Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2010, 16:40   #54
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Oczy zielonowłosego otwarły się w zdziwieniu. Jawnym, niepohamowanym zdziwieniu. W tym jednym ułamku sekundy zrozumiał, że nie docenił swojej rywalki. Pogarda odebrała mu zwycięstwo a otrzymany właśnie cios okazał się wystarczający aby zakończyć walkę. Daleko było jednak do tego aby konfrontacja zakończyła się zwycięstwem Usagi. Rdzawa, mackowata bestyjka w tej właśnie sekundzie wystrzeliła swoimi ostrymi jak brzytwa mackami, a królikównie było dane odczuć cały ból, jaki przed momentem zadała przeciwnikowi. Fala cierpienia zalała jej zmysły. Energetyczne, ostre jak szpice włóczni wyrostki spenetrowały jej ciało, przywodząc na myśl najgorszy, seksualny koszmar każdej uczennicy ze wschodu. Tylko, że zdecydowanie bardziej krwawy. Jej skóra była jak mokry papier, a narządy wewnętrzne jak masło wobec rozgrzanego noża. Jelita, płuca, śledziona. Cała klatka piersiowa przypominała ser szwajcarski. Dziewczyna i mężczyzna stracili wiele krwi. Stracili również kontrolę nad swymi ciałami, a następnie przytomność, osuwając się bezwładnie w karmazynowe bajoro, które sami wykreowali.
- Druga runda zakończona! Podwójne K.O.!

Sędziujący krwawą walkę podbiegł, a właściwie pojawił się przy królikównie i złotniku. Zmierzył puls obojga i odetchnął z wyraźną ulgą.
- To chyba jakiś pomniejszy cud. Oboje ledwie oddychają, ale nadal są żywi. Dawać mi tu nosze i przenieść ich natychmiast do klasztoru i na jakieś miękkie łóżka.
Blaise otworzył oczy i odetchnął z ulgą. Dał znak pozostałym mnichom aby się pośpieszyli. W miarę jak usta kapturnika wydawały polecenia, dłonie same z siebie zajmowały się hospitalizacją. Energetyczny blask jego rąk zalał sobą arenę. Falował i skrzył, a monstrualne rany jakie zadali sobie Ein-Hee-Toph i Usagi zaczęły zasklepiać się natychmiast na oczach gapiów. Kiedy Gendou skończył, po ziejących juchą, cielesnych otworach pozostały jedynie płytkie wyżłobienia. Dwójka niedoszłych morderców nadal jednak pozostawała nieprzytomna. Sędzia zachwiał się, zupełnie jakby nagle zaczął cierpieć na zawroty głowy. Pewnie takie zużycie energii mocno go wycieńczyło. Odprowadził jednak hospitalizowanych wzrokiem. Następnie zaś dał sygnał kolejnej parze. Miał złudne nadzieje, że ta walka nie zmieni się w kolejną rzeźnię. Chociaż wiedział, że okłamuje samego siebie.

Człowiek w czarnym jak noc pancerzu uśmiechnął się nieznacznie za zasłoną oferowaną przez swoją maskę. Zaciągnął się wszechobecnym zapachem krwi, a ci którzy poświęcili mu wystarczająco wiele uwagi, mogli zauważyć jak po jego plecach przebiega dreszcz. Bez jakichkolwiek zahamowań przeszedł stopami przez kałużę stanowiącą mieszaninę posoki należącej do dwojga poprzednich kombatantów. Jak dziecko, które nie boi się ubrudzić błotem podczas zabawy w deszczu. Bardzo specyficznym błotem. Zatrzymał się na środku maty i przykucnąwszy przejechał palcem po bocznej krawędzi obuwia. Przez chwilę przyglądał się lepkiej, karmazynowej wstędze, aż w końcu starannie (niemal czcigodnie) starł ją drugą dłonią i przemówił do swojej rywalki:
- Wspaniałe widowisko! Wspaniałe. Byle więcej takich. Ta dwójka powinna przeżyć… ale Ty zginiesz. Nikt kto zechce się ze mną mierzyć nie schodzi z maty żywy. Każdy polegnie pod naporem ciosów moich żelaznych pięści.
O ile ostrzeżenia pokonanego przed chwilą faraona miały swoje źródła w specyficznej, południowej kulturze… ten tutaj był po prostu socjopatą skrzętnie wymieszanym z megalomaniakiem. Typowy, oklepany do bólu, czarny charakter. Co zdecydowanie nie ujmowało od aury niebezpieczeństwa jaką sobą roztaczał.

Kria nie okazywała strachu. W jej oczach można było odnaleźć tylko spokój i opanowanie. Jeśli poprzednia scena wywarła na niej jakiekolwiek wrażenie, nie dała tego po sobie poznać. Była przygotowana na najgorsze, ale przede wszystkim była przygotowana aby wygrać. Bo wygrać musiała. Zostawiła swoją kapotę poza areną i zatrzymawszy się naprzeciw wroga przyjęła pozycję defensywną. Jej niesforne, karmazynowe włosy były jak kurtyna, która skutecznie uniemożliwiała kontakt wzrokowy.
- Czara zbroja, równie czarne serce. Smutny, żałosny człowiek, zamknięty w swoim pancerzu przed światem którego się boi. Twoja osoba nie robi na mnie wrażenia, a czyny napawają wyłącznie obrzydzeniem. Pokaż mi co potrafisz. Dalej!
Pancerny wojownik nie dał się sprowokować. Przytaknął głową. Powoli. Uderzenie gongu. Zamiast walki rozpoczęło się jednak coś innego - egzekucja. Smolista dłoń wystrzeliła do przodu i choć została odbita, druga szybko zastąpiła ją w zadaniu. Wyciągnięte na pełną szerokość palce uderzyły w splot słoneczny dziewczyny, penetrując sobą cienką barierę skóry i unieruchamiając resztę ciała. Zmniejszając odległość, metalowe dłonie ujęły lewe ramię w nadgarstku i łokciu. Jedna pociągnęła. Druga pchnęła. Obrzydliwa erupcja posoki umożliwiona przez ohydne złamanie otwarte i dwa białe kikuty które kiedyś stanowiły jedną kość. Kria krzyknęła, ale krzyk urwał się w połowie kiedy zaciśnięta piącha uderzyła ją od boku w szczękę i rozbiła jej lewą część na drobny pył. Shadow okręcił się dookoła ofiary, po czym płynnie wyprowadził kopniak kolanem w jej plecy. Rudowłosa padła na płyty, przygnieciona wagą rywala. Nogi stały się odważnikami na łopatkach, a czarne narzędzia tortur bez krzty zawahania czy litości pociągnęły za przedramiona. Dźwięk z samego serca piekieł. Kości zostały wyrwane ze stawów a wiązadła mięśniowe puściły z trzaskiem. Niewieście ręce opadły bezwładnie, jakby ktoś przeciął sznurki marionetki. Obecnie wisiały na samych płatach skóry. Z płuc Krii wydobyło się wycie. Pierwotne, niemal zwierzęce, spowodowane wypaleniem reszty zmysłów przez nieopisany ból.
- Prohhę… prohhę nie… zhrobe co tyhko… darhuj mi jha…
Zamaskowany nie odpowiedział. Czarne palce o metalowych opuszkach czule ujęły głowę dziewczyny. A następnie złamały jej kark. Ciało wierzgnęło jeszcze raz, czy drugi. Potem całkowicie przestało się ruszać. Shadow powstał i spojrzał wyczekująco na sędziego.

- Trzecia… trzecia tura drugiego etapu zakończona. Zwycięzca - Shadow.
Sędzia był widocznie rozdarty. Za każdym razem kiedy zagadkowy wojownik wychodził na ring, ktoś tracił z życie. To było morderstwo. To było nieludzkie… ale zasady Turnieju Czarnego Lotosu na to pozwalały. Gendou mógł mieć jedynie nadzieję, że ktoś w końcu pokona psychola w czarnym pancerzu i… pokaże mu jak wyglądają zaświaty.
 
Highlander jest offline