Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2010, 12:40   #25
Discordia
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
- O Jezuu- pomyślała Anna, spazmatycznie zaciskając palce na dłoni Bartka. Spojrzała na człowieka siedzącego pod latarnią. W oczach miała mieszaninę strachu i odrazy. Doskonale zdawała siebie sprawę, co mu się stało. I że karetka niewiele tu pomoże. Zresztą, z Traugutta będą tu jechali pewnie pół godziny. Każdy zdążyłby umrzeć dwa razy.
- Dobrze. – Mimo wszystko odparła. W końcu kiedyś, dawno temu, była żołnierzem. Powinna być odporna. Puściła rękę Bartka ruszając w stronę gmachu Galerii.
Duży brzydki budynek sprawiał niemiłe wrażenie gdy już patrzyło się na niego z daleka. Im bliżej, tym mniej atrakcyjny się wydawał. Zbudowany na miejscu dawnego pałacu Piastów Śląskich straszył ciemnym podcieniem przed głównym wejściem oraz olbrzymimi oknami na bokach. Poza tym był niewymownie brzydki. Postawiony z betonu i cementu miał szary odcień brudnego nieba i kojarzył się przede wszystkim z depresją, smutkiem i żalem. A przynajmniej każdemu Przebudzonemu w mieście.
Komorowska podeszła bliżej. Czuła niepokój podchodząc do leżącego człowieka. Instynktownie czuła niechęć i za wszystkie skarby świata nie chciała wejść w strefę oddziaływania tego czegoś, co zamieszkiwało mury Galerii Awangarda. Ta ciemność napawała wszystkich strachem, zwierzęcy instynkt, który spychamy w najdalsze zakątki naszych racjonalnych umysłów, kazał się trzymać z daleka od tego miejsca. Jednak Eutanathoska szła dalej. Im bliżej była latarni tym wyraźniej widziała kolorowe, opalizujące macki szukające ofiary. Wczepiały się w siedzącego człowieka. Oplatały go, muskały, głaskały niczym czułe ręce kochanki. Jednocześnie go zabijając. Dziewczyna nie mogła patrzeć jak facet się męczy. Zebrała się w sobie przyspieszając kroku.
Gdy Ania weszła na chodnik po drugiej stronie ulicy, w jej głowie zapaliło się jaskrawoczerwone światło alarmowe. Ostrzeżenie było jasne i wyraźne: uciekaj, jeśli ci życie miłe! Grześ wił się na jej nadgarstku jak znerwicowany padalec, co chwilę wczepiając swoje ostre jak igły pazurki w skórę. Bał się. Zapewne wiedział więcej o tym miejscu niż się przyznawał.
- Zostaw go!- Zasyczał w pewnym momencie.- Nie idź tam, bo umrzemy.
Ale Komorowska zignorowała go. Strach Chowańca podziałał na nią jak ostroga na konia. Na ugiętych nogach zbliżała się do siedzącego mężczyzny. Musiała mu ulżyć w cierpieniu, chociaż sama wolałaby być daleko stąd.
Przyklęknęła przy omdlałym mężczyźnie. Z drugiej strony pochylał się Hermetyk. Ich spojrzenia na moment się spotkały. Nie trzeba było słów, by zrozumieć co Magowie myśleli. Obcego faceta należało stąd zabrać jak najszybciej. Anna zobaczyła, jak z ciemności wyłania się kolejna opalizująca macka. Sunęła powoli w ich stronę, zamierzając odedrzeć ich z sił. Ta nieuchronność, z jaką czarna dziura dążyła do zabicia wszystkiego co żyje, co posiada moc. Bezwzględność, w oszczędnych ruchach.
Ania dotknęła złapała faceta za ramię. Poczuła jaki jest wiotki, bezwładny. Przez chwilę poczuła się znowu tak, jak wtedy, na pustyni. Znów ten sam strach, ta sama bezradność na moment opanowały jej umysł. Spanikowana podświadomość podsuwała obrazy z wojny. I znowu Grześ pomógł jej się pozbierać, chociaż zapewne zrobił to zupełnie nieświadomie. Mała zielona jaszczurka wychynęła spod rękawa jej płaszcza wściekle wywijając fioletowym jęzorkiem i błyskając nerwowo paciorkowatymi oczkami.
- Cicho Grzesiu, zaraz stąd pójdziemy.- Chciała żeby zabrzmiało to przekonująco, ale słowa z trudnością przeciskały się przez ściśnięte gardło. Gekon nic nie powiedział, tylko spojrzał na swoją żywicielkę ze strachem. Do tej pory nie dopuszczała do siebie myśli, że ciemność spod Galerii Awangarda wysysa siły także z niej. Teraz zauważyła. Trzęsły jej się ręce, drżały nogi, czuła pustkę w brzuchu i zimno idące wzdłuż kręgosłupa.
- Teraz albo nigdy – pomyślała, gdy poczuła nagły chłód. Przed oczami zaczęły pojawiać się kolorowe plamki, oddech jej przyspieszył. Złapała ramię faceta i zarzuciła sobie na bark. Musiała go podnieść i stanąć na nogi w jednym zrywie. Zdawała sobie sprawę, że jest tylko ta jedna szansa, bo potem sama stanie się ofiarą czarnej dziury. Zebrała całą siłę, odwagę i determinację, jakie jej tylko pozostały.
Dźwignęła się na nogi, rozstawiając stopy szeroko. I tak o mało się nie przewróciła pod ciężarem omdlałego faceta. Na szczęście Hermetyk tu był. Podtrzymał osuwające się bezwładne ciało i pomógł odejść o tej śmiertelnej pułapki.
Anna szła na sztywnych nogach. Kręciło jej się w głowie, pod czaszką coś łupało, dłonie kurczowo zaciśnięte na ciele obcego faceta. Widziała jak jej nogi oplatają kolorowe macki. Jak czepiają się ud niczym wodorosty. Jak zawijają się wokół łydek i zahaczają o stopy jak pędy jeżyn. Czuła się tak, jakby szła pod prąd rzeki pełnej smoły.
- Daj, pomogę ci.- Usłyszała jak przez watę głos Bartka.
- Nie. – Warknęła, nagle odzyskując wigor. – Dam radę.
- Dobra, dobra. Co za uparta kobieta. - Trzpień cofnął ręce.
- Jeszcze by tego brakowało, żeby i on mi tu zszedł. – pomyślała cierpko na chwilę odzyskując panowanie na ciałem. I wtedy dotarło do niej, że są już bezpieczni po drugiej stronie ulicy.
Z ulgą wypuściła powietrze. Do spółki z facetami posadziła nieprzytomnego mężczyznę pod ścianą hotelu Sajgon. Anna złapała się pod boki oddychając głęboko. Patrzyła na gościa i nie mogła sobie przypomnieć, gdzie go już wcześniej widziała. Potrząsnęła głową usiłując skupić myśli.
- Co skarbie?- Bartek stał przy niej trzymając rękę na ramieniu.
- Ciężki jest strasznie.- Nie mogła mu powiedzieć prawdy. – Dawid, facet nie wydaje ci się znajomy przypadkiem? Bo mam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.
Żółkiewicz nie odpowiadał przez chwilę, ale w sumie nie miało to znaczenia, bo Anna przypomniała sobie. Z zakamarków pamięci, z jednej z tych niezliczonych szufladek, którymi miała wypełniony umysł nadpłynęła potrzebna informacja: facet z klubu.
Komorowska widziała tego człowieka w „Od zmierzchu do świtu” podczas wieczorku z Birulą. Brała go nawet pod uwagę jako Przebudzonego. I teraz okazało się, że faktycznie nim był. Ania obróciła się obrzucając budynek galerii uważnym spojrzeniem. Ciekawe czemu ścieżki życia zagnały go do tego przeklętego miejsca?
- Pogotowie już jedzie. – Bartek powiedziała do niej. – Ale nie mam pojęcia kiedy tu będą. Chcesz z nim zostać i poczekać na nich?
Eutanathoska nie odrywając wzroku od Awangardy skinęła głową.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline