Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2010, 21:00   #26
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Pośród piekła samotności, balu kukiełek stali oni, trójka wędrowców. Muzyka grana przez spowitą w mrokach orkiestrę po środku sali, a było to ciągle te same Requiem Mozarta roztaczała nad całym bankietem smutną, niepokojąca atmosferę skrywanej tajemnicy. Pogładzenia przez Lorraine czerwonego pędza poskutkowało ulgą, ciepłem pod palcami oraz malutkim snopem iskier padającym na podłogę. Złote iskry wyskoczyły wpierw ponad jej głowę, a potem runęły w dół, a nim zgasły, jeden z wielu języków ciemności przypełzł w srebrnym świetle i pochłonął je. Przychodząc do tańczącej persony, mijali gałęzie mroku, stoły zastawione pachnącym jadłem. Dworzanie mijali ich spokojnie, niektórzy patrzyli się z obojętnym zaciekawieniem, parę dworek nawet zatrzymało się dość niekulturalnie patrząc się nań. Przestrzeń na której taszczyła persona, wypełniona była muzyką, jej harcami oraz kontrastującymi, powolnymi snuciami się gorą siedmiu par dworzan tańcowych tutejszą odmianę walca. Porucznik Gavolt przyglądał się z daleka, z uśmiechem sącząc ciemny płyn w szklanicy. Towarzyszył mu inny dworzanin, również z rapierem u pasa. O wiele wyższy, chudszy, o prostych, długich, brunatnych jak ściera włosach oraz delikatnym zaroście. Przystojny podobnie, miast pagonów na prawym ramieniu miał założony naramiennik z pięcioma gwiazdami. Oczy tak samo łakome, zachłanne i puste i tymi oczyma niemal obłapiał malarkę. Odrobinę starszy od ich nowego znajomego raczył go rozmową. Byli za daleko, aby dowiedzieć się o czymże to rozmawiają.
Tańcząca persona w szatach skoczyła misterną figurą artystyczną w grając stając przed Kristbergem. Towarzyszyło temu rozstąpienie pobliskiej ciemności która zbiegła się w kierunku Nyks i Selene chroniąc ich rozmowę na przeciwległym brzegu sali. Powiew powietrza zaprzęgnięty do ruchu pokrwawionymi szatami przyniósł woń pokrzyw i gnijącej świni. Przed drwalem stanął on, spowity w gęstych, zawarowanych szatach barwy zgniłej. Cała ciało przykryte zostało szatami, ciężkimi butami i rękawicami. Twarz zakrywała maska barwy wielorakiej. Zawirowanie barw wszelakich. Kształty i barwy zostały tak skomponowane, tworząc niesamowitą kompozycje kora sama siebie zjadała, kruszyły własną formę. Wielobarwna, a zarazem szkaradna, obrzydliwa niczym chlapnięta maź z tęczowej sokowirówki. Z dziur na Islandczyka spoglądało dwoje oczu, prawe pewne, ciemniejsze, szorstkie i nie mrugające, lewe rozbiegane, subtelne i emocjonalne. Lecz nawet oczy były... Brzydkie. Tak, drwal z całą pewnością mógł powiedzieć,ze ów jegomość napełniał go obrzydzeniem. Barwy maski chociaż wielobarwne w tych ciemnościach, to dzikie i paskudne, zapach chociaż tak bliski naturze, to obrzydliwy. I głos przypominający kakofonie dźwięków złożona z krzyków bólu, radości, płaczu rodzących się dzieci i wrzasków rozrywanych na strzęp zdobyczy drapieżców.

-Kolejny giermek Judasza? Jeszcze się mu nie znudziliście? – W głosie zawisła pogarda wraz z nutą ryku lwa -Ceridwen jestem. Dużo zmieniło się w naszym świecie?

-Eeee...-Kristberga zatkało na moment. Potarł włosy w zakłopotaniu, spojrzał w dół.- To...zależy. Jaki był nasz świat,gdy go opuszczałeś?

-Opuściliśmy go w wielu siedemnastym, nie wiem czy rachuba się zmieniła.

-Wyglądasz na...starszego.-wypalił głupio drwal. Druidzi kojarzyli mu się z Asterixem, Asterix z cesarstwem rzymskim. Szybko spytał, by ukryć gafę.- Kim byłeś w naszym świecie?

-Byliśmy miłością. Judasz zawsze wybiera pomocników wedle pewnego... – chwilę zastanowienia w głosie oznajmił trzepot skrzydeł ptactwa, drwalowi robiło się coraz bardziej niedobrze. -...pewnego klucza. My się kochaliśmy. Pozwól więc, że coś ci doradzę. Uciekaj, wracaj do domu. Judasz to zdrajca. Tak, wiem... – smród gnijącego mięsa uderzył w twarz drwala, zdawało się mu, że żołądek skręcił się mu w spiralę -wiem co chcecie robić, że chcecie rewolty. Dzięki mnie wiedzą władcy... Ale nie wierzą, jeszcze nie... Kiedy Judasz upadnie, pociągnie was. To zdrajca dla samej zdrady. Może chciałbyś wrócić? Przysługa za przysługę, przyjacielu... Imienia?

Minął ich służący oferujący złoty trunek. Ceridwen odmówił.

-Kristberg...-mruknął drwal, wzruszył ramionami mówiąc.- Wiele się zmieniło od twego czasu. Świat jest całkiem inny od tego, który pamiętałeś. Powiedz, po co ciebie Judasz sprowadził?

-Do tego samego, co ciebie, Kristbergu. To miasto jest takie dzięki nam. Teraz Judasz znowu zdradza... Chcesz usłyszeć moją propozycje?

-A jakie było wcześniej? I gdzie są twoi towarzysze?-spytał drwal rozglądając się dookoła.

-Świetliste... Byliśmy sami. To było nasze życzenie, którego do końca nie spełnił. Być po wieki razem. Skrzywdził nas. Słuchaj uważnie... Mogę ci pomóc i towarzyszą. Powiedz, co kazał wam robić Judasz, a ja wam pomogę. Na końcu chcę tylko jego samego, zasadzki.

Spojrzał na druida, czy miał mu zaufać? Nie ufał Judaszowi, ale...czy i jemu mógł ufać? Nie potrafił zdecydować. Nie był taki jak Brigid, ani tak wykształcony, ani tak elokwentny. Nie znał Ceridwena. Spytał więc.- Czy imię Izrael, coś ci mówi?

-Tak. Przywódca buntowników. Raz już go schwytano, ale uciekł. Do niego macie zmierzać?

-Jakich buntowników?-zdziwił się Kristberg, podrapał po karku. Westchnął może nieco teatralnie, acz smutno.-Judasz się strasznie enigmatycznie wyrażał. Nie wiem...co dla nas planuje.- drwal starał się usilnie nie mówić tego co wie, nie kłamiąc jednocześnie.- Wspomniał jednak to imię.

-Tych, którzy nie chcą władzy nieśmiertelnych. Dość przyjacielu, zgadasz się czy zostajesz naszym wrogiem?

-Ja... nie jestem tu sam. Muszę...- drwal spojrzał w kierunku kobiet.- Muszę to przemyśleć, omówić z towarzyszkami. Odpowiedź dam później.

-Spotkamy się po balu. Znajdę was.

Po tym drwal oddali się do dziewczyn. Ceridwen poprawił sierp u pasa i spokojnie odszedł zza wstęgę ciemności, a jego odejściu towarzyszył szelest ego szat niczym szelest listwowia oraz ulga zgromadzonych wokół. Muzyka ciągle płynęła, lecz w jakby inna... Muzycy grali, część dworzan tańczyła, inni raczyli się jadłem ze stołu, piła napój identyczny do tego, którym wędrowców poczęstowała Selene, która właśnie wyskoczyła z ciemności z echem tupnięcia swymi drobnymi stópkami o posadzkę. Całe srebrne światło w sali rozżarzyło się jaśniej, nawet lampa drwala w gniewie koszyczki. Brigid oraz Lorraine mogły dosadniej od drwala obserwować całą sytuacje, skamieniałą twarz Nyks srogo spoglądającą na córkę, jej suknia falowała jakby żwawiej, blada twarz poszarzała. Natomiast oczy, czarne punkty z rozlaną kroplą krwi na źrenicę stały się czarne. Zrobiło się chłodniej.
Kiedy drwal doszedł do kobiet, Selene z gestem złości odbiegła od matki, wybiegając z sali balowej, drzwi trzasnęły za nią z hukiem. Wszyscy znieruchomieli, wzmocnienie srebrnego światła oraz znikomy powrót normalnych, miast monochromatycznych barw poczęły powoli, delikatnie i subtelnie znikać. Klaskanie w dłonie Nyks oznaczało niemy powrót zabawy.

-Nic się nie stało. Orkiestro, proszę kolejny utwór. Bawimy się dalej!

[media]http://www.youtube.com/watch?v=aZD9nt_wsY0[/media]

Trzeba przyznać, że jegomość z którym rozmawiał porucznik Gavolot już podczas sprzeczki bawił się wyśmienicie. Kiedy ciemność na powrót pęczniała w sali, rozlewając się swymi odnogami i płynąca siecią, ten znęcał się nad służką z pokrwawionymi stopami, piętami. Ta bladą jeszcze bardziej, twarz jej się ściągała, oddychała płytko. Blond włosy matowali, oczy przymykały się. Gavolot uśmiechał się, kiedy jego znajomy gładził dłońmi kobietę. Kiedy a puścił, ta powoli, jak maszyna, ze sztucznością ruchów uszyła przed siebie. Czerwony pędzel malarki zaskrzył się jej u pasa. W sam raz, aby mogła zareagować na lodowatą mackę ciemności oplatającą się jej wokół nogi. To samo mógł dostrzec drwal. Na odwrocie pergaminu Brigid Monk zaczęła pojawiać się uszczypliwa uwaga.

”Mieszczan ani buntowników na zamku nie znajdziesz. Albo?

Z chwilą, kiedy odwróciła wzrok od pergaminu, ona i inni ujrzeli sługę, nagiego, niewysokiego mężczyznę chudej budowy którego obfity zarost i krucze brwi naruszały monopol Islandczyka na brody. Niósł tacę ze złotym trunkiem i jegoi ciemnym doprawieniem. Lecz miast bladości, miał rumienie na twarzy... Nie szare, a czerwony. Zielonymi oczyma spoglądał niecierpliwie, żywo, jakby na coś czekał. Był jakby nie z tej bajki. Pędzel malarki po raz kolejny zaiskrzył.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline