W tunelu było ciasno jak cholera. Był tak spocony, że dosłownie prześlizgiwał się pomiędzy zwojami przewodów i rur biegnących wzdłuż, wszerz i w poprzek. Kiedy był już u wylotu gdzieś z tyłu rozległ się huk eksplozji i Albert na moment zamarł. Pamiętał mniej więcej rozmieszczenie hali nad nimi i przewidywał, że prędzej się zesra niż dobiegnie do promu, ale co było robić. Ci przed nimi zdążyli się już wydostać kiedy rozległ się charakterystyczny dźwięk oddawanych strzałów. Niedobrze - pomyślał, chwytając się kurtki elegancika. Ten czy chciał czy nie pomógł mu się wygrzebać na zewnątrz.
Padł na czworaki i oddychał ciężko niezdolny już do żadnego wysiłku. Był tak zmęczony, że ledwo widział zarys promu. Za to lufę karabinu wycelowanego w jego stronę zdążył zauważyć w każdym nawet najmniejszym detalu. Zadrżał konwulsyjnie kiedy wyobraźnia podrzuciła u paskudny obraz jak strumień energii pali mu ciało robiąc dziurę w nim wielkości arbuza.
Zawsze mógł wykorzystać swój koci refleks i rzucić się gwałtownie w bok, ale z pewnością trwałoby to latami zanim zdołałby nadać pęd swojej masie. Co było robić.
Gnał jak oszalały nie wierząc w swoją sprawność i szczęście. Ten dureń nie zdążył wystrzelić. Żył, na bogów, żył i gnał jak gazela dopadając w końcu upragnionego promu. Władował się do środka poganiany krzykami elegancika i kuksańcami podążającego za nim mundurowego. Nie dostrzegł nigdzie parki, która towarzyszyła im w tunelu, ale to było teraz akurat najmniej ważne. Z korytarza prowadzącego do hali słychać już było odgłosy nadciągających ciężkozbrojnych. Zamknęli właz i szykowali się do startu. W tych okolicznościach trzeba było sobie poszukać bezpiecznego, problem polegał na tym, że żadne z foteli nie był w stanie pomieścić jego obfitego ciała. Znalazł łóżko do transportu chorych lub… martwych i przypasał się do niego. Zdążył w ostatniej chwili tuż przed tym jak pilot poderwał statek. Głuchy metaliczny odgłos przebił się przez ściany statku, zaraz po tym wyraźnie było czuć wahania mocy i delikatny manewr skrętu. Pilot posadził maszynę z powrotem na ziemię.
Najgorsze jest to uczucie oczekiwania, kiedy nie wiesz czy coś się stało i nic już się nie zmieni czy też coś się właśnie dzieje i zaskoczy cię swoim efektem. Dynamiczne wyjście w przestrzeń mimo, że się tego spodziewał, ba modlił się o to, było dla Alberta takim właśnie zaskoczeniem. Przyzwyczajony czy nie przyzwyczajony prędkość którą rozwinęli a właściwie dochodzenie do niej sprawiło, że po ciele przeszły mu ciarki. Zamknął oczy i mimowolnie się uśmiechnął. Prawdopodobne wymierzone w nich potężne działa krążownika, które z pewnością teraz były kalibrowane na wymykający się z liniowca cel nic a nic Alberta nie obchodziło, dziwne. Może dlatego, że nic o tym nie wiedział, a jak wiadomo Ignorance is bliss.
__________________ Nikt nie jest nieśmiertelny.ODWAGI! |