Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2010, 12:10   #268
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Onnotangu

Na moment zaległa cisza. Spomiędzy bieli kimon uczniów, okazjonalnego brązu czy to sempai czy kyoushi, wystąpił mężczyzna w czarnym kimonie. Sensei skłoni się Hiroshiemu niżej, niż by się skłonił zwykle samurajowi podobnej rangi, by z uznaniem zapytać:

- Mogę poznać Twe imię, panie? Jak również imię Twojego nauczyciela?
- Shiba Hiroshi-desu - odparł Hiroshi wciąż w swoistym transie, prosto i lakonicznie. Ukłon był wolny, bardziej nawykowy niż z potrzeby. Młody Feniks wciąż przebywał trochę gdzie indziej, lecz nawet tam uprzejmość była jego częścią, nie zaniedbał więc etykiety - Zaś moim nauczycielem jest Shiba Ukio Fujiwara-sama.
- Zapamiętam. I ostrzegę moich uczniów przed Tobą i innymi uczniami Twego sensei.

Był to nie lada komplement, kiedy wypowiadał go nauczyciel innej szkoły. Hiroshi z miejsca zrozumiał, że to jest jeden z takich argumentów, jakie przekonują nauczycieli do kontynuacji nauczania tego właśnie ucznia, o którym inni tak mówią. Z wielu powodów. Chociażby dlatego, że najwyraźniej dobrze pojął poprzednie nauki. Wśród widowni narastały szepty, które wkrótce przerodziły się w otwarte rozmowy, dotąd w miarę zwarty krąg przerodził się w grupki. Największa z nich otoczyła młodego Feniksa i miejscowego sensei. Nigdzie nie było widać Naritokiego.

Znienacka rozległo się donośne "Shiba banzai!". Okrzyk powtórzono trzykrotnie, a patrząc w stronę głosu, Shiba, któremu tak dobrze życzono dostrzegł trójkę młodych uczniów, patrząc po posturach, możliwe że nawet przed gempukku. Ich żywiołowa reakcja była jednym z sygnałów dla brązowo-odzianych ludzi, by począć powoli nakłaniać zebrany tłumek do powrotu do zajęć. To jednak nie był koniec rozmowy z sensei:

- Czy nie byłoby Shiba-san dla Ciebie kłopotem pojawić się w naszym dojo raz jeszcze w najbliższych dniach? W terminie dla Cię dogodnym? Zależałoby mi, abyś wspomógł w naukach paru naszych młodszych uczniów.

Trójka krzykaczy w jakiś - charakterystyczny dla dzieci - sposób przemknęła się by znienacka wykwitnąć przy rozmawiających, cokolwiek ich zaskakując. Dalej też zaczęli jedno przez drugie nakłaniać, by "Shiba-sama" przyszedł i pomógł w nauce, sensei zaś - wyraźnie zastawiając na nich pułapkę - chytrze spytał czy wtedy będą wypełniać polecenia co do joty. Potwierdzili, niemal się zaprzysięgając, a Hiroshi miał ochotę się mimowolnie uśmiechnąć, widząc to. Wciąż jednak wahał się, niepewny właściwie w jakim charakterze miałby się pojawić? Po co? Jakby w odpowiedzi padły słowa:

- Myślałem, Shiba-san, by prosić Cię o pomoc w nauce medytacji. Co powiesz?

Miny młodych zauważalnie zrzedły, ale pułapka się zatrzasła.

Hiroshi dostrzegł, iż w trakcie rozmowy z sensei, otoczył ich wianuszek ludzi wyraźnie pragnących mu pogratulować. Kiedy powiódł po nich wzrokiem, niektórzy okazali szacunek ukłonem, inni krótkim komplementem, lub innym dyskretnym wyrazem aprobaty. Paru podchwyciło okrzyk małolatów, rzucając mu szczere banzai, lub gratulując. Zadowalając się tym, odchodzili do swoich zajęć. Ci, którzy chcieli zamienić parę słów, coś powiedzieć, o coś zapytać, zwykle uprzejmie się przedstawiali, by wiedział z kim rozmawia. W krótkim czasie Hiroshi miał do zapamiętania z sześć imion, może trochę więcej. Zaraz po tym, jak jeden z samurajów Kakita złożył mu gratulacje, serdecznie się uśmiechając, z boku, bardzo wyraźnym i kobiecym altem dobiegło:

Shiba tnie.
Piękno.
Sayą - Rei.

Rzeczony Shiba (i nie tylko on zresztą) spoglądnął w stronę głosu. Stojąca tam dziewczyna wyraźnie drgnęła, gdy reakcja powiedziała jej, że usłyszano jej haiku. Uśmiechnąwszy się delikatnie i sympatycznie, młoda uczennica włożyła dużo wysiłku w to, by pozostać niewzruszoną, choć początek rumieńca pojawił się na jej policzkach:

- Sumimasen Shiba-sama. Jestem Kakita Saionji Natsuko. Mam nadzieję, że moja niegodna uwagi poezja nie razi Cię, panie.

Dziewczyna skłoniła się, chowając wyraźnie pogłębiający się rumieniec. Kilku spośród otaczających ich samurajów spojrzało na Hiroshi zauważalnie chłodniej, wliczając chłopca, który dopiero co naprawdę serdecznie się do niego uśmiechał. Najwyraźniej nie wszystkie sukcesy przysparzały popularności.

Reakcje Żurawi były eleganckie, jeśli wyłączyć trzech młodych krzykaczy. Zauważalnie starano się o wyrafinowanie (Feniks czasem miał uczucie że nawet silono się na nie).

Gdzieś w tym wszystkim Inouzuka cicho zniknął, co naprawdę mało kto zauważył.

Na pewno nie bohater dnia, który zdążył ledwie parę słów zamienić z komplementującą go poezją samurai-ko, nim otrzymał parę zaproszeń na kolację tego wieczoru. Zapraszający, widząc, że nie są jedyni, rozpoczęli swoistą rywalizację o honor goszczenia Shiby, który wyraźnie stał się kimś bardzo popularnym, nie wiadomo czy z racji statusu, umiejętności, wygranej, czy może wszystkiego naraz. Samo przyjęcie zaproszeń dawało młodemu Feniksowi kolację przez parę najbliższych dni.

Całość się przeciągnęła, aż usłyszano głośne okrzyki z głębi dojo. Wtedy tłumek - ostatecznie zmobilizowany przez nauczyciel - się nieco przerzedził. Wtedy, otaczający Feniksa uczniowie z żalem pożegnali się, nie później jednak, niż potrzeba było dla uzyskania wszelkich odpowiedzi.

Kiedy Feniks już miał nadzieję, że będzie mógł albo iść w stronę okrzyków (gdzie upatrywał brata) albo przed bramę (w myśl pewności, że brat i tak wygra) półobrót ujawnił, że nadal nie jest sam. Stały przy nim dwie dziewczyny, ich niedawne przewodniczki. Rzut oka wystarczył by rzec, że są jak najbardziej pod wrażeniem. Satomi wyraźnie czekała na tę chwilę, kiedy już tłumek Żurawi zanikł, pełna wstydu dziewczyna klęknąwszy przed bushim Feniksa kornie skłoniła się ku ziemi, w bardzo formalnym, przeprosinowym geście, drżącym głosem mówiąc:

- Shiba-sama, zachowałam się niedojrzale, pozwalając swoim emocjom na zbyt wiele. Prosz... Proszę Cię o przebaczenie, tym bardziej... - drżenie głosu przybrało na sile - że obraziłam mymi słowami kogoś Ci bliskiego, a bardzo chciałabym, abyś mógł Shiba-sama patrzeć na mnie bez niesmaku. Proszę... nie, błagam Cię panie o możliwość zrehabilitowania się w Twoich oczach.

Jej głos nie był szczery, lecz łamiący się. Dziewczynie wyraźnie zależało, co jeszcze potwierdzał fakt, że co chwila, wbrew nakazom etykiety, miast kornie się skłonić i tak zostać, zerkała na przepraszanego z wyraźnym błaganiem i niepokojem. Człowiek cyniczny widząc jej zachowanie, zrozumiałby, że trafił oto na podatny na wpływy grunt. Człowiek lubieżny, lub chociaż obeznany z kobietami, dostrzegłby sygnał, że ta młódka nie będzie mu nieprzychylna. W danej chwili Satomi bowiem była zapatrzona w Feniksa, w ten nie raz niezrozumiany, typowo dziewczęcy sposób, w którym miesza się dziecięcy podziw dla kogoś potężnego, idolizowanego, z kobiecą kokieterią i zauroczeniem kimś, kto nieoczekiwanie ujawnia skrywane dotąd talenty.


Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

Sama Strażnica przez wieki dorobiła się niewielkiego miasteczka wokół siebie. Wejście do miasteczka było zarządzane przez chłopską milicję, a ta nie śmiała odpytywać samurajów, zwłaszcza dostrzegłszy i Smoka i Skorpiona. Najmłodszy tylko z nich pędem puścił się ku wieży, stojącej w centrum tego wszystkiego.

Nie przystawało to do siebie, jak stwierdzili trzej bushi. Nawet Fukurou czy Manji, za całe obycie z fortyfikacjami mający te parę miesięcy w Twierdzy Ostrza Blasku, mogli to poznać. To niskie miasteczko, o byle jak stawianych drewnianych chatkach i ziemnych lepiankach, nijak nie przystawało do olbrzymiej, kamiennej wieży. Znać było, że brakło tu zamysłu w tej budowie. Ona po prostu powstała, byle jak. Znać też było, że żadnego najazdu wieża nie uświadczyła od lat - inaczej miasteczko z jego, pożal się Jizo, fortyfikacjami, spłonęłoby do cna.

Niewielu też samurajów dojrzeli w trakcie przejazdu do wieży. Ot, przed herbaciarnią jakiś Krab trzeźwiał, każąc służbie wodę na siebie lać. Z jednej gospody wyszedł podchmielony, zataczający się mężczyzna, o bardzo zaniedbanej fryzurze i z bukłakiem w dłoni. Dostrzegłszy trójkę bushi, wypił ich zdrowie i zaczął śpiewać dziecięcą wyliczankę o trzech oni co to łapią dziecko.

Wejście do Strażnicy odbyło się dość prosto i szybko. Wartownicy nie mieli szczególnej ochoty sprawdzać papierów podróżnych, zapytali kto tam, przyjęli odpowiedź Kraba "Hida Akito, kurier w służbie u Hiruma Makasu-sama, z towarzyszami!" otwarciem drzwi. O nic nie pytali. Nie było to szczególnie miłe powitanie, milczące i potężne sylwetki strażników zdawały się wręcz złowrogie, ale nikt takiego nie oczekiwał, a wrażenie można było złożyć na karb wyobraźni, już czekającej najgorszego. Nie było to też zgodne z regułą wojskową i wysoką dyscypliną Kraba, jakiej oczekiwano od każdego na Murze. Tam takie zachowanie skończyłoby się co najmniej chłostą. Manjiemu zdawało się, że wyłowił słowa jednego z Krabów, że każdy kurier tutaj jest w służbie Makasu i że tym razem trafił się pieprzony służbista. Z odpowiedzi drugiego Kraba, nim porwał ją wiatr, zdołał jeszcze wyłowić znudzone "a komu to przeszkadza, jak długo dostarczy pocztę i pojedzie w cholerę".

Akito nie spytał o zajazd, mając nadzieję, że w samej wieży uda się znaleźć kwatery. Stajnie na pewno dało się znaleźć. Po zapachu gnoju i gnijącej słomy. Manji skrzywił się. Stajenny, który dopuścił by w jego stajni słoma gniła, wart był batów i posłania na pola do roboty, bo do koni się na pewno nie nadawał.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline