Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2010, 22:23   #115
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Ruszyło ją to. Sztuka połykania biżuterii zmusiła lodową czarownicę do tego, żeby wysadzić zgrabną dupkę z siodła i podeszła bliżej aby przypatrzyć się co to ma za szaleńca w potrzasku. Tym sposobem łuk stał się bezużyteczny… póki co. Nie sądził, żeby nie miała jakiejś ochrony przed strzałami… wierzchowiec może nie miał, ale ona z całą pewnością. Tropicielowi nie pozostało nic innego jak odstawić łuk i sięgnąć po adamantytowy oręż. Porobiła kilka sztuczek przy niewidzialnej ścianie, jednak nic takiego co by mogło zaszkodzić Helfdanowi. Do czasu insekta… Widząc podrywającego się do lotu stwora z głowy półelfa wyleciał rozkaz krótki acz treściwy w swojej prostocie – SPIERDALAJ! Ptaszysko jednak nie okazał się dość szybki. Gdy stwór przetrącał skrzydło jastrzębiowi nieomal poczuł jakby ktoś zdzielił go młotem po nieosłoniętym obojczyku. Gdy ptak znalazł się na ziemi zdążył już jako tako dojść do siebie.

Tropiciel znał się na dziczy, śladach może na dziwkach i troszeczkę na kobietach ale z całą pewnością nie znał się na magicznych stworach i chowańcach. Nie pamiętał już jak długo Ptaszysko z nim był … widać za długo skoro nie dał rady uciec przed tym czymś, a może nieznajomość tego czegoś sprawiała takie błędne wrażenie. Nie wiedział ile zostało „naturalnego” życia jastrzębiowi być może jego czas po prostu dobiega końca. Istota ich relacji była nieco odmienna niż te jakie mógł zaobserwować u innych ludków i chowańców. Ptaszysko nie był do niego przywiązany był wolny... jednak co jakiś czas do niego wracał. Helfdan nigdy nie ryzykował jego życiem dla swojej korzyści dlatego wiedział, że tamten nie będzie miał żalu za nie zaryzykowaniem swojego.

Życie go nauczyło, że gdy masz kartę przetargową możesz nią grać do czasu aż jej nie oddasz. W tym przypadku kartą był elfi pierścień z Pyłów. Czarodziejka go chciała jednak pomimo licznych manifestacji mocy nie uczyniła nic aby bezpośrednio zaszkodzić tropicielowi. W rzeczywistości nie podjęła próby odebrania błyskotki samodzielnie… owszem uwięziła go, wykorzystała ręce zbirów a teraz podjęła próbę szantażu to jednak tylko utwierdzała go w przekonaniu, że z jakiegoś powodu nie tyka się go! Jeżeli jest taka potężna to dlaczego zamiast go więzić nie strzeliła w nim jakimś zabójczym lodem albo nie przyzwała tego typu stworów co tego teraz…

Może to ten pierścionek jest rzeczywiście jakimś potężnym przedmiotem i chroni go przed jej magią?
Może żeby mogła go bezpiecznie otrzymać poprzedni właściciel musi jej go oddać?
Może była na tyle głupie, że sądziła iż bezkarnie odbierze go tropicielowi a ten jej pomacha na pożegnanie?


Nie znał się na czarach i magicznych przedmiotach niestety to nie był czas na nadrabianie braków w wykształcenie. Jednak metaliczny smak w gardle i nieprzyjemny ciężar daleko pod mostkiem wskazywał, że dobrze zapił. Jak również to, że chyba jest tylko jedna możliwa droga wyjścia…

- Dobra już dobra. Nie ma co się tak denerwować. Zobaczę co da się zrobić. Włożył paluchy w gardło i sprowokował to co nie raz mu się zdarzało gdy przesadził z trunkami. Zadek miał oparty o barierę, szablisko wbite w ziemię, a włosy odgarnięte w tył. Zgięty nieomalże w pół targnęły nim torsje. Jedna. Druga. I poszedł paw. Śniadania jadł już ładnych parę godzin temu i głównie wypłynęły z niego jakieś śmierdzące soczki. Ponowił próbę… i znowu bez pierścionka. Nie żeby to go specjalnie zmartwiło, wręcz odwrotnie. Było to częścią planu na przeczekanie.

Popatrzył na czarodziejkę. Wytarł usta rękawem i stwierdził bez ogródek. – Tędy chyba nie wyjdzie. Gdybyś mogła mi rzucić jakieś żarcie byłby łatwiej… a najlepiej jakbyś podała mój worek z zapasami. Mam tam suszone morele, po nich zawsze mam sraczkę.

- Mam coś lepszego na twoją przypadłość - skrzywiła się ponuro czarodziejka, wyjmując z kieszeni nieduży kryształowy trójkąt oraz różdżkę. - Leczy zarówno z zatwardzenia, głupoty jak i egoizmu. - spojrzała smutno na jastrzębia trzęsącego się w morderczym uścisku robala. Na jej znak modliszka puściła Ptaszysko, które niezgrabnie i bezskutecznie próbowało poderwać się do lotu. - Biedaku... nie zasłużyłeś sobie na to. - Alehandra machnęła różdżką. Błysnęło, a ozdrowiały jastrząb poderwał się do lotu. - Za to ty już tak - magini rzuciła w barierę kryształem, po czym wypowiedziała kilka dziwnych słów.

- Pokaż co potrafisz obmierzła przechódko.

Helfdan poczuł, że powietrze wokół niego zamarza. Oddychało mu się coraz ciężej; kątem oka dostrzegł szron zbierający się na ciałach pokonanych najemników, krew zamieniającą się w kryształki lodu... lodowaty powiew wypływał z dłoni kobiety odbierając mu zdolność ruchu. Gdy upadał na kolana, a potem na ziemię, przez firankę zamarzniętych rzęs dostrzegł jeszcze jak Alehandra zbliża się do niego z długim nożem w dłoni. Wokół jej szyi owinięty był niewielki wąż-albonos. Zdecydowanie za mały na buty, ale coś z niego będzie można zrobić - przemknęło jeszcze przez resztki świadomości półelfa.
- Głupiec... zupełnie jak ojciec.

Zanim zupełnie stracił przytomność Helfdan dostrzegł jeszcze na niebie czarny punkt, oddalający się z dużą prędkością…
 
baltazar jest offline