było nieproste, ale towarzyszącego mu człowieka już może się takie okazać. Trzymał się dalej, mając ich dobrze w zasięgu wzroku, zaintrygowany całą sytuacją. I zamierzał ich śledzić do skutku, uważając na sytuację. Podejrzewał, że mogą się bacznie rozglądać, jednak nie przejmował się tym, jednak ciekaw był gdzie mogą się zatrzymać w takiej mieścinie na rozmowę. I... nabór.
Dostawszy okazję od losu, nie zamierzał jej zmarnować, ani trochę.

Nie taktował tej kwestii zupełnie poważnie, ale wyczuwał ryzykowną i potencjalnie zyskowną sprawę. Sam zaś zastanawiał się, czy robić mieczem, czy może uda mu się dowiedzieć, choćby oferując to pierwsze, dość dużo by sprzedać jakieś informacje, zwłaszcza wymienionym zainteresowanym.
A to, jak zwykle, wiązało się z pewnymi zagrożeniami...

Po raz pierwszy od kilku dni Ted szczerze się uśmiechnął - jak zwykle, do losu i siebie...
 
-2- jest offline