Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2010, 11:30   #21
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Czwartek

Kurt Sesser

Sesser znalazł wreszcie właściwą ulicę. Ale znalazł ją dopiero w czwartek, gdy od rana zaczął poszukiwania.. Sprawdził to kilka razy. Nazwa ulicy się zgadzała. Wita Stosza. Tylko, że muzyk wszedł na ulicę od strony Rynku. Minął kilka kamienic, też rozpadających się. Jedyną porządną kamienicą był gmach, jak się łatwo domyśleć można było po napisie, banku. Banki zawsze mają odwalone gmaszyska. Banki i instytucje państwowe, to nawet za Żelazną Kurtyną była prawda.
Sesser z notatkami w ręku szukał właściwej lokalizacji. I dopiero gdy stanął koło "potworka" architektonicznego zdał sobie sprawę z tego, że dzień wcześniej byli tu. I zdążył tylko tyle sobie uświadomić, gdyż piekielny ból w klatce piersiowej nie pozwolił mu na dalsze myślenie. Coś jakby usiłowało wyrwać mu płuca i to najbardziej wyrafinowanym sposobem. Pęcherzyk po pęcherzyku.
Mężczyzna chwycił się jakiejś stojącej w pobliżu latarni i osunął się na ziemię. Kartki papieru wyleciały mu z dłoni.

Kurt widział leżącego na posadzce mężczyznę. Widział siebie. Wiedział, że to jego ciało. Po cieniutkich fosforyzujących niteczkach uciekała połyskując substancja w stronę wielkiej czarnej dziury ziejącej chłodem.

To co teraz odczuwał było po stokroć gorsze niż wczorajsze doznanie z tego samego miejsca. Zupełnie jakby ta nicość żywiła się jego energią, a dodatkowo czerpała przyjemność z zadawanego mu bólu.
Czuł jej głód, olbrzymi i nienasycony.
Otaczające go obrazy rozmyły. Stały niewyraźnie. Ale też pojawiały się inne. Równie niewyraźne i zamazane. Jedyne co Kurt rozpoznawał to pikielhauby i stahlhelmy. Obrazy nakładały się na siebie i przenikały się. Muzyk tracił kontakt z TĄ rzeczywistością.


Dawid Żółkiewicz


Dawid z rana zajrzał do Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, by sprawdzić czy tam ma coś do zrobienia, pilnego do zrobienia. Na szczecie nie miał. Mógł więc zająć się sprawą Czerwonego Barona. Jego kroki skierowały się więc w kierunku Biblioteki Głównej Uniwersytety Wrocławskiego. A ponieważ dzień był nawet ładny postanowił się przejść tam na piechotę. Z Szewskiej na Karola Szajnochy to w końcu nie tak daleko. Wystarczy tylko przejść przez rynek. Żółkiewicz wprawdzie planował ominąć Wita Stwosza i ABW Awangarda, ale jakoś dziwnym zrządzeniem losu trafił tam.
Czy tylko on zwrócił uwagę na mężczyznę, który stracił przytomność w pobliżu Galerii?? Chyba tak. Inni przechodzili obojętnie. Nikt nie podszedł do leżącego. Twarz leżącego wydała mu się znajoma.



Anna Komorowska



Anna miała na później do pracy. Umówiła się więc z Bartkiem na późne śniadanie w mieście. Wybór padł na Spice India, na Wita Stwosza. Mieli spotkać się koło Galerii Awamgarda. Anna nie lubiła tego miejsca, ale cóż. Bartkowi było najwygodniej tam podjechać.
Czekając na policjanta Komorowska dostrzegła idącego hermetyka. On jej jednak nie chyba nie zauważył. Zatrzymał się za to prawie przy leżącym na ziemi mężczyźnie. Dopiero teraz umysł euthanatoski to odnotował. Mężczyzna był ubrany elegancko, ale mimo to nikt jakoś nie kwapił się by mu pomóc. No może z wyjątkiem Żółkiewicza.
I wtedy "zobaczyła".

Cieniutkie, fosforyzujące macki oplatały mężczyznę. Wychodziły z czarnej dziury. To coś co żyło w tym unikanym przez wszystkich Przebudzonych w mieście miejscu złapało w pułapkę kogoś. I wysysało z niego energię.
- Co za znieczulica. - Głos Bartka wyrwał się z zamyślenia. Mężczyzna pociągnął Komorowską w stronę nieprzytomnego dodając. - Pomóż mu. Ja wezwę kartkę. Może to zawał.
Ale Anna wiedziała że to nie zawał. ani inna przypadłość medyczna.


Erich Reimann

Erich wstał trochę później niż dzień wcześniej. Panna Żółkiewicz miała zjawić się po dziesiątej. Obaj Austriacy mogli więc sobie pozwolić na odrobinę lenistwa. Późniejsze śniadanie. W restauracji nikogo już nie było prawie. Problem w tym, że i Kurta nie było. W pokoju też nikt nie odpowiadał. Wyglądało na to, że Sesser wyszedł gdzieś wcześniej.
W recepcji Erich uzyskał informację, że pan Sessser już opuścił hotel. Czekały tam też na niego zamówione wczorajszego dnia rzeczy.
Książeczka, po niemiecku oczywiści, okazałą się historią. Była to wprawdzie bardzo cienka książeczka, ale więcej można było dowiedzieć się na ul. Karola Szajnochy w uniwersyteckiej bibliotece. Restauracja też się znalazła. Pani w recepcji poleciła Spiż.
Alicja poinformowała Ericha, że dziś ruszy remont wybranego pokoju. Więc, albo mogą tam pójść i popatrzeć. Albo czekać na powrót Sessera.


Cyprian Dębowski

Cyprian po za swoimi zajęciami dostał zastępstwo za pewną panią doktor, której nagle dziecko się rozchorowało. Następnie kolega poprosił go pomoc przy egzaminie poprawkowym. W zasadzie, to Dębowski się cieszyć powinien. Bo więcej obowiązków, to mniej męczących myśli na wiadomy temat. Ale i mniej czasu by poszperać to tu, to tam i poszukać pewnych informacji. Nie mówiąc już o chociaż rozpoczęciu prac nad zleceniem od Komorowskiej.
Chociaż właśnie oto zlecenie, gdyby się nim tak zająć dziś dzień, mogłoby uwolnić go od natłoku myśli dotyczących beznadziejności sytuacji. To było jakieś rozwiązanie.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 11-09-2010 o 09:09.
Efcia jest offline  
Stary 01-10-2010, 16:57   #22
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kiedy twoja ukochana cię nie kocha, ale daje ci buziaki, za to kocha twoją kumpele uczuciem tak gorącym, że aż iskry tryskają dookoła, cóż może robić prawdziwy mężczyzna? Siada w knajpce, bierze sobie drinka … drinka … drinka … Metoda zrobienia takiego prawdziwie męskiego napitku jest prosta: bierzemy setkę wódki, dolewamy kolejna setkę wódki. Wstrząsamy lub mieszamy wedle upodobań. Drink już gotowy. Do tego można jeszcze dołożyć jakieś piwo, coby się szybciej urąbać. Istnieje jednakże jeszcze jeden sposób: zatopić się w pracy próbując wyrzucić na jakiś czas myśli o miłości, które niczym chwasty ogrodu nieplewionego próbują przejąć umysł.

Cyprian wybrał tą drugą możliwość, gdyż alkohol traktował jako przyjemność oraz pijał w znacznie mniejszej ilości, niż tutaj byłaby konieczna. Oczywiście, myślał o niej, ale zajęcia absorbowały go całkiem solidnie. Postanowił darować sobie kombinowanie nad nowymi sprawami dla gildii magów. Ten dzień należał do uczelni oraz do solidnej pracy. Taaak, tak jak mówi reklama. „Te dni stały się lepsze.” Co prawda oglądał je na zagranicznych kanałach telewizyjnych, gdyż w Polsce królowały: Prusakolep, soki Billi oraz „Ociec prać.” Dotyczyły także innej grupy docelowej oraz innych kwestii, ale ostra praca stanowiła dla niego taka podpaskę, mniej czy bardziej skutecznie usuwającą ponure myśli.

Najpierw zastępstwo, potem praca na poprawce, a potem dostał w gębę … Właściwie sytuacja była dziwna, ta blond-włosa dziewczyna podeszła do niego, uśmiechnęła się przepraszająco, a potem jak nie pacnie …


- Za co? - zdołał jeszcze wydukać Dębowski, kompletnie zaskoczony. Właściwie nawet nie specjalnie obolały, gdyż samo uderzenie było bardziej na pokaz, niż na siłę.
- Za darmo – twardy głos jakiegoś mężczyzny obok wywołał kolejne zdziwienie. - Wierzę ci kochanie – sztuczny uśmiech ozdobił mu usta.
- Przepraszam, wyjaśnię później – szepnęła mu jeszcze blondynka do ucha i pozostawiając kompletnie zaskoczonego Dębowskiego gdzieś poszli.

Cyprian dopiero po chwili odzyskał normalną przejrzystość myślenia. Przecież nikomu nic nie zrobił, akurat uliczka pomiędzy budynkami uczelni była pusta … dlatego pewnie go zdzieliła. Ale po co? Kim jest ten towarzyszący jej facet? Przez chwilę myślał, żeby kogoś zawiadomić? Ale co powie, że podeszła do niego jakaś laska dając mu po buzi? Ot, tak sobie … Ponadto nikt tego nie widział … jakieś szaleństwo. Ale to nie było szaleństwo, szczególnie, kiedy wieczorem usiadł sobie w uczelnianym lokaliku przy butelce piwka. Lubił tu przebywać, gdy znowu zjawiła się ona. Odruchowo zasłonił twarz gazetą.
- Czu znowu pani chce wykorzystać okazję? - spytał podejrzliwie.
Roześmiała się głosem dźwięcznym niczym srebrny dzwoneczek.
- Nie. Nie mam zwyczaju policzkować mężczyzn, zwłaszcza takich przystojniaków. Mogę?
- Proszę siadać – wskazał jej krzesło. - Pewnie chce pani coś powiedzieć – dodał kwaśno.
- Proszę się nie gniewać. Nie uderzyłam mocno. Przecież to szlachetne pomóc kobiecie potrzebującej ratunku, nawet jeśli troszkę to zaboli. Niechże pan odłoży tą gazetę. Stefania jestem.
- Hm – mruknął tak, że mogło to oznaczać wszystko i nic.
- Chciałam panu wyjaśnić … przepraszam, ma pan prawo wiedzieć. Mój mąż … po prostu mój mąż źle mnie oceniał. No wie pan, co mam na myśli. On często wyjeżdża w delegacje, jest ważnym urzędnikiem wojewódzkim. Ponieważ studiuję metalurgię, cóż nie u pana, ale ktoś mu nagadał, ze zdradzam go, no właściwie z jakimś profesorem.
- Ale droga pani, co ja mam do tego?
- Właściwie nic, ale mąż się nie zna na sprawach nauki, zawsze był działaczem. Pan się trafił, ma pan prezencje i reputację, toteż aby udowodnić mu, że jestem wierną małżonką, dałam panu po buzi. Dla niego profesor jest profesor, a pan się trafił, kiedy szliśmy samotnie. Szybko wpadłam na ten pomysł. No wie pan, jestem sprytna, a mój Józuś taki naiwny. Ponadto pomyślałam …
- Taaaaak?
- Wie pan, jestem uczciwą dziewczyną.
- Oczywiście - ocenił kwaśno.
- Tak, tak, zaraz panu udowodnię. Nie chciałabym, żeby pomagał mi pan za darmo. Jestem gotowa wyrównać rachunek za ten policzek.
- Droga pani, czy pani nie wypiła co nieco za dużo?
- Jeszcze nie, ale zaraz mogę. To jak, jedziemy do mnie, czy do pana. Jeśli do mnie, to mąż jest w delegacji.
- What?
- Po prostu nie chcę, żeby oberwał pan za coś, czego nie zrobił. To chyba uczciwe.
- Droga pani, pani, eee, oszalała lekko. Rozumiem potrzeby, problemy, eee, jest pani ładna dziewczyną.
- No to jaki problem? Chyba nie jestem dla pana niesmacznym kąskiem – skrzywiła usta. - Słyszałam, że jest pan prawdziwym mężczyzna, takim, co to potrafi unieść oddającą mu się kobietę na szczyty gór. Jesteśmy dorośli, ja zaś mam wobec pana dług, który chcę spłacić, no wie pan, ponadto mój mąż jest impotentem, ale jednocześnie wielkim zazdrośnikiem. Jestem mu wierna, oczywiście bezwarunkowo. Tutaj nie ma to tamto. Przysięga małżeńska. No wie pan, ale przecież kobieta ma swoje potrzeby, toteż spełni pan jednocześnie dobry uczynek. Rozgrzej mnie, Cypruś – nagle szepnęła. Wygięła się niczym kocica, prawie że całując Dębowskiego w lewe ucho. Prawie, bowiem zdążył się odsunąć.

Nawet nie pamiętał, co powiedział, żeby się odczepiła. Jeżeli coś w ogóle powiedział. Szybko zapłacił za niedopite piwo chcąc popędzić na przystanek tramwaju. Jedynie jeszcze w drzwiach chwycił go kumpel, docent Halibut, ceniony inżynier budowy dróg.
- Miałeś szczęście – szepnął. - Udało ci się zwiać.
- Znasz ją?
- Eee, nie, ale słyszałem coś na jej temat – wyjaśnił pośpiesznie Halibut. - To nimfomanka. Łapie niektórych facetów na problemy z mężem, żeby zaciągnąć ich do łóżka. Atrakcyjna bestia, już parę razy jej się ponoć udało. Oczywiście żadnego męża nie ma.
- Skąd właściwie to wiesz?
- Wiesz powiedziałbym, no słyszałem. Tak, słyszałem gdzieś. Jakiś ktoś mi mówił, kto miał wpadkę z ta dziewczyna i musiał potem opłacić usuniecie ciąży, żeby się żona nie dowiedziała. Muszę już lecieć. Trzymaj się – Halibut odfrunął, Cyprian zaś zmienił lokal. Na ten, który odwiedził poprzedniego dnia ze swoją ukochaną. Chwilowo nie miał pracy pilnej. Postanowił, że zamówieniem dla Komorowskiej zajmie się nocą.
 
Kelly jest offline  
Stary 04-10-2010, 00:51   #23
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Szybkie śniadanie.

Kontynentalne, tak typowe w hotelach. Wręcz nudne, jak etiuda grana po raz tysięczny. Kurt nie miał jednak czasu na coś bardziej wykwintnego, nawet na zagłębianie się w menu... Wpadł do hotelowej restauracji, przeleciał jak wicher przez szwedzki stół i zakończył na kanapkach z wędliną oraz na kawie.

Wszystko pięknie i ładnie, ale coś należało zacząć robić. Nie miał pojęcia czy Erich zamierza zająć się poszukiwaniami czy - z właściwą swojej tradycji - dokładnością i starannością (czytaj: przeciąganiem) będzie badał sprawę.

On musiał działać.
Chciał działać...



Spacer; nie, kolejne poszukiwanie na ulicach Wrocławia rozpoczęło się wcześnie. Miasto albo dopiero budziło się do życia, albo już dawno obudziło, ale dla Kurta przyzwyczajonego do wiedeńskiego ruchu i gwaru wydawało się, że to jeszcze nie ta pora dnia...

Przy bliższym poznaniu okazywało się, że miasto ma wiele ciekawych aspektów, interesujących miejsc, zaskakujących detali


które warte były poznania, przyjrzenia się bliższego, zatrzymania na chwilę. Sprawa artefaktu jakby przestała być aż tak pierwszorzędna. Najważniejsze stało się poszukiwanie...

Poszukiwanie coraz to nowych elementów tego miasta... Swoiste błądzenie w poszukiwaniu czegoś nowego, nieodkrytego jeszcze...


*****
*

[media]http://www.youtube.com/watch?v=RfhVAPe0SUU[/media]

*
*****



Perspektywa zmieniała się radykalnie. Z niezrozumiałego powodu Kurt zaczął oglądać świat z trzeciej perspektywy, właściwie to siebie też zaczął oglądać z trzeciej perspektywy będąc zawieszonym gdzieś na wysokości drugiego piętra i spoglądając w dół na rzeczywistość, albo którąś jej wersję. Wersję rzeczywistości, znaczy się.

Było to interesujące doznanie - niewątpliwe znalezienie czegoś nowego jakby cały czas czekającego na odkrycie, ale nieodkrytego, ponieważ odkrycie, w przypadku odkrycia przestaje być... poszukiwaniem.



Dopiero po chwili... zauważył, a może raczej dotarło do niego, że...



Jego jestestwo ucieka z jego ciała kreśląc w pochłaniajaćej wszystko czerni spiralne wzory...





*****
***
*



- Mrunia, złaź... - Kurt przesunął delikatnie kotkę - nie teraz... Jutro mam kolokwium
- Miau?
- Tak, miau. Jazz...

James Lincoln Collier wyróżnia trzy podstawowe atrybuty jazzu: swing, funkcję ekstatyczną i kod indywidualny.

Swing to w ujęciu Colliera wywodząca się z praktyki czarnych muzyków istota rytmiki jazzowej, polegająca na specyficznej lekkości i sprężystości rytmu. W aspekcie technicznym polega na podziale taktu na nierówne, niemożliwe do zapisu muzycznego jednostki rytmiczne, okazjonalnym stosowaniu vibrato, urozmaiceniu linii melodycznej akcentami rytmicznymi i częstych zmianach dynamiki, wywołującej efekt specyficznej „mowy” instrumentów.

Funkcja ekstatyczna jazzu wywodzi się z religijnego charakteru zachodnioafrykańskich tańców obrzędowych i zaznacza się w jazzie przede wszystkim w trakcie tzw. jam sessions, improwizowanych koncertów. Improwizacja i wzajemna inspiracja muzyków prowadzi do czynnego zaangażowania słuchaczy, wyrażającego się w aplauzie, okrzykach, oklaskach itp.

Kod indywidualny jazzu to identyfikujący wykonawcę sposób komunikacji między nim a słuchaczem, przejawiający się w kreacji melodii, vibrato, ostrości i zmianach natężenia dźwięku, zaniku dźwięku itp.


*****
***
*


Światła Carnegie Hall zwinęły się do punktów drgających w powietrzu. Jakby ktoś...


Muzyka ucichła...

I
TO
BYŁO
PRZERAŻAJĄCE.








*****
***
*





















*****
***
*



Ecce...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 04-10-2010 o 17:49. Powód: ostatnia grafika, a raczej jej brak
Aschaar jest offline  
Stary 06-10-2010, 18:46   #24
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
„Spiż” - czemu i nie? Recepcjonistka raczej nie polecałaby niczego niegodnego uwagi. Chciał tylko pogadać w jakimś godnym miejscu i ustalić co dalej. Nie minęło wiele czasu, ale też nie może tu siedzieć tygodniami. Gdyby zaczęli już przeszukiwania... Ach ta cała postkomunistyczna Polska!

Sięgnął do historii miasta, kartkując różne epoki. Nie wiedział czego szuka, może czegoś współczesnego? Powierzchowne informacje, które wzbogacały posiadaną już wiedzę jedynie o kilka nazwisk dat i ulic. Jeśli już czegoś potrzebował to szczegółów – kto, kiedy ufundował Grand Hotel? Może coś na temat tego nawiedzonego miejsca w centrum? Możliwość wizyty w uniwersyteckiej bibliotece, wydała się więc kusząca.

Alicja nie była dziś zbyt rozmowna, zapewne ze względu na brak pełnego wdzięku Kurta. Nauczył się jednak wymawiać w miarę poprawnie ulicę, gdzie biblioteka się znajduje, a numer telefonu pozostawił w recepcji, by muzyk po niego zadzwonił, gdy wróci. Alicja uprzejmie oferowała swoją pomoc w dotarciu na miejsce i pomoc w kontakcie, jeśli nie będzie nikogo mówiącego po niemiecku czy angielsku. Wszak po to ją zatrudniali i jej pomoc faktycznie mogła się okazać nieoceniona.

Pokoje w remoncie, robotnicy uwijający się jak przystało na ciężko pracujący naród. Poważne spojrzenie i status Ericha wymagały ukrycia niechęci do pracodawcy i większe skupienie na robocie. Niemiec wierzył, że wszystko idzie tak jak należy, jak na zaistniałe warunki. Chciał jednak by robotnicy wiedzieli, że będzie im patrzył na ręce, a wizyty miały się powtarzać, o jak najbardziej nieprzewidzianych porach.


Siedząc w taksówce zmierzającej na Szajnochy z nową mapą miasta zagadał Alicję o okoliczną zabudowę. Starodawna mieszanka stylów, w której ciężko było mu się odnaleźć. Grand Hotel nie mógł odstawać od reszty. Po drodze pytał o nazwy ulic, gdzie widział ciekawszą starą zabudowę.

- Wczorajszego wieczoru mijaliśmy jeden dziwny budynek, który też mnie zainteresował. Wyglądał jakby ktoś łączył w nim różne style, a wyglądał jednak jak ruina. W bibliotece chciałbym się dowiedzieć co to jest. Mogłaby pani prosić taksówkarza o podjechanie tam? Muszę znać adres, a i warto się przyjrzeć.

Alicja zagadała kierowcę, a po chwili samochód skorygował kurs.
- Czemu właśnie on? Sam pan mówi - „jak ruina”.
- Cóż... Dziwnie zapada w pamięć. Kojarzy mi się z Murem Berlińskim. Nieprzyjemny kawałek historii, ale odrobina zwiedzania nie zaszkodzi.
Oby” dokończył w myślach. Sensacja wczorajszego wieczora raczej nie była zachęcająca. Jeśli jednak nie dostanie żadnych wieści z Wiednia, wolał wiedzieć jaka tajemnica się tam kryje.

Uśmiechnął się i zostawił temat. Zapytał o jeszcze kilka mijanych miejsc, których dni chwały dawno minęły. Starał się nie wzbudzać podejrzeń dziwnymi zainteresowaniami, dopytywał więc o niemieckie korzenie miasta. Dbanie o sympatię ze strony przewodniczki nie miały tu dużego znaczenia, może żywe zainteresowania wystarczą, by zyskać minimum życzliwości do dawnego okupanta? Po czasie, który spędzili razem wierzył, że nie zacznie nagle go wyzywać od nazistów.

------
Zarzekam się nie sprawdzać ewentualnego przeznaczenia budynku, o ile MG wyrazi taką potrzebę i zdać się na bibliotekę miejską
 
Kritzo jest offline  
Stary 08-10-2010, 12:40   #25
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
- O Jezuu- pomyślała Anna, spazmatycznie zaciskając palce na dłoni Bartka. Spojrzała na człowieka siedzącego pod latarnią. W oczach miała mieszaninę strachu i odrazy. Doskonale zdawała siebie sprawę, co mu się stało. I że karetka niewiele tu pomoże. Zresztą, z Traugutta będą tu jechali pewnie pół godziny. Każdy zdążyłby umrzeć dwa razy.
- Dobrze. – Mimo wszystko odparła. W końcu kiedyś, dawno temu, była żołnierzem. Powinna być odporna. Puściła rękę Bartka ruszając w stronę gmachu Galerii.
Duży brzydki budynek sprawiał niemiłe wrażenie gdy już patrzyło się na niego z daleka. Im bliżej, tym mniej atrakcyjny się wydawał. Zbudowany na miejscu dawnego pałacu Piastów Śląskich straszył ciemnym podcieniem przed głównym wejściem oraz olbrzymimi oknami na bokach. Poza tym był niewymownie brzydki. Postawiony z betonu i cementu miał szary odcień brudnego nieba i kojarzył się przede wszystkim z depresją, smutkiem i żalem. A przynajmniej każdemu Przebudzonemu w mieście.
Komorowska podeszła bliżej. Czuła niepokój podchodząc do leżącego człowieka. Instynktownie czuła niechęć i za wszystkie skarby świata nie chciała wejść w strefę oddziaływania tego czegoś, co zamieszkiwało mury Galerii Awangarda. Ta ciemność napawała wszystkich strachem, zwierzęcy instynkt, który spychamy w najdalsze zakątki naszych racjonalnych umysłów, kazał się trzymać z daleka od tego miejsca. Jednak Eutanathoska szła dalej. Im bliżej była latarni tym wyraźniej widziała kolorowe, opalizujące macki szukające ofiary. Wczepiały się w siedzącego człowieka. Oplatały go, muskały, głaskały niczym czułe ręce kochanki. Jednocześnie go zabijając. Dziewczyna nie mogła patrzeć jak facet się męczy. Zebrała się w sobie przyspieszając kroku.
Gdy Ania weszła na chodnik po drugiej stronie ulicy, w jej głowie zapaliło się jaskrawoczerwone światło alarmowe. Ostrzeżenie było jasne i wyraźne: uciekaj, jeśli ci życie miłe! Grześ wił się na jej nadgarstku jak znerwicowany padalec, co chwilę wczepiając swoje ostre jak igły pazurki w skórę. Bał się. Zapewne wiedział więcej o tym miejscu niż się przyznawał.
- Zostaw go!- Zasyczał w pewnym momencie.- Nie idź tam, bo umrzemy.
Ale Komorowska zignorowała go. Strach Chowańca podziałał na nią jak ostroga na konia. Na ugiętych nogach zbliżała się do siedzącego mężczyzny. Musiała mu ulżyć w cierpieniu, chociaż sama wolałaby być daleko stąd.
Przyklęknęła przy omdlałym mężczyźnie. Z drugiej strony pochylał się Hermetyk. Ich spojrzenia na moment się spotkały. Nie trzeba było słów, by zrozumieć co Magowie myśleli. Obcego faceta należało stąd zabrać jak najszybciej. Anna zobaczyła, jak z ciemności wyłania się kolejna opalizująca macka. Sunęła powoli w ich stronę, zamierzając odedrzeć ich z sił. Ta nieuchronność, z jaką czarna dziura dążyła do zabicia wszystkiego co żyje, co posiada moc. Bezwzględność, w oszczędnych ruchach.
Ania dotknęła złapała faceta za ramię. Poczuła jaki jest wiotki, bezwładny. Przez chwilę poczuła się znowu tak, jak wtedy, na pustyni. Znów ten sam strach, ta sama bezradność na moment opanowały jej umysł. Spanikowana podświadomość podsuwała obrazy z wojny. I znowu Grześ pomógł jej się pozbierać, chociaż zapewne zrobił to zupełnie nieświadomie. Mała zielona jaszczurka wychynęła spod rękawa jej płaszcza wściekle wywijając fioletowym jęzorkiem i błyskając nerwowo paciorkowatymi oczkami.
- Cicho Grzesiu, zaraz stąd pójdziemy.- Chciała żeby zabrzmiało to przekonująco, ale słowa z trudnością przeciskały się przez ściśnięte gardło. Gekon nic nie powiedział, tylko spojrzał na swoją żywicielkę ze strachem. Do tej pory nie dopuszczała do siebie myśli, że ciemność spod Galerii Awangarda wysysa siły także z niej. Teraz zauważyła. Trzęsły jej się ręce, drżały nogi, czuła pustkę w brzuchu i zimno idące wzdłuż kręgosłupa.
- Teraz albo nigdy – pomyślała, gdy poczuła nagły chłód. Przed oczami zaczęły pojawiać się kolorowe plamki, oddech jej przyspieszył. Złapała ramię faceta i zarzuciła sobie na bark. Musiała go podnieść i stanąć na nogi w jednym zrywie. Zdawała sobie sprawę, że jest tylko ta jedna szansa, bo potem sama stanie się ofiarą czarnej dziury. Zebrała całą siłę, odwagę i determinację, jakie jej tylko pozostały.
Dźwignęła się na nogi, rozstawiając stopy szeroko. I tak o mało się nie przewróciła pod ciężarem omdlałego faceta. Na szczęście Hermetyk tu był. Podtrzymał osuwające się bezwładne ciało i pomógł odejść o tej śmiertelnej pułapki.
Anna szła na sztywnych nogach. Kręciło jej się w głowie, pod czaszką coś łupało, dłonie kurczowo zaciśnięte na ciele obcego faceta. Widziała jak jej nogi oplatają kolorowe macki. Jak czepiają się ud niczym wodorosty. Jak zawijają się wokół łydek i zahaczają o stopy jak pędy jeżyn. Czuła się tak, jakby szła pod prąd rzeki pełnej smoły.
- Daj, pomogę ci.- Usłyszała jak przez watę głos Bartka.
- Nie. – Warknęła, nagle odzyskując wigor. – Dam radę.
- Dobra, dobra. Co za uparta kobieta. - Trzpień cofnął ręce.
- Jeszcze by tego brakowało, żeby i on mi tu zszedł. – pomyślała cierpko na chwilę odzyskując panowanie na ciałem. I wtedy dotarło do niej, że są już bezpieczni po drugiej stronie ulicy.
Z ulgą wypuściła powietrze. Do spółki z facetami posadziła nieprzytomnego mężczyznę pod ścianą hotelu Sajgon. Anna złapała się pod boki oddychając głęboko. Patrzyła na gościa i nie mogła sobie przypomnieć, gdzie go już wcześniej widziała. Potrząsnęła głową usiłując skupić myśli.
- Co skarbie?- Bartek stał przy niej trzymając rękę na ramieniu.
- Ciężki jest strasznie.- Nie mogła mu powiedzieć prawdy. – Dawid, facet nie wydaje ci się znajomy przypadkiem? Bo mam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.
Żółkiewicz nie odpowiadał przez chwilę, ale w sumie nie miało to znaczenia, bo Anna przypomniała sobie. Z zakamarków pamięci, z jednej z tych niezliczonych szufladek, którymi miała wypełniony umysł nadpłynęła potrzebna informacja: facet z klubu.
Komorowska widziała tego człowieka w „Od zmierzchu do świtu” podczas wieczorku z Birulą. Brała go nawet pod uwagę jako Przebudzonego. I teraz okazało się, że faktycznie nim był. Ania obróciła się obrzucając budynek galerii uważnym spojrzeniem. Ciekawe czemu ścieżki życia zagnały go do tego przeklętego miejsca?
- Pogotowie już jedzie. – Bartek powiedziała do niej. – Ale nie mam pojęcia kiedy tu będą. Chcesz z nim zostać i poczekać na nich?
Eutanathoska nie odrywając wzroku od Awangardy skinęła głową.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline  
Stary 09-10-2010, 18:07   #26
 
Eperogenay's Avatar
 
Reputacja: 1 Eperogenay nie jest za bardzo znanyEperogenay nie jest za bardzo znany
Talking

Dawid nie mający nic do roboty. To było niezwykłe, dziwne i zaskakujące uczucie. Szczęśliwie otrzymał całkiem poważne i odpowiedzialne zadanie a przecież nie mógł polegać tylko na swojej wiedzy, słowo pisane miało moc. To go uspokoiło. Miał cel i znał drogę do celu. Uwielbiał spacery, możliwość oglądania przechodzących ludzi, słuchania strzępów rozmów, które zapewne pełne były nieświadomie wypowiadanych mądrości, była niezwykłym darem. Ludzie nie zdawali sobie sprawy jaki złożony jest świat wokół nich, jak wszystko wpasowuje się w ogólny Wzorzec a jednak instynktownie dążyli do doskonałości, lecz bardzo długą, niebezpieczną ścieżką ignorancji. Chyba za bardzo się zamyślił, skoro znalazł się w pobliżu Wita Stwosza. Zazwyczaj omijał to miejsce szerokim łukiem, często nadrabiając drogi nawet wtedy, gdy była to najszybsza droga do celu. Jakiż demon skierował jego ścieżki w tym konkretnym kierunku?

A może to nie ścieżki, lecz fatum? Takie wrażenie odniósł gdy zobaczył mężczyznę osuwającego się na ziemię. Cóż on mógł zrobić, aby mu pomóc? Oto była ciemność. Najbardziej pierwotna manifestacja mroku jaką mógł sobie wyobrazić, gotowa zgasić światło jego duszy, samą obecnością kusząca i odpychająca zarazem. Nigdy więcej nie mógłby spojrzeć w lustro, gdyby stchórzył, uciekł. Jednak strach miał inną metodę działania, paraliżujące zimno, tak okropne, że bolało. Jeśli tak się czuł przed podejściem tam, jak miałby stamtąd odejść?
Nie myśl, działaj. Wiedział, iż właśnie zaprzeczył całej swej istocie tym zdaniem, ale była to przemyślana reakcja aby zmusić się do ruchu. Nikt z przechodniów nie reagował, Polska. Ruszył ku ciemności szybkim krokiem, skupiając się głównie na leżącym mężczyźnie... najwyraźniej fatum było odpowiednim określeniem, skoro to właśnie Annę spotkał przy leżącym. Nie było czasu na gadanie, potrzebna była Wola.

Choć Dawid nie był silny i sądził, że z pewnością nie był dla Anny wielką pomocą, okazało się, iż bez jego zmysłu równowagi i szybkiej reakcji mogliby tam już pozostać. Gorzej, że czas jaki spędził na pomocy jej zwrócił na niego uwagę owej antyduszy. Anna miała problemy z nogami, lecz to on otrzymał macką w głowę. Wszelkie myśli radośnie odpłynęły w otchłań, niczym dziecięce bańki mydlane.


Szedł. Nie wiedział dlaczego, w jakim celu, dokąd ani jak, lecz jego podświadomość najwyraźniej potrafiła zmusić ciało do kontynuowania wcześniej podjętej czynności. To uczucie byłoby nawet przyjemne gdyby w tej chwili był w stanie pojąć koncept przyjemności. Krok, drugi, trzeci. Zdał sobie sprawę nagle z całą mocą iż omal nie postanowił zawrócić i zatopić się w owej błogiej ciemności. Ta myśl dotknęła go do żywego, napawając taką odrazą do samego siebie, że gdy już byli w miarę bezpieczni nie odzywał się, zapadając sie w spiralę coraz bardziej nieprzyjemnych odczuć.
- ...hę? - Zapytał inteligentnie jak na swój obecny stan, znów próbując zdyscyplinować się i doprowadzić do porządku.
- Chyba pracodawca mojej siostry... - Wiedział, że ma to naprawdę ogromne znaczenie. Ścieżki przeznaczenia zakpiły sobie z niego okrutnie, ale czy miało to jakieś znaczenie wobec odrazy jaką czuł do siebie? Chciał położyć się na ziemi, skulić i rozpłakać ale nie, musiał działać. - ...w co ona się wpakowała? Dobra, zanim przyjedzie karetka, trzeba mu jakoś pomóc. To nie jest normalne, by tak tracić przytomność na środku ulicy - dodał dla Bartka.
 
__________________
* All those who would hold Magic's Power must then pay Magic's Price.
* (...)Had Vanyel with his dying breath commanded trees to slay?
* Earth and water, air and fire, mold thy power to my desire!
* Zhai'helleva!
Eperogenay jest offline  
Stary 10-11-2010, 19:15   #27
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Anna Komorowska, Kurt Sesser, Dawid Żółkiewicz.


Czyjeś ręce podtrzymały go gdy zapadał się w ową pustkę i nicość. A jakby nieręce jednocześnie. Tak kobieta, Sesser ją znał, to była ich tłumaczka, ale jakby nie do końca. Piękna i zmysłowa kobieta, mająca w sobie coś z nastolatki. Kobiecie pomagał inny byt. Pulsujące błękitnym światłem wirujące wrzeciono, ale Kurt nie miał czasu przyglądać się im dokładnie, czasu a przede wszystkim siły, bo czarne macki wysysały z niego energię, tak życiową jak i magyczną.
To coś co mieszkało w tym miejscu też odnotowało pojawienie się owych dwóch bytów. Odnotowało i zwolniło nieco uścisk. A owe ręce go odciągnęły, wręcz wyrwały odbierającemu życie bytowi. Powoli i z mozołem obie istoty odciągały go od nicości. Czuł ból w klatce piersiowej. Świerze powietrze paliło w płucach niczym żywy ogień. Ale żył. Żył. Świat powoli odzyskiwał swoje bary, a obrazy wyostrzały się.
I wtedy zobaczył jak owa dwa byty ratujące go od uwięzienia w nicości, a był pewien, że sporo nierozważnych dusz tam już jest, nabierając cielesnych kształtów. Piękna kobieta o twarzy ich przewodniczki zmieniła się w mężczyznę, choć jego rysy twarzy przypominały mu nieco pannę Żółkiewicz. A wirujące wrzeciono nabrało kształtów wcale ładnej blondynki, w dodatku o znajomej twarzy.


Bartek ze zdziwieniem patrzył na to co robi jego partnerka. Jednakże nim zdążył cokolwiek powiedzieć Anna i Dawid już położyli nieprzytomnego mężczyznę na ziemi. A przecież oboje zdawali sobie sprawę, że całą walka z nicością zamieszkującą dawną Fundację Kultu Ekstazy musiała trwać długo, bardzo długo, za długo jak na reakcję Bartka.
Oboje magowie byli nienaturalnie spoceni i zdyszani, co nie umknęło uwadze policjanta, który stał teraz obok nich.
Uwadze jego nie umknął i fakt, iż “ratowany” mężczyzna zaczął odzyskiwać przytomność. Jeszcze klika sekund temu mógłby przysiąc, że mężczyzna wykorkuje zaraz. A ten tym czasem jakby ożył. Otworzył oczy i zaczął się rozglądać po okolicy. Zupełnie jakby nic mu nie było.


Karetka na sygnale wjechała na wąską ulicę i zatrzymała się tuz obok policjanta i dwóch magów. Był to szczyt polsko-koreańskiej myśli technicznej. Najnowszy model.



Wyskoczyło z niego dwóch mężczyzna w znanych wszystkim dobrze uniformach i zajęli się poszkodowanym. A właściwie chcieli się zająć, gdyż “ofiara” zachowywała się dziwnie. Wcale nie leżała nieprzytomnie na ziemi. Nie była też nienaturalnie blada czy sina. Zupełnie nie wyglądała jakby potrzebowała pomocy.

Anna widziała jak sanitariusze wystartowali z pretensjami do Bartka, który to wezwał karetkę. Zaczęli go straszyć odpowiedzialnością za nieuzasadnione wzywanie karetki.

Kurt za bardzo nie wiedział o co chodzi. Pojawił się jakiś samochód, chyba ambulans, wyszło z niego dwóch mężczyzn i wdali się w dyskusję z jakimś mężczyną. Podczas gdy dwójka, których kojarzył z wczorajszego wieczoru, dysząc ciężko przyglądała się temu wszystkiemu.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 20-11-2010, 18:19   #28
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
...magus.




Właściwy kawałek podlinkowany pod grafikę - poprzez copyright EMI





Dźwięk rozbijanego samochodu jest jednym z tych dźwięków, które pamięta się przez całe życie. Niezależnie czy... niezależnie kto... niezależnie komu... Cholera...


Dlaczego samochód?!?




___/\__/\____/\________/\_____________________ Coded ____________




Znalezienie najprostszych słów... znaczeń zaczynało graniczyć z cudem... mniemanym. Można było by spokojnie założyć, że należało... jednak własciwie... poszukiwanie... slow...



Umysł Kurta usiłował nie przegrać tej walki za szybko, chociaż chyba zdawał sobie sprawę z tego, że nie może jej wygrać... Zaskakujące, że w tej chwili czuł... ciekawość. To było nierozsądne, niepoważne, nielogiczne...



*****


Out of the DARK...

into the Light.......



*****









*****


Nein, nein, nein. Herr Sesser, dass Sie in einer Klasse der klassischen bedeutet nicht, dass Sie nicht in der Lage sein, die andere Instrumente spielen! Bitte konzentrieren!


Auf jeden Fall besser ...






Gitara, zwłaszcza elektryczna, nigdy nie była instrumentem, który Kurt jakoś cenił. Z wielu powodów, przede wszytskim uważał go za instrument... Przecież to mnie była gitara tylko... wrzeciono? Skąd u diabła więzło się tutaj i teraz wrzeciono? Zawieszone w idealnej czerni. Zresztą nie tylko wrzeciono...



*****



Out of the DARK...

into the Light.......





*****


Kurt gwałtownie wciągnął w płuca powietrze jakby właśnie wypłynął na powierzchnię po długim nurkowaniu. Siedział na ziemi podpierany czymś i chyba podtrzymywany ręką. Tuż koło niego klęczała kobieta, zmęczona, wyczerpana wręcz - to do niej musiała należeć energia i wola, które pozwoliły mu się wyrwać z tego... z tej nicości. To oczywiście jadnoznacznie świadczyło o tym, że była przebudzoną... Wzrok Kurta prześlizgnął się po reszcie sceny. Jakiś mężczyzna w mundurze - wyglądało na to, że tłumaczy coś lekarzom czy sanitariuszom... Kurt zdał sobie sprawę z faktu, że sytuacja jest niezręczna - on - niby poszkodawany - był w znacznie lepszej kondycji niż ratująca go kobieta... Ba, podejrzewał, że w ogóle nie wygląda na potrzebującego pomocy... Postanowił więc ułatwić wszystkim sytuację. Odetchnął głęboko ponownie i chwycił się w okolicy mostka i serca rozmasowując je delikatnie. Po prowdzie do masażu serca powinno się rozpiąć koszulę, ale o czymś takim można było zapomnieć. To wyjaśniało zmęczenie u kobiety:

- Mein Herz... Es scheint mir, dass ist jetzt schon besser... Vielen Dank - zdobył się na słaby uśmiech jednocześnie sprawdzająć reakcje obecnych. Początkowo zamierzał użyć angielskiego, ale gdyby trzeba było pokazać jakieś dokumenty, angielski mógły stać się niewygodnym aspektem. Usiłował wstać, jednak na twarzy pojawił się grymas bólu i Kurt zrezygnował - Ah... oder vielleicht könnten Sie mir helfen? - zwrócił wzrok w kierunku młodego mężczyzny o rysach podobnych do rysów twarzy przewodniczki.


Teraz pozostawało tylko czekać na to co zrobią pozostali, ewentualnie wydobyć z kieszeni rozmówki i liczyć na to, że jest tam rozdział "u lekarza"...
 

Ostatnio edytowane przez Aschaar : 21-11-2010 o 13:20. Powód: formatowanie
Aschaar jest offline  
Stary 24-05-2011, 23:09   #29
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Anna Komorowska, Kurt Sesser, Dawid Żółkiewicz.

Sanitariusze wdali się z kłótnię z aspirantem Trzpieniem. Oni udowadniali mu, że niepotrzebnie ich wezwał a on starał się ich przekonać, że potrzebnie. I chyba Sesser miał szczęście, że nie rozumie ani słowa z tego co mówią, gdyż reszta przechodniów była świadkami ostrej wymiany zdań, mocno okraszonych jakże popularnym w języku polskim przerywnikiem określającym najstarszy zawód świata, czynność jaką się wykonuje w z owymi paniami, męskie narządy i wiele, wiele innych. Wiedeńczyk zastanawiał się dlaczego kłócący się często wypowiadają słowo podobne do wyrazy “zakręt”, chociaż może domyślał się po intonacji i ekspresji. Tylko nie wiedział dlaczego sanitariusze wdali się w dyskusję, ostrą dyskusję, z jakimś mężczyzną a nie zajęli się nim.

Komorowska i Żółkiewicz przyglądali się całej scence jakby z boku, pomimo iż ona dotyczyła ich bezpośrednio. Być może to wpływ tej istoty, która przed chwilą usiłowała pochłonąć ich.

Być może doszłoby do rękoczynów, wszak sanitariusz mieli przewagę liczebną, ale w tył karetki wjechało BMW, stanowiące przedmiot pożądania większości obywateli, a z niego wytoczyło się pięcioro młodych ludzi i dopiero wtedy rozpętało się piekło. Młodzi ludzie używali jeszcze większej ilości słów nieparlamentarnych i byli dużo bardziej agresywni niż sanitariusze. A pojawienie się dodatkowych funkcjonariuszy w postaci znajomych Trzpienia rozwścieczyło młodych ludzi.

Ale dla magów przestało liczyć się tu i teraz. Przechodnie zamarli, czas się zatrzymała, a następnie z niewiarygodną prędkością zaczął biec w tył. No oczach trójki Przebudzonych zniknął architektoniczny potworek i bloki dokoła. Kamienice znów legły w gruzach by po chwili stać przed oczami magów w całej swojej krasie i okazałości. A tam gdzie czaiła się istota żądna magycznej mocy stał teraz przepiękny barkowy pałac



Nie tylko ulice się zmieniły, stroje przechodniów też. Wypolerowane, lśniące w słońcu pikielhauby naprężonych jak struny wojskowych prowadzących pod rękę damy.

Pruski dryl.

Jeden z mężczyzn, prowadzący od rękę damę, przykuł uwagę wszystkich. W paradnym, niebieskim mundurze, wysokich, czarnych butach do jazdy konnej, w wypolerowanym na błysk pruskim hełmie.
Ale nie to go wyróżniało. Ten mężczyzna nosił w sobie ową głodną magyi istotę. I on ich zobaczył. Przez tę krótką chwilę ich wzrok spotkał się. Cała trójka poczuła nieprzyjemne mrowienia na karku. Zrobiło im się zimno.
Anna pierwsza ją dostrzegła. Prowadzona pod rękę przez owego sztywnego, jak kij od miotły Prusaka. Przez nosiciela istoty, której bali się chyba wszyscy Przebudzeni we Wrocławiu.
Kobieta była zjawiskowo piękną.



To musieli przyznać obaj magowie, gdyż i oni ją również dostrzegli. I chociaż widzieli ją krótko, zgodni byli co do jednego, no w zasadzie co do dwóch rzeczy. Jej nieziemskiej urody. I tego, że żywa to ona raczej nie jest.

Nie dane było im jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Czas nagle przyśpieszył. Widzieli cały wiek historii Wrocławia. Defilady przed cesarzem. Wojnę. Defilady przed Hitlerem. Oblężenie. Wtargniecie wojsk koalicji antyhitlerowskiej. Olbrzymie zniszczenia. Czasy powojenne. Upadek reżimu. Prawie sto lat historii w przeciągu ułamka sekundy.

I znowu znaleźli się na brukowanej ulicy. Pośrodku burdy. Z jednej strony sanitariusze, z drugiej jakieś dresy, a z trzeciej policja. I do tego jeszcze tłum gapiów.

Bartek odciągnął Ankę na stronę, o ile tak to można nazwać. Wcisnął jej kluczyki do własnego auta i nakazał zabrać poszkodowanego do szpitala. W tych okolicznościach nie można było liczyć na szybki przyjazd drugiego ambulansu.
Eutanatoska jakoś niechętnie brała pod ręce nieznajomego. Ale oboje z Dawidem wiedzieli, że musi on być jednak przewieziony do szpitala.

Jazda po Wrocławiu nie należał do najprzyjemniejszych rzeczy. A ktoś na górze wyjątkowo ich dzisiaj nie lubił. Nie mogli ich oczywiście przyjąć w najbliższym szpitalu, przywozili tam akurat ofiary jakiegoś wypadku. W następnym przyjmowano tylko urazy ortopedyczne. W innym jeszcze rozpoczęła się właśnie remont. W końcu trafili na izbę przyjęć Szpitala Kolejowego. Tu pojawił się kolejny problem. Nikt z personelu nie potrafił dogadać się z pacjentem. O ile Komorowska i Żółkiewicz wyjaśnili lekarzowi co się stało, o tyle nie potrafiono porozumieć się z Sesserem by wyjaśnić mu co teraz nastąpi.
A nastąpiło niewiele. Osłuchano pacjenta. Pobrano krew. I na tym się skończyło. I lekarz pozostawił pacjenta na obserwacji.
Czy tak wyglądają szpitale w trzecim świecie??
Przeleciało przez myśl muzykowi gdy odprowadzono go do sali. A tam?? Wśród obdrapanych ścian, stało pięć starych łóżkach. Obraz nędzy i rozpaczy.



Kurt Sesser został sam w tym szpitalnym pokoju, a ludzie którzy go tu przyprowadzili nie zostali wpuszczeni. W zasadzie to i po co?? Rodziną dla niego nie byli żadną. No właśnie rodzina. Sesser mocno się zaczął zastanawiać jaką otrzymałby informację jego rodzina gdyby ci nieznajomi nie wyrwaliby go ze szponów istoty, w której macki wpadł tak dość nieoczekiwanie i nierozważnie.

Hoppe hoppe Reiter,
wenn er fällt, dann schreit er.

Fällt er in den Graben,
dann fressen ihn die Raben.

fällt er in den Sumpf,
dann macht der Reiter plumps!

Dobiegło do uszu zamyślonego Austriaka. A może mu się tylko wydawało?? Wprawdzie żadnych leków nie dostał. Tylko krew mu pobrano. Nawet nie podłączono aparatury monitorującej czynność serca.
Nie!! To z pewnością mu się przesłyszało.

Cztery małe dziewczynki przebiegły przez pokój. Dosłownie. Wpadły jedną ścianą a wybiegły drugą.
- Kinder!! Kinder!! - Po chwili tą samą drogą pojawiła się stateczna matrona z niemowlęciem na ręku. Niespokojnie rozejrzała się po pomieszczeniu, skupiając na chwilę wzrok na Sesserze. - Kinder!! Das ist aber kein... - Zniknęła przechodząc przez ścianę pozostawiając przedstawiciela wiedeńskiego Kultu Ekstazy sam na sam z jego problemami.
Jego samotność nie trwał jednak długo. Do jego pokoju, oczywiście przez ścianę, weszły dwie pielęgniarki. Kurt miał pewne problemy ze zrozumieniem tego co mówią, w końcu dzieliło ich ponad sto lat, jak nie więcej.
- Martha mi mówiła, że Madame Jolie często u nich bywa.
- No co ty?? U Knyphausena??
- Martha tam przecież pracuje. Widuje ją tam.
- A ja myślałam, że ona, Madame Jolie to z Richthofenem kręci.
- Kręci z ob...
Kobiety zniknęły za ścianą.



Erich Reimann

Budynek Miejskiej kasy Oszczędności i Biblioteki Miejskiej autorstwa Richarda Plüddemanna robił wrażenie i to ogromne. Nawet teraz. Po tylu latach. Zaniedbany.



Gmach Główny Biblioteki Uniwersyteckiej zrobił wrażenie na Eutanatosie, gdy ten przekraczał jego progi.
Zresztą zawartość owego budynku też.

Czy to jakaś niewidzialna ręka skierowała Reimanna do katalogu ze starymi gazetami?? Czy to Magya chciała coś przekazać Eutanatosowi??
Schlesische Zeitung



I chociaż gazeta zawierała treści różnorakie, Erich, dziwiąc się nawet sam sobie, zaczytywał się w plotkach lokalnych. Powtarzały się tam trzy nazwiska. Friedrich Gottlieb von Knyphausen, Manfred Albrecht Freiherr von Richthofen i Madame Jolie.

I nim się spostrzegł bibliotekę trzeba było już opuszczać gdyż nadeszła godzina jej zamknięcia. Reimann zrobił sobie kopie kilku stronic czasopisma, które go zainteresowały bardziej. W tym i kopię zdjęcia Madame Jolie, pięknej kobiety.



W zasadzie to nie po to tu przyszedł. Miał poszukać informacji o samym mieście, o jego historii, a tym czasem będzie śledził jakieś romanse sprzed lat.

Cyprian Dębowski


Wieczór był taki piękny, że Cyprian postanowił wrócić do domu piechotą, zupełnie jak pan Słowik z wiersza Tuwima. Tylko, że Dębskiemu auto nawaliło i tramwajem lub na piechotę, taką miał alternatywę. Wybrał spacer. Wybrzeżem Wyspiańskiego. Koło Odry. Na ławeczce, tuż przy rzece Eteryta dostrzegł obściskującą się parę. Wtuleni w siebie zapomnieli jakby o bożym świecie. Coś jednak nie pasowało Dębowskiemu w tym sielankowym obrazku. Nie od razu się poznał, nie był Eutanatosem w końcu. Ale po dłuższej chwili i on to dostrzegł, a raczej poczuł. Śmierć. Odór śmierci bijący od przepięknej kobiety. Młody mężczyzna, który ją czule obejmował z pewnością był żywy, ale ona nie. A to co z początku wydawało mu się czułym uściskiem tak naprawdę było tylko kamuflażem. Wampirzyca wbiła swoje kły w ciało młodzieńca. Syn Eteru widział wyciekające życie. Widział jak vitae przepływa do ohydnego stwora. Ale o jakże pięknej powierzchowności.



I ona go dostrzegła, gdy już skończyła się posilać. W mgnieniu oka znalazła się przy nim.

Twarz jej wyrażała tylko smutek i tęsknotę.

- Czy wiesz?? - Zaczęła. Głos miała dźwięczny i zupełnie pasujący, dopełniający jej urodę. - Czy wiesz co to znaczy kochać?? - Pytanie z pozoru filozoficzne zupełnie zbiło z tropu Cypriana. - Kochałam ich obu. - Mówiła do niego tak jakby wiedziała kim jest. - Obu mi zabrano. A teraz po tych wszystkich latach, - Ręką wskazała na siedzącego w otępieniu młodzieńca. - znalazłam kogoś podobnego. Kochać. - Westchnęła. Dębowski przeniósł na chwilę wzrok na twarz młodzieńca. Był jak brat bliźniak Czerwonego Barona. Jak dwie krople wody.

A gdy spojrzał ponownie na krwiopijcę, jej już nie było.

A może to był tylko sen?? Młodzieniec z ławki podniósł się i chwiejnym krokiem ruszył w stronę wittigowa.

Uroczy dzień. Uroczy wieczór.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 29-05-2011, 13:21   #30
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Sytuacja przy ambulansie szybko zaczynała przypominać groteskę. Długi, rozbudowany skecz w stylu Monty Pythona... z masą dialogów, postaci, nawiązań i konotacji oraz sensem ukrytym gdzieś głęboko pod tym wszystkim. Nim - poszkodowanym, w końcu - jakoś nikt nie zamierzał się zająć. Mundurowy i pielęgniarze, czy też lekarze z ambulansu mieli własny świat i najwyraźniej własne problemy. Kłócili się coraz bardziej zawzięcie, w opinii Sessera, o trasę przejazdu, albo ilość zakrętów na trasie. Ponieważ zdecydowanie najczęściej padającym słowem było “kurve” - intonowane co prawda inaczej niż w angielskim, czy w niemieckim, ale zapewne również oznaczające “zakręt”. Kurt zupełnie nie potrafił wyłapać kulturowego kontekstu tej sytuacji - zaczynał podejrzewać, że być może wrocławscy Przebudzeni zainscenizowali jakąś scenkę i za chwilę ktoś wyskoczy zza samochodu z transparentem: “Ha, ha, jesteś w ukrytej kamerze.”, czy coś takiego. Zza ambulansu, przynalmniej z perspektywy Kurta faktycznie coś wyskoczyło. Nie był to jednak transparent, ani króliczek Playboy'a (który byłby tutaj odpowiednio groteskowym elementem), tylko kilku nacjonalistów, którzy właśnie wyszli z siłowni i nie zdążyli się jeszcze przebrać...


Groteska przybrała cechy krotochwili i wydawało się, że wszyscy zgodni są co do jednego - że jest co najmniej jeden zakręt. Młodzieńcy wracajacy z siłowni musieli najwidocziej skręcić nie na tym zakręcie co trzeba, co spowodowało, że jadąca po innym zakręcie niż najwidoczniej planowała karetka stojąc znalazła się na kursie kolizyjnym z oldschool'owym BMW, dla którego zakręt był zbyt zakręcony... Z kolejnymi wyjaśnieniami dotyczącymi zakrętów pojawili się kolejni mundurowi, a tłumek zainteresowanych tym ulicznym przedstawieniem rósł z każdą chwilą. Kurt, zaintrygowany, chętnie pozostałby dłużej, aby zobaczyć jaki jest finał tego skeczu, jednak magini zaczęła go stanowczo odciągać w tył.


*****


Kurt nie był pewny, czy to jej dotyk, czy jego własna percepcja, czy jeszcze coś innego spowodowało, że lokalna panorama czasu przewinęła się w tył ukazując to miejsce w okresie... - jak przynajmniej wydawało się muzykowi - pruskim. Rozważanie w tej chwili w jakim czasie się znaleźli i jakie wydarzenia ukazały się ich oczom było niecelowe. Sesser skoncentrował się na zapamiętaniu maksymalnie wielu szczegółów - ubrań, dodatków, budynków, zdarzeń... Miał nadzieję, że to wszystko uda się potem poukładać w jakąś logiczną całość i poszukać okresu historycznego i miejsc, do których należały.




*****


Kiedy już w końcu udało się dotrzeć do właściwego szpitala, choć Kurt nie zamierzał nawet pytać dlaczego poprzednie były nieodpowiednie... Tu, w Polsce najwidoczniej pewne rzeczy działały inaczej i nie należało wnikać w cała tą sytuację. W każdym razie Kurtowi przyszło zmierzyć się z polską służbą zdrowia, która ze służbą miała niewiele wspólnego, a ze zdrowiem jeszcze mniej. Nieocenione rozmówki pozwoliły mu na zorientowanie się, że trzeba pobrać krew do badań. Niestety nie obejmowały już zakresu czynności szpitalnych, a nikt z personelu medycznego nie władał jakimkolwiek językiem rozumianym przez Sessera.

Siedząc na łóżku przypominającym bardziej więzienną pryczę pomyślał o tym, że po raz kolejny jego... obsesja poszukiwacza doprowadziła do groźnych i nieprzewidzianych okoliczności. Oczywiście, że wyjazd do Polski - sam z siebie - był ryzykiem, ale nie należało bezsensownie go zwiększać i narażać siebie, a właściwie rodzinki na... Z zamyślenia wyrwała go dziecięca wyliczanka. W zasadzie nawet nie sama wylicznaka tylko dzwięk niemieckiej mowy. Ktoś w tym pieprzonym miejscu mówił po niemiecku! Kurt podniósł głowę i zauważył dziewczynki przebiegające prze pokój; po chwili zniknęły w ścianie. Gdy zamierzał już coś powiedzieć, a przynajmniej się ruszyć w sali pojawiła się stateczna matrona i zupełnie nic sobie nie robiąc z oszołomienia Sessera zwróciła się do niego. Zanim jednak sformuowała swój pogląd w pełni jej uwagę pochłonęły znów dzieci i podążyła za nimi. Wkrótce obrazu “z czasem dalej coś nie tak jest” dopełniły dwie panie rozmawajające o... niczym szczególnym. Jednak język wskazywał na to, że ponownie jego jaźń, a raczej jakiś jej fragment postrzega nie ten wycinek czasu co powinien. Zjawy były niematerialne w przeciwieństwie do miejsca; to oznaczało, że postrzegał duchy lub nieświadomie korzysta z jakiejś astralnej projekcji własnej świadomości w inny czas... Ponownie bowiem tylko linia czasu uległa zakłóceniu. I Kurt był przekonany, że ponownie w ten sam lub bardzo zbliżony okres czasu.

Posiedział jeszcze chwilę na pryczy, potem położył się na jakieś pół godziny zamierając w lekko nienaturalnej pozie i gapiąc się na brudny sufit. Nikt jednak się nie pojawił i Kurt był prawie pewny, że wszystko jest wyreżyserowanym przedstawieniem. Poprawił ubiór i przybierajac beztroską minę wyszedł na korytarz, zszedł po schodach i przeszedł przez portiernię zupełnie nie zatrzymywany przez drzemiącego stróża w wieku zdecydowanie emerytalnym. Z pewnym wahaniem przechodził przez drzwi szpitala jednak nic niespodziewanego się nie stało. Na zewnątrz starał się wypatrzeć jakąś tablicę z nazwą i adresem, ale jedyne co udało mu się przepisać z rdzewiejącej tablicy to “Szpitak Kolejow”. Rozejrzał się wokół starając się ustalić gdzie jest. W odległości kilkuset metrów zauważył postój taxi i zadowolony podążył w tym kierunku. Na taksówkę musiał jednak chwilę poczekać, gdyż pod smętnym, przekrzywionym napisem nie było samochodów.

Ponad godzinę później - kilka minut po dziewiętnastej - zadowolony zanurzył się w ciepłej kąpieli w pełnej wody hotelowej wannie. Z przyjemnością notując, że czasoprzestrzeń jest w porządku, a gwiazdy nie poprzesuwane.


*****


Ubrany w hotelowy szlafrok z mokrymi jeszcze włosami Kurt usiadł do hotelowego stołu i zaczął pisać. Kartki szybko, niemal automatycznie, zapełniały się odwzorowaniem jego pamięci, detalami, wyglądem postaci, architekturą, opisem zdarzeń. Po raz kolejny powrócił do zjawiskowej damy, której widok wyrył się w jego pamięci tego południa. Kim była? Z trudem powrócił do innych wspomnień z przesunięcia czasu. Kiedy do chaotycznych notatek mapy pamięciowej nie potrafił już niczego dodać wstał nam kilkanaście minut i stanął przy oknie.

Wrócił do stolika i podniósł słuchawkę aparatu telefonicznego:

- Cześć Młody, daj mi mamę i nie, nie możesz wziąć samochodu... - powiedział gdy w końcu uzyskał połączenie
Rozmawiali długo i o niczym - Kurt po prostu chciał słyszeć ten głos, nawet zniekształcony i trzeszczący w telefonicznej słuchawce. Znów podświadomie przeslizglęli się po swoich lękach po tym wszystkim co jeszcze przed wyjazdem zepchnęli głęboko do podświadomosci. Niby lekka rozmowa o szpitalu dostarczyła jednak Heldze informacji o tym, że z jakiegoś powodu znalazł się w szpitalu i muzyk musiał szybko pokryć to foux pas informacją o wpadnięciu pod auto (ale oczywiście nic się nie stało). Nagle w ich rozmowę włączył się jakiś męski głos:
- Proszę zwolnić linię! Gada już pan półtorej godziny!!!
- Hallo? Bitte? What? Cosa? -
Kurt przeleciał przez kilka znanych sobie jezyków totalnie zaskoczony zanim zebrał się do bardziej składnego wyjaśnienia - Ich nicht spreche Polnisch. I don’t speak Polish. Non parla polacco.
- Yyyyy - trzask w słuchawce. Przyglądając się swojej idiotycznej minie w lustrze Kurt wymamrotał pożegnanie, obiecał zadzwonić i przedyktował adres i numer telefonu do hotelu w którym mieszkał.

Był głodny. Tak, zdecydowanie był głodny. Ubrał się w jakieś luźne ciuchy i powędrował do hotelowej restauracji. Gdy czekał na windę przypomniał sobie o Erichu i wrócił do drzwi jego pokoju. Zapukał z werwą.
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172