Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2010, 14:29   #272
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Prowincja Shinda, Strażnica Wschodu, terytorium Klanu Kraba; 14 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, godzina Bayushi.

- A kim ty do cholery jesteś, młodziku, co?


Wraz z tym jednym konkretnym pytaniem Akito zrozumiał cały szereg rzeczy. Strażnicy mieli gdzieś bezpieczeństwo czy obowiązki, bo oczywistym było, że wróg nie naciskałby na przebadanie jego papierów, wróg po prostu wykorzystałby owe ich niesprawdzenie. Poza tym papiery mógł mieć, choć sfałszowane, niesprawdzenie ich było takim samym błędem jak nie zapytanie o nie. Tyle że w tej twierdzy błędy były czymś na porządku dziennym - o czym sugestywnie informował smród ciągnący się od stajni.
Postawa czwórki strażników była wręcz bojowa, gdyby Akito bez słowa wyciągnął broń, zapewne spotkałaby go niehonorowa śmierć, z rak równie mało honorowych Krabów. A może nie było tak źle...? Pewność siebie z jaką strażnik wypluwał słowo "młodziku" była uderzająca. Akto nie wiedział jak zachowywali się inni kurierzy na murach tej twierdzy jednak domyślał się że srali pod siebie i stąd taka a nie inna reakcja strażników. Akito nie był jednak zwykłym kurierem, właściwie to obecna funkcja była zupełnie odmienna od dotychczasowych, skąd więc Kraby z zapomnianej niemalże twierdzy mógłby rozpoznać w Akito syna dowódcy Czerwonych Wachlarzy? Kto z nich rozpoznawszy go, potraktowałby go niczym zwykłego kuriera - młodzieńca?
Akito nie miał wątpliwości, że gdyby wiadomym było kim jest, grupka strażników zachowywałaby się dużo poprawniej. Jednak ostatnim czego chciał to żerować na reputacji ojca, wolał do własnego sukcesu dojść sam, opierając się na własnych dokonaniach. Mierzył się z potężnym Oninem, pojedynczy strażnik nie mógł go wystraszyć. Grupa zaś nie mogła go zaatakować dopóki strażnik lekceważył swojego przeciwnika - choćby przez nazwanie go młodzikiem. W przeciwnym razie upokorzyliby go jeszcze bardziej wspomagając w walce z "młodzikiem".

Akito miał mu już zamiar uświadomić kim jest , zaczynając oczywiście od zwrócenia uwagi, że gdyby był wrogiem, nie domagałby się sprawdzenia papierów. Z odsieczą przyszedł mu jednak dowódca strażników. po tym jak zbeształ podkomendnego Akito zrozumiał dosadniej z jaka bandą zbirów ma tu do czynienia.

- Twoje papiery... panie - rzekł napomniany Ishizaka wyraźnie sugestywnie patrząc na Akito.

Akito odwzajemniał spojrzenie, nie lękał się strażnika już wcześniej, mimo, że brak lęku nie był spowodowany tym, że Akito czuł się aż tak pewnie. Wiedział, że każdy doświadczony bushi może go zabić, każdy pojedynek był śmiertelnie niebezpieczny wystarczyła bowiem chwila nieuwagi i nawet najlepszy samuraj ginął od ciosu katany. Po prostu Akito był synem swego ojca. Nie lękał się. Miał świadomość, że będzie pomszczony i był zawsze gotów na spotkanie z Fortunami. Był po prostu każdorazowo gotów na śmierć i nie rozważał przegrania pojedynku czy też konsekwencji zwycięstwa. Dzięki temu ze spokojem stawał do pojedynku nie obciążając się rozmyślaniem nad jego wynikiem.

Akito nie spuszczając wzroku ze strażnika wyciągnął papiery po czym podał je mu, był ciekaw czy którekolwiek z nazwisk wzbudzi jego reakcję, szukał błysku świadomości w oczach Ishizaki. Zastanawiał się czy samuraj sam z siebie zmieni podejście po zrozumieniu z kim ma do czynienia czy też zwyczajnie nic się w nim nie zmieni. " Czy mogą być aż tak zdegenerowani?" - zastanawiał się skrycie, ciesząc jednocześnie, że jakieś minimum porządku i rozsądku zostało tu zachowane. Zastanawiał się czy dowódca strażników wiedział z kim ma do czynienia, czy tez po prostu był na tyle rozgarnięty by wiedzieć, że młody, zwyczajny kurier nie poruszałby się w tak niezwyczajnym towarzystwie. Niegrzecznym byłoby mu przeszkadzać w jedzeniu czy rozpoczynać rozmowę w pobliżu strażników, ale dość dobrze przyjrzał się samurajowi, zamierzając mu później podziękować. Wiedział, że w sumie wykonywał jedynie obowiązek i że ewentualna walka i jemu dałaby się we znaki. Z drugiej strony... mógł nie zrobić nic a to z pewnością nie dopomogłoby Akito. Nie mówiąc już o sugestii tyczącej się towarzyszy Akito - bardzo przydatnej, cennej sugestii.

" Będzie tu co pozwiedzać" - pomyślał , powoli ogarniając olbrzymie rozmiary twierdzy.
Po prawdzie nie śpieszyło mu się ze znalezieniem dowódcy. Nie miał ochoty na spotkanie Amoro, choć wiedział, że jest ono tu nieuniknione. Zastanawiał się tez czy nie lepiej byłoby udać się do prawdziwego dowódcy, który obejmował tu dowodzenie zanim zjawił się Amoro, ten mógł go przygotować na spotkanie ze starym znajomym... Szukanie kwater dowódcy - czy też raczej dowódców było dobrym pretekstem do rozejrzenia się po twierdzy, po drodze rozważał czy sama pozycja Amoro dawała mu większe prawo do zarządzania twierdzą niż temu komu to osobiście wyznaczono. Domyślał się , że na styku odpowiedzialności za dowodzenie twierdzą, między starym dowódcom a nowym - nieformalnym, mógł istnieć spór... niemal pewnym było że istniał...

Odchodząc od strażników, skinął głowom w geście podzięki dowódcy strażników, nie zważając czy ten dostrzega ów gest czy nie. Czas na prawdziwe podziękowania i rozmowę, miał dopiero nadejść.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 08-10-2010 o 14:37.
Eliasz jest offline