Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2010, 21:22   #11
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Zamek Amber, II piętro, korytarz
Corwin wybiegł z auli i przekonał się, że sala balowa nie była jedynym miejsce gdzie przeprowadzono atak. Cały zamek aż roił się od skrzydlatych upiorów. Książę Amberu zatrzymał jednego z żołnierzy i wziął od niego miecz i przystąpił do walki. Straż królewska szybko zgromadziła się pod jego komendą i przystąpiła do odparcia ataku strzyg. Skrzydlate stworzy nie były trudnym rywalem. Corwin i żołnierze pod jego dowództwem szybko kładli trupem kolejne upiory. Przemierzając krok po kroku zamkowy korytarz, Corwin wraz z odziałem posuwał się w stronę schodów. Chciał jak najszybciej dotrzeć do Benedykta i Randoma. Z każdym zadanym ciosem Corwin zaczął zdawać sobie sprawę, że atak był tylko sprytną zasłoną. Szarża demonicznych stworów była chaotyczna i nieskoordynowana. Brak w niej było jakiejkolwiek myśli taktycznej. Nie mógł to, być więc atak mający na celu zajęcie zamku. Mimo licznych sił, wróg szybko tracił impet i stopniowo przechodził tylko do obrony swoich pozycji i markowania ataku. Biegnąc po schodach Corwin zastanawiał się czemu miałby służyć tak owy manewr. Do głowy przychodziło mu tylko jedno zamach lub porwanie Randoma. Na szczęście byli z nim Benedykt i Julian. Władca Amberu powinien być więc bezpieczny. Corwin jednak chciał osobiście sprawdzić co się dzieje w królewskich komnatach.
Gdy Corwin wbiegł na drugie piętro zobaczył, że tutaj także toczyły się walki. Straż królewska przejęła już inicjatywę i skrzydlate paskudztwa były w odwrocie. Książę Amberu ruszył w stronę królewskich komnat.
- Panie... panie - krzyczała przerażona Collete, podtrzymująca omdlewającego Randoma.
Corwin podbiegł do nich i podtrzymał brata.
- Co się stało? - spytał wystraszonej dworki.
- One porwały niemowlę...
Corwin spojrzał na Randoma. Ledwo stał na nogach, był mocno poraniony i wyczerpany. Księcia martwiło jednak zupełnie coś innego. Wiedział z własnego doświadczenia, że nawet najpoważniejsze rany fizyczne z czasem się zagoją. Rozbiegane oczy i chaotyczny, mętny wzrok króla Amberu, świadczyły wyraźnie o tym, że stracił on kontakt z rzeczywistością.
- Corwin! - krzyknął Benedykt - Dobrze, że cię widzę. Będę potrzebował twojej pomocy.

Aleksander, Connley, Caitlinn, Morgainne
Po krótkiej naradzie cała czwórka młodych amberytów ruszyła na górę. Na szczęście przejście korytarzami było już w miarę bezpieczne. Straż już tylko gdzie nie gdzie toczyła ostatnie potyczki ze strzygami. Większość z nich opuściła już zamek, zostały tylko te najbardziej zdesperowane i agresywne. Aleksander szedł na przodzie, gotowy w każdej chwili odeprzeć atak. Wbiegli na pierwsze piętro i skierowali się w głąb korytarzy. Zatrzymali się przed pokojem Morgainne. Amberytka otworzyła drzwi i pierwsza weszła do środka. To co zobaczyła sprawiło, że zatrzymała się w pół kroku. Podążający za nią towarzysze także przystanęli. Pokój, który Morgainne odziedziczyła po matce, był urządzony nad wyraz skromnie. Proste łóżko, szafa, biurko i niewielki stół oraz para krzeseł. Wszystko wykonane z najtańszego drewna i najprostszych materiałów.
Na stole rozłożona była lniana chusta, a na niej duży wiklinowy, prostokątny kuferek. Jego zawartość rozłożona była na całym stole. Metalowe miseczki, żeliwne moździerze, ampułki z jakimiś wywarami oraz pęczki suszonych ziół. Wszystko ułożone w taki sposób, jakby ktoś przed chwilą stąd wyszedł. Morgainne była wyraźnie zdezorientowana. Mimo to podeszła do stołu i zaczęła pakować wszystko do kuferka. Aleksander i Connely stali w tym czasie na straży.
Nagle cały zamek wypełnił się radosnymi popiskiwaniami strzyg. Z każdą chwilą było coraz głośniej, gdyż kolejne upiory dołączały do skrzeczącego chóru.
Aleksander i Connley stojący na korytarzu zauważyli, że te istoty które jeszcze walczyły zaczęły powoli opuszczać zamek. Najpierw pojedynczo, a potem coraz większymi grupami zaczęły wylatywać przez okna. Zdezorientowani strażnicy patrzyli po sobie, ale cieszyli się że potwory wycofują się.
Gdy kobiety wyszły z pokoju, po szturmie demonicznych istot pozostały już tylko trupy zalegające w korytarzach. Cała grupa ruszyła do sali balowej.
- Aleksandrze - zawołał Benedykt schodzący z góry.
Idący na czele grupy amberyta zatrzymał się i spojrzała na ojca. Ten z okrwawioną kataną i licznymi ranami na ciele schodził z drugiego piętra. Za nim szedł Corwin i Julian, ten drugi także w dość ciężkim stanie. Wyglądało na to, że starsi ameberyci mieli ciężką przeprawę ze skrzydlatymi stworami.
- Zaczekaj - Benedykt zrównał się z synem i rzekł do niego - Te stwory uprowadziły królewskiego syna.
Wiadomość ta zmroziła wszystkich obecnych. Najpierw śmierć królowej, a teraz jeszcze to. Amber został zaatakowany i nadal był w poważnym niebezpieczeństwie.
- Powiadom resztę rodziny, że czekam na nich w żółtym pokoju za półgodziny. W obecnej sytuacji zagrożenia muszę wiedzieć, kto będzie działał na rzecz Amberu, a kto odwrócić się od niego.
Stojący za nim Corwin z uwagą słuchał słów brata.
- Ruszajcie i do zobaczenia.

Zamek Amber, Aula główna
WSZYSCY
Gdy ostatnia strzyga wyleciała przez rozbite okna wszyscy odetchnęli z ulgą. Szturm na zamek został odparty. Dla obecnych gości był to wielki szok, że ktoś odważył się podnieść rękę na królestwo Amberu. Rodzina królewska była potęgą nie tylko w Amberze, ale także w nieskończonej liczbie Cieni i każdy zdawał sobie z tego sprawę. Ktoś kto zdecydował się zaatakować Amber musiał albo być równie potężny, albo szalony. A najpewniej jedno i drugie. Ci, którzy znali historię wojny o tron Amberu przypomnieli sobie o zaginionym przed laty Bleysie. Takie działanie było do niego bardzo podobne.
Służba zaczęła porządkować pobojowisko powstałe na skutek ataku. Jasne było, że uroczystości na tym incydencie się zakończą. Nikt z obecnych gości nie przypuszczał, że może stać się inaczej.
Gdy na sali został zaprowadzony jako taki porządek, a ranni opatrzeni, na mównicę wszedł Benedykt.
- Szanowni goście! Proszę o uwagę! Pragnę was najserdeczniej przeprosić z powodu incydentu jaki miał tu miejsce. Jest to niewybaczalne, że coś takiego miało miejsce i to właśnie w tak szczególnym dni jak dziś. Przyjmijcie przeprosiny, które przekazuje wam w imieniu króla. Pragnę was również poinformować, że Random i Vialle mają się dobrze, podobnie jak ich nowo narodzony syn - Benedykt zrobił dłuższą pauzę, by zobaczyć jak ta wieść zostanie przyjęta przez gości.
Wśród zebranych przeszedł szmer, a po chwili rozległy się brawa.
- Wiwat królewska para! Wiwat królewski syn! - krzyknął jeden z ambasadorów.
- Wiwat! Wiwat! - podchwycili inni.
Benedykt gestem dłoni uspokoił i uciszył zebranych.
- Cieszy mnie wasza reakcja. Jednak nie pora teraz na świętowanie. Atak, którego byliśmy świadkami został co prawda odparty. Winni jednak takiego stanu rzeczy, nie ponieśli jeszcze kary. Król Random już szykuje się do wyprawy wojennej na wrogów naszego królestwa. Królowa Vialle odradzała mu to usilnie, ale nasz władca musi spełnić swój obowiązek wobec królestwa, swoich poddanych jak i wiernych sojuszników. Oczywiste jest więc, że z powyższych powodów dalsze uroczystości zostają odwołane. W imieniu króla pragnę jednak zapewnić, że gdy tylko winni zostaną ukarani, ponownie spotkamy się w tym gronie by świętować zwycięstwo Amberu.
Benedykt pokłonił się przed zebranymi i zszedł ze sceny. Swoje pierwsze kroki skierował ku posłom ze Złotego Kręgu.

LILAVATI
Lilavati przyglądała się jak młoda amebrytka opatruje rany Mandora. Zgodnie z tym co mówił lord Durial, wyglądała na całkowicie niewinną i nie skażoną abmberycką nieufności i podejrzliwością. Musiała się chyba wychowywać z dala od rodziny i dworskich intryg. Choć pozory mogą mylić.
- Witaj księżno - Benedykt pokłonił się przez chaosytką - Przyjmij jeszcze raz, tym razem osobiście, przeprosiny za ten przykry incydent. Zrobimy wszystko, by zapewnić tobie i innym posłom jak najlepszą opiekę. Bardzo boleje nad tym co się stało, a zwłaszcza nad stanem szanownego Mandora. Jak już jednak wspomniałem, winni tego zajścia poniosą należytą karę. Bardzo byłbym rad, gdybyś zarówno ty jak i inni posłowie pozostali przez kilka dni jeszcze u nas gościem, przynajmniej do czasu aż Mandor nabierze sił.

ALEKSANDER
Aleksander słuchał mowy ojca i zastanawiał się czemu to wszystko służy. Z jednej strony na pewno miało zapobiec panice, ale przecież prawdy długo nie da się ukrywać. Zachowanie ojca bardzo go niepokoiło, tym bardziej, że po zejściu z podium odbył wiele rozmów na osobności z wieloma posłami. Aleksander nie mógł się doczekać, aż w końcu i jego ojciec uraczy chwilą rozmowy.
- Witaj synu - przywitał się dość oschle i oficjalnie, jak zawsze z resztą.
- Ciesze się, że dzięki tobie udało się uniknąć wielkiego skandalu dyplomatycznego. I choć wielu uważa, że zbyt mało uwagi poświęciłeś chaosytom, to myślę, że i tak zachowałeś się jak należy.
Benedykt zrobił pauzę i rozejrzał się po sali, jakby obawiał się czy nikt ich nie podsłuchuje.
- To co się wydarzyło jest bardzo niepokojące. Tak jak ci mówiłem, wiele było znaków, że wokół Amberu zaciska się pętla intryg. To - gestem ręki objął całą salę - przeszło moje najgorsze przypuszczenia. Myślę, że śmierć Vialle nie była przypadkowa i ktoś jej pomógł umrzeć. Nie mów o tym nikomu, gdyż na razie nie mam żadnych dowodów. Obawiam się, że to jeszcze nie koniec. Osoba, która porwała królewskiego syna ma zapewne dalekosiężne plany, a my nadal nie wiemy z kim przyjdzie się nam zmierzyć. Dopóki nie poznamy naszego przeciwnika musimy być bardzo ostrożni. Na domiar złego straciliśmy także króla. Random po tym wszystkim co przeszedł, no cóż... najwyraźniej oszalał i nie z nim teraz żadnego kontaktu. Teraz zajmuje się nim Collete, ale przez najbliższy czas nie będzie z niego żadnego pożytku. Rozmawiałem o tym z Corwinem i poparł moją propozycję, bym do czasu wyjaśnienia okoliczności napaści i poprawy stanu Randoma został regentem. Za półgodziny poinformuje o tym resztę rodziny. Mam nadzieję, że wszyscy zrozumieją w jakiej znaleźliśmy się sytuacji i nie będą zarzucać mi chęci przejęcia tronu. Na spotkaniu powiem też o pościgu jaki chce zorganizować Corwin. Chciałbym abyś udał się z nim. Razem na pewno będzie wam łatwiej, a poza tym wiesz że nie ufam mu do końca. Dobrze jeśli ktoś będzie patrzył mu na ręce. Musicie odnaleźć syna Randoma i dowiedzieć się kto stoi za jego porwaniem. Bądź ze mną w stałym kontakcie, bo ten stary lis już pewnie węszy okazję w tym całym zamieszaniu. Mimo jego zapewnień nie wierzę w to, że zrezygnował z pretensji do tronu. I pamiętaj bądź ostrożny.

MORGAINNE
Opatrywanie rannych było bardzo mozolne. Leki i zioła, które miała były doskonałe jeżeli chodziło o rozcięcia i pogryzienia. Niestety tylko w niewielkim stopniu hamowały rozprzestrzenianie się trucizny w organizmie ofiar. Toksyna była bardzo silna i szybko się rozprzestrzeniała. Trzeba było szybko ustabilizować rannych i zająć się szukaniem antidotum. Większość pracy Morgainne musiała wykonać sam, choć miała kilka osób do pomocy. Na początku zajęła się Mandorem, który był w najgorszym stanie ze wszystkich. Co prawda amberycka krew była gwarantem tego, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo , ale i tak Morgainne wolała się nim zająć w pierwszej kolejności. Zdążyła już zauważyć jak amberyci są drażliwi na punkcie etykiety, wolała więc uniknąć kolejnego spięcia na linii Amber Dworce Chaosu. Gdy opatrywała Mandora czuła na sobie nieufny wzrok, księżnej Chanicut która pełniła rolę jego zastępcy.
Gdy Benedykt skończył rozmawiać z posłami z Dworców podszedł do niej:
- Bardzo ci dziękuję kuzynko za pomoc. Dzięki twoim umiejętnością i dobremu sercu udało się uniknąć wielkiego skandalu. Cieszę się, że nie miałaś oporów by pomóc chaosytom. Chciałbym cię też prosić, być nie odstępowała Mandora na krok i jak najlepiej zajęła się jego opieką. To bardzo ważny gość i musimy zatroszczyć się o jego szybki powrót do zdrowia. Tylko tobie mogę ufać w tej kwestii. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.

CONNLEY
Fiona wróciła z podziemi, gdy wszystko było już uporządkowane a o napaści przypominały jedynie wybite okna i ranni leżący pod ścianami. Mimo, że amberytka przeczesała włosy, widać było po niej, że jest strasznie zmęczona. Podeszła do Connley'a i pociągnęła go pod ścianę.
- Słuchaj mnie uważnie - zaczęła szeptem - ten kto stoi za tym atakiem jest bardzo potężny. Próbowałam skorzystać ze Wzorca, ale on dekoncentrował mnie i utrudniał na wszelkie sposoby kontakt z nim. Wiele sił mnie kosztowało, by dojść do środka. A co najgorsze nie udało mi się stanąć w jego centrum. Na szczęście Wzorzec sam mi pomógł. Gdy stałam zaledwie krok od celu, zobaczyłam... - Fiona zawahała się, by znaleźć odpowiednia słowo na to czego doświadczyła - wizje przyszłości. Do Amberu poprzez Cienie zbliża się ogromna flota. Ktoś szykuje potężny atak na Amber. To czego byliśmy świadkami dzisiaj to tylko preludium. To co się zbliża do nas jest po wielokrotnie groźniejsze. Ktoś ma opracowany doskonały plan oraz środki do jego realizacji. Chciałabym, abyś odprowadził Caitlinn do bezpiecznego Cienia, z dala od Amberu. Nie chcę aby się jej coś stało, a jak sam widzisz Amber przestał być spokojnym miejscem. Potem musimy zająć się odszukaniem człowiek, który za tym wszystkim stoi. Ja muszę zostać na zamku, by mieć tutaj na wszystko baczenie, ale ty będziesz musiał wyruszyć w niebezpieczną podróż Connleyu.

MORGAINNE
Gdy MOrgainne skończyła opatrywać najbardziej rannych gości podszedł do niej Corwin.
- Cieszę się, że nie ucierpiałaś w wyniku ataku i możesz służyć swoją pomocą innych. - Corwin uśmiechnął się szeroko i wziął amberytkę pod rękę - Przejdźmy się dobrze.
Przeszedł z Morgainne pod ścianę i ściszonym głosem rzekł:
- Wybacz moją nieuprzejmość, ale muszę cię ostrzec. Jesteś na zamku od niedawna i dopiero poznajesz zwyczaje tutaj panujące. Jak już ci mówiłem bądź ostrożna i uważaj co komu mówisz. Nie wszyscy są przyjaźnie nastawieni, nawet mimo stwarzanych pozorów. Najbliższy czas przyniesie wielkie zmiany i mogą one być bardzo niebezpieczne. Ten atak, porwanie zostały doskonale zaplanowane i myślę, że to nie koniec. A znając naszą rodzinkę, każdy przy tej okazji będzie chciał coś ugrać dla siebie. Uważaj na siebie i nie daj się manipulować. Nie chciałbym, aby stało ci się coś złego. Proszę.
Corwin dyskretnie wsunął w dłoń Morgainne chłodną kartę Atutu:
- To Atut jednego z moich Cieni. To bardzo bezpieczne miejsce. Nikt poza mną nie wie o jego istnieniu, a to jedyny Atut tego miejsca. Gdybyś była w niebezpieczeństwie ukryj się tam i skontaktuj ze mną. Przybędę jak tylko będę mógł najszybciej.

Zamek Amber, Żółty Pokój
Benedykt zebrał z żółty pokoju wszystkich amberytów, którzy stawili się na święcie. Ku zdziwieniu wszystkich zajął miejsce, które przysługuje królowi Amberu. Dla wielu był to już jasny znak tego co zaraz nastąpi. Część członków rodziny usiadła przed Benedyktem, a inni ostentacyjne stali. Benedykt powiódł wzrokiem po zebranych i chwilę się im przyglądał, po czym rzekł:
- Powiem krótko to co ma do ogłoszenia, a później oczekuje deklaracji z waszej strony. Wszyscy wiem do czego dzisiaj doszło. Ktoś ośmielił się zaatakować Amber. Na razie nie wiadomo, kto stoi za tym zamachem. Na domiar złego straciliśmy parę królewską. - słowa Benedykta były twarde i oschłe, mówił zupełnie inaczej niż na sali balowej - Vialle zmarła w czasie porodu, a Random stracił zmysły i nie ma z nim kontaktu. Wobec zaistniałej sytuacji, w porozumieniu z Corwinem, ogłaszam się regentem Amberu. Stanowisko regenta będę pełnił do czasu wyjaśnienia całej sytuacji i ukarania winnych.
Benedykt niczym lew szykujący się do ataku, obserwował swoich rozmówców.
- Chciałbym usłyszeć waszą deklarację lojalności wobec Amberu i mnie jako regenta. Corwin?
- Sytuacja jest wyjątkowa i wymaga wyjątkowego rozwiązań. Jak już ci mówiłem Benedykcie, oczywiście wspomogę Amber i jego prawowitego władcę.
- Fiona?
Fiona milczała kilka sekund wpatrując się Benedykta:
- Ja również wspomogę Amber w tej trudnej chwili.
- Llewella?
- Benedykcie jak nikt inny spośród nas zasługujesz na tytuł pierwszego obrońcy Amberu. Jestem z tobą.
- Julian?
- Stałem i nadal stoję na straży spokoju i porządku Amberu. Obecna sytuacja niczego nie zmienia.
- Flora?
- Jestem z tobą Benedykcie.
- Moinque?
Dziewczyna najpierw spojrzała na matkę, a potem bardzo zalotnym spojrzeniem na Benedykta:
- Ja również Benedykcie, będę ci służyć z wielką przyjemnością i ochotą.
- Rinaldo?
- Hmm... Widzę, że sytuacja jest nader poważna. Nie mogę powiedzieć ani tak, ani nie. Z Randomem mieliśmy pewne niepisane umowy i nikt mi nie zagwarantuje, że będą nadal przestrzegane. Na pewno wspomożemy Amber w chwili zagrożenia, tak jak to robiliśmy zawsze. Jednak dużo zależy od tego jak względem mnie, królestwa Kashfy i moich ludzi będzie zachowywał się regent - Rinaldo patrzył spod pochylonej głowy po wszystkich zebranych - Wszystko więc zależy od sytuacji i wymagań jakie będzie miał regent.
- Rozumiem - odparł regent Amberu - Nie musisz się obawiać, nic się nie zmieni pomiędzy Amberem a Kashfą, a w wszystkie umowy będą respektowane.
- Nawet te nie pisane pomiędzy mną, a Randomem?
- Martin?
- Jakoś radziliście sobie tutaj beze mnie, to i teraz sobie poradzicie - przy tych słowach uśmiechnął się szeroko - Mam ważniejsze sprawy, niż wasza kolejna wojna. Myślałem, że masz coś ważniejszego niż te puste, polityczne dyskusje. Idę zobaczyć co z moim ojcem. Bywajcie.
Po tych słowach wstał, pokłonił się zebranym i wyszedł.
Benedykt tylko odprowadził go wzrokiem i kontynuował przepytywanie:
- Hektor? Samson? A jakie jest wasze zdanie?
Bracia którzy przez cały czas uważnie wszystkich słuchali, spojrzeli po sobie. I mimo, że nie wypowiedzieli ani słowa, amebryci odnieśli wrażenie, że rozmawiają między sobą.
- Zostaniemy jeszcze przez jakiś czas w Amberze. Jeżeli w tym czasie nasza pomoc okaże się potrzebna, nie omieszkamy jej udzielić - odparł lakonicznie Hektor.
Benedykt wstał, dając tym samym znak, że audiencja u nowego regenta Amberu dobiegła końca.
- To wszystko. Dziękuję wszystkim za obecność. Do zobaczenia, mam nadzieję w bardziej przyjemnych okolicznościach.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline