Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2010, 14:56   #156
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie. Nie mogła się skupić.
Chociaż tak naprawdę to Lirze teraz nie robiło większej różnicy. Czas spędzony na wybijaniu ciągle nadciągającego morza droidów tak jej się dłużył, że miecz świetlny tańczył w jej dłoniach całkiem odruchowo, powtarzając wyszkolone mozaiki cięć i bloków. I tylko drobna, ciągle nazbyt świeża rana od czasu do czasu dawała o sobie znać w szczypiący sposób
Znajdowała się właśnie w.. sali? Korytarzu? Już i na to dawno przestała zwracać uwagę. Zdawać by się mogło, że tak bardzo się wyciszyła, że swym umysłem zupełnie odleciała gdzieś daleko, a Moc w niej uspokoiła się i płynęła tylko leniwie. I częściowo była to prawda, chociaż do samego wyciszenia kobiecie było dość daleko. Czuła się bowiem zniechęcona, rozdrażniona, znużona.. wszystko na raz, a i pewnie znalazłoby się jeszcze kilka emocji mogących opisać jej aktualny stan psychiczny. Odzwierciedlało się to co jakiś w westchnieniu wyjątkowo ciężkim, egzystencjalnym wręcz , gdy to kolejny nieważny, mało satysfakcjonujący droid padał na ziemię. Albo spojrzeniem tęskno rzucanym najbliższej ścianie, o którą wygodnie mogłaby się oprzeć i zupełnie zignorować resztę świata. W myślach nawet kilka chwil debatowała z samą sobą nad zamknięciem oczu i pogrążeniu się w przyjemnej ciemności, jednakże groziło to nieuwagą z jej strony bądź po prostu zaśnięciem pod wpływem blasterowej kołysanki. W obu przypadkach mogłaby zostać postrzelona, a nie miała zamiaru z tej bitwy zabierać ze sobą jakichkolwiek pamiątek. Z dobra setka opisów jednego, nieustającego wymachiwania mieczem nie brzmiała na tyle chwalebnie lub pasjonująco, aby miała w przyszłości wspominać tę misję w opowieściach.

Skrząca się wstęga, będąca smugą pozostawioną w powietrzu przez dwa wirujące w nim ostrza, owinęła sobą najbliższego droida. Z trzaskiem opadła kończyna uzbrojona w blaster, a Jedi tylko zbliżyła się jeszcze bardziej. Tylko jedną ręką ujmując teraz rękojeść miecza, drugą wyciągnęła przed siebie i smukłe, rozcapierzone palce zacisnęła na paskudnym, blaszanym łbie.
-Tst. Męczycie mnie już – syknęła przez zęby.
Moc zakotłowała się niespokojnie pod jej skórą próbując dać upust tej energii na zewnątrz. Rozwijała swe jeszcze kilka chwil wcześniej dość uśpione sploty i wypełniała wszystkie komórki ciała kobiecego w poszukiwaniu luki odpowiedniej do wypełznięcia. I właśnie takie ujście odnalazła w dłoni czarnowłosej. Skumulowała się w jej wnętrzu, rozchodząc się aż do samych opuszków palców, aż w końcu wydostała się w postaci pchnięcia, które posłało bezwładnego blaszaka w stronę jemu podobnych. Złoto tęczówek zabłysnęło żarliwie niczym dwa małe słońce, ale mogło to być też i zaledwie złudzenie, które zaraz prysło pozostawiając w oczach kobiety zaledwie wyraz lekceważenia. Gdyby to była jakaś równie marna symulacja bojowa, to po prostu rzuciłaby to wszystko w tym konkretnym momencie i poszła w diabły. Właśnie tak, ona by poszła z niejaką pewnością, że miałyby one jej coś ciekawszego do zaoferowania niż te tutaj, tfu, blaszaki.

Jednak Ennrian w swych słowach mylił się bardziej niż jemu samemu mogłoby się wydawać. Nie była już tamtym dzieckiem, które chcąc nie chcąc wierzyło w wyczyny Rycerzy. Teraz traciła swą wiarę dzień po dniu, fragment po fragmencie, niczym rozpadająca się szklana tafla. Trudność też sprawiało odnajdywanie w tym wszystkich jakichś wyższych celów, co tylko tworzyło z Liry maszynę do wybijania kolejnych droidów. Potrafiła jednak odnaleźć w sobie nadzieję na to, że miały one swój ilościowy limit, który w najbliższym czasie miał być osiągnięty, gdyż przeczucie jej mówiło, że jak tak dalej pójdzie to zaczną ją boleć nadgarstki. Zaczynała się nagle starzeć, albo adrenalina przestawała o sobie znać w jakimkolwiek stopniu, zmieniając dotąd gotujące krew w żyłach wyzwanie na, cóż, żmudną, zdającą się trwać wieczność, irytującą konieczność.
 
Tyaestyra jest offline