Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2010, 00:43   #41
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Temeria, trakt do Mariboru:

Vernar:

Nagle wampir ciÄ…Å‚ na szyjÄ™, a przeciwnik...
Nawet nie zdążył się zasłonić! Ostrze przeszło gładko, lecz oponent jedynie stał i patrzył.

-Wiesz co właśnie zrobiłeś?-zapytał z paskudnym uśmiechem na twarzy.

Nagła eksplozja wstrząsnęła powietrzem i ziemią!

Świat w oczach wampira rozbłysł feerią barw, jednak ta zgasła tak samo szybko jak się pojawiła, pogrążając ofiarę eksplozji w ciemnościach.

Wyrzucony w powietrze Vernar z impetem wylądował na ziemi, zaś powietrze wyleciało z jego płuc, jakby wypompowane przez niewidzialnego olbrzyma.

Całe ciało przeszył ostry ból, choć nie był on spowodowany płomieniami. Właściwie to z nimi tak jak i bez nich. Są jedynie ciepełkiem, niczym więcej.
Niemniej jednak zupełnie inaczej sprawa miała się z falą uderzeniową - sprawczynią lotu nielota oraz twardego, brutalnego lądowania.

Mężczyzna z zamkniętymi leżał na twardym, nierównym gruncie w nienaturalnie wykręconej pozycji.
Słyszał coraz głośniejsze kroki.

Pomimo braku bodźców płynących od kluczowego zmysłu, jakim jest wzrok, nie miał najmniejszego problemu ze zidentyfikowaniem zbliżających się.

Rzadkie, stosunkowo ciężkie kroki były ledwie tłem dla częstych, wręcz drobiących kroczków.

Vernar nie miał najmniejszych wątpliwości, że właśnie zbliżały się osoby, z którymi jeszcze niedawno rozmawiał.

-Co o tym myślisz?-zapytał ten wyższy, lekko trącając butem rękę lezącego.

-Trup. I bardzo dobrze-odparł z nieskrywaną obojętnością oraz pogardą niższy towarzysz.
Równie dobrze mógłby się wypowiadać na temat psich odchodów na własnym bucie.

-Ja tam bym go na wszelki wypadek dobił...-ponownie zabrał głos wyższy.
Jego wypowiedź poprzedziła złowieszczy syk ostrza wydobywanego z pochwy.

-Co my tu mamy?-odezwał się trzeci, męski głos.
Zadziwiające. Wampir nie usłyszał dźwięku obutych stóp stawianych na twardym podłożu traktu.

-Trupa-rzekł niższy, nieumiejętnie maskując zaskoczenie pobrzmiewające w tonacji jego głosu.

-Świetnie. Zabierzcie go do Wyzimy i zademonstrujcie co dzieje się z tymi, którzy nam się przeciwstawiają. Nie uszkadzajcie go bardziej. Na to przyjdzie czas. Do zobaczenia-nic więcej już nie powiedział.

Wampir podejrzewał, że już go nie ma. Odszedł tak samo jak się pojawił. Nagle i bez zapowiedzi.
Zastanawiające było jedno - skąd wiedział kiedy się pojawić? Czyżby obserwował ich przez cały czas?

-Cóż... Niech i tak będzie-przerwał długa chwilę milczenia wyższy, zaś Vernar dałby sobie uciąć dłoń, że tamten właśnie wzruszył ramionami.

Powietrze kolejny raz wypełnił syk klingi. Tym razem chowała się do pochwy.


Nazair, posiadłość Yagislava Babickiego:

Domostwo, w którym rezydował baron z pewnością było imponujące i niezwykle komfortowe.
Niestety cechy te nie zawsze szły w parze z poczuciem bezpieczeństwa.

Szczególnie wtedy, kiedy było się chłopcem samym w nieznanym miejscu, zaś jedyna znana osoba zniknęła z osobliwą służącą!

Zniknęła niemalże dosłownie, ponieważ nie było jej w korytarzu. Do uszu Fillintena nie dochodziły nawet odgłosy och kroków czy choćby echo wypowiadanych słów.

To mogło znaczyć, iż weszły do jednego z pokoi.
Wydawało się to całkiem niegłupim pomysłem, dlatego postanowił sprawdzić pokoje, zaczynając od najbliższego.

Podszedł do pierwszego lepszego wejścia, zaczynając nasłuchiwać. O dziwo w środku było cicho.
Było późno, więc goście z pewnością byli już w swoich sypialniach!

Fillinten spojrzał na numer wyryty w drewnie. Siedem.

Był przekonany, że pokojówka nie wymieniła tej cyfry jako wolnego miejsca! Z pewnością by zapamiętał, gdyby o nim wspomniała!

Postanowił jedynie zajrzeć do środka.

Nacisnął na klamkę, powoli zwiększając szparę pomiędzy drzwiami, a framugą. Nikt się nie odezwał, nikt nie zaczął krzyczeć. Nie wypędzono go.

Otworzył je nieco śmielej, zatrzymując skrzydło w miejscu, w którym z łatwością mógł wcisnąć głowę do środka.

Okazało się, że pokój był kopią tego, który był przydzielony jemu!
Kolor ścian, podłoga, dywan, łóżko stolik, krzesło... Wszystko było identyczne.

Była tylko jedna różnica. Tutaj wszędzie walały się srebrne, brudne od resztek jedzenia, tace.
Oprócz nich były też takie, które czekały na swoją kolej, nawet nietknięte oraz jedna w użytku.

Ta ostatnia stała na stoliku tuż przed pulchną dziewczyną. Jej maniery przy stole daleko odbiegały od zasad dobrego wychowania nie tylko pośród ważnych ludzi.
Nikt w sierocińcu nawet nie śmiał się tak zachowywać, a sam chłopiec miał wrażenie, że wygłodniały żebrak pochłania swą pierwszą od tygodnia bułkę, nieco kulturalniej.

Dziewczyna mogąca mieć nie więcej niż dziewiętnaście lat, nabierała pełne garście ziemniaków oraz dziwnie pachnącej surówki.
Te z kolei wpychała sobie na siłę do ust, nie zważając na to, iż są już pełne i nic więcej się do nich nie zmieści.

Jakby tego było mało, pokarm wypadał jej spomiędzy, pracujących w zawrotnym tempie, szczęk.
Zazwyczaj wpadały na tacę, lecz niektóre opadały na jasne, lniane ubranie upstrzone ciemnymi plamami po jedzeniu.

Jej włosy nie wyglądały wiele lepiej. Końcówki były posklejane od jakiegoś sosu.

Nagle podniosła wzrok, nawet na chwilę nie przestając jeść.
Spojrzała na Fillintena nieszczęśliwymi, chabrowymi oczami, w których na chwilę zabłysła rozpacz.

Wydawało się, że chciała coś powiedzieć, ale jej dłoń wcisnęła do ust kolejną porcję ziemniaków, skutecznie uniemożliwiając próbę.
Chociaż właściwie mogło to być jedynie złudzenie.

Ponownie utkwiła oczy w tacy. Nim jednak to zrobiła, chłopcu wydawało się, iż coś zobaczył.
Wydawało mu się, że z oka wypłynęła pojedyncza, samotna łza.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem mojÄ… postaciÄ… i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline