Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2010, 21:43   #15
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy do pokoju wszedł dziwak we fraku Peter tylko odpowiedział mu lekkim ukłonem i nie ruszył się w ogóle z miejsca. Patrzył na niego podejrzliwie. Tamten najwidoczniej nic sobie z tego nie robił, tylko siedział w bezruchu. Po chwili przyszedł Val. Peter z zaskoczeniem stwierdził, że cieszy się na widok tego typka. W pewnym sensie był to ktoś znajomy i dość prosty. Nie gadał farmazonów, nie ubierał się jak na bal maskowy i nie robił dziwnych min. W sumie można by go uznać za swojego człowieka... gdyby był człowiekiem, a jeśli wierzyć jego własnym słowom - nie był.

Peter zaczynał podejrzewać, że to wszystko to nie majaki. Mimo to był gotów zaryzykować. Wolał dać się przemienić w wampira, niż umrzeć w jakiejś chatce, zapewne na odludziu, skoro nie zadawali sobie trudu, żeby uciszyć jego i jego sąsiadkę, którą słyszał poprzedniego dnia. Dopiero gdy Val przystąpił do rzeczy, Peter tak jakby zmienił zdanie. Jednak miotanie się na łóżku i próby bicia i kopania na niewiele się zdawały. Gdy Val wgryzł się w gardło Petera nie widać było szansy na wyswobodzenie. Napłynął ból jeszcze potężniejszy niż ten powodowany przez nowotwór. I cały świat zniknął w mroku. Czyżby tak właśnie wyglądała śmierć? Czyżby tak miał umrzeć Peter? Zagryziony przez jakiegoś psychola?

Po pewnym czasie zaczął odzyskiwać świadomość. Nie miał pojęcia, czy minęła minuta, czy tydzień. Ból nie ustępował, co sugerowało, że ciągle jest na tym gorszym ze światów. Jego najgorsze obawy się nie spełniły. Czuł się jednak tak fatalnie, że jego stan sprzed rzekomej przemiany, gdy był całkiem zdrów, zdawał się jedynie snem. Jednak dochodzące jego uszu głosy Vala i tego drugiego (pewnie Wasyla) były najlepszym dowodem, że wcześniejsze wydarzenia nie były złudzeniem. Jeśli Peter dobrze słyszał, to mięśniak właśnie uczył go chodzić. Chętnie powiedziałby mu kilka ciepłych słów na ten temat i poprawił z liścia, ale ledwie miał siły, żeby uchylić nieco powieki. Co z resztą nie było najlepszym pomysłem, biorąc pod uwagę oślepiające światło, jakie dawała lampka. Albo wstawili żarówkę halogenową, albo z Boylesem było coś mocno nie tak.

Dopiero gdy wyszedł, albo raczej został wyprowadzony na zewnątrz, gdy jego skóra poczuła podmuch chłodnego, nocnego powietrza, a w oczy wpadł blask księżyca, Peter odzyskał siły na tyle, żeby stanąć o własnych siłach. Zrobił kilka chwiejnych kroków, a z każdym z nich coraz pewniej stał na nogach.
- I co? Nie było to takie trudne, nie? - zaśmiał się gdzieś za nim Val, ale został zignorowany.
Wtedy do nozdrzy Boylesa dotarł zapach. Zapach do tej pory mu nieznany, a tak przyjemny. Zapach jedzenia i rozkoszy. Peter oblizał górne zęby, wyczuwając wydłużone kły. Wyglądało na to, że wampiry rzeczywiście istniały. Ale w tej chwili dla Petera liczył się tylko głód. Zachęcony przez Vala ruszył do przodu. Z początku powolny truchtem, a później coraz szybciej i szybciej.

Wpadł między drzewa. Gdzieśtam w głębi świadomości jakiś słaby głosik napominał, że bieganie po ciemku po lesie jest samobójstwem, ale Peter nie słuchał. Widział wyraźnie wszystkie drzewa, krzaki, nawet tę dziurę w ziemi. Biegł nie oglądając się za siebie, kierując się węchem jak pies... nie, jak wilk. Kawałek za nim biegł Val i raczył go swoimi cennymi uwagami.
- Co tak wolno, chłopie? Obiad sam nie przyjdzie. Za szeroko zakręty bierzesz, tak to krokodyle biegają. Po drzewach, chłopie, po drzewach.
Peter usłuchał rady. Ztarymał się i wyskoczył, żeby chwycić za najniższą gałąź. Niestety odbił się za mocno i zamiast rękami, trafił w gałąź głową. Upadł ciężko na ziemię, a Val dosłownie tarzał się ze śmiechu. Postanowił więc zastosować wariant ostrożniejszy i wdrapał się na drzewo, obejmując pień rękoma. Wykonał kilka skoków pomiędzy kolejnymi drzewami, po czym znowu źle wymierzył, dał radę tylko musnąć palcami gałąź i jeszcze raz spadł na ziemię.
- Gdybyśmy wszyscy byli tacy zwinni, to wampiry już dawno by wyginęły - rechotał jego "opiekun".
Peter zdecydował wrócić do transportu pieszego i znów pobiegł ile sił w nogach. Po kilku minutach wyprzedził swoją ofiarę.

Wypadł spośród drzew na ścieżkę, a biegnąca nią dziewczyna o mało na niego nie wpadła.
- Kim jesteś?
W odpowiedzi Peter tylko uśmiechnął się kącikami ust i postąpił krok naprzód. Dziewczyna się cofnęła.
- Nie zbliżaj się do mnie - powiedziała, wyciągając w jego stronę rękę z paralizatorem. Boyles błyskawicznie złapał ją za nadgarstek i mocno ścinął. Dziewczyna jęknęła z bólu i wypuściła broń z ręki. Ale on nie puszczał.
- Łapy precz! Łapy precz! Zaraz wezwę policję! - wrzeszczała, podczas gdy wampir rzucił ją na ziemię, przygniótł swoim ciężarem i rozdarł jej bluzkę, żeby odsłonić szyję.
- Łapy precz! - wrzasnęła jeszcze ostatni raz. W tym momencie zęby wbiły jej się w szyję. Dziewczyna znieruchomiała, zbladła jeszcze bardziej niż do tej pory, a oczy rozszerzyły się z przerażenia do granic możliwości. Prawdopodobnie aż do tej pory myślała, że chłopak chce ją zgwałcić. Z resztą, kto normalny boi się, że zagryzie go wampir?

Peter pił krew, delektując się jej smakiem i czując jak ciało dziewczyny wiotczeje w jego rękach.
- No i załatwione. O to chodziło. Teraz wierzysz, że wampiry istnieją? - mówił Val, który przykucnął kilka kroków dalej.
Peter dalej pił łapczywie, nie przerywając, żeby odpowiedzieć. Czuł się tak dobrze, jak jeszcze nigdy. Val nie przesadzał, zachwalając wcześniej tę przyjemność. Dopiero gdy wypił wszystko do ostatniej kropli odsunął się od niej i usiadł, opierając się o drzewo. Uśmiechał się szeroko. Jeszcze do niego nie docierało, że właśnie zabił człowieka. Zmętniałe oczy dziewczyny patrzyły gdzieś w dal, ale Peter nie spoglądał w jej stronę. Jego głowę zaprzątała wyłącznie najbliższa przyszłość.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline